niedziela, 12 lipca 2015

WAŻNE!

Uwaga, Wataho Zorzy Polarnej!!!
Myślałam długo o tej sprawie, ale w końcu się zdecydowałam. ZAWIESZAM watahę na czas nieokreślony. Sądzę, że skończyły wam się pomysły... Nie dawałam wam rygoru za nie pisanie opowiadań i proszę - połowa watahy nic nie pisze. Sądzę, że poprawy nie będzie. Trudno jest mi zamykać tę watahę... 
Bo...
''Tyle wspomnień,
Tyle łez,
Tyle marzeń i słodkich dni,
Tyle przeżyć,
Tyle przygód,
Tyle dumy,
Tyle uśmiechu.
Czy na pewno w tym czasie? Zawsze.''
Wszystkim członkom watahy serdecznie dziękuję za pisanie opowiadań i aktywność. Dzisiaj 12/07 wybiła data jednego roku mojej przygody z wilkami. W ten dzień rok temu, dołączyłam do pierwszej watahy. Co ująć - Kocham Was <3
Chcę pozdrowić wszystkie wilki i podziękować z całego serca. Dzięki wam rozwinęła się we mnie pasja, przygoda i jedność. Nauczyłam się dużo rzeczy, między jednymi:
''W grupie siła''
Na chwilę obecną zostawiam tę watahę, ale nie znikam na zawsze! :D
ZAPRASZAM DO NOWEJ WATAHY STWORZONĄ PRZEZE MNIE
Tutaj spełniają się marzenia...
Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie do wataszki (: 
Przede wszystkim jest więcej konkursów, nowości i wiele innych :D 
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję,
może nie ostatni raz na tej watasze
~Octavia.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Od MidAssassin'a ''W poszukiwaniu zapomnienia cz.1"

Latałem sobie tak po całej watasze. Sens? Brak. Straciłem już poczucie życie przez odejście Arya i oczywiście mojego ostatniego szczeniaka. Miałem powoli wszystko gdzieś. Zapisałem się do Puissance Team w poszukiwaniu jakiejś szybkiej przygody. No ale jak widać poszło wszystko w błoto, bo dopiero się zapisujemy. Później będą pewnie testy naszej siły i wytrzymałości. Lecz nie to mnie martwiło. Wróciłem lekko zdenerwowany do jaskini i otworzyłem gablotę za którą były moje bronie. Wpisałem kod i otworzyłem. Stroje maskujące, ukryte ostrza, strój assassyna, noże do rzucania, noże wojskowe, karambity, kusze, pistolety i wiele, wiele innych rzeczy do zabijania. Nie założe stroju assassyna, bo z tym skończyłem. Jestem ,,wilkiem emerytem" u assassynów. Gdyby coś większego się działo mam tam się zjawić. Wyjąłem strój maskujący, noże do rzucania i dwa ukryte ostrza połączone z kuszami i pistoletami. Wybiegłem na zewnątrz i wiedziałem co mam zrobić. To było głupie i niespodziewane jednak........ dawne plany..... zmieniły się w rzeczywistość... Ide szukać Arye!

Od Snow'a "Wyprawa po Lodowy Kryształ cz4" (cd. Mirand)

 Te zadanie było trudne. Dlaczego White wybrał mnie, a nie Miranda? Cóż... Mam te moc, mam te moc, rozpalę to co się tli... (XD). Zamknąłem oczy. Nie wiedziałem czy bardziej się zrelaksować i oczyścić umysł, czy skupić. Ostatnia szansa... ok... nie wiedziałem co robię... otworzyłem oczy i.... w ręku miałem płatek! W dodatku inne płatki się nie roztopiły.
-Brawo! - krzyknęli razem.
-Uf... dobra... - próbowałem wziąć oddech. - White, masz jakiś pojemnik na ten płatek śniegu?...
-A zgadnij, że mam... - wyjął (nie wiadomo skąd) lodowe pudełko - proszę.
Ostrożnie włożyłem śnieżynkę do pojemnika. Myślałem, że został nam jeszcze tylko ten kamień szlachetny, ale nie... wzięliśmy złą wodę i teraz musieliśmy się wracać.
***
Byliśmy już przy jeziorze. Mirand wyjął buteleczkę, w której znajdowała się woda ze złego jeziora. Basior ją wylał i napełnił od nowa. Tym razem wszystko pasowało.
-Dobrze. - powiedział mój brat. - Teraz niestety musimy się pożegnać...
-Co?! Dlaczego?! - spytałem go zbulwersowany.
Lecz on nie odpowiedział. Po prostu zniknął. Myślałem, że White pójdzie z nami...

