sobota, 28 lutego 2015

Od Vapper

- Agrhh...- zawarczałam.
Naprawdę się wkurzyłam, za to, że ktoś rzucił we mnie kulą ognia. W moim oczach palił się niemal żar. Nigdy wcześniej nie czułam takiego gniewu! Nawet na Tekilli... Ale to już inna historia. My tu gadu-gadu a płyta się kończy. Rozważnie ujmując: Jednak powstrzymałam się i trochę opanowałam. Gościła we mnie jeszcze złość, ale w ciąży...Uh... Nie mogłam się przemęczać nawet psychicznie. Wszystko nabrało obrotu sprawy. Dziwne... I tak, musiałam zgotować zemstę na jakieś ofierze. Szczególnie na tym Zuko.
- Jeffuniu! Widziałeś alfuśka WCN?- zawarczałam.
- Jest w szpitalu - odrzekł.
Na to usłyszałam jakby zerwanie taśmy filmowej.
- Jak to JEST W SZPITALU?!
- Był już raz, kolejny go dobił- westchnął.
- TO, TO... UHHH... Kto jest jeszcze na tej planecie ''przy życiu''?! - powiedziałam sarkastycznie, a przy ostatnich słowach wygładziłam zdanie i spojrzałam w inną stronę. 
Dalej walczyła moja podróba.
- Bardzo się stęskniłam... Tak bardzo, że moja aż się pali!- zaśmiałam się antagonistycznie.
Miałam wizję, że podczas śmiechu koło mnie pali i żarzy się czysty piekielny ogień. Przestałam się śmiać, wyprostowałam, machnęłam delikatnie łapą i ODPALIŁAM PIŁĘ. Pobiegłam jak szalona na waderę i zaatakowałam ją piłą. Wadera poleciała kilka metrów dalej. Wtedy, uderzyłam w nią moją maną. Rzuciłam piłę na ziemię, usiadłam, zaklaskałam w łapy:
- Tsa... Bye, bye baby....

Od Insaki ''Czy można mi zaufać?'' cz.1 (CD. Draco?)

Odeszłam z rodzinnej watahy, nie znoszę ich, nie wrócę, nie potrzebuję ich, oni nie potrzebują mnie, mijały godziny a ja byłam załamana, teraz zmieniłam się w człowieka, chodziłam z kapturem na głowie, zaczął padać deszcz, było ciemno, usiadłam po drzewem trzymając rękoma nogi, schowałam głowę w kolana i zaczęłam płakać, minęło kilka minut, usłyszałam szelest, podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą wilka, ten zaczął tak jakby, uciekać
- Hej! Poczekaj!
Krzyknęłam za nim, on uciekał dalej, wstałam i mimo wszystko biegłam za nim, potykałam się o własne nogi, mimo to, biegłam, on był szybszy, zmieniłam się w wilka
- Poczekaj!
On mimo wszystko biegł, teraz nie mogłam odpuścić mimo wszystko, biegnąc jako człowiek strasznie się zmęczyłam, nagle straciłam go z oczu
- Ku*wa! - krzyknęłam pełna złości, usiadłam w deszczu
- Potworze
Po co mi to robisz?
Moje serce, nie chce.
Pragnę to zrobić, ale serce mówi nie.
Po co mi serce?
Po to żeby żyć...
Lecz jak mogę żyć.
Jeżeli nie mam czym?
Wtedy zaśpiewałam kawałek mojej piosenki, przygnębiona usiadłam, byłam przemoknięta do suchej nitki, nigdzie żadnej jaskini, najmniejszej norki, żeby przenocować, spuściłam głowę w dół
- Moje serce.
Nie istnieje.
Jestem z kamienia.
Jestem potworem.
Którego nie da się kochać.
Moje serce.
Dawno nie istnieje.
Zniszczyłam je.
Swoim nieszczerym kłamstwem.
Potworze.
Czemu mi to robisz...

Poczułam ogromną złość
- Witaj.
Usłyszałam głos basiora, podniosłam łeb w górę, to był ten wilk za którym biegłam
- Cześć. - uśmiechnęłam się lekko
- Jak się nazywasz?
- Insaki, a ty?
- Draco.
- Co tu robisz... Draco?
- Przechodziłem, a ty? Nie jesteś z naszej watahy, prawda?
- Nie, nie jestem.
- A szukasz watahy?
- Tak!
- Może zechcesz dołączyć do naszej?
- Z wielką przyjemnością!
- To chodź.
Poszłam za Draco, wydawał się miły, mam nadzieję że tak jest

(CD. Draco?)

Od Sonatana

Kurde, wojna, wojna i wojna. Kolejny męczący dzień. Powoli miałem dość, czekałem spokojnie pod drzewem kiedy wróg wróci ze szpitala. Podeszła do mnie Kaya.

- Jak sobie radzisz?- usiadła obok mnie.
- Nawet dobrze... Tylko, że tylko jednego wilka... Emmm ''zgrzmociłem'' - uśmiechnąłem się.
- Eee, tam... Dopiero teraz wracają, o patrz!- wskazała łapą na idące w drugiej strony pola wilki.
Niektórzy stanęli jak dęba i już na nich napierali.
- Niektórzy bardzo i to bardzo są waleczni - wstałem i obserwowałem walkę.
- Tak... Lepiej dajmy im by... ''Przestrzeni''. Jak tam wpadniesz mogą nawet ciebie staranowąc- zaśmiała się.
- Fakt... Ej, popatrz - kiwnąłem łbem.
Białej waderze- Savannie, co już raz dałem jej nauczkę udało się uciec i zmierzała w stronę lasu.
Spojrzałem na Kayę, a ona na mnie.
- ADVENTURE TIME!- krzyknąłem i poszedłem z Kayą za waderą.
Skradaliśmy się za nią krok w krok. Potem zniknęła nam z oczu.
- Gdzie ona się podziała?- rozejrzała się w okół Kaya.
- Może udaje gdzieś latawca?- zapytałem.
- Eee... Bardziej ''normalna'' czynność...- westchnęła.
- I tak, chodź... Poszukajmy jej... Może już stado najaranych gniewem wilków ją dopadło - ruszyłem dalej.
***
- A pamiętasz... Kiedy byliśmy w tej dżungli i nam się nudziło?- zaśmiała się Kaya.
- A niby co?- zdmuchnąłem grzywkę z twarzy.
Taki świat nasz,
że wrogowie śmieją się prosto w twarz
Odbierają czego nie da się dać
łupią chwile utracone - zaśpiewała i wskazała na odcisk łapy - odcisk wrogiej alfy.
Zamiana ról
Ma nauczka w moment zada im ból
Zadam cios i spojrze jak lecą w dół
Spłoną na stosie obsesjii - dośpiewałem i wskazałem w stronę jakieś nory. Odciski łap właśnie do niej prowadziły. Weszliśmy do niej, było tam dużo miejsca. Jak w luksusowej jaskini.
- A może tu oni się chowają, skurczybyki - parsknęła Kaya.
Biegnij co tchu, wypatruj przewagi
Zapłacisz do cna, gdy Ci wolność da! - zaśpiewała. Naszym oczom ukazało się wielkie zwężenie... Ale nie byle jakie. było tam pełno dziur! Jakby tam kopało setki olbrzymich kretów! Dziur było niezliczenie wiele, niektóre były aż pionowe, niektóre spadały prosto w dół, tak jak winda do piekła. Nagle przy jednej z dziur zobaczyliśmy biały ogon.
- Łap ją!- krzyknęła Kay.
Piekło będzie za twym progiem
Zapłacisz do łez
Karm się złem tym, którym nas
Wkopałeś po kres - zaczęliśmy ja gonić. Kaya została w jednym otworze, czekając na uciekinierkę.
- Tutaj - zaśmiała się, gdy wadera chciała wyjść wyjściem w którym ona stała. 
Bawiliśmy się tak cały czas z zmęczoną ją waderą z wrogiej watahy, ale nam zabawy w chowanego jeszcze nie wystraczało.
Wieczne dni, pełne potępienia
Już po wieczność twą
Drzwi do zamku d'lf
Już otwarte są - zaśpiewała Kaya.
- A co zamek d'lf?- zapytałem.
- Nie mam pojęcia, taka piosenka przygotowana do sytuacji.
Wadera, bardzo przestraszona uciekła z nory. Wtedy Kaya rzuciła w nią maną swojej magii. 
- Twoja kolej!- krzyknęła Kaya do mnie.
- Dobrze więc...- i rzuciłem w nią swoją maną.
Obydwa strzały trafiły.
- Kaya... Mam pytanie i jestem troche zdegustowany...
- Tak?
- Czemu twoja mana jest niebieska a moja czerwona?

Od Solaris'a ''Szczeście przemienia się w koszmar cz.6''

Walczyłem z Sazanem, kiedy Artemis wtargnął do pokoju. Wywołaliśmy zaklęcie. Polegało na tym, że na wroga napiera ''tunel'' naszych mocy, a Sazan swoim zaklęciem musi je odpędzić. Firnen, też wpadła do pokoju.
- O nie... Biesiada Mazowiecka?-westchnął Artemis.
Teraz na Sazana napierały trzy potężne moce. W końcu, Sazan odepchnął je zaklęciem. Wcelowały one prosto w ścianę. Mury zaczęły się burzyć.
- Szybko!- krzyknąłem i wziąłem Firnen za łapę.
Artemis, wyleciał za nami z okna i obydwoje uciekliśmy na tereny naszej watahy.
- Zawsze musicie mnie w cos wplątać!- powiedział z uśmiechem Artemis i odleciał.
- On taki zawsze?-zapytała Firnen.
- W nocy jest gorszy niż zwykle- uśmiechnąłem się.
THE END XD

Od Firnen ,,Szczęście przemienia się w koszmar" cz.5 (cd.Solaris)

Artemis zabrał mnie z budynku. Trochę mi ulżyło. Ale nie za bardzo,bo nie chciałam zostawić Solarisa. Kiedy Artemis mnie zgarnął(co przyszło mu z niewiarygodną łatwością) zacząłam się szarpać.
-Nie! Chcę mu pomóc!-wrzasnęłam.
Artemis nic nie powiedział. Teleportowaliśmy na tereny poza zamkiem. Brat Solarisa zostawił mnie i znowu wrócił tam do pokoju. Myśl,powiedziałam sobie. Ale zamiast coś wymyślić,miałam pustkę w głowie. Hmmm... Ale przecież znam drogę. Ruszyłam powoli,po czym puściłam się sprintem. Nie chciałam lecieć,bo służący Sazana mogliby pomyśleć,że to... No nie wiem....np.Angel czy coś. Wkradłam się do zamku. W końcu dotarłam pod drzwi. Wtargnęłam do środka.
<Sorr,brak weny :/ Napisz i zakończ ok?>

Od Solaris'a ''Szczęście przemienia się w koszmar cz.4'' (cd.Firnen)

Nie wiedziałem co robić. Zacząłem biegać w kółko, aż nagle na księżycu pojawiła się sylwetka mojego brata.
-Nic Ci się nie stało? Solaris?- zapytał i wylądował obok mnie.
- Nie, zupełnie - zgarbiłem się i popatrzyłem w powietrze.
- Pokaż!- wyrwał mi z łapy kartkę.
- Nie mów że porwali Firnen - położył ironicznie łapę na pysku.
- Tak... Na to wygląda...- kiwnąłem głową.
- To ty już jeszcze tu stoisz?!- krzyknął.
- Dobra, lecimy - pociągnąłem go za łapę.
- A ty wiesz w ogóle gdzie jest zamek Sazana?- zapytał.
- Mniej więcej tak, kiedyś tata miał z nim dużo problemów.
********
Dotarliśmy do strasznego zamku. Grzmoty i wichura w tle. Pięknie... Cudownie wręcz.
- Jak zwykle, niewidzialność zawsze pomaga na tych kretynów- parsknąłem.
- Nie wiem w ogóle co ja tutaj z tobą robię... WOLĘ nie myśleć co ten Sazan robi z Firnen, ale... - zgromiłem go spojrzeniem.
- Uhh... Dobra, nie gadam już - zrobiliśmy się niewidzialni i przelecieliśmy przez wrota zamku.
***
-- Teraz co?- szepnął Artemis.
- Teraz? Może... Zanim wchodzić na hardkora do zamku... Podgapimy co się dzieje pod oknami?- wyszeptałem.
- Niech ci bedzie...- odpowiedział.
Sprawdziliśmy wszystkie okna. Od A do Z.
- Zostało jeszcze jedno okno... Tam - wskazał Artemis.
Spojrzałem w górę. Było tam coś w stylu wierzy z... oknem z kratami zasłonioną jakąś firanką?! Co to miało znaczyć...!
Podleciałem do góry i podsłuchałem. To był Firnen i Sazan!
Szybko przeszedłem przez ścianę, ale za drugim razem, bo byłem w takim jakby amoku.
- Witaj, Sazan... Nie znudziło ci się gwałcenie niewinnych pięknych wader?- zapytałem.
Sazan był z Firnen w łóżku, ale widocznie nic jej nie zrobił bo, przybyłem na czas.
- Agrhhh! Co ty tu robisz?! Solarisie?- wstał i wycelował we mnie maną.
- Pfff... Ja nic? A co z tobą? Emerytura ci się nie kończy? Nie wiedziałem że taki.. Eee... Zbok ma jakikolwiek popęd...- zaśmiałem się.
- Oberwiesz za to!- wrzasnął i rzucił we mnie maną.
Ja oczywiście, uniknąłem ataku. Gdy Sazanek się mną zajmował, Artemis szybko wyleciał z Firnen z wieżyczki. Potem odwróciłem jego uwagę i też wyleciałem z pokoju.
<Firnen?>

