niedziela, 12 lipca 2015

WAŻNE!

Uwaga, Wataho Zorzy Polarnej!!!
Myślałam długo o tej sprawie, ale w końcu się zdecydowałam. ZAWIESZAM watahę na czas nieokreślony. Sądzę, że skończyły wam się pomysły... Nie dawałam wam rygoru za nie pisanie opowiadań i proszę - połowa watahy nic nie pisze. Sądzę, że poprawy nie będzie. Trudno jest mi zamykać tę watahę... 
Bo...
''Tyle wspomnień,
Tyle łez,
Tyle marzeń i słodkich dni,
Tyle przeżyć,
Tyle przygód,
Tyle dumy,
Tyle uśmiechu.
Czy na pewno w tym czasie? Zawsze.''
Wszystkim członkom watahy serdecznie dziękuję za pisanie opowiadań i aktywność. Dzisiaj 12/07 wybiła data jednego roku mojej przygody z wilkami. W ten dzień rok temu, dołączyłam do pierwszej watahy. Co ująć - Kocham Was <3
Chcę pozdrowić wszystkie wilki i podziękować z całego serca. Dzięki wam rozwinęła się we mnie pasja, przygoda i jedność. Nauczyłam się dużo rzeczy, między jednymi:
''W grupie siła''
Na chwilę obecną zostawiam tę watahę, ale nie znikam na zawsze! :D
ZAPRASZAM DO NOWEJ WATAHY STWORZONĄ PRZEZE MNIE
Tutaj spełniają się marzenia...
Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie do wataszki (: 
Przede wszystkim jest więcej konkursów, nowości i wiele innych :D 
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję,
może nie ostatni raz na tej watasze
~Octavia.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Od MidAssassin'a ''W poszukiwaniu zapomnienia cz.1"

Latałem sobie tak po całej watasze. Sens? Brak. Straciłem już poczucie życie przez odejście Arya i oczywiście mojego ostatniego szczeniaka. Miałem powoli wszystko gdzieś. Zapisałem się do Puissance Team w poszukiwaniu jakiejś szybkiej przygody. No ale jak widać poszło wszystko w błoto, bo dopiero się zapisujemy. Później będą pewnie testy naszej siły i wytrzymałości. Lecz nie to mnie martwiło. Wróciłem lekko zdenerwowany do jaskini i otworzyłem gablotę za którą były moje bronie. Wpisałem kod i otworzyłem. Stroje maskujące, ukryte ostrza, strój assassyna, noże do rzucania, noże wojskowe, karambity, kusze, pistolety i wiele, wiele innych rzeczy do zabijania. Nie założe stroju assassyna, bo z tym skończyłem. Jestem ,,wilkiem emerytem" u assassynów. Gdyby coś większego się działo mam tam się zjawić. Wyjąłem strój maskujący, noże do rzucania i dwa ukryte ostrza połączone z kuszami i pistoletami. Wybiegłem na zewnątrz i wiedziałem co mam zrobić. To było głupie i niespodziewane jednak........ dawne plany..... zmieniły się w rzeczywistość... Ide szukać Arye!

Od Snow'a "Wyprawa po Lodowy Kryształ cz4" (cd. Mirand)

 Te zadanie było trudne. Dlaczego White wybrał mnie, a nie Miranda? Cóż... Mam te moc, mam te moc, rozpalę to co się tli... (XD). Zamknąłem oczy. Nie wiedziałem czy bardziej się zrelaksować i oczyścić umysł, czy skupić. Ostatnia szansa... ok... nie wiedziałem co robię... otworzyłem oczy i.... w ręku miałem płatek! W dodatku inne płatki się nie roztopiły.
-Brawo! - krzyknęli razem.
-Uf... dobra... - próbowałem wziąć oddech. - White, masz jakiś pojemnik na ten płatek śniegu?...
-A zgadnij, że mam... - wyjął (nie wiadomo skąd) lodowe pudełko - proszę.
Ostrożnie włożyłem śnieżynkę do pojemnika. Myślałem, że został nam jeszcze tylko ten kamień szlachetny, ale nie... wzięliśmy złą wodę i teraz musieliśmy się wracać.
***
Byliśmy już przy jeziorze. Mirand wyjął buteleczkę, w której znajdowała się woda ze złego jeziora. Basior ją wylał i napełnił od nowa. Tym razem wszystko pasowało.
-Dobrze. - powiedział mój brat. - Teraz niestety musimy się pożegnać...
-Co?! Dlaczego?! - spytałem go zbulwersowany.
Lecz on nie odpowiedział. Po prostu zniknął. Myślałem, że White pójdzie z nami...

<Mirand? Sory, że długo nie odpisywałem, ale ta nieaktywność watahy... zaraziłem się XD>

Od Snow'a "Wyspa Pająków cz8" (cd. Elise)

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Elise leżała, a ja stałem. Do sali wszedł lekarz, w dość szybkim tempie. Chciałem coś powiedzieć, więc uniosłem palec i otworzyłem usta, ale lekarz mnie uprzedził. Zamknąłem usta i opuściłem dłoń.
-Wadera będzie mogła wyjść za 2 dni. Na razie musi odpoczywać. - powiedział.
-Może odpoczywać w domu... - dodałem nonszalancko
-Ale ona zostaje TU - podkreślił.
-Jak szanowny pan woli... - ukłoniłem się i wyszedłem.
***
W nocy oczywiście wziąłem drabinę, przybiegłem do szpitala i wdrapałem się na okno. Na łóżku leżała Elise, zaskoczona, że przyszedłem. Na pyszczku nie miała już maski.
-Cześć. - przywitałem się jak gdyby nigdy nic.
-Co tu robisz? - spytała mnie.
-Hm... -zastanowiłem się. - Porywam cię. Zgadzasz się?
-Pewnie.
Wziąłem ją na ramiona i w tym samym momencie na salę wbiegł lekarz. Wyskoczyłem zza okna a budynek wybuchł.
***
Obudziłem się. A więc Elise nadal leży w szpitalu... szkoda. Poszedłem do kuchni, gdzie znajdował się mój towarzysz - Reindeer.
-Witaj. - powiedział.
-Dobry. - odpowiedziałem zapominając o "dzień". - Reindeer... nie wiesz przypadkiem ile spałem?
-Hm... w piątek poszedłeś do Elise, sobotę cię nie było, późnym wieczorem przyszedłeś smutny ze szpitala i postanowiłeś przespać dwa dni. Udało ci się. Nie byłeś w szkole, dzisiaj wtorek.
-Zagmatwane to... - miałem usiąść, ale zrozumiałem jedno. - Elise nie jest już w szpitalu?!
-Tak.
Od razu do niej pobiegłem. Musiałem przetrawić wszystko co się stało.

<Elise? Sorry, że taka długa przerwa, ale ta nieaktywność watahy... zaraziłem się XD Myślę, że pora już kończyć tą serię - masz pomysł na nową? :3 >

niedziela, 5 lipca 2015

od Sunset "Początek mojego końca cz.1" (cd.Artemis)

Pierwszy raz, od wstąpienia do watahy, nie miałam najmniejszej ochoty iść do szkoły. Ale nie powinnam uciekać z lekcji i robić sobie zaległości... Ech, pewnie i tak już niedługo nie będę chodziła do szkoły, ale puki jestem sobą mam swoje obowiązki... Nie mogę zwracać na siebie uwagi, więc znalazłam jakąś zimową czapkę i wcisnęłam ją na głowę zasłaniając już dostrzegalną ilość czarnych kosmyków. Będę twierdziła, że jest mi zimno. Szkoda tylko, że jest ze 28 stopni na zewnątrz. Zebrałam książki do torby i wyszłam z jaskini. Kiedy stanęłam przed wejściem miałam ogromną ochotę zwiać, ale zwalczyłam pragnienie i poszłam do szkoły.

*******

Na lekcjach nie byłam w stanie się skupić. Wszystko mnie rozpraszało i niewyobrażalnie drażniło. Każdy szept, każde szurnięcie kartką i skrobnięcie piórem, a to wszystko wydawało mi się takie monotonne i bezmyślne. Męczyłam się na lekcjach i wyczekiwałam nawet najkrótszej przerwy pomiędzy zajęcia mi by móc choć trochę ochłonąć. le za każdym razem miałam ochotę zwiać i nie iść na następną godzinę męczarni. Na przerwie przed ostatnią lekcją wyszłam na dziedziniec i usiadłam pod ulubionym drzewem basiorów, którzy siedzieli na nim i teraz, ale w mniejszym składzie niż zwykle. Byli Snow, Mirand i Tsune, brakowało Lutina i...G... Dobrze że Lut przychodzi do szkoły. Co prawda nie jest w stu procentach tym samym Lutinem  co zwykle, ale to nie zmienia faktu, że ja na jego miejscu po czymś takim nie wychodziłabym z łóżka prze jakiś miesiąc. Trzyma się ten basior bardzo dobrze. Przynajmniej mam taką nadzieję... Siedziałam z zamkniętymi oczami i pewnie wyglądałam dość dziwnie, bo Mirand zsunął się trochę z drzewa by na mnie popatrzeć. Otworzyłam oczy i przyłapałam go na podglądaniu mnie. Basior uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech, ale jakoś tak...niechętnie?

-Nie za gorąco ci w tej zimówce? Jest tak ciepło.

Miał rację, ale nie mogłam tego okazać, bo straciłabym przykrywkę, więc tylko poprawiłam czapkę.

-Nie. Jest mi w sam raz.

-Jesteś pewna? Możesz od tego dostać udaru. Lepiej, żebyś ją zdjęła.

-Dzięki za troskę, ale nie. Umiem sama o siebie zadbać.

-Jak tam chcesz. Ale nie mów potem, że nie ostrzegałem.

-A może ona boi się zdjąć czapkę? - zasugerował Tsune. Nie zdążyłam się powstrzymać i instynktownie złapałam nakrycie głowy dając basiorom znać, że mi na niej zależy. Tsune spojrzał się tylko na Miranda, zeskoczył z drzewa i szybkim ruchem zerwał mi zimówkę z głowy.

-Nie! - krzyknęłam i próbowałam zakryć swoje włosy. Mirand i Tsune na chwile zaniemówili, a Snow, którego wcześniej nie obchodziło to co się dzieje, nagle się zainteresował.

-Wow. Co ci się stało z włosami? Przefarbowałaś sobie?

Puściłam jego komentarz mimo uszu. Wkurzona wyrwałam Tsune'owi czapkę i nie z własnej woli pchnęłam go przy pomocy magi na ziemię. Podniósł się i popatrzył na mnie zdziwiony. Fuknęłam, założyłam z powrotem zimówkę zasłaniając "pofarbowane" włosy i ruszyłam do budynku szkoły. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek oznajmując początek lekcji, więc weszłam od razu do sali. Lekcja w typie tych szczególnie nudnych. Dziwne, zwykle mnie lekcje nie nudzą, a jeśli chodzi o Zaklęcia i Uroki, to był mój ulubiony przedmiot. A teraz? Nie mogłam się na niczym skupić i co chwilę wodziłam bezsensownie wzrokiem po sali. W pewnym momencie spostrzegłam, że Octavius na mnie patrzy i poczułam nagły strach. Tylko, że to nie ja się bałam. Czyżby On się bał Octaviusa? Ale czemu? Nagle świat przed oczami mi się rozmazał i pojawił się Nightwolf Moon. >Po lekcji masz od razu wracać do jaskini, bez jakichkolwiek postojów! Tylko nie zwróć na siebie niczyjej uwagi.< Świat znów stał się wyraźny. Zerknęłam na wilki siedzące najbliżej mnie czy przypadkiem ktoś nie zobaczył mojego odpływu. Na szczęście nikt nic nie spostrzegł. Otrząsnęłam się, otworzyłam książkę i zaczęłam czytać, a raczej próbowałam...