<Mirand? Sory, że długo nie odpisywałem, ale ta nieaktywność watahy... zaraziłem się XD>

Od Snow'a "Wyspa Pająków cz8" (cd. Elise)

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Elise leżała, a ja stałem. Do sali wszedł lekarz, w dość szybkim tempie. Chciałem coś powiedzieć, więc uniosłem palec i otworzyłem usta, ale lekarz mnie uprzedził. Zamknąłem usta i opuściłem dłoń.
-Wadera będzie mogła wyjść za 2 dni. Na razie musi odpoczywać. - powiedział.
-Może odpoczywać w domu... - dodałem nonszalancko
-Ale ona zostaje TU - podkreślił.
-Jak szanowny pan woli... - ukłoniłem się i wyszedłem.
***
W nocy oczywiście wziąłem drabinę, przybiegłem do szpitala i wdrapałem się na okno. Na łóżku leżała Elise, zaskoczona, że przyszedłem. Na pyszczku nie miała już maski.
-Cześć. - przywitałem się jak gdyby nigdy nic.
-Co tu robisz? - spytała mnie.
-Hm... -zastanowiłem się. - Porywam cię. Zgadzasz się?
-Pewnie.
Wziąłem ją na ramiona i w tym samym momencie na salę wbiegł lekarz. Wyskoczyłem zza okna a budynek wybuchł.
***
Obudziłem się. A więc Elise nadal leży w szpitalu... szkoda. Poszedłem do kuchni, gdzie znajdował się mój towarzysz - Reindeer.
-Witaj. - powiedział.
-Dobry. - odpowiedziałem zapominając o "dzień". - Reindeer... nie wiesz przypadkiem ile spałem?
-Hm... w piątek poszedłeś do Elise, sobotę cię nie było, późnym wieczorem przyszedłeś smutny ze szpitala i postanowiłeś przespać dwa dni. Udało ci się. Nie byłeś w szkole, dzisiaj wtorek.
-Zagmatwane to... - miałem usiąść, ale zrozumiałem jedno. - Elise nie jest już w szpitalu?!
-Tak.
Od razu do niej pobiegłem. Musiałem przetrawić wszystko co się stało.

<Elise? Sorry, że taka długa przerwa, ale ta nieaktywność watahy... zaraziłem się XD Myślę, że pora już kończyć tą serię - masz pomysł na nową? :3 >

niedziela, 5 lipca 2015

od Sunset "Początek mojego końca cz.1" (cd.Artemis)

Pierwszy raz, od wstąpienia do watahy, nie miałam najmniejszej ochoty iść do szkoły. Ale nie powinnam uciekać z lekcji i robić sobie zaległości... Ech, pewnie i tak już niedługo nie będę chodziła do szkoły, ale puki jestem sobą mam swoje obowiązki... Nie mogę zwracać na siebie uwagi, więc znalazłam jakąś zimową czapkę i wcisnęłam ją na głowę zasłaniając już dostrzegalną ilość czarnych kosmyków. Będę twierdziła, że jest mi zimno. Szkoda tylko, że jest ze 28 stopni na zewnątrz. Zebrałam książki do torby i wyszłam z jaskini. Kiedy stanęłam przed wejściem miałam ogromną ochotę zwiać, ale zwalczyłam pragnienie i poszłam do szkoły.