Od Firnen ,,Szczęście przemienia się w koszmar" cz.3 (cd.Solaris)

Poszłam się ,,napić". Właściwie to też. Ale głownie to miałam zamiar iść do swojej jaskini,bo czułam się...No skrępowana. Poszłam nad pobliskiego strumyka. Napiłam się wody. Gdy w końcu ugasiłam pragnienie,usłyszałam dziwny dźwięk. Wszystko ucichło. Nagle zza drzew wyskoczył jakiś czarny gość. Jak jakiś ninja.  Próbowałam walczyć,ale był zbyt szybki i silny. Związał mnie i zakneblował. Zawiesił na drzewie jakąś karteczkę,wziął mnie na plecy i zabrał mnie tam,gdzie obiecałam sobie już nigdy nie wracać. Służący związał mi oczy i gdzieś zaniósł. Znalazłam się w pokoju. Nie tym samym co ostatnim razem,bo bardziej przestronnym. I z....oknem!!! Niestety z kratami(co było bardzo oczywiste).Wtedy wszedł Sazan.
-Witaj kochanie-powiedział. Zrobiło mi się niedobrze.-Znowu się widzimy.
Nic nie mogłam powiedzieć. Może to i dobrze,bo byłyby to obelgi. Zrobił coś czego się nie spodziewałam. Uderzył mnie otwartą łapą z wystawiłonymi pazurami w twarz. Zostawił głębokie zadrapanie na policzku.
-To za to jak uciekłaś z tym chłoptasiem/syreną. Tym razem mi nie uciekniesz.
Rozwiązał mnie,zdjął knebel,wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Rzuciłam się na łóżko,zanosząc się płaczem.

Od Solaris'a ''Szczęście przemienia się w koszmar cz.2''(cd.Firnen)

- Tak... Sazan widzę wraca do swojego pola do popisu... Byk jeszcze nie zdechł?- warknąłem.
- Najwyraźniej nie...- wydukała.
- Czy ktoś, ktokolwiek wie kto to ten cały ''Sazan?''- zapytał Artemis.
- To... Taki... Jeden, co kiedś podobno też uprowadził Firnen, nieprawdaż? - spojrzałem na Firnen.
Ona kiwnęła głową.
- Sazan to stary zbok i tyle tylko powiem. Pamiętasz Firnen, opowieści twojej matki?- zapytał tata Fir.
- Pewnie... Ale, już raz... Ekhem, porwał mnie - westchnęła.
- Może zrobić to jeszcze raz...- szepnąłem i przeczytałem na głos zawartość koperty:
Droga Truskaweczko!
Pamiętam jak porwałem kiedyś twoją nierozważną mamusię, która jak strzała uciekła z mojej pięknej naszykowanej na nią komnaty. To dziwne... Ty też zwiałaś za pierwszym razem, albo pomógł ci ten niebieski przygłupi koleś. Sądzę, że teraz jesteś mądrzejsza i starsza więc... Jak chcesz zapraszam Cię do mojego zamku na całe co-nieco. Możesz być nawet moją alfą z malutkimi szczeniaczkami.
Całuję Sazan~
- UWAGA, PO ZARAZ PRZEKLNĘ - wkurzyłem się niezmiernie.
- Wow... Naprawdę, Sazan to miszcz opowiadań porno - zaśmiał się Artemis.
- ARTEMIS - powiedzieli wszyscy z wytrzeszczem na raz.
-No co? Taka prawda!- zaśmiał się i wyleciał z jaskini.

***
Tej nocy Firnen u mnie nocowała, nie że ''baliśmy'' się Sazana, ale tak z siebie. Czerwonowłosa położyła się na świecącej podłodze, a ja ją otuliłem skrzydłem i przytuliłem. Pocałowałem ją w policzek, a ona mnie. Spędziliśmy tak noc. Ja poszedłem w końcu spać, a Firnen skradała się do wyjścia.
- Fir?- otworzyłem jedno oko.
- Idę się napić...- ziewnęła.
- Niech ci będzie - powtórnie wróciłem do snu.
Już dużo czasu minęło.
- FIRNEN- wystrzeliłem jak strzała z łuku.
Wbiegłem z jaskini i popędziłem w kierunku pobliskiego strumyka, gdzie mogła pójść się napić. Na drzewie wisiała kartka.
- Nigdy jej nie będziesz miał.
<Firnen!? XDDD>

Od Luny "Lekcja zero cz5" (cd.Artemis)

Otworzyłam książkę i zaczęłam szukać. Mimo, iż jestem cierpliwa, po kilkunastu minutach poszukiwań zamknęłam książkę i ruszyłam do lasu. Musiałam trochę odpocząć, a samotna wyprawa w głąb puszczy mi to zapewniała. Dużo myślałam. O Kuramie, o sobie. Położyłam się pod drzewem i zamknęłam oczy.
Ponownie obudziłam się w tym ciemnym, dużym pomieszczeniu.
-W końcu! Chcę ci coś powiedzieć-powiedział Kurama
-A więc słucham-usiadłam
-Chyba znam odpowiedź na to co się wydarzyło-także usiadł- Słuchaj, jest to coś w rodzaju połączenia myśli. Kiedy pojawiła się ta kartka i pióro, a ty zaczęłaś rysować symbole, ja akurat wtedy myślałem o tym, co by się stało, o znakach. Wyobrażałem sobie tą całą sytuację. Rozumiesz? Jesteśmy jednością. Wiem, to trochę dziwne i przerażające, ale nic na to nie poradzimy...Kto by pomyślał, że sam siebie zamknę...-zaśmiał się
-Chyba masz rację. Skoro pozyskałam odpowiedź, pójdę już.
Lis tylko kiwnął głową.
Znów to samo. Powrót do rzeczywistości. Wstałam, ziewnęłam i poszłam przed siebie. Nie potrafiłam się odprężyć, ciągle byłam spięta. Westchnęłam cicho. Nagle zauważyłam Artemisa, więc postanowiłam podejść i powiedzieć mu o przemyśleniach Kuramy.
-O cześć! Znalazłaś coś w książce?-spytał
-Nie, ale chyba znam odpowiedź. Kurama długo nad tym myślał i stwierdził, że jest to coś w rodzaju połączenia myśli. Zrobiłam to, ponieważ on akurat wtedy o tym myślał i wyobrażał sobie tą całą sytuację. Działa to w obie strony. Wybacz, nie jestem dobra w tłumaczeniu-zaśmiałam się pod nosem
-Chyba miał rację-odpowiedział
-Odbiegając od tematu, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że teraz nie słyszę jego komentarzy, śmiechów i docinek! Ale za to mogę się z nim spotykać. A i emm...chcę ci podziękować, za to wszystko i...A zresztą nieważne-Zaśmiałam się i odwróciłam.
-Do zobaczenia-rzuciłam i poszłam w stronę jaskini.
<Artemis?>

Od Firnen ,,Szczęście przemienia się w koszmar" cz.1(cd.Solaris)

-Fire wychodzę!-krzyknęłam.
-A dokąd?-zapytał podejrzliwie.
-A co cię to? To nie twoja sprawa-odparłam.
Mruknął coś w odpowiedzi. Wywróciłam oczami i ruszyłam w stronę jaskini Solara. Słyszałam jak koń szedł za mną,ale nie odwróciłam się. Po krótkim marszu dotarłam na miejsce.
-Hej-zawołał Solaris na mój widok.-Ktoś cię śledzi?
-Najwyraźniej. A ciebie ktoś obserwuje.-wskazałam krzaki za basiorem. Stał tam Sun.
Solaris westchnął,po czym zwrócił się do ogierów:
-Wynocha.
Oba ogiery odeszły niechętnie. Ja podeszłam pod wejście do jaskini,bo była tam koperta. Czerna. Oj,zły znak. Otworzyłam ją drżącymi łapami. Po przeczytaniu listu wrzasnęłam.
-Co jest?-zapytał Solaris.
Nie mogłam. Byłam zbyt przerażona. Tylko podałam mu list. Przeczytał.
-Zabiję go. Zabiję-wymamrotał gniewnie.-Jesteś moja. Wiesz o tym,prawda?
Kiwnęłam głową. Wtedy przyszedł Octavius,Eglantine i Artemis. Zobaczyli nasze reakcje.
-Co wam?-zapytał Octavius. Nie doczekał się odpowiedzi. Więc powtórzył:-Co wam jest?
-Co zrobisz,jeśli ci powiem ,,Sazan''?
<Wiesz o co chodzi z Sazanem. Sorr,że nie o wojnie,ale będzie z wojną.>

piątek, 27 lutego 2015

Od Aisuru

Była wojna. Kupiłem sobie miecz... Sądziłem że to wystarczy by ''uniknąć'' ataków wrogów. Reszta szczeniąt nie mogła brać udziału w wojnie. DOBRZE, że nie muszę się z nimi męczyć w ponurej jaskini. Jednak, bezpiecznej jaskini. Na całym polu było niebezpiecznie. Może szczeniaki miały trochę dobrze, będąc w jaskini, były tam pilnowane i nikt zapewne by ich nie ''dopadł''. Mimo to, nie wiem czemu, ale zamiast iść na pole walczyć, jakoś mnie skusiło i poszedłem do jaskini Nightshadow gdzie były szczeniaki. Nie chciałem zaglądać do znudzonych duszyczek, ale patrzeć czy wróg przypadkiem nie chce wkraść się do jaskini i zrobić krzywdę szczeniakom. Mój żywioł to natura. Spod moich nóg wyrosły wielkie korzenie, co podsadziły mnie na pobliskie drzewo. Stamtąd mogłem obserwować wszystko. Zaopatrzyłem się też w łuk, ale to na wszelki wypadek. Czekałem tam z pół godziny. Wtedy z jaskini wyszedł Arian i kierował się do źródełka, które było zaledwie kilkanaście metrów od wrót jaskini. Nie chciałem wołać, czy coś, bo wróg czający się dalej by to zobaczył. Obserwując, jakaś biała wadera wyskoczyła z krzaków i powoli zbliżała się do jaskini. Cały czas nie spuszczałem z jej oka, czy przypadkiem nie wejdzie do jaskini.
- NIE, NIE ZROBISZ TEGO - mówiłem w myślach, gdy wadera zbliżała się coraz bliżej wrót jaskini. W końcu wślizgnęła się przez nie jak podła żmija. Szybko zareagowałem i przeteleportowałem się do jaskini. Już miała chwycić kłami Galaxy, ale rzuciłem na oślep w nią strzałą. Spudłowałem, jednak teraz rzuciłem  nią mieczem. Strzeliłem, a ta z jękami i skomleniem uciekła z jaskini, wtedy wbiegł Arian.
- Jezuu, nic wam się nie stało!- podbiegł do szczeniąt i wziął na grzbiet Galaxy.
- Nie, ale już po wszystkim.
- Ehh... Dzięki... Byłem trochę spragniony...
- Nie ma sprawy... Czasem musisz wyjść z jaskini, ale ograniczaj się. Wróg może być wszędzie - uśmiechnąłem się i wybiegłem z jaskini.

Od Vapper

Byłam oparzona od kuli ognia Zuko. Bardzo mnie zaczęło szczypać całe ciało i pojawiły się w niektórych miejscach bąble.
- Tak reaguję od ognia - przegryzłam nerwowo wargę i poszłam w zaciszne miejsce. 
Nie powinnam opuszczać wojny, ale musiałam. Martwiłam się o mnie, chociaż że bąble jeszcze jawiły się na ciele, czułam się trochę lepiej. Ale musiałam jeszcze zostać by odpocząć, musiałam. Skryłam twarz w łapach i tak leżałam w cichym lesie. Lekko załkałam. Usłyszałam szelest i zwróciłam się do drzewa będącego niedaleko mnie.
- Jak chcesz mnie zabić nie żałuj - znowu schowałam głowę w łapach.
- Jak mógłbym zrobić to mojej księżniczce?- zza drzewa wyszedł Jeff.
- Przyszedłem tu za mną?- zapytałam.
- Tak... Widziałem jak Zuko trafił cię kulą... Boli jeszcze?- dopytał.
- Właśnie moja nieśmiertelność już działa...- wypuściłam nerwowo powietrze ustami.
- To o co tyle krzyku?- pomógł mi wstać.
- Bo jest taki kłopot... Dla ciebie... Dla mnie szczęście, ale dla ciebie... Pech...- westchnęłam.
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany.
- Chodzi o to, że... Jestem w ciąży!- krzyknęłam i zakryłam twarz łapami.
- Na..- naprawdę?- wydukał, nie wiedział co powiedzieć.
- Cieszę się, ale nie wiem czy będę... Dobrym ojcem...- przytulił mnie.
- Dobrze, że mnie przynajmniej nie zostawisz jak ostatnią szmatę w kącie - wytarłam łzy.
- Nie powinnaś brać udziału w wojnie! Mojemu szczenięciu może się coś stać! I to przez jakiś co ogniem rzucają!- warknął.
- Nie martw się... Kochany... Wiesz, że jestem nieśmiertelna... I tak będzie wszystko dobrze... Ale i tak... Nawet jak jestem nieśmiertelna coś może stać się szczenięciu... Ale będę już uważać - otarłam pot z czoła.
- Niech będzie... Porozmawiamy po wojnie - uśmiechnął się i mnie przytulił.
- Jeff! Vapper! - ktoś krzyknął z lasu.
Był to nasz Solaris. ''Co wy tu robicie?! Wojna jest!''- wyszeptał pod nosem.
- Już, przepraszamy...
- Vapper jest w ciąży, to jedyny problem - powiedział ze złością w duchu Jeff.
- To nie powinna walczyć!
- Wiem, ale to wczesny okres... Będę uważać - szepnęłam.
- Huh... Niech będzie... Ale ostrożność mimo wszystko - powiedział i wzbił się w powietrze.