***

Kiedy lekcja się skończyła czym prędzej pozbierałam swoje rzeczy. Niestety zatrzymał mnie nie kto inny jak sam Octavius, cóż za wyróżnienie. Co? Już nawet przestaję myśleć jak ja...

-Sunset, mogłabyś zaczekać chwilę? - odezwał się profesorek zza biurka. -  Muszę z tobą porozmawiać.

-Ja...ja nie bardzo mogę - zaczęłam się wycofywać z sali. 

- Masa pracy domowej, uczenia się na jutro i...

-To zajmie tylko chwilę

-Jeszcze miałam się spotkać z Artemisem...Na prawdę nie mogę proszę pana... Może jutro?

-Ale to jest ważne.

-Muszę już iść profesorze. Do widzenia!

Wybiegłam z sali zanim Octavius zdążyłby powiedzieć coś jeszcze... Co się ze mną dzieje? Kompletnie tracę już siebie... Pobiegłam korytarzem i wpadłam prosto na Lutina rozmawiającego z Galaxy'ą. Czemu zawsze na niego?

-Uważaj jak chodzisz! - powiedział Lutin.

Odwróciłam się do niego i z moich ust poleciały nie moje słowa:

-A może ty byś uważał jak stoisz i nie ładował mi się pod łapy?

-Co cię ugryzło? Gorszy dzień, czy co?

-Problem? Idź się wypłacz grobowi, jak ci to przeszkadza.

 Lut zamilkł, a w jego oczach pojawiła się pustka. Wycofał się pod ścianę i osunął po niej praktycznie bezwładnie. Galaxy spojrzała na Lutina, a potem rzuciła mi chłodne spojrzenie..

-Wiesz? To nie było zbyt miłe.

-No i? Ty się SMOKU nie wtrącaj.

Ktoś wybuchł za mną głośnym śmiechem. Nie odwracając się domyśliłam się, że to Amai, bo Galxy skrzywiła się patrząc w stronę skąd dobiegł śmiech. 

-Ale ci pojechała!!! Brawo Sunset! 

-Pozwoliłam ci się śmiać? - warknęłam. Kiedy zaczęłam wymianę zdań z waderą, Galaxy zabrała od nas Lutina. Koszmarnie go potraktowałam. - Ładnie to tak podsłuchiwać czyjąś rozmowę? I odkąd to niby jesteśmy na ty?

-Ej, spokojnie. Wszystko okej?

-Nie zadawaj mi durnych pytań. Lepiej zmiataj stąd zanim się wkurzę.

-Dobra, skoro nie chcesz mojego towarzystwa to powiedz to normalnie a nie w taki sposób...

Warknęłam na waderę i odeszłam od niej. Wybiegłam ze szkoły i ruszyłam do jaskini. W drodze ochłonęłam trochę i dopiero wtedy dotarło do mnie co się stało. Co to miało być?! Aż tak już nie jestem sobą? >To kara za nieposłuszeństwo. Nie słuchasz moich poleceń to sprawię, że  skrzywdzisz swoich przyjaciół twoimi łapami. Zapamiętaj to sobie!< Warto wiedzieć... Rozejrzałam się uważnie po okolicy. Trawa lekko kołysała się muskana wiatrem. Jakiś motyl latał z zainteresowaniem wokół jakiegoś kwiatka. Parka ptaków, chyba rudzików, uwijała się przy gnieździe wysoko na drzewie. Słońce przebijało się przez liście i muskał mój pyszczek. Wszytko to było takie jak zwykle. Świat nie przejął się, że jeden z pyłków na jego wyjściowej marynarce właśnie stał się więźniem swojego ciała. Uśmiechnęłam się pod nosem.

-A więc taki mój los? Zostać pokrowcem na demona?

Wiatr delikatnie rozwiał mi włosy. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w krajobraz. Łza spłynęła mi po policzku. Już, więcej tego nie wszystkiego nie zobaczę. Zeszłam z drogi i weszłam w gęstwinę. Spojrzałam jeszcze raz za siebie.

-Do widzenia świecie. Miło było!

Odwróciłam się i zniknęłam w lesie. Przez następne 10 dni nikt mnie nie widział i każdego dnia traciłam część siebie...

<Artemis?>

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Diany ,,Po co nas tu sprowadził?" cz.4 (cd. Darksus)

Grupa wilków pobiegła do lasu. Heh,nie ogarniam,pomyślałam.
-Czyli że Drayki to Darksus? Ten szczeniak itd.?-zapytałam.
Alfy pokiwały głowami. Dowódca mrugnął do mnie. Jezu,jaki zbok! On dorosły,a do nastolatek się przystawia? Drayki zauważył to i zrobił niezadowoloną minę. Szybko do niego podbiegłam. Pedofil tylko się uśmiechnął i odwrócił się do wojowników.
-Czego on od ciebie chce?-szepnął Darksus.
-Huh,mam nadzieję,że nie to co podejrzewam...-odparłam.
Mój chłopak przytulił mnie do siebie. Powoli zaczęłam się uspokajać. Para Alf przyglądała się nam z zaciekawieniem,ale miałam to gdzieś. Po jakimś czasie wrócili myśliwi. Kucharze zabrali sarny i zabrali się do przygotowywania posiłku. 
-Może was oprowadzić?-zapytał wuj Drayki'ego.
-Pewnie-odparł Darksus.
Zobaczyliśmy wszystko. Terenów było zdecydowanie mniej niż u nas. Wróciliśmy idealnie na ucztę. Usiedliśmy na miejscach. Alfa wzniósł toast.
-Za Darksusa!-powiedział.
Zawtórowaliśmy mu. Kiedy uczta się skończyła,był już wieczór. Wilki rozeszły się do jaskiń. Wadera Alfa poszła już spać,a basior zaprowadził nas do naszych jaskiń. Byłam tak zmęczona,że zasnęłam od razu. W nocy obudziły mnie jakieś hałasy i czyjś oddech. Otworzyłam oczy. Nade mną stał...
-DRAYKI!-wrzasnęłam głośno.-POMOCY!!!
Drayki,proszę,pospiesz się,pomyślałam.
<Drayki? Wiesz kto przyszedł? XD>

Od Dark Raylupusa ,,Po co nas tu zabrał? cz.3" (cd. Diana)

To jakaś paranoja. Wszystko tutaj było podejrzanie znajome. Te tereny, tamte wilki, a te Alfy również! 
-Rozkuć go baranie łby!-ryknął samiec Alfa.
Wojownicy zmieszani popatrzyli najpierw po sobie, a następnie na mnie. Posłuchali rozkazu. Podobnie jak ja niczego nie rozumieli. Partnerka przywódcy watahy podeszła do mnie. Patrzyła jakby widziała...kogoś kto był martwy? Nie wiem, w każdym razie jej spojrzenie było we mnie wbite. Diana obserwowała całe zajście. Nagle ni stąd ni  zowąd ta wadera Alfa przytuliła mnie i zaczęła płakać. Nie miałem pojęcia co mam robić.
-Darksusku....-wychlipała.-Ale jak?
-O kogo chodzi?-zapytałem.
-Czyli nie pamiętasz... Nie ma się co dziwić... byłeś taki mały...-mruknął basior również podchodząc do mnie.
-Tak dawno...-wyszeptała cicho wadera.
-Przepraszam bardzo, ale ktoś mógłby wyjaśnić co się tu dzieje?-wtrąciła Diana.
Chętnie zadałbym to samo pytanie, pomyślałem.
Samiec Alfa westchnął.
-Kiedyś nie my byliśmy Alfami tej watahy... Mój brat i jego żona nimi byli...-zaczął basior.-Ale pewnego dnia po prostu zginęli zostawiając potomka, ale zbyt małego żeby przejął władzę, więc oddano przywództwo nad watahą nam i naszym potomkom.
Samica Alfa potakiwała.
-Ten mały szczeniak miał na imię Darksus-ciągnąc dalej popatrzył znacząco na mnie.-Ale i jego później zabito.
Teraz rozumiem jeszcze mniej, pomyślałem.
-Szaman-przekierował wzrok na dowódcę (który stał podejrzanie blisko Diany) miał przywrócić go do życia... Ale coś poszło nie tak i duch młodego wilka uciekł...
-I teraz jesteś tu... Pozostaje pytanie tylko jak...-dokończyła wadera.
Usiadłem z wrażenia.  Wiem skąd pochodzę! Nie nazywam się Dark Raylupus, tylko Darksus. I to faktycznie nie jest moje ciało... Czyli tamten dzienny miał rację...
-Słuchajcie łowcy-mój jak okazało się wuj zwrócił się do innej grupy wilków.-Idźcie szybko do lasu i upolujcie coś. Będziemy świętować to, że Darksus żyje i jest tu.
<Diana?>

wtorek, 23 czerwca 2015

Od Diany ,,Secrets" cz.2 (cd.Eri)

Te ,,nadziejki" nie przyprawiały mnie o nadzieję.
-Wiesz o co im chodzi?-zapytałam. Cały mój humor gdzieś się ulotnił.
-Może mamy za nimi iść?-zaproponowała Eri.
Wzruszyłam ramionami. Niezbyt ufałam tym cosiom,ale ruszyłam stworzonym przez nie szlakiem. Kiedy zbliżyam się do jednego stworka,ten znikał. Siostra z początku się wahała,ale po chwili popędziła za mną. Wkrótce dotarłyśmy do jakiejś chatki. Przystanęłam, poszukując tych zawziętych Nadziejek,jednak nigdzie nie było ich widać. Miałam się zapytać czy wchodzimy,ale uprzedziła mnie jakaś starucha.
-Goście!-zaskrzeczała.-Ależ wejdźcie,wejdźcie.
No to weszłyśmy. Babcia poczęstowała nas ciastkami. Zaburczało mi w brzuchu,więc się poczęstowałam. Co do Eri,to nawet na nie nie spojrzała. Huh,jak można żyć bez ciastek?!,pomyślałam. Jakieś pół godziny później wyszłyśmy. Wróciłyśmy do domu i musiałyśmy iść spać. W środku nocy rozbolał mnie brzuch. Wiedziałam,że coś się dzieje,ale nie chciałam budzić rodziców. Nagle rozbolało mnie... Wszystko. Ból był nie do zniesienia. Na moje szczęście szybko minął. Zerknęłam na zegarek. Była 24:00. Musiałam się przewietrzyć. Wyszłam na dwór i usiadłam na głazie. Po chwili zauważyłam,że leci tu Drayki. Chwilę później wylądował,więc poszłam się przywitać. Na mój widok odskoczył,zjeżył sierść i warknął.
-Niedźwiedź-rzucił z nieukrywaną nienawiścią.
Skoczył na mnie z pazurami. Wystraszona uciekłam do swojego pokoju. Usłyszałam jeszcze jego wrzask,zanim zamknęłam drzwi:
-NIEEEEE!!!!!
O co mu chodzi? W tym momencie zerknęłam na lustro. Tam gdzie ja stałam,był.... Niedźwiedź! Podniosłam łapę,a misiek zrobił to samo. Zaraz... To nie może być prawda! Potrząsnęłam łbem. Co było w tych ciastkach?! Ta stara baba zamieniła mnie w czarnego niedźwiedzia! Wybiegłam z pokoju. Z sypialni wyszedł tata z mamą. Na mój widok zareagowali tak samo jak Drayki. I jeszcze dołączyła do nich Eri. Tą tylko wmurowało. Nie miałam czasu się dłużej zastanawiać,bo ojciec zawył. Sygnał alarmowy. Wezwanie do walki. Zerwałam się do ucieczki. Wataha ruszyła za mną. Po jakimś czasie zapędzili mnie w kozi róg. A właściwie nie róg,tyle co przepaść. Zostałam otoczona,a nie mogłam się cofnąć,bo.... No,bym zleciała. Mama miała łzy w oczach(pewnie uznali,że nie żyję czy coś). Krok po kroku wataha była coraz bliżej mnie. Stanęłam na tylnych łapach. Miał to być pokojowy gest,ale u niedźwiedzi chyba było to wezwanie do walki. Spróbowałam coś powiedzieć. Niestety. Z moich ust wydobył się tylko ryk. Położyłam uszy po sobie. Machnęłam łapą i walnęłam coś. To był Lutin. Przeleciał kawałek i rąbnął w głaz. Huh,może mi wybaczy? Jeśli tylko przeżyję tę noc,pomyślałam. Kilka wilków rzuciło się na mnie i przygwieździło mnie do ziemi. Zaczęłam się szarpać. Ponownie ryknęłam. Wtedy podszedł tata. Przejechał pazurami po moim pysku. Jęknęłam w duchu.
-Ta bestia zabiła mi córkę-zaczął. Wtedy zrozumiałam co zrobi.-Więc ona też zginie.
Podniósł łapę,przygotowując się do zadania ostatecznego ciosu. Zamknęłam oczy. Nagle poczułam powiew powietrza. Uchyliłam powiekę. Przede mną stała siostra i trzymała tatę za łapę.
<Eri? Tylko nie róbmy kopii ,,Meridy Walecznej" XD>