*******

Na lekcjach nie byłam w stanie się skupić. Wszystko mnie rozpraszało i niewyobrażalnie drażniło. Każdy szept, każde szurnięcie kartką i skrobnięcie piórem, a to wszystko wydawało mi się takie monotonne i bezmyślne. Męczyłam się na lekcjach i wyczekiwałam nawet najkrótszej przerwy pomiędzy zajęcia mi by móc choć trochę ochłonąć. le za każdym razem miałam ochotę zwiać i nie iść na następną godzinę męczarni. Na przerwie przed ostatnią lekcją wyszłam na dziedziniec i usiadłam pod ulubionym drzewem basiorów, którzy siedzieli na nim i teraz, ale w mniejszym składzie niż zwykle. Byli Snow, Mirand i Tsune, brakowało Lutina i...G... Dobrze że Lut przychodzi do szkoły. Co prawda nie jest w stu procentach tym samym Lutinem  co zwykle, ale to nie zmienia faktu, że ja na jego miejscu po czymś takim nie wychodziłabym z łóżka prze jakiś miesiąc. Trzyma się ten basior bardzo dobrze. Przynajmniej mam taką nadzieję... Siedziałam z zamkniętymi oczami i pewnie wyglądałam dość dziwnie, bo Mirand zsunął się trochę z drzewa by na mnie popatrzeć. Otworzyłam oczy i przyłapałam go na podglądaniu mnie. Basior uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech, ale jakoś tak...niechętnie?

-Nie za gorąco ci w tej zimówce? Jest tak ciepło.

Miał rację, ale nie mogłam tego okazać, bo straciłabym przykrywkę, więc tylko poprawiłam czapkę.

-Nie. Jest mi w sam raz.

-Jesteś pewna? Możesz od tego dostać udaru. Lepiej, żebyś ją zdjęła.

-Dzięki za troskę, ale nie. Umiem sama o siebie zadbać.

-Jak tam chcesz. Ale nie mów potem, że nie ostrzegałem.

-A może ona boi się zdjąć czapkę? - zasugerował Tsune. Nie zdążyłam się powstrzymać i instynktownie złapałam nakrycie głowy dając basiorom znać, że mi na niej zależy. Tsune spojrzał się tylko na Miranda, zeskoczył z drzewa i szybkim ruchem zerwał mi zimówkę z głowy.

-Nie! - krzyknęłam i próbowałam zakryć swoje włosy. Mirand i Tsune na chwile zaniemówili, a Snow, którego wcześniej nie obchodziło to co się dzieje, nagle się zainteresował.

-Wow. Co ci się stało z włosami? Przefarbowałaś sobie?

Puściłam jego komentarz mimo uszu. Wkurzona wyrwałam Tsune'owi czapkę i nie z własnej woli pchnęłam go przy pomocy magi na ziemię. Podniósł się i popatrzył na mnie zdziwiony. Fuknęłam, założyłam z powrotem zimówkę zasłaniając "pofarbowane" włosy i ruszyłam do budynku szkoły. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek oznajmując początek lekcji, więc weszłam od razu do sali. Lekcja w typie tych szczególnie nudnych. Dziwne, zwykle mnie lekcje nie nudzą, a jeśli chodzi o Zaklęcia i Uroki, to był mój ulubiony przedmiot. A teraz? Nie mogłam się na niczym skupić i co chwilę wodziłam bezsensownie wzrokiem po sali. W pewnym momencie spostrzegłam, że Octavius na mnie patrzy i poczułam nagły strach. Tylko, że to nie ja się bałam. Czyżby On się bał Octaviusa? Ale czemu? Nagle świat przed oczami mi się rozmazał i pojawił się Nightwolf Moon. >Po lekcji masz od razu wracać do jaskini, bez jakichkolwiek postojów! Tylko nie zwróć na siebie niczyjej uwagi.< Świat znów stał się wyraźny. Zerknęłam na wilki siedzące najbliżej mnie czy przypadkiem ktoś nie zobaczył mojego odpływu. Na szczęście nikt nic nie spostrzegł. Otrząsnęłam się, otworzyłam książkę i zaczęłam czytać, a raczej próbowałam...

***

Kiedy lekcja się skończyła czym prędzej pozbierałam swoje rzeczy. Niestety zatrzymał mnie nie kto inny jak sam Octavius, cóż za wyróżnienie. Co? Już nawet przestaję myśleć jak ja...

-Sunset, mogłabyś zaczekać chwilę? - odezwał się profesorek zza biurka. -  Muszę z tobą porozmawiać.

-Ja...ja nie bardzo mogę - zaczęłam się wycofywać z sali. 