Od Shero

Traciłem panowanie nad sobą. Widok wojny wyprowadzał mnie z równowagi. Przywoływał wspomnienia ze zdrady członka watahy, do której należałem. Przypominał o śmierci rodziców. Przypominał o Timedarku... moim zamordowanym przyjacielu. Przypominał o tym, jak bardzo źle się czułem po zabiciu wilka, który nas oszukał na korzyść najeźdźców. Chociaż tak dawno to się stało ciągle widywałem go w snach, a teraz... teraz... WOJNA. Więcej trupów, więcej krwi.... te wspomnienia... Strugi wody ściekały po moich bokach. Biegłem przez pole bitwy trzymając ródżkę zakupioną niedługo przed bitwą. Wystrzeliłem z niej magię w wilka wrogiej watahy. Zmieniłem się w smoka i przeleciałem w inne miejsce. Chyba mam problemy ze sobą. Zobaczyłem, jak wilk wbija nóż we wroga. Nagle stało się coś dziwnego. Poczułem jakby ktoś próbował mi wleźć do głowy. Stawiałem opór, ale nie wytrzymałem i w końcu poddałem się. Słyszałem kiedyś, że niektórzy w ten sposób potrafią przejąć nad kimś kontrolę, ale usłyszałem tylko ,,ODWRÓĆ SIĘ!". Wykonałem polecenie i w ostatniej chwili zablokowałem cios wilka, który chciał mnie zaatakować. Powaliłem go na ziemię i uciekłem dalej w wir wojny. Tłukłem po łapach wrogów przebiegając między nimi w celu pomocy atakowania innym naszym. Okropny widok... Niestety tak musi być... Podbiegłem do jakiegoś wilka z wrogiej watahy i uderzyłem go z całej siły. Muszę być ostrożny. Na wojnie wszystko jest możliwe. Później dowiedziałem się, że poraniłem waderę, a właściwie o imieniu Melani. Wzleciałem magią i uniknąłem kilku magicznych strzałów. Niestety ostatni wybił mi broń z łapy. Szybko zareagowałem, ale trudno było ją dostrzec wśród deszczu. Musiałem bardzo się pilnować. Zauważyłem, że zaczął mnie gonić jakiś wilk. Na szczęście w ostatnim momencie przed jego atakiem podniosłem różczkę i odparowałem cios. Nie zrobiłem napastnikowi krzywdy, ale za pomocą magii stworzyłem zasłonę dymną, która pozwoliła mi oddalić się. Dostrzegłem jakiś cień na pobliskiej skarpie. Wywnioskowałem, że to może być jakiś zamaskowany wróg. Wspiąłem się tam i już chciałem zaatakować, gdy usłyszałem:
-Nowa moda na atakowanie swoich?
-Co?-byłem zdezorientowany.
Przede mną pojawił się wilk z naszej watahy. W łapach trzymał łuk.
-Co tu robisz?-zapytałem pośpiesznie, bo widziałem go już u nas. Wilk nawet nie poruszył pyskiem, ale usłyszałem:
-Strzelam do wrogów i alarmuję naszych, jeśli ktoś chce ich zaatakować z zaskoczenia. Na razie nie mam dość sił, żeby walczyć z bliska, ale zaraz wrócę na dół.
-Ty nie ostrzegłeś?!
-Tak jakby... Idź już... Dam sobie radę sam... A jak zginę... może będzie mi lepiej...
Nie rozumiałem tych słów, ale posłuchałem i wróciłem na pole bitwy.Postanowiłem, że nie będę o tym rozmyślał... są rzeczy ważne... ale również istnieją ważniejsze.

Od Artemis'a

Kolejny dzień wojny - kolejne szanse na wygranie tej wojny. Wszystkie wilki z wrogiej watahy przebywały w szpitalu. Wojna na chwilę ustała i wilki odpoczywały. Jednak przyszła wiadomość, że jeden wilk z WCN nie przywędrował do szpitala. Od razu na polu rozgłosiła się wrzawa i krzyki. Basiory wstały i wyszczerzyły kły, gotowe by szukać szczęśliwca który został gdzieś na polu ostatni.
- Cisza!- krzyknęła Kiiyuko z WMW.
- Uciekinier może być wszędzie. W lesie, gdzieś ukrywać się na polu, albo uciec - dopowiedział Glory.
- To nie czas by siedzieć i odpoczywać! Teraz wstawać i być przygotowanym na wszystko!- krzyknęła Jade.
- Jestem za. Wilk czy wilczyca może być wszędzie. Pamiętajcie tylko, że wilk po naszej stronie ma wymalowane na ciele smugi, w kolorze swojej watahy. Oni nie mają żadnych cech rozpoznawczych - oznajmił Rafael.
Spojrzałem na wszystkich, czy mogą mi udzielić głosu.
- Więc, teraz podzielimy was na grupy. Jedna ma przeszukać okolice pola bitwy, czy przypadkiem wilk nie padł z wycieńczenia, druga w lesie, a trzecia całe okolice za lasem, koło lasu dalej od naszego pola. Zrozumiano?- powiedziałem na tyle głośno by nas wszyscy usłyszeli.
Wtedy Solaris i Glory przydzielili wilki do grup. I każdy zaczął szukać wadery bądź basiora. Sytuacja była taka że się dowiedzieliśmy że wilków dorosłych nie było sześć, ale siedem. Każdy poszedł w swoim kierunku.
- W górę bracie!- krzyknął Solaris.
- Ehh... Niech ci będzie...- poleciałem za nim.
- Dziwna wojna, prawda?- zapytałem w locie.
- Tak... Mamy teraz czas by odpocząć, ale jeden wilk ciągle jest na wolności - dodał szybko.
- Tak, tak...- westchnąłem.
- Czyli sądzisz, że musimy go znaleźć?- zadałem pytanie.
- A czemu mielibyśmy go nie znaleźć?- dopytał zdziwiony.
- No bo... Wilk mógł się całą wojnę ukrywać i...- przerwał mi.
- Nie mógł. To nie możliwe. Nasi najlepsi tropiciele tropili zapachy wilków, znaleźli każdych w krzakach, w lesie. Różnie bywało - odrzekł.
- Dobra, dobra... W porządku - zleciałem trochę niżej gdy brat wzniósł się wysoko.
- Kaigy?- zapytałem lecąc nad grupą biegnących wilków.
Czerwono-biała twarz dawnego przyjaciela spojrzała na mnie.
- Wreszcie się do mnie odezwałeś - powiedział, ale wreszcie odwrócił łeb w inną stronę.
Andrea z Foxy'm, Lumia, Livia, Vapper, Jeff, Denar, Hardwell, Jerome i Sonatan widzieli tę sytuację, ale szybko powrócili do biegu. Mieli rację, nie powinienem ich teraz rozkojarzać.
- Dobra, biegniesz z nami? Przeszukujemy las - parsknął.
- Huh... Niech będzie - polecieliśmy razem.
Deszcz bębnił po gałęziach i drzewach które odbijały się od kory. Wśród tego deszczu Andrea coś usłyszała.
- Słyszycie to?- zapytała, a wszyscy ustali w miejscu.
- A co takiego?- zapytała Lumia.
- No... Dźwięk... Ja słyszę jakby ktoś... Płakał? Albo chociaż łkał?- odpowiedziała niepewna swojego spostrzeżenia.
Wszyscy wytężyli słuch.
- Tak! Czuję wilka!- zawarczał Jeff i pobiegł w jednym kierunku, a za nim wszyscy.
Biegliśmy w kałużach jak najciszej, by ofiara nas nie słyszała. Płacz i lament ucichł. Zdziwiliśmy się mocno. - - Gdzie teraz? Jak ktoś nawet teraz płacze to... Deszcz wszystko zagłusza...- rzucił wyjaśnienie Jerome.
Nagle dobiegła do nas Sunset.
- Sun! Nic ci nie jest?- zapytałem i przytuliłem ją.
- Artemis, nie pora na miłosne wymiotne gesty i słówka. Musimy działać!- rzekła na to Livia.
- Masz rację- puściłem Sun.
- Jeszcze nie było żadnego alarmu. Nikt wilka nie znalazł. Nawet cztery inne ekipy chodzące po tym lesie nie!- oznajmiła Sunset.
- To bardzo prawdopodobne i nie - podchwycił Sonatan.
- Czemu nie?!- krzyknęła Lumia i tupnęła łapą w ziemię.
- No bo... Niby kto to jest kto siedzi akurat w krzaku obok Kaigy'ego?- zapytał.
Wszyscy na to naprężyli się jak strzała i z wyszczerzonymi kłami spojrzeli  tamtą stronę. 
Zza rośliny wybiegła biała wadera. Biegła co sił w łapach, ale my ją doganialiśmy. Dołączył się do nas Rafael i Solaris obserwujący wszystko z góry.
- Artemis! Zagoń ją tak, by pobiegła w kierunku góry! Tam nie będzie odwrotu!- wrzasnął Solaris.
By do siebie mówić musieliśmy wręcz krzyczeć, bo nic przez ten deszcz i ulewę nie było słychać.
- Dobrze!- rozpędziłem się i w szybkości niemal światła dogoniłem waderę.
Ona szybko skręciła tam, gdzie chciał Solaris. Wilki niektóre, wypuściły iskry w powietrze, które oznaczały że gonią uciekiniera. Do grupy, która oddaliła się w deszczu, dobiegły inne wilki, ale już nie widziałem jakie. Teraz skupiłem się tylko na waderze. W końcu dobiegła do dołu góry. Oglądnęła się nerwowo i zaczęła się wspinać, chociaż że zbocze góry było niemal pionowe. Chciałem pod nią podlecieć, co nie było wielkim wyczynem, ale skrzydła mi zmokły i nie mogłem nimi nawet ruszyć. Pióra były cięższe od mojego ciała. Zacząłem wspinać się za waderą.
- Twój puls, jak młot
Na futrze pot!- nie wiedziałem czemu ale jak w musicalach w różnych scenach mojego życia zaczynałem śpiewać. Jak to już się zaczęło, wręcz nie mogłem przestać!
- Każdym wyzwaniem wasza wataha, chce wygnać nas na krzyż!
Chcę was pokonać, byście nie bluzgali mym imieniem do dziś,
Chciałbym wreszcie cię złapać, lecz naprzykszasz się mi!- dokończyłem wers piosenki, i wreszcie złapałem waderę za kostkę. Wadera pod napięciem spadła z 4 metrów w dół, nic jej się nie stało, zaczęła uciekać, a wtedy otoczyły ją wilki z różnych watah. Spojrzałem do góry, w padający deszcz.
- Oby niedługo był koniec - wyszeptałem.