sobota, 20 czerwca 2015

Od Ericchi ''Secrets cz.1'' (cd.Diana)

Dzisiaj Diana była w wyjątkowo dobrym humorze. Taa, chodziło o tego okropnego Dark Raylupus'a co mam pewność, że z każdym spojrzeniem zabija mnie od środka? Dziękuję bardzo siostra... Rozejrzałam się po jaskini, patrząc i myśląc co mogę dziś porobić. Nic nie było innego, by udać się gdzieś z Nozomi i Amai. Niestety, Nozomi zachorowała a Amai chodzi swoimi ścieżkami. Nawet nie myśleć o znalezieniu ich na naszych terenach watahy! Mogą być w każdym lesie, o każdej porze i w wyznaczonym miejscu. Rozmyślając, nie zauważywszy Diana podeszła do mnie i machając przed twarzą krzyczała:
- Houston? MEJDEJ, MEJDEJ?!
- Co?! Nic mi nie jest!- przekręciłam się i popatrzyłam na nią.
- To dobrze, idziesz gdzieś? - mrugnęła i poprawiła fryzurę.
- A gdzie chcesz iść?
- Nie wiem, tu tam?
- A co, Ray jest teraz w swojej dziennej postaci?- westchnęłam.
- EJJJ! CO TY SOBIE MYŚLISZ?!- przewróciła mnie, a ja ją i tak turlałyśmy się po całej jaskini.
W końcu obie odpuściłyśmy i był to dziwny tik.
- Dobra idziemy?- powiedziałyśmy na raz, jakbyśmy zupełnie o tej małej bójce zapomniałyśmy.
- Jak chcesz- wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się szczerze.
Wyszłyśmy z jaskini i spacerowałyśmy krętą ścieżką przez las.
- Wiesz, gdzie jest mama?- spojrzałam jednym okiem  na Dianę.
- Nie wiem, ale rano gdzieś wyszła. Widziałam ją - przekręciła łbem i kontynuowała chód.
Nagle usłyszałyśmy jakiś dźwięk.
- Co to?- nastawiłyśmy uszu. Naszym oczom ukazał się fioletowy promyczek jakieś magii. Przypominał bawiącego się i biegającego wilka. Diana podskoczyła i dotknęła stworzenia. Nagle cosiek rozpłynął się w powietrzu.
- Eeee, co?- podrapała się po głowie.
- Hym... Wygląda mi to na Nadziejki... - zdumiona zajrzałam za krzak.
Tam była malutka ścieżka, a na niej kolejny magiczny wilczek, teraz koloru niebieskiego. Magiczny płomyk biegał i bawił się w powietrzu w najlepsze.
<Diana?>

Od Zan ''Dołączenie do watahy cz.1''

Biegłam przed siebie nie zważając na deszcz, który całkowicie przemókł moje futro. Nie wiem od kiedy sprintowałam, ani gdzie. Deszcz zamazywał całą drogę, a jeszcze grzywka wpadająca w moje oczy. Nerwowo dyszałam, co chwilę próbując się obejrzeć czy nikt mnie nie goni. Poprzez łzy i opary ciepłego powietrza wydychającego z mojego pyska nie widziałam nic. Moje łapy delikatnie dotykały gruntu, a opuszki rozchodziły się po kleistym błocie. Każdy sus mógł skończyć się niezłą glebą, ale łagodziłam bieg wbijając pojedynczo pazury w błoto. Byłam chyba na jakimś polu otoczonym lasem. Złoża zboża lekko muskały mnie po białym futrze i dodawały werwy do biegu. Samotność zaczęła mnie przerażać, muszę w końcu powiedzieć temu stop. Koniec ciągłych ucieczek, życia w strachu... Obym znalazła wymarzone miejsce gdzie mogłabym żyć w szczęściu. Z po raz połykanymi gorzkimi łzami smutku myślałam o moich marzeniach.
- Chcę być szczęśliwa - krzyknęłam na cały głos i stanęła w miejscu patrząc w stronę czarnego prawie od chmur burzowych nieba.
- Koniec koszmarów!- padłam na ziemię i zwinęłam się w kulkę. Ostatnim tchnieniem rozejrzałam się w okół i zapadłam w sen.

***
Czuję coś...
- On mnie goni! - wrzasnęłam, a wtedy wybudziłam się na jakieś słonecznej polanie w powitaniu letniego słońca. Byłam w miejscu gdzie rosło zboże, a kilkanaście metrów dalej ode mnie były wielkie kupy suchego siana, albo właśnie zboża. Bardzo mi się tu podobało. Zaciekawiona podeszłam bliżej dużych kopców roślin i powąchałam je lekko. Czułam świeżość i pełnię natury. Szczęśliwa zwykłym widokiem pogody podskoczyłam do kolejnego kopczyka. Wtedy potknęłam się o kamień i wylądowałam na jednym z nich. Było tu miękko i przyjemnie. Trochę wydeptałam miejsce łapami i położyłam się tam. Nagle znikąd, na drugim końcu łąki ujrzałam basiora o rozłożystych niebieskich skrzydłach, białej piersi i czarnym miejscom przy obu wyrazisto zielonych oczach. Przestraszyłam się, podkuliłam ogon i obwiązałam szybko mój szalik u szyi.
Szybkim krokiem ruszyłam z polany, biec przed siebie. Znowu.
- Co jeśli to z moich wrogów?! Już po mnie!- pomyślałam w duchu zamartwiając się mocno. Wtedy odskoczyłam po chwili, ponieważ przyłożyłam w tego samego basiora.
- Czemu przede mną uciekasz?- zapytał rozkładając skrzydła i podchodząc bliżej.
- JESTEŚ SZPIEGIEM?!- krzyknął i zbliżał się do mnie, jakby chciał mnie rozszarpać.
- Co? Nie! Jestem Zan, jestem Zan!- zakryłam się łapami i czekałam na los wydarzeń.
Basior skinął łbem, spojrzał jeszcze raz na mnie i podał mi łapę. Wyjrzałam zza grzywki i popatrzyłam na niebiesko-włosego. Wyciągnęłam mu łapkę, a on pomógł mi wstać.
- Jestem Artemis. Jeden z alf głównych w Watasze Zorzy Polarnej - zrobił czynność w postaci ukłonu, tylko zrobił to samą głową.
- Ja jak mówiłam mam na imię Zan... Czyli, jesteś alfą?- zapytałam poniekąd.
- Tak. Ja z moim bratem - Solarisem jesteśmy głównymi alfami. Skąd pochodzisz?- też mnie dopytał, a ja zamarłam w tej chwili myśląc, skąd ogólnie pochodzę.
- Ja sama nie wiem. Przez całe życie wędruję - odpowiedziałam nerwowo po kilku chwilach.
- A chcesz do nas dołączyć?- odparł i złożył skrzydła.
- Że-że... JA?!- podskoczyłam prawie w powietrze.
- Pewnie, każdy wilk jest u nas mile widziany - powiedział nie mając na grosz podejrzeń co do mojej złej osobowości.
- Byłoby wspaniale! Czyli mogę dołączyć? - z wielką nadzieją zaczęłam gryźć pazury.
- Witaj jako, wilk z WZP - wskazał łapą na niebo, a wtedy na nim pojawił się mały obraz zorzy.
- Wooow - moje oczy zaiskrzyły na raz i miałam ochotę pozostać tu jak najdłużej.
Oby tak było,w końcu to mój nowy dom!

Od Diany ,,Po co tu nas zabrał?" cz.2 (cd. Drayki)

-Yyy? Co my tu do jasnej...?-zaczęłam.  -Nie mam pojęcia. Ale mam wtażenie,że już to robiłem. A on wydaje mi się znajomy...-wskazał łapą na smoka.  Ten,zadowolony z poświęconej mu odrobiny uwagi,ryknął głośno. Jakby chciał nam coś powiedzieć. Nawet zaczął ruszać pyskiem.  -What the fu....?-mruknął Drayki.  -Coś mi tu śmierdzi. To-machnęłam łapą dookoła.-wydaje się takie samo,a zarazem inne. Jakbyśmy nie byli na ziemi tylko gdzieś indziej.  Zamyśliłam się. O co w tym wszystkim chodzi?!,pomyślałam. Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem. Jednak nie miałam zbyt dużo czasu na znalezienie odpowiedzi. Z lasu dochodziły krzyki jakiś wojowników(zapewne watahy,która się tutaj znajduje). Smoczysko odleciało. Skoro on był wystraszony,to trzeba uciekać!,pomyślałam. Drayki jakby czytał mi w myślach. Zerwaliśmy się do biegu. Mimo że byliśmy szybcy to wojownicy nas powoli doganiali. Jak dla mnie to powinniśmy zrobić jakąś zasadzkę. Niestety nie było na to czasu.  -Są już blisko! Łapcie ich,idioci!-wrzasnął nakiś basior.  Przyspieszyłam. Oczywiście coś musiało się stać. W szalonym pędzie nie zobaczyłam dużego kamienia i się o niego potknęłam.  -Au!-w głowie zakręciło mk się w głowie.-Chyba skręciłam kostkę...  Drayki podbiegł do mnie. Nie mógł ze mną odlecieć,bo jestem za ciężka. Po chwili napastnicy nas dogonili.  -Spokój-powiedział największy.-Nawet jakbyście spróbowali nam uciec,to i tak się wam nie uda. Jesteśmy rozproszeni po całym lesie.  Wtedy spojrzał na mnie. Właściwie to każdy z tych obcych basiorów się na mnie gapił,co było mocno krępujące. Niemal ślina leciała im z pyska. Drayki dojrzał to i warknął. -Zamknij się,młodziku-rzekł dowódca.  I w tym momencie Drayki go zaatakował. W jednej sekundzie siedział patrząc złowrogo,a w następnej walczył z napastnikiem. Jak się można było spodziewać,został pokonany. Drayki poleciał do tyłu potężnie odrzucony,a pomocnicy wroga zakuli go w mosiężne kajdany. Dowódca podszedł do mnie.  -Nie dotykaj mnie!-wrzasnęłam. -Lubię takie ogniste-szepnął mi do ucha.  Łzy napłynęły mi do oczu. Co to za zbok?! Drayki nic nie mógł zrobić. Rzucał się w kajdanach jak opętany. Wojownicy gdzieś nas zabrali. Pewnie do Alfy tej watahy. Na miejscu wrogowie zostawili nas,dowódca mrugnął do mnie,a ja znowu wrzasnęłam. Wtedy zza rogu wyszła para wyglądająca na Alfy. Byli podobni do Drayki'ego. Spojrzeli na mnie obojętnie,po czym zaczęli wpatrywać się w niego. Na jego widok zamarli. Basior rzekł: -To niemożliwe... <Drayki? Może być?>