- Masa pracy domowej, uczenia się na jutro i...

-To zajmie tylko chwilę

-Jeszcze miałam się spotkać z Artemisem...Na prawdę nie mogę proszę pana... Może jutro?

-Ale to jest ważne.

-Muszę już iść profesorze. Do widzenia!

Wybiegłam z sali zanim Octavius zdążyłby powiedzieć coś jeszcze... Co się ze mną dzieje? Kompletnie tracę już siebie... Pobiegłam korytarzem i wpadłam prosto na Lutina rozmawiającego z Galaxy'ą. Czemu zawsze na niego?

-Uważaj jak chodzisz! - powiedział Lutin.

Odwróciłam się do niego i z moich ust poleciały nie moje słowa:

-A może ty byś uważał jak stoisz i nie ładował mi się pod łapy?

-Co cię ugryzło? Gorszy dzień, czy co?

-Problem? Idź się wypłacz grobowi, jak ci to przeszkadza.

 Lut zamilkł, a w jego oczach pojawiła się pustka. Wycofał się pod ścianę i osunął po niej praktycznie bezwładnie. Galaxy spojrzała na Lutina, a potem rzuciła mi chłodne spojrzenie..

-Wiesz? To nie było zbyt miłe.

-No i? Ty się SMOKU nie wtrącaj.

Ktoś wybuchł za mną głośnym śmiechem. Nie odwracając się domyśliłam się, że to Amai, bo Galxy skrzywiła się patrząc w stronę skąd dobiegł śmiech. 

-Ale ci pojechała!!! Brawo Sunset! 

-Pozwoliłam ci się śmiać? - warknęłam. Kiedy zaczęłam wymianę zdań z waderą, Galaxy zabrała od nas Lutina. Koszmarnie go potraktowałam. - Ładnie to tak podsłuchiwać czyjąś rozmowę? I odkąd to niby jesteśmy na ty?

-Ej, spokojnie. Wszystko okej?

-Nie zadawaj mi durnych pytań. Lepiej zmiataj stąd zanim się wkurzę.

-Dobra, skoro nie chcesz mojego towarzystwa to powiedz to normalnie a nie w taki sposób...

Warknęłam na waderę i odeszłam od niej. Wybiegłam ze szkoły i ruszyłam do jaskini. W drodze ochłonęłam trochę i dopiero wtedy dotarło do mnie co się stało. Co to miało być?! Aż tak już nie jestem sobą? >To kara za nieposłuszeństwo. Nie słuchasz moich poleceń to sprawię, że  skrzywdzisz swoich przyjaciół twoimi łapami. Zapamiętaj to sobie!< Warto wiedzieć... Rozejrzałam się uważnie po okolicy. Trawa lekko kołysała się muskana wiatrem. Jakiś motyl latał z zainteresowaniem wokół jakiegoś kwiatka. Parka ptaków, chyba rudzików, uwijała się przy gnieździe wysoko na drzewie. Słońce przebijało się przez liście i muskał mój pyszczek. Wszytko to było takie jak zwykle. Świat nie przejął się, że jeden z pyłków na jego wyjściowej marynarce właśnie stał się więźniem swojego ciała. Uśmiechnęłam się pod nosem.

-A więc taki mój los? Zostać pokrowcem na demona?

Wiatr delikatnie rozwiał mi włosy. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w krajobraz. Łza spłynęła mi po policzku. Już, więcej tego nie wszystkiego nie zobaczę. Zeszłam z drogi i weszłam w gęstwinę. Spojrzałam jeszcze raz za siebie.

-Do widzenia świecie. Miło było!

Odwróciłam się i zniknęłam w lesie. Przez następne 10 dni nikt mnie nie widział i każdego dnia traciłam część siebie...