Od Addagion'a

Biegłem przez pole bitwy. Z daleka widziałem naszą Livię walczącą z czarnym basiorem. Już chciałem biec jej pomóc, ale na drodze stanął mi czerwony basior. Chciał już zadać mi cios, ale sypnąłem mu piaskiem w oczy. Krzyknął i zaczął je trzeć. Przyspieszyłem tępa i pomogłem Livii. Rzuciłem się na basiora i odrzuciłem go najdalej od Livii, a on odleciał na kilka metrów dalej. ''Balei!''- krzyknęła szara i mała wadera. Podobna do naszej Białej z watahy.
Wszystko było takie podobne.
- Dzięki Add - przytuliła mnie Livia.
- Nie ma za co! Bądź bardziej ostrożna  odwróciłem się, na mnie biegł czerwony wilk. Skrzywiłem się i szybko uderzyłem drania kosą(Zuko). Leżał na ziemi, jakieś wilki go otoczyły i zabrały do szpitala. Główny alfa wrogiej watahy leżał w szpitalu. A teraz ja, pobiegłem szukać innych ofiar. Przeskoczyłem kałużę krwi, chłopaki zniknęli mi z oczu.
- Gdzie ci debile się podziewają...- westchnąłem i zakryłem łapą twarz. Za każdym razem muszą gdzieś zniknąć!- pomyślałem.
Nagle dorwała się do mnie jakaś biała wadera- alfa WCN. 
- Nie za nudno pani na tej wojnie?!- prychnąłem.
- Akurat jest w sam raz!- zaśmiała się podle i poprawiła grzywkę.
- Aha... A może chciałabyś tak trochę ciosów kosą!?- krzyknąłem i zraniłem ją w szyję. 
Wadera padła na ziemię i krew zaczęła lecieć jej z ust. Straszny widok, ale cóż to wojna. To nie żadna herbatka z laleczkami, tylko wojna która wymaga przelanej krwi. Dałem jej jeszcze na koniec porządnego kopniaka, to już zupełnie zemdlała chyba. 
Uciekłem z zakrwawioną kosą dalej. Nie interesowało mnie nic oprócz biegających z piłą wilków i o Livię. Jest nieśmiertelna ale... Tak się o nią martwię... Jeszcze przypominała mi małą waderę z wilczej szkoły. Jednak musiałem się skupić na wojnie. Jak nie wojna to co? Klęska? Porażka? Przegrana?! Te słowa nie wchodzą w mój tok myślenia. Musimy wygrać, nawet podejmując okropną cenę.

Od Ariana

Czaiłem się od samego początku na wilka. Podróbę Artemis'a. Niezwykle wkurzony, czekałem jak wilk, zmieni położenie w miejscu skąd mogę szybko wybiec i skoczyć na niego, bez najmniejszych obaw. Vapper akurat wymęczyła podróbę Solaris'a i podeszła do skarpy. Na to, zauważyłem moją wyczekiwaną podróbę. Artemis, z wrogiej watahy. Był identyczny co mnie to jeszcze bardziej wnerwiało. Nie mogłem się powstrzymać, by tak na niego wskoczyć i wbić mu kosę śmierci w plecy. Tak też zrobiłem. Wskoczyłem na szkaradną kopię i uderzyłem go moją kosą. Była to rana cięta, na całym niemalże grzbiecie. Chyba mocniej go walnąć nie mogłem. Aż się zgiął w pół z bólu i wbił się w krzaki.
- Poczekaj!- syknąłem i uderzyłem go magią.
Leżał zwinięty w krzaku i schował pysk w łapach.
- Teraz, niech cię kto inny wykończy - uśmiechnąłem się podle.
Wróciłem na pole bitwy i zacząłem szukać ofiary. Rozglądając się, zobaczyłem Daisy która leżała zwinięta na polu, a nad nią stał Solaris podróba który chciał zadać jej cios. Wbiegłem pomiędzy ich i przerżnąłem cały bok, panu alfie- ''wielkim'' i ''potężnym''.
Wilk nie mógł chodzić z bólu i zabrali go do szpitala.
- Ojej... Dzięki Ar...- Daisy wstała.
- Nie ma sprawy, teraz tylko wytrwaj tę wojnę- uśmiechnąłem się do niej.
Pobiegłem wtedy w las, szukać kolejnych ofiar do ataku. Nikogo tam nie zastałem, ale nasz prawdziwy Artemis nagle wylądował przede mną.
- Dobrze, za dużo wilków na polu. Pójdź teraz do Nightshadow, zobaczyć czy radzi sobie ze szczeniakami... Mógł ktoś ją tam napaść...- przegryzł nerwowo wargę.
- Dobrze,- przerwał mi.
- Jeszcze jak możesz zostać ze szczeniakami przez jakiś czas... Night pali się do walki, a musi szczeniąt pilnować... Popilnujesz ich?- dopytał.
- Ja?... No dobrze... Nie jestem dobrą nianią, ale zobaczymy - rozeszliśmy się w swoje strony.
***
- Night, możesz iść na pole bitwy na jakiś czas. Ja szczeniąt popilnuję, rozkaz Artemis'a - wszedłem do jaskini.
Szczeniaki tam będące nastawiły uszy.
- Naprawdę, mam iść?- zapytała.
- Tak... Tobie może być trudniej sama tutaj szczeniąt dopilnować jak wszędzie czai się wróg. Ja tutaj zostanę - westchnąłem.
- Dobrze więc...- odwróciła się i wyszła z jaskini.
- Wracaj jak najszybciej!- krzyknąłem.
Teraz zostałem ja sam ze szczeniakami. Sądzę że będę musiał mieć oczy dookoła głowy.

Od Vapper

- Niby kim ja jestem?Popychadłem i zwykłym niedorozwojem?!ZARAZ wam pokażę kto ze mną zaczyna ten ma problem. Jestem przecież dziewczyną ''seryjnego'' wilczego mordercy - Jeffa. Nie wiecie z kim zadarliście- krzyknęłam i podbiegłam do podróbki Solaris'a.
- A cóż co?! KOLEJNA PODRÓBA?!- zawarczałam, a basior się wkurzył.
- Nikt nie będzie wyglądał TAK JAK NASZ ALFA. NIKT nie może mu dopiąć charakterem, nikt ROZUMIESZ?!- wrzasnęłam i wbiłam mu kosę w ramię.
Wtedy odrzuciłam go od siebie na kilka metrów za pomocą mojej magii. Westchnęłam, odwróciłam łeb i walczyłam dalej. Kolejne podróby wróciły na teren wroga. Miałam nadzieję, że inni ich od razu wykończą. Ta moja nadzieja była nierozłomna. Teraz tylko upatrzyłam sobie alfy podróby. Ja się jeszcze rozkręcam. Nie jestem już tak grzeczną dziewczynką jak kiedyś. Jestem inna i zmieniłam się. Więc, niech inni którzy wplątali się ze mną  kłótnię niech zobaczą moje prawdziwe m'ła. Chciałam podkraść się do Artemis'a podróbki, który nie miał na futrze pomarańczowych pasm namalowany farbami jak ten z naszej watahy. Gdy już chciałam go zajść od tyłu, wtedy ktoś już na niego wskoczył. Ari już dopiął swego w tej wojnie. Przetarłam pot z czoła i popatrzyłam czy żaden wróg się koło mnie nie kręci. Nie, byłam sama chyba że niedaleko Ar siłował się z Artemisem podróbą. Wojna była straszna, miała rozlew krwi. Wilki wróciły ze szpitali, a ja? Teraz będą potrzebne prawdziwe siły na pokonanie zła. Straszliwe. Deszcz nie ustąpił, może trochę zaczął bardziej lekko padać, ale była to spora różnica. Mam na imię Vapper, a moje drugie imię to Lavandel. Nikt nie będzie na tej wojnie mnie ranić. I to nikt. Jak nawet tak się stanie, niech nie próbuje kolejnym razem. Ja, to już wezmę później w swoje łapy co się stanie. Wtem zaśmiałam się antagonistycznie.
Ruszyłam na pole bitwy jak nienormalna, za mną unosiły się sterty błota. Przed sobą naładowałam już manę czarnej magii by móc strzelać w wroga. Kolejny dzień na wojnie zaczął się z moim optymistycznym nastawieniem. Jak mówił nasz Solaris. Nikt tu nie wygra. Zwycięstwo jest to tylko cecha wyboru. Czy chcesz mu podołać, twoja sprawa, jeśli nie, zwycięstwem się to nazywać nie będzie.

czwartek, 26 lutego 2015

Od Sonatana

Wojna? Co to? Ach, tak... Wiem. Wszyscy zaczęliśmy bitwę na wielkim polu. A po co komu taka wojna? Ale trudno, zrobili klony wilków... A to bardzo nieładnie z ich strony. Lubiłem Vapper i była moją przyjaciółką, ale że miała swoją kopię to przesada... Nie zasłużyła sobie na tyle gniewu i cierpienia. Naprawdę, to było nieładne... Tak więc zaczęliśmy wojnę. Wszędzie leżały kałuże dżemu truskawkowego. W górze alfy walczyły na miecze i magię. A my, bety i inne wilki na dole. Zobaczyłem jak biała wadera z wrogiej watahy wbiega do lasu. Addagion spojrzał na mnie i popatrzył na mnie wzrokiem w stylu ''Biegnij za nią!''. Jak powiedział, tak zrobiłem. Wadera leżała na ziemi, z brzucha leciał jej dżem truskawkowy (XD). Zbliżyłem się, ale oczywiście znakomicie zamaskowany. Podszedłem bliżej, przesuwając się powoli po podmokłej trawie. Białowłosa robiła sobie chyba opatrunek czy coś w tym stylu. Na raz wyskoczyłem zza krzaka i przytrzymałem waderę za pomoca magii.
- Puść mnie!- krzyknęła.
- A dlaczego mam to zrobić?- usiadłem spokojnie na ziemi.
Wadera zawarczała z gniewu. Była silna, naprawdę, w pewnym momencie myślałem że moja moc nie wytrzyma.
- Twa złość,
twój gniew,
Jak lód masz krew,
Wzrok się, już wbił,
Twój strach, brak sił!!!- zaśpiewałem, a wadera pod wpływem mojego zaklęcia, zaczęła się kłócić sama z sobą. Nie wiem jak tego dokonałem, ale jakoś tak. To jej przy okazji ciążyło na sercu, taki a'la porządny kop, tylko ''muzykalny'' i za pomocą magicznych mocy.
- Chciałbym cię zaatakować, lecz nie zbliżać się na krok,
Chciałbym wbić nóż, ale myśli mówią mi stop,
Chcę zaatakować, choć za wielką chęć mam,
Chcę cię uderzyć, lecz teraz magią,
Trucizna... Trucizna, co wypełnia krew,
Trucizna....Z każdym dniem popełniasz grzech!- wypuściłem waderę i osłabiłem ją bardzo, wadera leżała przez dłuższy czas na ziemi. Podbiegł do mnie Addagion. 
- Musiałeś? Kolejne pokonanie w piosenkowym stylu - zaśmiał się.
- Prawda...- westchnąłem i podrapałem się za uchem.
Savanna, co wreszcie przypomniałem sobie jej imię, budziła się, ale wtedy Addagion ją dobił kopniakiem.
- Zawołajmy posiłki!- powiedział, a ja pobiegłem po inne wilki. Na polu bitwy nic się nie zmieniło, inni nadal się siłowali, a niektóre wilki nawet wymiękały, bo wojna już trwała z ładne kilka godzin. Ciągły ruch fizyczny był okropny, tyle że ja właściwie nie goniłem się po polu tylko jednorazowo przyskrzyniłem alfę w lesie. Wtedy podbiegły do mnie wilki z WMW.
- Czy widziałeś alfę z WCN?- zniknęła- powiedziała jedna czarna wadera i zawarczała.
- Jest tam, chodźcie - pobiegliśmy w las.
PS. Mój wilk to Addagion, więc już można zaliczyć że dał tego kopniaka :D.

Od Miranda

Night zabrała nas do swojej jaskini i kazała nam z niej nie wychodzić choćby nie wiem co i sama stanęła na warcie przy wejściu.
-Troche zazdroszczę Snowowi i reszcie, że mogą walczyć - powiedziałem do Lutina.
-JA TEŻ! Oj, sory, nie chiałem krzyknąć. Tylko ta sytuacje mnie wkurzyła.
-Rozumiem cię. Myślę, że ktoś taki jak Sunset nie nadaje się do walki.
-A wiesz, że Soul poszła bo dostała pozwolenie od Octaviusa?
-Że co?! Przecież ona jest młodsza od nas!
-Wiem, ale nic na to nie poradzimy. Chociaż, może jednak... Co ty na ucieczkę?
-A ja na to, jak na lato. Dawaj! Tylko jak się wymkniemy? Nightshadow pilnuje wyjścia.
-Zaczekajmy, aż się odwróci i wybiegniemy.
-Ok.
Zakradliśmy do wyjścia i stnęliśmy za Night. Czekaliśmy na odpowiedni moment i wybiegliśmy z jaskini. Biegliśmy jak najszybciej sie dało. Na nasze nieszczęście Night od razu to zobaczyła i pobiegła za nami. Zanim odbieglibyśmy wystarczająco daleko, złapała nas za karki i zaprowadziła z powrotem do jaskini.
-Co ja wam mówiłam?! Macie nie wychodzic z jaskini! Jeszcze raz taki numer odwalicie to sobie popamiętacie mnie i to porządnie!!!
-Przepraszamy - powiedzieliśmy razem i weszliśmy głębiej do jaskini ze spuszczonymi łbami. Podszedłem do Glorie'go i usiadłem obok niego. Spojrzał się na mnie ironicznie, a ja odpowiedziałem niewinnym uśmieszkiem.
-I co ty sobie myślałeś? Myślałeś, że dostaniesz się na pole walki?
-... W sumie tak.
-Coś ci się nie udało.
-Wiem
Oparłem głowę o ścianę jaskini i pomyślałem o Taravii. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało, ani nie stanie. Jak ona się wymknęła? Popatrzyłem się na Glorie.
-A co ty taki sztywny?
-Co? Ja nie jestem sz-sztywny...
-Gadaj, co jest?!
-Nic...
Przyjżałem mu się. Był prawie "przyklejony" do ściany. Coś mi w tym nie pasowało.
-Przesuń sie.
-Nie.
-No weź się przesuń!
-Nie mam takiego zamiaru.
Troche mnie wkurzył. Odciągnąłem go od ściany i zobaczyłem wąskie, tajne przejście.
-Tędy wyszła Taravia?!
-Ech... Tak...Kazała mi pilnować, żebym nikomu o tym nie mówił. A na pewno nie tobie.
-Ale już się dowiedziałem. Więc wychodzę.
Glorie zasłonił przejście.
-Nigdzie się nie ruszasz!
-A właśnie, że tak! - odepchnąłem go i wyskoczyłem przez dziurę.