Od Firnen ,,Ponowna niespodzianka?"cz.1 (cd.Solaris,Livia)

Wstałam rano i jak zwykle zaczęłam przygotowywać śniadanie. Kiedy już skończyłam robić gofry,trochę mnie zemdliło. Postanowiłam nie zwracać na to uwagi(uznałam,że to z przemęczenia) i wstawiłam wodę. Wtedy na dół zeszła Ericchi.
 -Cześć kochanie-powiedziałam z uśmiechem,mierzwiąc jej grzywkę.  Znowu mnie zemdliło,ale tym razem mocniej.
-Eri,dokończ śniadanie. Źle się czuję.  Córka od razu zabrała się do roboty. Ja pobiegłam do łazienki i chyba nie muszę opisywać co ja tam robiłam. Po piętnastu minutach wyszłam. Przy stole siedziała już reszta rodziny.
 -Firnen,co ci jest?-zapytał Solaris. Może to zauważył,a może Eri mu powiedziła. Nie wnikam.
-Nic-rzuciłam.  Zabraliśmy się do jedzenia. Ja nie ruszyłam gofrów,ale wypiłam kawę. Dziewczynki musiały iść na jakieś zebranie dodatkowe w szkole(pomimo wekeendu). Solaris dopytywał co mi jest,ale po jakimś czasie dał mi spokój i poszedł do biura. To ja poszłam do lekarza. Po badaniu krzyknął z uśmiechem:
-Gratuluję! Pani jest w ciąży!  Zatkało mnie,a lekarz kontynuował:
-Dwa duże i zdrowe basiorki. Podziękowałam i wyszłam. Musiałam z kimś pogadać. Z bratem? Nie,on pewnie ugania się za waderami. Solar? Nie miałam jeszcze odwagi,żeby mu to powiedzieć. Andrea? To chyba nie jest dobry pomysł... To z kim?!,wrzasnęłam w myślach. Livia? Livia! Ona też jest w ciąży. Pobigłam do niej.
-Hej?-odezwałam się niepewnie przed jaskinią.  Przywitał mnie Addagion.
 -Cześć Fir. Coś się stało?-zapytał.
-Co? Yyy... Tak. Jest Livia? Muszę z nią pogadać.
-Tak,jest. Wejdź do środka.
Wprowadził mnie do salonu. Ładnie tu,pomyślałam. W tym momencie przyszła Livia.
-Cześć. Już jestem-rzuciła.
-Robiłam ciasteczka,ale nie wyszły. Zjarały się-zachichotała.
 -Muszę pogadać. Coś mnie trapi..-westchnęłam. Spoważniała. Usiadłam na fotelu,a ona przede mną na sofie. Po chwili dołączył się do nas Ad.
  -Bo ten... Ja... No... Ja jestem znowu w ciąży-wyrzuciłam z siebie.
-Gratulacje!-Ad uścisnął mnie serdecznie.
-Czy to źle?-zapytała Livia na widok mojej miny.  -Sama nie wiem... Mamy już dwójkę... A ma być jeszcze jedna dwójka. I nie wiem jak to powiedzieć Solarisowi... Bo dzieci to obowiązek itd...
 -Hmmm... Masz rację. I chyba cię rozumiem. Też bałam się powiedzieć o tym Ad'owi-uśmiechnęła się Livia.
-A nie powiecie o tym Solarowi? Mam zamiar powiedzieć mu to w swoim czasie...
-Pewnie-odparli chórem.
-Co masz zamiar mi powiedzieć?-odezwał się za nami aż nazbyt znajomy głos,którego tak bardzo nie chciałam usłyszeć. Odwróciłam się. W wejściu stał Solaris. <Livia lub Solar?>

Od Hoodoo ,,Czy im jest łatwiej wybaczać cz. 3 THE END"

Już nie wiedziałem co mówić. Nawet nie zauważyłem, kiedy słońce zaszło a Mirand wrócił do siebie. Ja dalej byłem na sali z tamtym smokiem. Już nie rozmawialiśmy. Nie wiem ile czasu myślałem ale w końcu wydusiłem z siebie odpowiedź.
-Wybaczę...-patrzyłem w podłogę.
-Więc i ja ci wybaczam-smok zrobił coś na kształt  uśmiechu.
Również się uśmiechnąłem. Zrobiło mi się lżej ze świadomością, że już jest dobrze.
-Coś słyszałem, że niedługo będę już w pełni sił, żeby stąd wyjść-dodał jeszcze smok zanim zdążyłem wyjść.
Wracałem powoli. Chciałem jeszcze trochę przetrawić tą całą sytuację. Pomyśleć że on atakował mnie bo... no bał się... Że znów wilki coś mu zrobią. No i też atakował z zemsty. Westchnąłem. W sumie to niezła lekcja, pomyślałem. Trzeba kogoś lepiej poznać, żeby umieć zrozumieć czemu robi to co robi, a jak się już pozna, to wszystko ma sens. Zaśmiałem się. Przecież też gdyby nie on to w życiu pewnie nie wyszedłbym z gór po tej stronie, nie dołączyłbym do watahy, nie poznałbym Miranda ani... Lumii... Mimowolnie narysowałem pazurem małe serduszko na piasku i wróciłem do jaskini. No cóż... Po prostu ją kocham.

sobota, 13 czerwca 2015

Od Dark Raylupusa ,,Po co tu nas zabrał?" (cd. Diana)

Siedziałem na skale. Nocne niebo było bezchmurne a gwiazdy świeciły jasno. Obok mnie siedziała Diana. Rozmawialiśmy sobie w najlepsze na różne tematy. Nagle usłyszeliśmy coś. Wstałem i rozejrzałem się.
-Też to słyszałaś?-sprawdziłem wzrokiem okolicę ponownie.
Diana potwierdziła kiwnięciem głowy. Wtedy  obok nas wylądował duży czarny smok o groźnym wyglądzie.
Chciałem ruszyć do ataku, ale Diana mnie zatrzymała.
-Czekaj-powiedziała.-On chyba nie chce nas skrzywdzić.
Czarny gad przykucnął przy ziemi.  Chciał, żebyśmy na niego wsiedli. Wadera, która była ze mną zrobiła to bez wahania . Ja nie byłem do końca tego pewien ale wszedłem na grzbiet smoka za nią. Poczułem się dziwnie. Takie coś jakbym... już to robił? Ten stwór miał w sobie coś dziwnie znajomego. Nie potrafiłem tego zrozumieć. Kiedy już razem z Dianą siedzieliśmy na nim smok rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Moje dziwne wrażenie nie ustępowało. Zaniósł nas za góry zachodnie a nawet dalej. Były tam jakieś dziwne lasy podobne do naszego Mrocznego Lasu. Wylądował przed jakąś jaskinią. Wyglądała na starą i opuszczoną. Smok złożył skrzydła i zsiedliśmy z niego. Niedługo potem już go nie było.
-Po co tu nas zabrał?-pomyślałem na głos.
<Diana? To ta akcja co ci mówiłam>

Od Selen "Don't you forget cz.11" (cd.Kaigy lub...)

- Tak, tak wiem, że jestem śliczna i urocza - zaśmiałam się słysząc myśli Kai'a
- Ale, jak ty to.. - spojrzał na mnie zdziwiony
- Hahahah, gdybyś widział teraz swoją minę!
- No baardzo śmieszne..
- Nooo, wiem - podeszłam do niego i dałam mu całusa w policzek
- Za co? - zarumienił się
- A tak sobie - zrobiłam maślane oczka - Dobra! Nudzi mi się!
- Mnie bardziej.. - runął na ziemie
- Ok, ok.. Wiesz nie chce mi się z tobą już spędzać czasu.. - przewróciłam oczyma
- Co??? Serio?? - popatrzył na mnie
- .. żartuje - uśmiechnęłam się - Ale tak na serio to naprawdę muszę już iść robi się późno..
- Musisz biec na wieczorynkę? - zaczął się śmiać
- Okropny jesteś wiesz? - uśmiechnęłam się
- Wiem - wyszczerzył zęby
Nagle bez chwili zastanowienia i bez żadnego słowa pobiegłam do swojej jaskini. Kai nie biegł za mną, chyba nie zobaczył lub po prostu nie chciał. Z resztą nie chciałam żeby za mną szedł. W jaskini miałam soją tajemnicę i nie chciałam aby ktoś o niej wiedział..
"To nie była zwykła błahostka, żaden "pamiętnik" czy "magiczne jajko". To było coś z po za św.... Nie mogę o tym myśleć! Tutaj drzewa mają uszy!"

<Kaigy? Tram,tam taaaam xd "

czwartek, 11 czerwca 2015

Od MidaAssassina ''Wyprawa w góry cz.1'' (cd.chętny z polowań)

Chodziłem sobie bezczynnie po górach. Wybrałem się tam z jednego powodu: chciałem pozwiedzać. Ale co tu nazwać zwiedzaniem? Chodzeniem, nie przygląając się przepięknym widokom tylko leść gdzie nogi poniosą? Szedłem jak zawsze wyznaczonymi ścieżkami. Nie był potrzeby haszczować, chociaż bardzo to polubiłem.

Szedłem właśnie przez wąśkie pasmo gór lisich, gdzie mieszka wiele lisów. Ogólnie to nadal były tereny naszej watahy, więc? No właśnie ,,więc?" Straciłem żone i dziecko no i po prostu miałem się z tym pogodzić. Czasem myślałem, żeby się zabić ale to by było bez sensowne. Rozmyślając tak nie zobaczyłem, że zmierza do mnie lisów- wojowników. Łapą odgarnąłem mase kamieni i rzuciłem w tył. Usłyszałem charakterystyczne ,,auć". Wiedziałem, że był to napastnik bo kto inny mógłby za mną iść. Zacząłem uciekać.

Gdyby ktoś spytały mnie po tym czy się bałem, nic bym mu nie odpowiedział. Może bałem się, może nie. Po prostu wiedziałem, że trzeba uciekać.