<Artemis?>

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Diany ,,Po co nas tu sprowadził?" cz.4 (cd. Darksus)

Grupa wilków pobiegła do lasu. Heh,nie ogarniam,pomyślałam.
-Czyli że Drayki to Darksus? Ten szczeniak itd.?-zapytałam.
Alfy pokiwały głowami. Dowódca mrugnął do mnie. Jezu,jaki zbok! On dorosły,a do nastolatek się przystawia? Drayki zauważył to i zrobił niezadowoloną minę. Szybko do niego podbiegłam. Pedofil tylko się uśmiechnął i odwrócił się do wojowników.
-Czego on od ciebie chce?-szepnął Darksus.
-Huh,mam nadzieję,że nie to co podejrzewam...-odparłam.
Mój chłopak przytulił mnie do siebie. Powoli zaczęłam się uspokajać. Para Alf przyglądała się nam z zaciekawieniem,ale miałam to gdzieś. Po jakimś czasie wrócili myśliwi. Kucharze zabrali sarny i zabrali się do przygotowywania posiłku. 
-Może was oprowadzić?-zapytał wuj Drayki'ego.
-Pewnie-odparł Darksus.
Zobaczyliśmy wszystko. Terenów było zdecydowanie mniej niż u nas. Wróciliśmy idealnie na ucztę. Usiedliśmy na miejscach. Alfa wzniósł toast.
-Za Darksusa!-powiedział.
Zawtórowaliśmy mu. Kiedy uczta się skończyła,był już wieczór. Wilki rozeszły się do jaskiń. Wadera Alfa poszła już spać,a basior zaprowadził nas do naszych jaskiń. Byłam tak zmęczona,że zasnęłam od razu. W nocy obudziły mnie jakieś hałasy i czyjś oddech. Otworzyłam oczy. Nade mną stał...
-DRAYKI!-wrzasnęłam głośno.-POMOCY!!!
Drayki,proszę,pospiesz się,pomyślałam.
<Drayki? Wiesz kto przyszedł? XD>

Od Dark Raylupusa ,,Po co nas tu zabrał? cz.3" (cd. Diana)

To jakaś paranoja. Wszystko tutaj było podejrzanie znajome. Te tereny, tamte wilki, a te Alfy również! 
-Rozkuć go baranie łby!-ryknął samiec Alfa.
Wojownicy zmieszani popatrzyli najpierw po sobie, a następnie na mnie. Posłuchali rozkazu. Podobnie jak ja niczego nie rozumieli. Partnerka przywódcy watahy podeszła do mnie. Patrzyła jakby widziała...kogoś kto był martwy? Nie wiem, w każdym razie jej spojrzenie było we mnie wbite. Diana obserwowała całe zajście. Nagle ni stąd ni  zowąd ta wadera Alfa przytuliła mnie i zaczęła płakać. Nie miałem pojęcia co mam robić.
-Darksusku....-wychlipała.-Ale jak?
-O kogo chodzi?-zapytałem.
-Czyli nie pamiętasz... Nie ma się co dziwić... byłeś taki mały...-mruknął basior również podchodząc do mnie.
-Tak dawno...-wyszeptała cicho wadera.
-Przepraszam bardzo, ale ktoś mógłby wyjaśnić co się tu dzieje?-wtrąciła Diana.
Chętnie zadałbym to samo pytanie, pomyślałem.
Samiec Alfa westchnął.
-Kiedyś nie my byliśmy Alfami tej watahy... Mój brat i jego żona nimi byli...-zaczął basior.-Ale pewnego dnia po prostu zginęli zostawiając potomka, ale zbyt małego żeby przejął władzę, więc oddano przywództwo nad watahą nam i naszym potomkom.
Samica Alfa potakiwała.
-Ten mały szczeniak miał na imię Darksus-ciągnąc dalej popatrzył znacząco na mnie.-Ale i jego później zabito.
Teraz rozumiem jeszcze mniej, pomyślałem.
-Szaman-przekierował wzrok na dowódcę (który stał podejrzanie blisko Diany) miał przywrócić go do życia... Ale coś poszło nie tak i duch młodego wilka uciekł...
-I teraz jesteś tu... Pozostaje pytanie tylko jak...-dokończyła wadera.
Usiadłem z wrażenia.  Wiem skąd pochodzę! Nie nazywam się Dark Raylupus, tylko Darksus. I to faktycznie nie jest moje ciało... Czyli tamten dzienny miał rację...
-Słuchajcie łowcy-mój jak okazało się wuj zwrócił się do innej grupy wilków.-Idźcie szybko do lasu i upolujcie coś. Będziemy świętować to, że Darksus żyje i jest tu.
<Diana?>