Od Lumii

Bitwa trwała. Wszędzie unosił się kurz i zapach świeżej krwi. Coś się dzieje, to coś dla mnie. Przygotowałam swój wygląd tak, by pasował do tego wydarzenia. Włosy związałam w kitkę żeby mi nie przeszkadzały i wymalowałam się farbą w odcieniu fioletowym i czarnym. Dobrze się prezentowały na moim furze. Wojna toczyła się na wielkiej polanie. Wszystkie wilki wybrały walkę na otwartym polu, ja wybrałam inną taktykę: atak z powierza. Wzbiłam się wysoko. Widziałam wszystko bardzo dobrze, obserwowałam przez chwile otoczenie. Wyczarowałam dwie kule czarnej materii.
- No to zaczynamy zabawę- powiedziałam do siebie i wybrałam swój cel. zobaczyłam z góry szaro-czarną waderę. Była bardzo podobna do naszej Vapper tylko że nasza buszowała razem z Soul z piłą łańcuchową. Rzuciłam w tą fałszywą Vapper jedną z moich czarnych kulek. Pudło.
- Agrrr... unik, za drugim razem mi nie uciekniesz złotko.
Zniżyłam lot i jeszcze raz rzuciłam. Bingo trafiłam, chciałam ją dobić kiedy Artemis mnie zatrzymał.
- Lumia dobra robota, ale chodź gdzie indziej. Tu robiłaś co należy.
- Dobra lecę- poleciałam za nim na pole bitewne. Zauważyłam Innego wilka w jakimś ubraniu. Basior był czarno- brązowy a jego ubranie czarno-czerwone. Postanowiłam go trochę pokiereszować. Złożyłam skrzydła i zleciałam na niego z duża szybkością zrobiłam fikołka i trafiłam go z kopniaka w głowę. Upadł na ziemie.
- Nieźle jak na pierwszy raz. Zobaczymy co dalej.
Myślałam, że go pokonałam wiedz odwróciłam się do niego tyłem. To był błąd. Basior podniósł się i rzucił się na mnie. Zdążyłam tylko odwrócić głowę kiedy ktoś skoczył między nas Wyczarował tarczę od której odbił się wilk z wrogiej watach. Potrząsną głową zdezorientowany po czym wycofał się. Mój wybawca odwrócił się do mnie. To był Hoodo, milczał.
- Hoody... dzięki uratowałeś mnie- powiedziałam to z uśmiechem. Miło było go zobaczyć jeszcze raz, ale on... był jakiś inny.
- Hoodo?- nadal milczał. Ta cisza mnie przerażała. Parzył mi prosto w oczy i milczał. Staliśmy tak przez chwilę, milcząc.
- Hoodo.- przerwałam tą zabójczą cisze.- odezwij się do mnie.
Nic nie powiedział. Odwrócił się tylko i poszedł dalej się bić, a ja stałam na środku i parzyłam jak odchodzi. Nie interesowało mnie co się dzieje wokół mnie, tylko odchodzący basior.
-Lumia!- usłyszałam głos mojej sowy.- Lumia! Weź się w garść, to jest wojna! Nie czas na załamywanie się! Walczy!
- Nic mi nie jest Nyra!- krzyknęłam- Wraca na pole bitwy!

Od Taravii

Wojna. Wojna watah. Przelana krew. Przelane nadzieje. Brak delikatności. Istne piekło. To co zrozumiałam ze słowa ''Wojna''. Byłam naprawdę dobrze przygotowana. Sądzę że ta bitwa może być nawet dobra. Ha, głupi pomyślą co ja wygaduję. Tak naprawdę ta bitwa może złączyć wszystkie wilki z innych watah i uświadomić im że nikt nie jest sam na tym świecie. Każdy uboryka się ze swoim problemem, ale czy to jego sprawa? Tak, ale czasem wszystkiego samemu nie da się rozwiązać. Nic nie jest wtedy osobne i oddalone od naszych złych myśli. ZK naprawdę nas połączyło. Możemy stać naprzeciwko wrogom, co to bardzo niezwykła rzecz. Nie być samym - tylko walczyć do końca ale w grupie. Nikt nie jest tu sam. Nikt nie zostanie tutaj nie żywy. Na tym polu. Nie ze mną, nie teraz, i nigdy więcej. Dostałam niezłego ataku gniewu. Jednak, nie miałam żadnej broni. Trochę żałowałam że nic nie kupiłam, ale zmieniłam zdanie, popędziłam do sklepu i kupiłam kosę śmierci.
- Niezłe cacko - moje oczy się zaświeciły wśród burzy i wichury. 
Drzewa prawie się łamały, a deszcz nie dawał za wygraną. ''Jak się skończy wojna, słońce wyjdzie zza chmur''- pomyślałam. Pędziłam wśród walczących wilków. Czułam się trochę nieswojo i dziwnie. Z kosą w pysku biegłam przez kolejne strefy pola bitwy. Miałam pewien cel. Vapper nasza prawdziwa, biegała jak szalona z piłą łańcuchową. Powinna jej się przydać pomoc. 
- Stój!- krzyknęłam i ustałam przede mną, a ona schowała piłę.
- Rozumiem twój gniew... Masz tutaj swoją podróbkę. Ja bym się czuła tak jak ty, ale teraz pozwól mi, byś zrobiła to ze mną - popatrzyłam na nią stanowczo i przekręciłam łbem w pewną stronę, a na to Vapper.
- A dobrze... Wiem o co ci chodzi! To razem!- uśmiechnęła się, a ja chwyciłam jedną stronę kosy, a ona drugą. Oby dwie biegłyśmy na Vapper podróbkę i ciachnęłyśmy ją kosą. Wadera padła na ziemię i skręcała się z bólu.
- Nie lubię zabijać... Ale... Nie chcę byś biegała tak opętana. Teraz proszę, wykorzystaj broń mądrze- uśmiechnęłam się i pobiegłam dalej.

Od Sunset

Nienawidzę wojen! Czułam się koszmarnie widząc jak wszyscy są ranieni. Mam 1'6 roku, ale nie powinno mnie tutaj być. Nie nadaję się na wojowniczkę. Kupiłam sobie jeden z mieczy, żeby czuć się bezpieczniej, bo nie mam specjalnych zdolności bitewnych. Jedyny raz kiedy walczyłam to było, gdy... nie ważne. Ale i tak wtedy nie byłam sobą. Wracając do tematu, trzymałam się z dala od frontu. Nie chciałam nikogo ranić, ani być zraniona, tak poza tym uważam że mamy przewagę liczebną nad tamtą watahą. To trochę nie fair. Co prawda tamta wataha zapracowała sobie na to klonując mojego Artemisia, ale nadal sądzę, że tak nie powinno być. Pewnie myślę tak bo jestem nader skora do pomocy innym. No cóż, nic na to nie poradzę. Spojrzałam na Artemiska, który powalił jakiegoś basiora i teraz szedł w moja stronę, żeby sprawdzić czy wszystko ze mną dobrze. Jaki on kochany! Po drodze odbił kilka strzał.
-Nic ci nie jest? Czemu jesteś z tyłu?
-Bo ja nie nadaję się do walki.
-Jesteś pewna? Jeżeli chcesz, to możesz dołączyć do reszty szczeniaków.
-Chyba tak zrobię.
Nagle zobaczyłam strzałę mknącą w stronę odwróconego Artemisa. Zanim zdążył odskoczyć, złapałam ją w magię dzięki telekinezie i rzuciłam nią w łucznika. Następnie teleportowałam się obok napastnika i wbiłam w niego miecz.
-Nikt nie będzie krzywdził Artemisia!!!
Zdziwiłam się co zrobiłam i wyciągnęłam broń z wilka. Przestraszyłam się, że teraz będzie próbował się odegrać, więc odrzuciłam go telekinezą jak najdalej ode mnie. Spojrzałam się na Arta.
-Jednak sobie radzisz -krzyknął Artemis i wbiegł z powrotem w wir walki.
Popatrzyłam na mieczyk, brudny od krwi. Trochę mnie zemdliło, ale za chwilę mi przeszło. Zamachnęłam się nim, ale mi upadł. Schyliłam się, żeby go podnieść i wtedy nad głową przeleciała mi włączona piła łańcuchowa wymachiwała przez Soul. Miałam szczęście, że nią nie dostałam. Podniosłam swój miecz i pobiegłam za Soul, która trafiła jakiegoś basiora.

Od Artemis'a

To było okropne. Czekałem na skarpie, nad całą bitwą. Patrzyłem na wojnę, czując się bezradny na to co się dzieje w dole. Musiałem czekać, by zobaczyć znak iskry od Artemis'a, miałem powalić kilka wilków, które zajmowały się jednym w tym samym czasie. Ale, na razie tylko okrążali siebie i wymieniali srogie spojrzenia. W dole zobaczyłem też walczącą Sunset. Jest i tak jeszcze taka młoda i mogło jej się coś stać. Jednak, na pewno by się obraziła gdybym wziął ją tutaj na skarpę. Pewnie by chciała jeszcze walczyć i nie zostawiać ZK na polu bitwy. Chociaż że było o pięć razy więcej wilków niż każdy się spodziewał. Wataha miała albo spłynąć z tym deszczem, albo zwycięsko wygrać i wstawić słońce na to zachmurzone niebo. Rozkojarzyłem się w pewnej chwili. Zamknąłem oczy i dałem pozwolić by deszcz spływał po moim błękitnym futrze. Popatrzyłem w niebo. Bezkresne, prowadzące w wszechświat. Rozmyślając czegoś nie zauważyłem. W dole czerwony wilk popchnął Sunset, tak że ona toczyła się po ziemi i padła kilka metrów dalej, obolała. Wkurzyłem się bardzo. Nie mogłem wytrzymać co ten tyran jej zrobił. Moje oczy zostały pozbawione tęczówek i z szybkością błyskawicy, wzbiłem się w powietrze i uderzyłem wilka całą moją siłą w skrzydłach i w ciele. Przywaliłem go do drzewa. Kątem oka widziałam, że Sunset wstała i pobiegła w bezpieczne miejsce. Biedaczyna. Zauważyłem też, że to alfa wrogiej watahy.
- CO JEJ ZROBIŁEŚ?! MÓW?! CZY NAWET SZCZENIĄT NIE OSZCZĘDZASZ?!- krzyknąłem z wielkim echem w głosie. Tak zawsze mi się dzieje gdy jestem wkurzony i to bardzo wkurzony.
- Eee? Bo to wojna cukierku? - zaśmiał się szyderczo i zniknął pod postacią cienia.
- GDZIE SIĘ WYBIERASZ?!- znowu wrzasnąłem i pobiegłem za cieniem. Pogoniłem go do góry. Zmienił się w wilka i nie mógł dalej uciekać. Drogę zajmowała góra. Odwrócił się energicznie, przystawił głowę do ziemi, i zaczął warczeć.
- Nie martw się, jestem nieśmiertelny - rzuciłem podle.
- Ach... Tak... Nie wyparzony synek Octaviuska - zaśmiał się.
- Naprawdę? Tak sądzisz? A czy nie wiesz KIM byłem zanim się tu znalazłem?! Czy wiesz gdzie byłem przez całe miesiące?! Czy ty w ogóle zdajesz sobie do czynienia z kim musisz tu walczyć? - podchodziłem do niego powoli. Stawałem się coraz wyższy, i moje futro zrobiło się czarne. Wziąłem z ziemi jego kosę i chwyciłem za pomocą magii.
- Tą moc co posiadają niektórzy jest zaledwie jego odłamkiem. To nic w porównaniu Z MOCAMI Z KTÓRYMI JA SIĘ URODZIŁEM - rzuciłem energicznie kosę na ziemię.
- Nie zbliżaj się!- nagle rzucił we mnie maną.
Ja zatrzymałem jego manę. Zmieniłem się w całości z tego gniewu w Nigtwolf Moon'a.
- CZY SĄDZISZ ŻE OBCUJESZ ŻE STRACHEM!? POKAŻĘ CI JEGO PRAWDZIWE OBLICZE - krzyknąłem i już chciałem mu dać mocnego opętania, ale Solaris skoczył na mnie i krzyknął:
- WATAHA CIĘ POTRZEBUJĘ PANIE MAJSTER - przyłożył łapę do mojego karku. 
Warknąłem na basiora i wznieśliśmy się w powietrze. Z góry rzuciłem mocą w brązowego wilka w czerwonym ubraniu.