Aż wreszcie dotarłem na szczyt, odwróciłem się. Naliczyłem się z dziesięciu. No cóż, miła niespodzianka. Po co czekać? Zaatakowałem ich pierwszy. Zabiłem dwóch, gdy skojarzyli się, że ich mogę zabić. Okrążyli mnie i po krótkiej chwili skoczyli na mnie.(wszyscy). Dwóm podgryzłem gardła, trzech podziurawiłem pazurami, a pozostałych odpchnąłem i polecieli w dół. Zacząłem się śmiać, ale był to śmiech bólu.... Popatrzyłem się na lewe żebro: był tam wbity ostry nóż do połowy ostrza. Popatrzyłem się w przód: na kolejnym szczycie byli ci z mojej drużyny polowania. Przed całkowitą utratą przytomności, wystrzeliłem flare i....... padłem jak trup.......

<Ktuś z polowania może?>

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Od Tamorayna ,,Co ja mam ze sobą zrobić?" cz.1 (cd. chętna wadera?????)

Kolejny dzień. Poszedłem odwiedzić siostrę. Gdy dotarłem na miejsce,nikogo nie było. No,prawie. Był tylko Fire. Wywróciłem oczami.
-Co?!-warknął ogier.
-Nic do ciebie nie mam... Gdzie Fir?-zapytałem.
-Poszli na rodzinny spacer czy coś w tym stylu. Takie tam bzdury...
-Żadne bzdury. Normalna sprawa-wzruszyłem ramionami.-Jakbyś sobie kogoś znalazł...
Fire prychnął drwiąco.
-Ja jestem dziki i wolny. Niezależny. Nie chcę być uwiązany przez babę-rzucił oschle.
Mruknąłem coś w odpowiedzi. Poszedłem szukać Fir. Po drodze rozmyślałem sobie. Może Fire ma rację? Chociaż... Nieeee. Jestem kobieciarz.(XD) Andrea jest ładna. Mamy wspólne zainteresowania i w ogóle. Ale... Czemu zawsze jest jakieś ,,ale"?! Sisi też niczego sobie,ALE jest zaręczona... Nagle wpadłem na jakąś waderę.
<chętna wadera? tylko nie te co powyżej wymienione XD>

Od Diany ,,Wyjazd rodziców" cz.6 (cd. Solaris,Firnen,Eri)

Spojrzenie Drayki'ego mówiło jedno:,,Pomóż!". Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem. Szczeniaki i wujek pomyśleli,że to żart i również się śmiali. Tylko Eri nie dała się nabrać. Szybko wzięłam Drayki'ego za łapę i zaprowadziłam do pokoju. Miałam w nim takie przejście na dach jaskini,o którym nikt nic nie wiedział. Weszliśmy na dach. Zapatrzyłam się w gwiazdy. Kątem oka dojrzałam,że Dark skę wpatruje we mnie. Powstrzymałam się od komentarza i zignorowałam to. Po chwili Drayki odezwał się:
-Zastanawia mnke,czemu chciałaś żeby Raylupus zobaczył nocne niebo.
-Sama nie wiem... Coś jakby mi kazało... Może się zmieniam?-odparłam.
-Aha...-westchnął.
Wtedy zrozumiałam. On myśli,że mi podoba się Ray! Jeśli mam już kogoś obstawiać to Eri.
-Wiesz... Nie musisz się martwić,bo...-tu głos nie przeszedł mi przez gardło.
-Hmmm?-Chyba mnie nie słuchał.
-Próbuję ci powiedzieć,że mi na tibie zależy. Nawet więcej... Czuję do ciebie więcej niż powinnam.
Powiedziałam to. Drayki spojrzał mi w oczy.
-Ja też cię kocham-powiedział.
No... Nieźle to sprecyzował. Przysunęliśmy się do siebie. W tym momencie Dark pochylił się nade mną. Nie odsunęłam się. I zdecydowanie był to najlepszy pocałunek świata. Wyraził nim więcej niż dałby radę słowami. Ja również włożyłam w ten pocałunek całą siłę uczucia,które do dziś nie było mi znane. Myślałam,że się rozpłynę. Resztę nocy spędziliśmy przytuleni do siebie.
*********************************
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Leżałam w ramionach Drayki'ego. Było mi dobrze,ale niedługo on zmieni się w Ray'a.
-Ocknij się!-krzyknęłam.
Zerwał się jak oparzony.
-Co?! Jak?! Gdzie?!
-Już jest rano-rzuciłam smutno.
Cmoknęłam go w policzek. I dopiero wtedy zaczął się przemieniać. Zeszłam na dół. Wujek i siostra nie próżnowali. Wszystko było wysprzątane. Wujka już nie było. Eri leżała jak nieżywa na podłodze.
-Eri,wstawaj!
Obudziła się.
-O,hej. Gdzie byłaś?-zapytała.
-To już moja sprawa. Wujek już poszedł?
-Tak... Powiedział,że rodzice dzisiaj będą,a jesteśmy już duże i damy sobie radę.
-Ktoś coś o nas mówił?-rozległ się głos ojca za nami.
Przytuliłam rodziców(po raz pierwszy w życiu). Siostra zauważyła,że wyjątkowo mam dobry dzień. Nic nie powiedziała.
<Siora lub rodzice?>

piątek, 5 czerwca 2015

Od Solaris'a ''Jak dołączyłem?cz.2'' (cd.Eleven)

- Czyli jesteś bratem Dream, tsaa?- zerknąłem na basiora, nie przerywając marszu.
- Tak, od bardzo długiego czasu jej szukałem! Nie mogę się doczekać jak ją zobaczę - podskoczył raz do góry i spojrzał na mnie wzrokiem ''daleko jeszcze?''.
- Haha, rozumiem twoje niedoczekanie. Ale jeszcze trochę drogi. Jaskinia Dream jest dość daleko od tego miejsca - odrzekłem śmiejąc się trochę.
- A gdzie tak dokładnie jesteśmy?- basior rozejrzał się wokół przyprawiając niemal o skręt szyi.
- Jesteśmy w terenach Łąki numer II. A grota twojej siostry Słonecznikowego Pola i Kolorowego Lasu - wytłumaczyłem mu i machnąłem łapą.
- Z nazw wynika, że mieszka w pięknych okolicach - podkreślił i skinął łbem.
- Masz rację, jedne z moich najlepszych miejsc tutaj w WZP. Kocham miejsca bardziej nizinne gdzie są pola, kwiaty i pojedyncze bajeczne drzewa typami wsi. Twoja jaskinia jest troszeczkę dalej, jednak bliżej Przystani Spokoju od wchodu - zaśmiałem się znowu.
- Ojojoj, znasz położenie każdego terenu? - złapał się za głowę.
- Muszę, inaczej marna ze mnie alfa - mrugnąłem szybko, bo coś mi wleciało do oka.
***
Po 20-minutowym spacerze byliśmy przed jaskinią Dream. Eleven pewnym krokiem ruszył przed siebie, a ja przytrzymałem go łapą.
- Ostrożnie, w jaskini nie mieszka tylko twoja siostra. Inne wilki także, pozwól iż ja to załatwię - odszedłem od Eleven'a poniekąd i zapukałem u progu jaskini.
Wtedy z jaskini wyszedł Snow. Przywitał się, ja również i spojrzał na basiora.
- A to nowy w naszej watasze?- zapytał optymistycznie.
- Tak, ja ten... Jest Dream?- wyskoczył ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Miałeś zostawić to mnie - wygiąłem prawie że łeb.
- Dream właśnie wyszła. Powiedziała, że wróci wieczorem - odpowiedział Snow chwilę przyglądając się swemu medalionowi.
- Ehh... Mogłem się przecież spodziewać, że taka wadera jak ona nie umie usiedzieć w miejscu, akurat kiedy brat jej szuka!- brązowo-włosy zrobił facepalm'a i obrócił się na pięcie.
- Trudno. Dobra, pomogę Ci jej szukać. W końcu, to moja wataha i zawsze wiem gdzie szukać - podbiegłem do niego i poklepałem po ramieniu. - I przy okazji dziękuję, Snow - dodałem i z basiorem wbiegliśmy w las.
<Eleven?:D>

wtorek, 2 czerwca 2015

Od Hoodoo ,,Czy im jest łatwiej wybaczać cz.2"

Milczałem chwilę patrząc na smoka. Jego oko było skierowane w moją stronę. Czułem się nieswojo z jego przeszywającym na wylot spojrzeniem na sobie. Miałem ochotę wybiec stamtąd i skończyć to ale niestety klamka już zapadła i musiałem zostać. Westchnąłem i zamierzałem powiedzieć coś telepatycznie, lecz smok mnie uprzedził.
-Nic nie mów... To ja jak już jestem winien przeprosiny-usłyszałem w głowie.
-A-ale za co? Prze-ecież to ja zawiniłem-wyjąkałem w myślach.
-Powiedz mi... Jak jeleń atakuje wilka to dlaczego?
-Bo... wilki zwykle polują na jelenie?-odparłem nie rozumiejąc jaki to ma związek.
-No właśnie... a czy jeleń nie zrobiłby tego nawet gdyby wilk nie chciał mu nic zrobić?
-Chyba by... nie uwierzył...
-I o to tu chodzi właśnie-smok poruszył się na posłaniu.-Jak już poznał wilki jako łowców to będzie się ich bał jako zagrożenia...
-Wybacz ale... ja nie wiem do czego zmierzasz...
Gad westchnął.
-Rodziców zabiły mi wilki... Od pisklęcia żyłem żywiąc ogromną nienawiść do waszego gatunku... Jak widziałem jakiegoś wilka atakowałem po prostu niewiele myśląc... Każdego łapałem bez trudu, ale ty przysporzyłeś mi problemów z tym...
-Może dlatego, że jestem wilkiem ziemi i w górach nie miałem problemu z odnalezieniem się...-usiadłem na pobliskim krześle
-Może być tak jak mówisz... Ale wracając do tego co mówiłem... partnerkę i potomstwo, w którego skład wchodził wówczas maleńki Stone utraciłem również przez wilki...
-Teraz rozumiem czemu usiłowałeś nas zabić... Nie dziwię się...
-Prawda, ale to nie oznacza, że to co robiłem było słuszne.... po tym co dowiedziałem się od mojego synka to zrozumiałem, że nie wszystkie wilki są złe... z tobą włącznie...
-To znaczy, że... wybaczasz mi?
-Owszem... jeśli ty zechcesz mi wybaczyć...

niedziela, 31 maja 2015

Od Elevena "Jak dolaczylem? cz.1"(cd.Solaris)

Latałem sobie między chmurami, oglądałem świat z tak zwanego "Lotu ptaka"
A FEEL GOOD! TARARARARARARA! A FEEEL GOOD! - Śpiewałem... A raczej darłem się na całe gardło.
Słychać mnie było pewnie nawet we wszechświecie gdzie zamieszkiwały zakapturzone istoty... Latałem tak jeszcze z 5 min. Dopóki nie zauważyłem jakiegoś wilka z żółto-pomarańczowo-czarnymi skrzydłami. Zleciałem na dół i wylądowałem obok drzewa, podeszłem do pnia i przyglądałem się basiorowi z ukrycia. Wyhyliłem głowę w prawą stronę, jednak głos usłyszałem z lewej...
- Cześć. - Rzekł basior który stał za mną.
Wystraszyłem się i upadłem na ziemie.
- Ups! Nie chciałem cię przestraszyć, przepraszam... Jestem Solaris - Przedstawił się basior.
- Um... Jestem Eleven... - Powoli wstałem z trawy otrzepałem się i ściągnąłem słuchawki.
Basior uśmiechnął się do mnie...
- Co cię tak bawi? - Zapytałem.
- Przypominasz mi kogoś
Popatrzyłem na niego, potem na drzewo, na chmury i znów na niego.
- Przypominasz mi Dream, wilczyce z naszej watahy. - Odpowiedział Solaris z uśmiechem na twarzy.
- Może ją znasz? - Dodał.
- Szara wilczyca, z ciemno szarą grzywą z turkusowymi pasemkami o niebieskich oczach, z ciemno szarą końcówką ogona i grzbietem?! - Powiedziałem to tak szybko że ledwo zrozumiał o co mi chodziło...
- Um... Tak
Usiadłem sobie pod drzewem i złapałem się za głowę.
- Nie chcę nic mówić ale czy nie boli cię czasem głowa? - Podszedł do mnie.
- To moja siostra. - Popatrzyłem się na chmury...
- Więc może chciałbyś dołączyć do Watahy Zorzy Polarnej? - Spytał.
- Z miłą chęcią, widzę że to ty jesteś Alfą tak? 
Solaris Przytakną. Wstałem na równe łapy i ruszyłem za nim...
<Solaris?>

sobota, 30 maja 2015

Od Satsugai'ego ''Przyjaciele cz.2'' (cd.Eri/Nozomi)