Od Elise

Wojna była straszna. Dookoła leżała krew, ale znikała momentalnie z powody wielkiej ulewy. Czarne chmury zasłoniły niebo. Moje pajęcze zdolności słabły w mocnym deszczu. Woda dostawała się do otworów na moich łapach, z których mogę wyrzucić pajęczynę. Na pewno rozmokła się. Wolałam na początku obstawiać na siłę. Berło zostawiłam na dłużej. Tak więc, przebiegłam całe pole walki. Wilki były za bardzo rozkojarzone tą walką. Żaden wróg mnie nie zauważył... Tak sądzę... Uciekłam na chwilę do lasu pod drzewo by się choć trochę obsuszyć i by moja pajęczyna, znowu była lepka i mocna, a nie rozcieńczona z wodą przypominające to brzydką papkę. Próbowałam wiele razy. Siedziałam pod drzewem. Nagle usłyszałam głośny krzyk z pola bitwy. Przeraziłam się i zrobiłam krok do tyłu. Ktoś tam stał. Był to brązowy basior z wrogiej watahy. Złapał mnie za ramię i zakrył usta. Byłam przestraszona, szarpałam się, a wilk mówił straszne rzeczy i bardzo nieprzyjazne. Już wyciągnął miecz czy coś w tym stylu by mnie tym dźgnąć, ale w ostatniej chwili zwołałam z lasu pobliskie pająki. Pająki wszystkie nerwowo weszły na ciało basiora, a on mnie puścił i zaczął się nerwowo otrzepywać. Wtedy zadałam mu cios magią, i porządnego kopniaka. Jak najszybciej uciekłam z lasu i zawołałam pająki, by na czas bitwy weszły do mojej bujnej czupryny. Teraz jak ktoś mnie zaatakuje od tyłu, będzie miał miłą niespodziankę. Tak więc, wróciłam na pole bitwy. Byłam rozkojarzona i aż bębniły we mnie emocje. Wpadłam na jakiegoś wilka, na szczęście był on z WMW. Była to chyba alfa Kiiyuko. Pobiegła gdzieś, a ja znowu pojawiłam się na polu. Podbiegł do mnie całkiem mokry Snow.
- Gdzie ty byłaś!- krzyknął.
- Tylko naładować pajęcze moce, ale już jest dobrze - westchnęłam i przewiesiłam mu przez kark jedną swoją łapę. 
Nagle przed nami wylądowała strzała z potężnym grotem. 
- Idź, walcz, jak widzą dwa wilki stojące i rozmawiające, to przykuwa wzrok - oddaliłam się i zrobiłam kilka fikołków, za mną licznie nie trafiały strzały. Zobaczyłam wilka co w lesie. Był wyraźnie wnerwiony i zaczął na mnie biec. Przestraszyłam się mocno i schowałam pysk w łapach. Nagle wilk odskoczył i pobiegł gdzieś dalej. Przede mną stał Solaris, ochronił mnie.
- Dziękuję! Solaris...!- chciałam go już przytulić, ale mnie powstrzymał.
- Bądź ostrożna, proszę cię - wzniósł się w powietrze.

Od Soul

 W tym deszczu nie łatwo było zobaczyć cokolwiek dalej niż 6 metrów, ale na szczęście ciągle widziałam Vapper która ciągle biega niedaleko mnie z piłą łańcuchową, to była świetna zabawa, niektórych nie było na polu bitwy, jak przykładowo szczeniaki z naszej watahy, z Białego Królestwa i z Watahy Magicznych Wilków, wszędzie widziałam jakieś plamy krwi, a czasem nawet kawałeczki skóry, na szczęście nie mojej, wytężyłam swój wzrok w poszukiwaniu wrogów, zauważyłam kałużę krwi wydobywającą się z krzaków, powoli potruchtałam do tego miejsca, położyłam piłę obok mnie stając na obie łapy, rozsunęłam liście i zobaczyłam wilka, w sumie to większego ode mnie, ale prawie nie miał siły, schyliłam się po piłę
- N-nie... p-proszę 
Wyjąkał wilk resztką sił, była to wadera, stanęłam znowu na obie łapy, wzięłam piłę do góry z szalonym uśmiechem, uruchomiłam ją, wadera próbowała odczołgać się ode mnie zanim zamachnę się na nią, nie dała rady, machnęłam piłą w prost na łapy, ona tylko głośno zapiszczała z bólu, nie było mi jej szkoda, wyjęłam z niej piłę, zmieniłam się w człowieka i kopnęłam ją
- Leż i nie wstawaj.
Wyłączyłam piłę i schowałam za plecami, krew wciąż na niej była ale mnie to nie obchodziło, odeszłam od niej nawet nie patrząc, słyszałam tylko jej uciszające się piski, zaczęłam się rozglądać za drugą wariatką z piłą łańcuchową, Vapper, ale tą prawdziwą, nagle coś szybko obok mnie przebiegło, właściwie to przeleciało, padłam na ziemię a mym oczom ukazała się Vapper
- I jak Ci idzie z sianiem terroru na polu bitwy?
- Świetnie! A tobie?
- Tam leży moja ofiara, w sumie nie tylko moja. - wskazałam jej ręką krzaki
- To co, idziemy dalej siać zgubę i zniszczenie? - uśmiechnęła się szatańsko i włączyła piłę którą trzymała w łapach
- No jasne - zmieniłam się w wilka i wyciągnęłam zza pleców piłę, uśmiechnęłam się szyderczo i pobiegłam na pole bitwy
- Ej poczekaj!  usłyszałam za sobą Vapper
Widziałyśmy jak wilki walczą ze sobą, czasami rzucając na nas dziwne spojrzenia, my biegałyśmy jak oszalałe, machałyśmy w tą i w tą naszymi ''maszynkami'' ledwo nie raniąc naszych, ale była zabawa, wszyscy nasi robili uniki, ale i tak było fajnie

Od Andrei

A więc wojna, pomyślałam biegnąc wśród krzyków, wrzasków i tym podobnych. Przeciskałam między walczącymi. Nie dawałam się trafić. Nie byłam zbytnio zachwycona takim rozwiązaniem, ale to było konieczne. Foxy był tuż za mną. Po drodze minęłam nasze Alfy. Artemis walczył z wierną kopią samego siebie, ale kopia Solarisa nie posiadała skrzydeł. Skoczyłam dalej ściskając pięści. Podeszłam jakiegoś wilka od tyłu i uderzyłam z całej siły. Zrobiłam to jeszcze cztery razy, po czym uciekłam w tłum, żeby mnie nikt nie zdążył trafić z broni dystansowej. Moich uszu dobiegł krzyk ,,Balei!". Tak pewnie nazywał się tamten wilk.  Straciłam Foxy'ego z oczu ale nie musiałam się martwić, bo znałam go dobrze- poradzi sobie. Biegnąc dostrzegłam kątem oka Reindeer'a atakującego jednego z naszych. Nie rozumiałam całej tej sytuacji, dopóki  ten jeleń nie dostał porożem od takiego samego. No to już przesada! Towarzysze również mieli swoje klony. Po chwili tuż koło mnie wylądowała strzała. Ruszyłam dalej bo, dłuższe stanie w miejscu na wojnie mogło mieć opłakane skutki. Wpadłam na Hoodoo. Dziwnie na mnie popatrzył, ale zaraz po tym pobiegł dalej. Ja zdążyłam trochę osłabnąć. Taka wojna nie w moim stylu, ale jak trzeba, to trzeba. Nagle podbiegł do mnie jakiś wróg. Zanim uniósł broń sypnęłam mu piachem w oczy. Kiedy zajmował się swoim narządem wzroku ja się oddaliłam w inne miejsce. Dostrzegłam kątem oka mojego liska. Miał niesamowity obłęd w oku. Może chodzi mu o watahę? A może o mnie? Nie miałam już czasu na rozmyślenia, bo trzeba było zająć się ważniejszymi sprawami. Zmieniłam się w cień i postanowiłam zaatakować następnego wilka z zaskoczenia. Tak znowu.

Od Nightshadow

Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ podbiegł do nas jakiś wilk. Gdy nas zauważył powiedział tylko "Wojna się rozpoczęła!" i pobiegł dalej
-Idę do szczeniaków!- powiedziałam do Artemisa.
Pobiegłam po szczeniaki.
-Ci którzy nie mogą walczyć, idą ze mną- powiedziałam. Mniej więcej połowa poszła za mną. Słyszałam za sobą ich szepty. Każdy zastanawiał się, co się dzieje.Jakaś wadera do mnie podeszła.
-Mam na imię Galaxy, a ty?
-Nightshadow
-Co się dzieje?
-Mamy wojnę z inną watahą
-Co zrobili?
-Nie wiem, ale podobno zdenerwowali alfę.
Galaxy wróciła do reszty. Po chwili słyszałam ich szepty. Usłyszałam hałas dochodzący z bliska.Szybko otoczyłam nas mrokiem. 
-Co się dzieje?- ktoś spytał
-Cicho. Ktoś się zbliża. Teraz, przez chwilę się nie ruszajcie, ok?-spytałam i zmieniłam się w kruka. Wzleciałam wysoko i sprawdziłam kto się zbliża. Na szczęście ta osoba już odchodziła.Wróciłam do szczeniaków i zmieniłam się w wilka
-Chodźmy-powiedziałam i zaprowadziłam ich do kryjówki.  

Od Vapper

Zaczęła się wojna. Padał deszcz, a ja latałam po polu z piłą łancuchową. Jak tylko jedna wadera z wrogiej watahy mnie zobaczyła, uciekła. Może przedemną, może przed innym wilkiem ją atakującą. Pojęcia nie mam. Teraz mnie obchodziła tylko moja podróbka Vapper. Wyszczerzyłam się nienormalnie, a moje tęczówki latały po całym oku. Śmiałam się antagonistycznie i szukałam tej mojej ''połóweczki''. Jeju... Jakie to słodkie. Biedna waderunia będzie miała za swoje. Zacisnęłam mocno zęby i wbiłam pazury w ziemię. Oglądałam się w te i we w te. Odbijało mi już powoli i biegałam po całym polu.
- Vapper, wszystko dobrze? - zapytał walczący dalej Jeff.
- Tak, zupełnie - mrugałam energicznie jednym okiem, a jedno miałam ciągle otwarte. Włączyłam piłę, ustałam na dwóch nogach i zaczęłam biec z piłą poprzez walczące wilki. Prawie zraniłam niektóre należące do ZK, ale zrobili unik. Nie mogłam się powstrzymać by naprawdę namieszać. Tylko czekałam kiedy moja podróba się pojawi. Patrzę kątem oka, walczy z innym wilkiem.
Odwróciłam się energicznie i wyszczerzyłam, włączyłam piłę za pomocą magii i z antagonicznym śmiechem podchodziłam coraz bliżej, nie widzącej nic wadereczki. Walczący z nią wilk był to Hoodoo. Jak mnie zobaczył i podróbę, oglądał się w różne strony. Na pewno zastanawiał się która to która. Ja bez namysłu skoczyłam na podróbę Vapper, która wyglądała tak samo jak ja.
- SUPRISE MOTHERFU*KER - wrzasnęłam na całe pole walki i skoczyłam na wilczycę. Nieźle poraniłam ją piłą łańcuchową, a ona krzyknęła z bólu. Wymknęła mi się, gdy chciałam już za nią biec:
- Poczekaj! Wypruję ci flaki!- zaśmiałam się psychopatycznie, gdy jakiś basior mnie zatrzymał. Był to Jeff.
- Vapper, proszę, idź poszaleć z piłą na kimś innym - przegryzł wargę.
- DOBRA - krzyknęłam,wyczarowałam sobue skrzydła i wzleciałam nad pole bitwy.
Na górze zobaczyłam jakegoś szczeniaka, też biegającego z siekierą. Podleciałam nad waderę.
- Hej, pokiereszujemy resztę?- wyciągnęłam zza pleców piłę.
- Pewnie! Jestem Soul!- uśmiechnęła się.
- Ja Vapper, do ataku!- wylądowałam na ziemi.

Od Addagion'a

Zaczęła się bitwa. Zjednoczone Królestwo (WZP,WMW,BK) ruszyło w stronę Watahy Ciemnej Nocy - ta, która utworzyła klony wilków i wygląd naszej watahy też. Byłem jednak przygotowany. Moim ekwipunkiem była Kosa Śmierci. Cieszyłem się niezmiernie, że ją kupiłem. Teraz po jednym ciosie moim, i chociaż jeszcze małym jakiegoś wilka, on trafiał do szpitala. Miałem dobrą przewagę i przygotowanie. Nie wiedziałem, że nas będzie tak dużo! Zjednoczone Królestwo dało do zrozumienia i można walczyć z przeciwnościami. Najpierw rzuciłem się na pole. ZK było oznaczone pomarańczowymi smugami na ciele, by przypadkiem ktoś nie pomylił wilka wrogiego z wilkiem stojącym po naszej stronie. Zauważyłem Octavius'a walczył z czarno-czerwonym wilkiem, zapewne alfą watahy. Walcząc z innym basiorem, jakoś rozmowa Alf utknęła mi w głowie.- Nie uda ci się! Ty moja nędzna podróbko!- krzyknęli razem.
Zdziwiło mnie to, ale nie przestawałem walczyć z przeciwnym wilkiem. Kosę za pomocą magii trzymałem ciągle przy sobie, by czasem wilk mnie nie chciał uderzyć swoją mocą czy coś w tym rodzaju. Miał już dać mi porządnego kopniaka, gdy przeteleportowałem się dalej. Skoczył na mnie, ale ja go poraniłem Kosą Śmierci. Wilk bardzo mocno zawył i odbiegł trochę dalej, by zapewne wstrzymać ból, ale niektóre wilki z ZK już na nim biegły.
PS. Od Addagion'a - Add poranił KŚ wilka Blaei



Wiadomość od Octavii: Wilk Blaei z WCN traci 60% energii z 100%. Zostaje mu więc, 40%. Gdy będzie miał poniżej 30% od ciosów innych wilków idzie do szpitala i nie może pisać op. i pomagać watasze.
Opowiadania są też tutaj! : ----> klik

Broń do wojny! PS.Każdy z WZP dostaje 50 MT dodatkowe


Przypominam: ograniczamy się do max. 2 uderzeń bronią/magią w każdym op. i max. 5 łapą!
Uderzenie:
łapą/pięścią -2%
kopniak -4%
Magia 3-15%
Łuk
 Obrażenia: -10 życia
Cena: 8 SG/MT
Miecz 1
 Obrażenia: -15 życia
Cena: 10 SG/MT
Miecz 2
 Obrażenia: -15 życia
Cena: 10 SG/MT

Miecz Świetlny
 Obrażenia: -20 życia
Cena: 25 SG/MT


1 - Berło Mroku
2 - Berło Mgły
3 - Berło Wody
4 - Berło Eteru
5 - Berło Ognia
6 - Berło Śmierci
7 - Berło Natury
8 - Berło Pozostałych Żywiołów (innych, nie wymienionych)
9 - Berło Powietrza
10 - Berło Światła
11 - Berło Ziemi
 Obrażenia: -40 życia
Cena: 30 SG/MT


Kosa Śmierci
 Obrażenia: -60 życia
Cena: 50 SG/MT

Lina Wisielca
Obrażenia: -30 życia
Cena: 15 SG/MT

Wężowy Sztylet
Obrażenia: -30
Cena: 15 SG/MT

Różdżka
Obrażenia: -40
Cena: 20 SG/MT

Kwiat Oparzenia
Obrażenia: -20
Cena: 6 SG/MT

Piła
Obrażenia: -60
Cena: 50 SG/MT

środa, 25 lutego 2015

Od Solaris'a ''Wojna''

PS. Każdy pisze op. kiedy chce, ile chce i bez kolejek. Wysyłacie jak wlezie!Więcej niż 20 linijek.

Ten dzień i ta noc. Pewnego wieczora, Lizzie współpracująca z Artemis'em przyszła do mojej jaskini z bratem. Wadera wręczyła mi jakieś pismo. Artemis skinął głową, otworzyłem zwój. Była tam propozycja wojny. Inna wataha skonstruowała nasze klony niektórych i wygląd naszej watahy. Byłem zaskoczony. Inne watahy też to potwierdziły. Białe Królestwo i Wataha Magicznych Wilków miała dość. Podpisałem protokół. Razem stworzyliśmy Zjednoczone Królestwo. Szyk wojny. Niestety. Wilki z watahy przygotowywały się do wojny. Szczenięta powyżej 1'4 lat mogły brać udział w bitwie. Pozostałe musiały być chronione przez kamuflażystów. Ustawiliśmy się na polu bitwy. Z watahami spotkaliśmy się po jednej stronie wysokiego wzgórza, wataha wroga po drugiej. Nasze watahy stanęły na baczność i patrzyły na każdy ruch wroga. Alfy watah wystąpiły przed inne wilki, by pokazać kto jest alfą. Wszystkie alfy wypuściły w powietrze iskry magii. Po tym zaczęła wojna.

Od Lumii „ Eliksir” ( cd Mirand)

Szłam przed siebie myśląc nad nowym towarzyszem Artemisa. Dziwne to stworzenie niby królik ale coś w nim jest... dziwnego...
- Ech... nie wiem ale ten królik mnie troszkę przeraża. Co o nim sądzisz?
- Nie wygląda na jakieś szlachetne zwierze. O ile to zwierze- Nyra usiadła mi na plecach i zaczęła puszyć pióra .
- No tak, to jasne że nie są tak dostojne jak ty- Uśmiechnęłam się do niej pobłażliwie.
- Oczywiście  tylko Tyto Alba jest stożona do dominacją nad wszystkimi innymi gatunkami sów. Tylko one  mają takie prawo i...
- Przepraszam że się wtrącam KRÓLOWO, ale nie podoba mi się twoje wywyższanie. Zejdź ciupkę z tonu albo już skończ ten temat.
- przepraszam pani- spuściła głowę.
- No dobrze nie gniewam się, ale uważaj co mówisz. Nie każdy się zgodzi z twoją teorią.
******************
Po dłuższym spacerku natknęłam się na Miranda. Kręcił się to tu to tam, skakał, latał, przewroty, salta, pewnie uczył się nowych sztuczek powietrznych.
- Cześć Lumia!- krzyknął.- Chcesz pokaże ci jakich to sztuczek się nauczyłem.
- No dobra dawaj!
Zrobił beczkę piruet, przewrót w tył i wprzód, i to w powietrzu. Zwinny jest jak tak dalej pójdzie przewyższy moje zdolność. Niestety przy ostatniej akrobacji nie wyrobił i wylądował na drzewie.
- Hehehe... co tam u ciebie?- zapytał szczeniak wisząc nadal na drzewie.
- Artemis ma towarzysza.. nie chcesz ...emmm.. zejść?
- Nie mi tu dobrze. Ta... Artemis ma towarzysza?!
- Utknąłeś.
- Co ja? Nie ja tu tylko... no utknąłem..
  Z złośliwym uśmieszkiem ściągnęłam go z drzewa. Ech pocieszny szczeniak.
- To mówiłaś, że  Artemis ma towarzysza?- zapytał po wylądowaniu.
- Tak jakiegoś królika... czy tam robo-królika. Nie wiem, ale wydaje mi się trochę straszny.
- Ooo ten to ma fajnie.-szczeniak usiadł rozmarzony. Zrobiłam to samo, usiadłam obok niego.
- A co?- zapytałam po chwili.- Chciałbyś mieć swojego towarzysza?
- Och chciałbym nawet nie wiesz jak. A ty masz towarzysza?
- Tak mam – kiwnęłam łapą na Nyrę która obserwowała nas z drzewa, oczywiści w niewidzialnej postaci. Ptaszyna zleciała z gałęzi i usiadła mi na łapie.
- No Nyra pokaż się, przywitaj się.
Spojrzała na mnie niechętnie, ale zrobiła to o co ją prosiłam. Pokazała się Mirowi i kiwnęła na przywitanie głową nic nie mówiąc
- Nie każdemu ją pokazuję i nie każdy wie o jej istnieniu. Niech to zostanie między nami dobrze?
- Okej- uśmiechną się wilczek.- Ja też   chce takiego towarzysza jak ty.
- Bardzo chcesz?
- Baaaardzo.
- Da się to załatwić- wstałam.- Chodź za mną.
***************
Weszliśmy do magicznego sklepu gdzie pracuje.
- Zaczekaj tu zaraz coś znajdę.
Zaczęłam szukać czegoś na zapleczu.
- O tu jest. Proszę to dla ciebie- podałam mu eliksir.
- To … przecież...
- Tak to Expecto Patronum... ja zapłacę.
< Mir?>


PS. Wiadomość od wybuchowej Octavii: Jakby co dam ci byś zapłaciła za Miranda, ale ostatni razik :D Ale na przyszłość lepiej nie kupuj innym wilkom z watahy które zarabiają MT, a ty masz nieskończoność. Ale mam dziś mniejszą wybuchowość, więc pozwalam wam, ale tylko raz XD

Droga WZP!

Moi kochani!
Jesteśmy już tak dawno ze sobą, a za nami żadna wojna. Czas ją rozpocząć. Jutro zacznie się wojna z Watahą Ciemnej Nocy. Z jakiego powodu, w postach poniżej i na watasze wroga. Ale nie jesteśmy sami! Pomaga nam Zjednoczone Królestwo. Wataha Magicznych Wilków i Białe Królestwo - co znajdziecie linki na stronie królestwa. Pokażcie honor i ducha walki! Nie dajcie się zwieść koszmarom i lękom. Razem, możemy dokonać niemożliwych rzeczy! W końcu w grupie siła. Sądzę że moi kochani przyjaciele z WZP i innych watah będą nam pomagać odnieść zwycięstwo! Kto napisze najwięcej opowiadań dotyczącymi wojny, wygrywa. Nie przestańcie wierzyć! Jesteście silni, może nie w mięśniach co niektórzy, ale w intelekcie też. Piszcie opowiadania jak zaciekli by dać naszej watasze i innym pięknym watahom zwycięstwo! Wojna zacznie się jutro. W wojnie mogą uczestniczyć towarzysze, ale im nie może się nic stać.
Każdy wilk ma 100% energii. Ishi i ja otworzymy sklepik - zbrojownia. Tutaj możecie kupować różne przedmioty by wygrać. Można kupić na MT przedmioty i rzucić nimi w wybranego wilka z wrogiej watahy. Nie działa to na alfy, i alfy nie mogą rzucać przedmiotami! (przecież mają nieskończoną ilość waluty, a przecież to nie fair!) Każdy wilk dostanie na początek bonus + 50 MT. W innych watahach też. Niedługo na ZK pojawi się broń. Jak ją kupisz i rzucisz w jednego wilka z wrogiej watahy, on dostaje obrażenia. Poniżej 30% życia, idzie do szpitala i nie może pisać op. przed jeden dzień. 
Więc, moje wilczki, dajcie z siebie wszystko!Wierzę w wasz zapał i miłość z całego serca do tej watahy. Według mnie ta wataha, nie jest wymysłem internetu. Ona gdzieś tam istnieje. A w waszych sercach pulsują wasze wilki. Wasze charaktery. To miejsce istnieje naprawdę - ja w to wierzę. Dajcie nie ponieść się porażce i stanąć naprzeciwko lękom. Wszyscy - silniejsi!
Pozdrawiam i życzę wielu op. i sukcesów:
Wasza jedyna Octavia~

Uwaga Wilczki !

Tutaj ja, wasza alfa Octavia. Alfa Główna i Solaris i Artemis... Chwila... Czy na pewno oni? Chodzi o to że jedna wataha całą naszą skopiowała - linku nie podam, ale dowiecie się jaka to niedługo. Alfy, wilki, opowiadania, zakładki, wszystko! I uwaga - 
Wiele rzeczy w tej watasze jest też Watahy Magicznych Wilków! To nie dopuszczalne!
Wraz z Ishi zadecydowałam, że będzie wojna.
Więcej informacji o wojnach tutaj ---> klik
Każdy wilk ma napisać opowiadanie o wojnie, ale jeszcze z tym poczekamy. Jest to jeszcze niepewne, ale chociaż was ostrzegam prędzej. Otworzymy sklep z bronią, która przyda wam się w wojnie, co może pomóc pokonać wroga. Więcej informacji już nie długo!
Pozdrawiam ~Octavia.