- No to tak... Z góry przepraszam za nią...- westchnąłem głęboko i kopnąłem łapą kamyk.
Eri i Nozomi czekały na wyjaśnienia, gdyż wiedziały, że ja jedyny coś wiem.
- To jest dziwne, ale Amai jest... Córką Haniball'a Lectera... - przełknąłem ślinę i spojrzałem ulotnie na wadery.
Ericchi przekręciła głową, jakby było to normalne i trochę się zmieszała.
- Czy chodzi Ci o Haniball'a Lectera, seryjnego mordercy co każdej swojej ofiarze odrąbywał głowę i torturował, tsaa?- Nozomi machnęła łapą i wydawała się spokojna.
- Noo... Tak... - wyprostowałem skrzydła i odwróciłem wzrok.
- Ale, Amai taka sama jak jej ojciec przecież nie musi być!- krzyknęła Ericchi i wstała z nerwów.
- Rozumiem, też tak myślałem. Ale po kilku tygodniach znajomości zobaczyłem jej prawdziwe oblicze. Gdy tylko widzi zwierzynę zaczyna ją torturować jak ojciec... Huh... Ta rozmowa zaczyna być kręta i niewiadoma - schowałem pysk w przednich łapach.
- Racja... Uhm... Nie wiem co powiedzieć. Nie możemy nic na to poradzić, ale dobrze, iż przynajmniej to wiemy - odrzekła Nozomi.
- A i jeszcze o jednym zapomniałem. Jej wrogiem jest Galaxy, bo jej ojciec zabił... Chyba właśnie zabił tatę Galaxy... Dlatego sobie doskakują do gardeł ciągle - wytłumaczyłem patrząc jak Amai powoli się budzi.
- To dlatego Galaxy po pierwszym jej spotkaniu płakała... Nie dziwię się jej - dodała Eri poprawiając fryz.
- Coś się stało?- nagle odezwała się Amai masując się po głowie, jakby nic nie pamiętała.
<Eri//Nozo?>

Od Kaigy'ego ''Don't you forget cz.10'' (cd.Selen)

- Huum... Ja też Cię lubię - zastanowiłem się przez chwilę i pospiesznie dodałem.
- EJJ! Czy w twoim głosie było zawahanie?!- rzuciła się na mnie i przeturlała mnie tak z trzy razy.
- Żartowałem tylko, bardzo cię lubię również - wbiłem pazury w piasek.
Ta nadal skakała na mnie i biła łapami. Delikatne i puszyste łapki mogły sprawiać nawet silne uderzenia.
- Dobrze, dobrze koniec już - przeteleportowałem się o kilka metrów dalej.
Wiedziałem już o co dobrze chodzi. Wadera była gotowa jak do gonitwy za małym bezbronnym zajączkiem.
- A co jeśli myśliwy stanie się zwierzyną?- zaśmiałem się ironicznie i wystawiłem pazury.
- Ty chamie!- krzyknęła i oddaliła się o kilka kroków.
Goniliśmy się tak po całej plaży, czasem na zmianę i wywracaliśmy się w głębokim piasku. Gdy słońce prawie całkowicie zanurzyło się w morzu nie mieliśmy siły na nic. Ani na psikusy nocne, na ''berka'', nawet na porozmawianie. Selen leżała obok mnie i próbowała się ogrzewać na jeszcze ciepłym piasku letniego słońca.
- Jaka ona śliczna i urocza - myślałem sobie.
<Selen?:3 Może inna seria?>

Od Dark Raylupusa ,,Wyjazd rodziców cz.5" (cd. Eri/Diana)

Ta... Gdyby upokorzenie mogło zabijać to umarłbym co najmniej sto razy. Impreza, wszystkie szczeniaki tu są, a mnie oczywiście musiało ponieść. Ale co poradzić, Diana jest taka piękna, że wilk może się po prostu zapomnieć... Wtedy zrozumiałem coś jeszcze. Oni wszyscy nie wiedzą kim ja jestem, ale wiedzą kim jest Diana. Ogarnąłem, że jak robię obciach przy wszystkich to głównie jej! Młodej alfie! (I tak potem zadbam, żeby została główną) Udając, że nic się nie stało odsunąłem się niewinnie od Diany. Zacząłem szybko i gorączkowo myśleć jak wybrnąć sytuacji. Te spojrzenia zewsząd wcale nie pomagały. Co robić? Co robić?
 <Eri?Diana?>

Od Shero ,,Dzieciństwo i moja mała waderka cz.1"

Jak wiadomo dołączyłem do Watahy Zorzy Polarnej i odnalazłem tam Andreę-małą waderę, którą wychowywałem. To jest jednak naprawdę niewielki fragment mojego życia. Minęło dużo czasu... tyle się wydarzyło... Odmłodniałem, ale nie wiem, czy mam błogosławić, czy przeklinać tamten dzień. Ale zacznę od początku... Po co mieszać? Więc tak...
Przyszedłem na świat w dość licznej, ale niezbyt potężnej watasze. Od szczenięcia przyjaźniłem się z Timedarkiem. Nie przejmowaliśmy się dużą różnicą wiekową między nami. Byliśmy najlepszymi kumplami pod słońcem. Pasowało to mi, bo moi rodzice byli wiecznie zajęci czymś innym. Mijały kolejne miesiące w szczęściu i beztrosce. Niestety, kiedy ukończyłem półtora roku nasz Alfa ogłosił, że jesteśmy zagrożeni. Ku naszym niedużym, ale urodzajnym i bogatym w zwierzynę terytorium zmierzała wędrowna wataha. Jej członkowie słynęli z siły i okrucieństwa. Wyruszali ze swoich jaskiń w poszukiwaniu pożywienia i ofiar. Na całe szczęście niedługo potem nasz zwiadowca powiedział, że to fałszywy alarm i wrogowie ominą naszą dolinę. Uspokojeni członkowie przestali się szykować do walki i wrócili do swoich zajęć. Następnej nocy obudziły mnie jakieś wrzaski. Wychyliłem łeb z jaskini i moim oczom ukazał się straszliwy widok. Na zewnątrz hulała krwawa bitwa. Jak to możliwe? Zwiadowca mówił, że nic się nie stanie! Byłem oszołomiony całą tą sprawą. Wrogowie z innej watahy mordowali na prawo i lewo, a nasi wojownicy próbowali żałośnie się bronić. Zaatakowani znienacka nie mieli czasu na reakcję. Padali jeden po drugim. Oczywiście mieliśmy przewagę liczebną, ale na nic nam się nie zdała. Napastnicy byli świetnie wyćwiczeni i silni. Moich rodziców nie było w jaskini. Wyskoczyłem nie zważając na niebezpieczeństwo i pobiegłem w celu szukania ich. Dobiegłem do miejsca zgromadzeń i wszystko stało się jasne. Moja matka już leżała bez życia na ziemi, a mój ojciec walczył z... naszym posłańcem. Zrozumiałem, że zostaliśmy zdradzeni. Skazało to naszą watahę na śmierć. Właśnie wymierzył mojemu tacie ostatni cios mieczem-prosto w serce. Wykrzyknąłem głośno i skoczyłem na tamtego bydlaka od tyłu i wspomagając się magią skręciłem mu kark. Trup padł na pysk. Moi rodzice byli już sztywni, kiedy do nich podszedłem.
-UWAŻAJ SHERO!-usłyszałem. To był Timedark. W ostatnim momencie uskoczyłem przed lecącą płonącą strzałą. Mój przyjaciel właśnie pozbył się łucznika. Podbiegł do mnie z pytaniem czy nic mi nie jest. Odparłem cicho, że nie i się rozpłakałem.
-Musimy uciekać-mruknął Timedark kładąc mi łapę na ramieniu.
Pokiwałem głową. Uciekliśmy tunelem. Nie próbowaliśmy nawet dołączyć do bitwy, bo to nie miało sensu. I tak ostatnie nasze wilki ginęły. Nie oszczędzali nawet wader i szczeniąt. Przy wejściu do tunelu zastaliśmy trupa naszej Alfy. Miał wbity w plecy nóż. Poznałem to małe ostrze. Ten nóż nasz (obecnie już były)  zwiadowca nosił zawsze przy sobie. Weszliśmy do tunelu i w ciemności przeszliśmy pod rzeką na drugi brzeg, oddalony około kilometra. Od tamtej pory nie raz w snach widziałem zarówno tamte wilki, jak i nasze zamordowane rodziny. Było mi ciężko na sercu. Na szczęście był ze mną Timedark, który był jedynym wilkiem, który mi pozostał. Spędziłem z nim następne lata mojego życia. Zamieszkaliśmy w małej jaskini, którą powiększyliśmy potem kopiąc. Po jakimś czasie Timedark spotkał pewną waderę. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zamieszkała z nami. Dogadywaliśmy się świetnie. Niedługo potem zostali parterami. Z dnia na dzień ich miłość rosła. Nie będę tego szczegółowo opisywać, bo to zajęłoby zbyt dużo czasu. W końcu doczekali się szczenięcia. Na świat przyszła waderka jak malowana. Jednak nie wiemy jak, ale kilka dni później partnerka mojego przyjaciela zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Nic nie dały poszukiwania. Przepadła jak kamień w wodę. Jedyne co zostawiła, to swoją magiczną bransoletę i kartkę z napisem ,,przekażcie to mojej córce". Wkrótce Timedark pogodził się ze stanem rzeczy. Jak skończyłem dwa i pół roku mój świat się praktycznie zawalił. Spałem sobie smacznie, kiedy ktoś chwycił mnie za szyję i próbował udusić. Obroniłem się i wybiegłem na zewnątrz. Dostrzegłem jak grupa wilków walczy z Timedarkiem. Rzuciłem się mu na pomoc. Walczyliśmy ramię w ramię pod księżycem w pełni. Radzilibyśmy sobie, gdyby nie fakt, że byłem zmęczony, a mój przyjaciel ranny. Wtedy dostałem od jednego napastnika w oko. Zawyłem z bólu. Zawył również Timedark. Odwróciłem się trzymając za oczodół i widziałem jednym okiem jak mój ...powiedzmy brat pada na ziemię. Krzyknąłem ,,NIE" i nie wiem jak, ale zamieniłem się w smoka i zabiłem ostatnich oszołomionych wrogów. Zmieniłem się z powrotem i podbiegłem do Timedarka po drodze pośpiesznie robiąc sobie zaimprowizowaną przepaskę na oko.
-Shero-powiedział do mnie, kiedy usiadłem koło niego.
-Powiedz, że nic ci nie jest!-rzuciłem zdenerwowany.
-Nie powinienem kłamać...-mruknął.-Przynieś moją córkę. Widziałem, że nie zauważli jej posłania.