Od Shero ,,Moje smutki cz.3" (cd. Daisy)

Obudziłem się. Daisy też. Już nie było po niej ani śladu smutków. Byłem z siebie zadowolony. Lubię pomagać. Zwłaszcza waderom. A dodatkowo ta miała w sobie coś...
-Ach-rąbnąłem się pięścią w czoło.
-Co się dzieje?
-Nic nic-wstałem.-To co? Wracasz do swojej jaskini?
-Nie wiem w sumie...-zastanowiła się.
-Może bym cię odprowadził?-zaproponowałem.
-Jeśli chcesz-uśmiechnęła się.
Poszliśmy w stronę jej jaskini. Miałem ochotę jeszcze raz puknąć się w głowę. Jaki ja jestem głupi. Nie mogę lecieć na Daisy! Ona na pewno ma już jakiegoś swojego rycerza. Pewnie i tak uważa, że coś ze mną nie tak. Na co ja w ogóle liczę? Wreszcie dotarliśmy do jej jaskini.
-Do zobaczenia-mruknąłem.
-Do widzenia.
-Jakby co, to pamiętaj, że jak masz jakiś problem to daj znać...-powiedziałem.
-Będę-zaśmiała się.
-Spotkamy się jeszcze jutro? Fajnie jest z tobą.
O ja cię! Co ja zrobiłem! Chyba na za dużo sobie pozwalam... Bałem się jak Daisy zareaguje na taką śmiałość. Odwróciła się i już otworzyła pyszczek, żeby coś powiedzieć.
<Daisy? Ktoś Shero się ... wiesz ;)>

Od Ariana ''Nowe znajomości ponad wszystko cz.3''(cd.Daisy)

Wadera była naprawdę urocza i atrakcyjna. Gdy ''udawałem'' że spałem otwierałem raz na jakiś czas jedno oko, by spojrzeć na waderę. Była taka słodka i niewinna, jej futerko lśniło w promieniach wiosennego słońca.
- Jutro wiosna, prawda?- uśmiechnąłem się szczerze.
- Tak... Już wygląda jak wiosna. Zobacz!- wskazała łapą na niebo.
Latały tam klucze ptaków.
- Wracają w ciepłych krajów - zaśmiała się i usiadła.
Najbliższy klucz usiadł na drzewie przy którym siedzieliśmy.
- Piękne, prawda?- jeden ptaszek usiadł jej na ramieniu.
- Oczywiście... Tak piękne jak ty?- uśmiechnąłem się szarmancko.
- Bez przesady - zarumieniła się.
- Idziemy? Wiosna zawitała już wcześniej zapewne w innych terenach watahy. Nie tylko to miejsce jest niesamowite - uśmiechnąłem się.
- I tak nie mam nic do roboty... Już idę!- wstała i wyprężyła się.
Poszliśmy w piękne tereny - Naruta Curaco.
- Jejku jak tu pięknie!- zachwyciła się Daisy.
Podbiegła do brzegu zatoki, i przejrzała się w błękitnej wodzie.
- Nie wchodzisz?- wbiegła do wody.
- Ja... Chyba pozostanę na brzegu - położyłem się z daleka od wody.
- No nie gadaj... Chodź!- krzyknęła i zanurkowała.
Nagle ktoś chwycił mnie magią i wrzucił do wody. To była Daisy. Miała niezły pomysł na wrzucenie mnie bezpośrednio do wody.
- Ojj...- pomyślałem będąc pod wodą.
Zmieniłem się w syrenę. Moja odmiana syreny jest nieco inna niż te kolorowe z rybimi ogonami. Przypominałem bardziej smoka, podobnego do jakieś ryby.
- Ojej... Ari?! To ty? - zaśmiała się.
- Dlatego nie wchodzę do wody - westchnąłem.
Wadera ochlapała mnie wodą.
- Ejj!- krzyknąłem.
Daisy zaśmiała się i zanurkowała. Zrobiłem po niej to samo. Szybko ją dogoniłem, co ułatwiały mi to skrzela i opływowe kształt ciała, grzebienie na grzbiecie i inne. Po długiej zabawie w wodzie wyszliśmy koło miejsca bliżej wodospadu. Tam na brzegu od razu zmieniłem się w wilka.
- Nieźle pływasz - odrzekła susząc futro.
- Mi to mówisz?- puściłem jej oczko, a wadera znowu się zarumieniła.
- Może wejdziemy gdzieś gdzie można pooglądać tę piękną zatokę co?  Tam może - wskazałem łapą dużą skalną półkę nad wodospadem wypływającym  góry.
- Nie ma sprawy!- pobiegła na sam szczyt, a ja przywlokłem się za nią.
- Zobacz jak pięknie!- krzyknęła z wrażenia.
- Od dzisiaj to mój ulubiony teren!- usiadłem trochę dalej od wylatującej wody z góry, która spływała z hukiem w dół błękitnej zatoki.
Wadera przysiadła obok mnie i z góry obserwowaliśmy co się dzieje w okół.
- Wiesz... Lubię cię- położyłem swoją łapę na jej łapie.
<Daisy^^>

Od Artemis'a ''Szansa cz.2'' (cd.Sunset)

- Uwielbiam to miejsce, od teraz może być ulubionym miejscem twoim i moim - uśmiechnąłem się serdecznie.
- Ohh... Naprawdę?
- Oczywiście że tak - przytuliłem ją.
- Powiedzieć ci coś śmiesznego? - usiadłem tuż przy jeziorku.
- Tak? -usiadła koło mnie.
- Nigdy szczerze nie słyszałem historii w której dorosły wilk obcuje ze szczenięciem  - zaśmiałem się.
Sunset trochę zaśmiała się sztucznie.
- Ale, to nie prawda. Ty jesteś inna. Prawie jak dorosły wilk, i nikt nie zakaże mi się z tobą spotykać. W końcu jesteś już naprawdę... Prawie jak ja z wzrostu - na mojej buzi pojawił się niezastąpiony uśmiech.
- To słodkie Artemiś - położyła głowę na moim ramieniu.
- Heh, lubię to zdrobnienie - potarliśmy się pyszczkami.
<Sunset?soreczka że takie krótkie ale mam brak weny całkowicie ;///>

Od Artemis'a ''Lekcja zero cz.4'' (cd.Luna)

- Sam nie wiem... To bardzo dziwne. Ale chyba sądzisz jak twoje ciało wykonuje rzeczy których nie chcesz robić, to dobrze? - zapytałem.
- Właśnie... Chyba nie - przegryzła wargę.
- Nie wiem co powiedzieć.. Nie wiem! Na to nie znam odpowiedzi... Na pewno nikt nie będzie znał. Musisz się o tym dowiedzieć sama z biegiem czasu. Tymczasem, mogę dać ci kilka książek z biblioteki watahy które ci pomogą - uśmiechnąłem się pewnie.
- Nie ma sprawy... A co z Kuramą? - dopytała.
- Kurama? Na razie go nie słyszysz, nie? Zamknęłaś go. By o wywołać musisz zrobić to samo. Ale z tym jutro. Jesteś na pewno trochę zmęczona... - westchnąłem.
- Masz rację - ziewnęła lekko.
- To chodź za mną!!!
**********
W bibliotece długo szukałem tej książki. Czarna, w kamiennej okładce książka przypominająca kolce i inne znaki. W końcu znalazłem z Luną tajemniczą księgę. Była na szczycie wysokiej ponad siedmio-metrowej półki. Wylądowałem na posadce.
- To książka która może odpowiedzieć na twoje pytanie, albo nawet nakierować - podarowałem jej książkę.
- A o czym ona jest? - spojrzała z lekkim zdziwieniem na księgę.
- Księga iluzji. Księga która opowiada o opętanych wilkach i mrocznych mocach. Co oznacza jak ciało wilka robi rzeczy, których nie chce robić. Albo kierowanie umysłem. Wszystko znajdziesz tutaj - na to na niebie wstąpiły ciemne chmury.
Wadera trochę nastroszyła sierść.
- Czyli... Koniec lekcji i na dziś wszystkiego? - zaśmiała się ironicznie ze strachem w głosie.
- Tak, możesz wracać do domu - odrzekłem.
- A możesz... Emmm... Odprowadzić mnie? Tak jak o tym opowiadałeś zeszły te czarne chmury... I...- przerwałem jej.
- Nie ma sprawy... Chodź - zaprowadziłem Lunę do jaskini i wróciłem do swojej.
<Luna? książka jest twoja>

Od Draco ''Poznawanie watahy cz.6''(cd.Jo)

- A tak w ogóle, to kiedy dołączyłaś? Nie widziałem cię nigdy - oznajmiłem patrząc na bawiące się na lodzie szczeniaki.
- Ja? Już dawno dołączyłam - zaśmiałam się.
- Stwierdzam u mnie ślepotę, żeby takiej ładnej wadery nie zauważyć - uśmiechnąłem się szarmancko.
- Ehh... Naprawdę? - zarumieniła się mocno i lekko zakrztusiła.
- Przyznaję, że tak - też się zarumieniłem.
- A może pogramy w piłkę na boisku? Na pewno już wszyscy się rozeszli, a boisko... ''Wolne'' - oznajmiłem.
- Pewnie! - krzyknęła i znowu wróciliśmy na boisko.
Zielona i oblana rosą trawa świeciła się w słońcu.
- Poczekaj chwileczkę, pójdę po piłkę, na pewno jest gdzieś pod trybunami - podleciałem do trybun, skąd wziąłem dużą i nową piłkę. Potężnym kopnięciem rzuciłem piłkę blisko Jo, a ona złapała ją szybko łapami.
<Jo?>

Od Daisy ,,Nowe znajomości ponad wszytko" cz.2 (cd. Arian)

-Może się przejdziemy?-zaproponował Ari
-Dobrze, czemu nie
Szliśmy przez Wyżyny polne, które od zawsze były bardzo ładne.
Nagle zaproponowałam
-Zabawa w chowanego, ty szukasz.
-Spok-zgodził się Ari
I zaczął liczyć
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, siedem, dziesięć ...
Kiedy skończył zobaczył przed sobą moje kremowo-różowe futerko.
-Oszukałeś!-uśmiechnełam się.
-A teraz ja szukam, i zobaczymy czy Cię znajdę!!!
I zaczełam znów liczyć: Jeden, pięć, dziesięć.
Oczywiście Ari nie zdążył się schwować.
Bawiliśmy się tak jszcze chwilkę a potem usiedliśmy pod drzewem.
Po chwili spaliśmy, pod drzewem.

od Sunset"Szansa cz.1" (cd. Artemis)

Spojrzałam się na Artemisa. Pewna myśl wpadła mi do głowy. Zarumieniłam się trochę. Powinam się go o to zapytać bo mi nie przejdzie.
-Artemis? Czy ty...
-Czy ja co?
-Czy ty dajesz mi szansę?
-Eee...No tak.
Zrobiłam sie bardziej czerwona. Poczułam, że policzki zaczynają mi płonąć. On mi daje szansę!!!!! Zaraz spłonę! Na szczęście nadal stałam w strumyku, więc chlusnęłam sobie zimną wodą po pysku. Nie pomogło mi to, tak jak bym chciała.
-Ech! Zaraz zwariuję! - Artemis spojrzał się na mnie.
-Co się stało?
-Nic, nic...
Nie mogę mu powiedzieć, że wymyśliłam mu zdrobnienie "Artemiś". To by była totalna żenada!
-Żenada! - zapomniałam się i krzyknęłam to na głos a nie w głowie.
-Ale co żenada??? Nic już nie rozumiem.
-Już się raczej nie wymigam... Wymyśliłam ci przypadkiem zdrobnienie...
-Jakie?
-...Artemiś...
-Słodkie.
-Na prawdę?
-Tak - uśmiechnął się. - Ale nie używaj go przy Lumii, bo będzie się wyśmiewać.
-To mogę tak do ciebie mówić?!
-Jeśli chcesz.
Rany! Nie wyrobię! Chyba osiągnęłam poziom krytyczny w rumienieniu się. Rozejrzałam się za czymś, co odwróciłoby moją uwagę chodź na chwilę od Artemisa. Dopiero teraz zobaczyłam niebieskiego królika ze starsznymi zielonymi oczami, stojącego na pomoście i patrzacego się prosto na mnie. Wydał mi się jakoś bardziej przyjazny niż straszny. Podeszłam do niego.
-Jaki fajny króliczek! Czy to twój towarzysz? - zapytałam się Atremisia.
-Yhy - przytaknął tamten. - Nie boisz się go?
-Niby czemu? Jak widać musi mieć dużo wspólnego ze swoim właścicielem, bo nie wydaje mi się straszny.
-Powiedziałaś to samo kiedy się poznaliśmy.
-Dziwię się, że pamiętasz.
-Czy my przypadkiem nie mówilismy przed chwilą o mnie? - zapytał królik dziwnym glosem.
-To ty mówisz?!
-No pewnie, że tak. Jestem Toy Bonnie
-Miło mi. Jestem Sunset Shimmer, ale dla przyjaciół Sun.
Wreszcie minął mi rumieniec. Mogłam normalnie odwrócić się do Artemisa.
-Masz ochotę, żeby gdzieś pójść?
-Tak. Ale czy ty masz na myśli randkę, czy spacer?
-Raczej to pierwsze.
-O jej! - znowu zaczął mi się pojawiać rumieniec. - Ale gdzie?
-Jeżeli chcesz to możemy iść do mojego ulubionego miejsca.
-Pewnie!
*****************
Weszliśmy do jakiegoś cudownego miejsca. Tak tu pięknie! Małe jeziorko, wspaniałe kwiaty i osłonięte drzewami przed wścibskimi nosami. Bonnie usiadł sobie pod jednym z drzewek, ale nadal obserwował mnie i Atremisa.
-Ładnie tu, prawda?
-Super ładnie! Dzięki, że mi je pokazałeś - pocałowałam go w policzek.
-Nie ma sprawy...
<Artemis?>


Od Daisy ,,Moje smutki" cz.3 (cd. Shero)

Basior, wydawał się być miły, w końcu nie wytrzymałam i wyżaliłam się.
Kiedy skończyłam, wybuchnełam znów płaczem.
Shero próbował mnie pocieszyć, kiedy w końcu przestałam, uśmiechnełam się i powiedziałam -Dzięki, do tej pory, od dawna z nikim nie rozmawiałam.
-A teraz, uwaga gonisz!- krzyknełam i zamieniłam się w sowę.
Shero, choć się starał, nie mógł, mnie dokonić ani dosięgnąć.
Kiedy się zmęczyliśmy, znów zamieniłam się w wilka i usiedliśmy pod drzewem.
Po chwili spaliśmy...
Nagle się obudziłam, i zaczełam myśleć. Czułam że coś nas łączy, że on jest taki...
Ach, nieważne.
Położyłam się znów spać, i po chwili znów spałam.
<Shero?-czekam default smiley :d>