Od Hoodoo ,,Czy im jest łatwiej wybaczyć? cz.1"

(przed przeczytaniem polecam zapoznać się z częściami opowiadań pt ,,Odkrycie i towarzystwo")
Prawie dosłownie wpełzłem na salę dla dużych towarzyszy. Mirand patrzył na mnie z progu. Z jego oczu nie potrafiłem wyczytać żadnych emocji. Zręcznie je ukrył za ścianą wzroku przypominającego skałę. Zrozumiałem, że nikt mnie nie wyręczy i MUSZĘ przebrnąć przez to sam. Popatrzyłem spode łba na wielkiego smoka leżącego przede mną. Oczy miał otwarte i skierowane na sufit pomieszczenia. Właściwie obawiałem się nie tylko przeprosin, które musiałem mu złożyć, ale jeszcze samego sposobu przemówienia do niego. Musiałem to zrobić przecież telepatycznie. I tak nie przemawiałem telepatyczie do wszystkich nowo poznanych wilków ,bo taka forma komunikacji bywa niebezpieczna. Gdybym na przykład skontaktował się tak z pierwszym lepszym wilkiem czarownikiem o niezbyt dobrych intencjach, ten wówczas bez większych problemów mógłby zawładnąć moim umysłem, a tego chciałem za wszelką cenę uniknąć. Natomiast inaczej wygląda kontakt umysłowy z innymi stworzeniami. Nigdy nie próbowałem czegoś takiego. Teoretycznie wiedziałem o tym prawie wszystko, ale praktyka była dla mnie czymś kompletnie obcym. Stałem już blisko tego smoka. Powoli, niepewnie i ostrożnie sięgnąłem do umysłu smoka swoim własnym i ku mojemu zdziwieniu nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć usłyszałem:
-Byłem niemądry-a ten myślowy sygnał na pewno nie pochodził od wilka.

piątek, 29 maja 2015

Od Octavius'a ''Arya...Odeszła cz.4'' (cd.MidAssassin)

- Pamiętaj... Ale to NIGDY nie rzucaj we mnie butelkami po pijaku - wyostrzyłem słowo ''nigdy'' a potem zaśmiałem się wniebogłosy.
- Zapamiętam - ugryzł się w język.
- Gdy będziesz leżał jak długi po środku jaskini i tak nic nie będziesz pamiętał - znowu się uśmiechnąłem.
- Będę - zaprotestował i skrzyżował pretensjonalnie łapy.
- Nie kłóć się ze mną - znowu zripostowałem.
- Możemy o tym nie rozmawiać?- przełknął ślinę i poprawił lekko bandaż na głowie.
- No dobra, musisz trochę po tym ciężkim kacu poleżeć - zwróciłem się do Mistic.
Wadera skinęła głową, wtedy wyszedłem z sali.
- Gdzie idziesz?- zapytał prawie wyrywając się z łóżka.
- Nie przeszkadzam Ci w rozmowie z córką - odpowiedziałem i z uśmiechem poszedłem dalej korytarzem.
<Mid? sorka że długie ale mam lagi ;//>

Informacja :D

Witam was serdecznie,
Chcę was powiadomić o tym, że jest nowa zakładka. Zwie się ona ''Wolf Brand Games''. Więcej informacji znajdziecie tutaj ---> KLIK!
Dodałam też do wataszki nową muzykę :D Jest jej bardzo dużo i oby każdy wybrał coś dla siebie. Jak nadal Ci nic nie odpowiada z zakresu proponowanej muzyki, nie martw się! Napisz do mnie wiadomość z linkiem twojej ulubionej piosenki. Z chęcią wstawię ją do paska naszej wataszkowej playlisty :3
Ale pamiętajcie, że na tydzień od jednej osoby mogę wstawić dwa klipy, gdyż rozumiecie, inni też chcą by ich muzyka mogła być, a ktoś zapełni całe 50 piosenek jego ;/
Druga sprawa jest taka:
SZUKAMY PILNIE WILKÓW. 
Bardzo dużo wilków już usunęłam z powodu braku opowiadań. Jeszcze dzisiaj na pewno kilka ich usunę. Prosiłabym byście rozpowiadali o wataszce np. swoim znajomym. Ja sama namówiłam osobę, która wcześniej nie cierpiała wilków, a teraz proszę, pisze opowiadania razem z nami :D
Teraz dużo wilków ubędzie i w ogóle wataha ustanie, więc proszę o ''reklamę'' watahy. Na howrse, lub na jakiejkolwiek tablicy internetowej :)
I ostatnia chyba najgorsza i najbardziej przykra sprawa.
Jak widzicie kiedyś naprawdę i to naprawdę WZP cieszyło się aktywnością, rozgłosem oraz popularnością. Niektórzy zauważą, że zmieniło się niemal wszystko. Pewnego popołudnia dostałam na asku oto pytanie, o takiej treści:
''Dzień Dobry.
Jestem jednym wilkiem z twojej watahy Octi..... Chcę się cb zapytać czemu jest tak tutaj pusto? Kiedyś dostawałaś gdzieś 10 opowiadań na jeden dzień i wstawiałaś po 2 wilki. O co chodzi? Tym bardziej mnie smuci, raczej trochę..... Ojej.... Nie chcę wyjść na tą osobę której nic się nie podoba.... Ale, dobra, piszę. Chodzi mi o alfy... Czemu nie piszą opowiadań? Pytam z ciekawości... Kiedyś było od nich bardzo dużo opowiadań, ale teraz coś... Ahhh... Dobrze, porzucam ten temat. Chcę coś zrobić by wataha była bardziej znana. Brakuje mi wilków na czacie, brak nowych opowiadań, brak WSZYSTKIEGO co było tutaj kiedyś. Czy coś chcesz zrobić by temu zaradzić Tavi?
Anonim''
Anonimie, na asku nie mogłam Ci odpowiedzieć na to pytanie. Cóż... Sądzę, że niektórym znudziła się wataha. To tylko moje zdanie. Z całego serca mówię, że zrobię wszystko by nasza wataha była taka jak kiedyś. Nie ma innego wyboru! Jak tak się nie stanie, zamykamy watahę. Nie dopuszczę mimo tego do takiego czynu i porządnego kroku w przód, czy do przepaści - nie wiem.
Dlatego, wznawiam pilne poszukiwanie nowych wilczków. Nie martwcie się, ja dopnę swego.
Ale nie mogę tego zrobić sama. Sama nie mogłam zrobić w tej watasze nic. Dzięki wam dotarłam do celu, w którym wy mi pomagaliście. To wy tyle daliście mi pomysłów, uśmiechu i myśli ''Prowadzę miłą i sympatyczną watahę. Czuję, że otaczający mnie ludzie są niezwykli, tacy jak ja''.
Pomóżcie mi, by wataha powstała i szła dalej. Tylko z waszą pomocą mogę to zrobić. By każdy wiedział, że to wspaniałe miejsce.
~Octavia

niedziela, 24 maja 2015

Od Ericchi ''Przyjaciele cz.1'' (cd.Satsugai)

Amai zdawała być jakoś rozamrzona. Nie koniecznie o czymś miłym, ciągle urywała swoje zdania i dokańczała je z opóźnieniem, odwracała się w różne strony i zachowywała się ogólnie dziwnie. Dziwiło mnie jej zachowanie - o dziwo, Amai... Tsaa... Niezwykle marzycielska wadera, ale aż taka nie była nigdy. Nie powinnam się w to wtrącać, jednak w końcu zapytałam:
- Czy cos nie tak?- Nozomi na to spojrzała tym samym wzrokiem na Amai, jakby wiedziała o czym w tej chwili myślałam.
- Ze mną?- wskazała na siebie łapą.
- Tak...- dodała Nozomi i podniesionymi uszami. Ta czasem jest nawet śmieszna jak próbuje być poważna.
- Ja... Hehe, wszystko ze mną w porządku - na jej twarzy pozostał zmieszany ''szczery'' uśmiech i śmiech przypominający jakby coś ukrywała.
- Widzę, że coś jest nie...- przerwała mi.
- Eri, jak ty lubisz 'drażyć', nie. Jest wszystko ze mną dobrze - położyła łapę na moim ramieniu.
Po chwili pobiegła w innym kierunku pod górę, zatrzymała się w światłach słońca przejaśniającego przez drzewa i rzekła:
- Idziecie, czy nie?- skinęła odważnie łbem.
***
- Zamknij się!- krzyknęłam do Nozomi, która ani minutkę nie potrafiła usiedzieć cicho od śmiechu.
Akurat siedziałyśmy w niezwykle wysokiej trawie. Tatuś nie nazwał tego terenu, ani nie uznał za teren. Była to niby zwykła polana w lesie, ale z niemożliwymi wysokimi trawami. Gęstymi, strasznymi i wyższymi od dorosłego wilka o dużo. Dla szczeniaków to istny raj do zabawy. Amai właśnie jakoś dziwnie przyczaiła się w zaroślach. Przypatrzyłam się jej ze zdziwieniem i skradałam się do niej na pazurkach. Ona w ostatniej chwili spojrzała na mnie żółtymi oczyma.
- Jak ty mnie straszysz - zaśmiałam się.
Ta wtedy zakryła łapą moje usta i skierowała mój pysk w inną stronę. Było to ''wolne'' miejsce od traw. Przybierało kształt jakiegoś wielokąta, rozchodzonego na różne boki i nierównego. Patrzyła się właśnie na stado zajęczaków. Kicały sobie i bawiły się w promieniach wiosennego slońca. Właściwie, jutro letniego!
- Zwykłe zajączki - nie dała mi dokończyć, a gdy Nozo wychyliła się zza traw skoczyła jak nie ona w pogoń na królikami. Wyglądało to dziwnie. Co ja mówię... Leciała jej z pyska ślina i ten ''uśmiech'' na twarzyczce.
Złapała małego białego króliczka za nogi i skliszczyła je w ziemi. Malec targał się z bólu i miałam wrażenie, że płakał niezwykle i przy tym cierpiał.
- Amai! Co ty do cholery robisz!- warknęłam i zbliżyłam się do niej.
Kurczę, rozumiem. Wilki jedzą króliki, zabijają je. Ale to co ona robiła, to nie czyżby trochę psychopatyczne? Jeszcze ten widok... Gdy ja szukam lunchu, nie robię takich rzeczy. Cieszyła się z cierpienia małego zajączka.
Nie słuchała mnie i nadal ten uśmiech... Przyprawiał mnie o dreszcze. W końcu podniosła w górę łapę i... Nie chcę opisać dalszych wydarzeń. Głowa zajęczaka odleciała kilka metrów dalej, gdy właśnie Nozomi zemdlała odkryłam co właściwie się tu stało.
Stanęłam jak wryta i nie wierzyłam w to co widzę. Wtedy akurat zza trzcin wyleciał Satsugai, wpadł celowo na Amai i wylądował na niej. To... Było niedość, że dziwne ale przerażające. Wadera jakby pogrążyła się w śnie.
Satsu wstał z wilczycy i podszedł do mnie.
- Co... To było?! TŁUMACZ MI SIĘ - wrzasnęłam.
- Daj mi wytłumaczyć. Nie wiem, jak bardzo przepraszam. Musimy porozmawiać. Ale, tylko ty, ja i w ostateczności Nozomi, nikt inny. Proszę - powiedział miłym tonem, nie wzbudzającym podejrzeń.
- Ja... No dobra- westchnęłam i usiadłam na ziemi.
Właśnie wtedy obudziła się Nozomi i nie wiedziała co się stało. Gdy doszła do siebie, obydwoje usiedliśmy w kole przed Amai.
<Satsu?>

PS. Akcja była umówiona ;)

Od Draco ''Touch The Sky cz.2'' (cd.Jessica)

- A ty jak się nazywasz?- dodała po chwili podnosząc głowę.
- Jestem Draco. Zwyczajnie Draco - odpowiedziałem i złożyłem lekko skrzydła.
Popatrzyłem z przykrzywionym łbem na waderę, która wydawała się odrobinkę nieśmiała.
- Jesteś nowa, prawda?- zapytałem po chwili, gdy Jessica powędrowała wzrokiem w moją stronę.
- Można tak powiedzieć, niedawno dołączyłam - potwierdziła i poprawiła kosmyk.
- Przelecimy się gdzieś? Jakoś dzisiaj bardzo ''wzięło'' mnie na latanie - uśmiechnąłem się.
- Niech Ci będzie - odwdzięczyła uśmiech i poszybowała w górę nieba.
Rozłożyłem skrzydła i chociaż próbowałem ją dogonić. Leciałem jak szalony, wtedy Jess uderzyła mnie dużą poszystą chmurą. Zhamowała mój lot i wywróciłem się, nie mówiąc o straceniu równowagi.
- Oj, przepraszam - zaśmiała się bezinteresownie.
- Poczekaj tylko!- krzyknąłem i ruszyłem w jej stronę.
Wilczyca żwawo leciała pośród chmur i unikała więcej obłoków, by zapewnić szybsze latanie.
Wpadliśmy w jakiś ''łuk'' chmur. Można było pośrodku nich przelecieć i jeszcze ten dalszy widok na nieskazitelnie niebieskie niebo. To coś pięknego! Według mnie nie ma lepszego widoku na świecie niż właśnie ten.
Przystałem na chwilę w chmurach i usiadłem na nich. Wadera obejrzała się i podleciała do mnie.
- Nie ścigasz się już? Kiepską masz formę - złapała się za boki.
- Niee... Nie to. Chciałem jeszcze dłużej popatrzeć na widoki. Te chmury zaraz będą mile dalej. Warto zaczekać - zaśmiałem się i położyłem na obłoku.
<Jess?sorry, brak weny ;//>

sobota, 23 maja 2015

Od Sunset "Wspomnienia o przeszłości cz.5"THE END

Leżeliśmy obok siebie na trawie, jeszcze przez chwilę, aż słońce całkiem już zaszło. Zrobiło się ciemno. Artemis patrzył mi w oczy i mocno trzymałą za łapę jakby się bał że mnie straci. Odwróciłam zwrok, bo wiedziałam co to znaczy i co teraz musi nastąpić.
-Już puźno - powiedziałam. - Muszę już iść do jaskini.
Podniosłam się i otrzepałam futerko z trawy. Zrobiłam to niedokładnie, ale puźniej się tym lepiej zajmę. Spojrzałam się na basiora, który niechętnie się podniósł.
-Odprowadzisz mnie?
-No pewnie.
*******
Zatrzymaliśmy się przed moją jaskinią. Zajrzałam do środka i odwróciłam się do Artemisa. Wyglądał na zakłopotanego tym co powinien teraz zrobić, tak samo jak ja.
-Artemis - zaczęłam - dzięki za dzisiejszy dzień. Miło było.
-Nie ma za co. Cieszę się.
-I dziękuję, że mnie zrozumiałeś i nie wziołeś za jakiegoś potwora.
-Potwora? Chyba żartujesz.
Uśmiehnęłam się.
-Do zobaczenia jutro.
-Pa - Artemis podszedł do mnie zanim weszłam do jaskini i pocałował mnie w usta na dowidzenia.
W tym momencie potwornie rozbolała mnie głowa. Odsunęłam się od Artemisa i zatoczyłam się. Swiat zawirował i straciłam przytomność.
******
Ocknęłam się w jakimś ciemnym miejscu. KIedy wzrok przyzwyczał mi się do ciemności, spostrzegłam, że jestem w ulubionym miejscu Artemisa. Ale wydawało mi się mroczniejsze i bardziej puste. Drzewa i rośliny były jakby martwe, a jeziorko po środku mętne.
-Co ja tu robię?
Echo mojego głosu rozeswzło się wokół mnie. Przecież obok swojej jaskini, a to daleko stęd... Może Artemis mnie tu przeniósł? ALe w takim razie gdzieś tu powinien być. Rozejrzałam się i poszukałam go wzrokiem. Dopiero teraz dostrzegłam jego sylwetke na tle zbyt ciemnego jak na mój gust księżyca.
-Artemis! - krzyknęłam i pobiegłam w jego stronę. Kiedy wbiegłam na skałę, na której stał, basior odwrócił się. Nie wyglądał jak mój Artemiś. Miał ciemne futro i piekielne, demoniczne oczy, którymi przeszywał mnie na wskroś.
-Ki-kim jesteś? - zajakałam się.
-Jestem Artemis.
-Nie sondzę - odsunęłam się od basiora i zjerzyłąm się trochę.
-No to w takim razie jestem tobą, a raczej będę.
-Co?
-No dobra, dosyć tych gierek. Jestem NIGHTWOLF MOON!
-... Nightwolf... Zaraz, to ty opentałeś mojego Artemisa i to przez ciebie został wygnany!
-Opentać nie, ale cała reszta tak.
-Ale jak? Solaris ciebie pokonał.
-Tak, ale nie na tyle żeby mnie zabić. Musiał przecież oszczędzić "swojego braciszka" ,a w zwiąku z tym i mnie.
-Jak to?
-Artemis i ja jesteśmy jednością, jednym wilkiem i jeśli zginie jeden drugi również umże. Co prawda jestem więźniem we własnym ciele i Artemis przejął całkiem kontrolę, ale już niedługo się uwolnię, dzięki tobie Sunset Shimmer.
-Że co? Skond znasz moje imie i niby czemu miałabym ci pomagać?
-Ech... Ty nic nie rozumiesz? To jest twoje Serce. Wiem już o tobie wszystko, to kim jesteś, skąd jesteś, kim byłaś. Znam każdy twój lęk, każde złe wspomnienie i muszę przyznać zaimponowałaś mi. Udawać niewinną uczęnnicę, a tak na prawde ukrywać w sobie demona zdolnego zdobyć władzę w watasze. Tylko  brakowało ci trochę więcej zawziętości...
-Przestań!!! Nawet jeżeli byłam zła to już przeszłość! I nic tego nie zmieni! Ale skoro to jest niby moje serce, to co Ty tutaj robisz?
-To krótka historia. Jakiś czas temu Artemis przekazał nieświadomie część mnie w ciebie za pomocą pocałunku. Byłem jeszcze wtedy uśpiony przez Solarisa i niezdolny do jakich kolwiek działań. Ale dzisiaj mnie obudzono i w ten sposób moje nowe więzienie stało się nowym domem a ty Moją własnością.
-Twoją własnością? Nie rozśmieszaj mnie.
-Ta decyzja nie należy do ciebie moja droga - demon pogłaskał mnie po policzku. Odtrąciłam jego łapę.
-NIe dotykaj mnie!
-Czemu? On robi to samo, a jakoś jego tolerujesz.
-Nie jesteś nim, żebym cioebie tolerowała.
-Owszem jestem. Już ci mówiłem że jesteśmy jedmnością, tylko że ja jestem lepszy.
-Chyba śnisz.
-Raczej ty skoro myśłisz, że Artemis jest inny. Ale mniejsza o to. Wróćmy do twojego tematu.
-Nie mam najmiejszej ochoty na to.
-Fascynujesz mnie. Bardzo mi się przydasz, gdy staniem sie jednością. Z twoją mocą kontrolowania umysłów i moją siłą, ta durna wataha wreszcie padnie przed nami na kolana.
-NIe mam żadnej mocy kontrolowania umysłów, chyba ci się coś pomyliło.
-Zapomniałaś, że jesteśmy w twoim sercu? Mówiłem że wiem o tobie wszytko. Tobie się tylko wydaje że tego nie potrafisz, ale to dlatego, że specjalnie o tym zapomniałaś. A ja z chęcią ci przypomnę jak to sie robi. Zobacz co razem możemy osiągnąć!
Demon wyświetlił przede mną wizję. Ja, kompletnie nie wygladająca jak ja z kruczoczarnymi włosami i ciemną sierścią oraz spojrzeniem przypominającym spojrzenie Nightwolf Moon'a, górowałam nad całą watahą, która płaszczyła się przede mną. Owijała mnie ciemność i promieniowała mroczną energią. Niebo było ciemne jak w nocy ale bezgiezdnej tym razem. Jedynie ponóry księżyc wisiał wysoko na nieboskłonie. Spojrzałam na członków watahy, każdy miał pustkę w oczach. To było straszne. Zaczęłam się odsuwać od wizji.
-To niemożliwe - szepnęłam. - Nigdy ci się nie poddam!
-Ty już mi się poddałaś.
Przestraszona pobiegłam do stawku. Ze strachu łzy napłynęły m ido oczu. Spojrzałam w niego i zobaczyłam waderę z wizji. Przetarłam oczy, a odbicie zrobiło to samo.
-Nie! To nie może być prawda! To się nie dzieje! - rzuciłam się do biegu. Chciałam jak najszybciej uciec od tego miejsca. Usłyszałam jak demon krzyczy za mną tonem jakby się ze mną bawił w berka.
-Sunset! Nigdzie nie uciekniesz!
Wbiegłam między drzewa i nagle wpadłam spowrotem na polankę. Nightwolf Moon'a już nie było. Za mną trzasnęła sucha gałązka. Z pomiędzy drzew wyłoniła się ja. Szła prosto na mnie. Zaczęłam się cofać, aż dortarłam na srodek polanki. Rozejrzałam się wokoło. Z każdej strony, idealnie na mnie szła ja. W mojej gowie rozbrzmiało wołanie demona.
-Sunset! Sunset! Nie uciekniesz przede mną! Sunset!
Skuliłam się na ziemi i złapałam się za gowę chowając przy tym uszy pod łapami. Stróżki łez spływały mi po policzkach na ziemię. W myślach  widziałam jak pastwię się nad kimś z watahy, a co najgorsze to był mój Artemiś. Nie mogłam się powstrzymac od płaczu. Chciałam się z tąd już wudostać, chciałam by Artemis przytulił mnie i powidział że to tylko sen. Okropny smiech obił mi się po czaszce toważysząc potwornemu bólowi głowy.
-Susnet! Sunset! Nie uciekniesz przed swoim przeznaczeniem! Sunset! Sunset! Czy może raczej NOWA NIGHTWOLF MOON!!!
*******
Obudziłam się z krzykiem. Leżałam w swoim łóżu, w swoim bezpiecznym łóżku. Rozejrzałam się po pokoju. Rzadnych zjaw, złych wizji, czy demona. Odetchnełam z ulgą.
-To był tylko głupi sen, zwykły koszmar i tyle.
Spojrzałam się na krzestło stojące obok mojego łóżka, choć pierwotnie piownno stac przy biórku. Leżała na nim jakaś karteczka. Podniosłam ją i przecytałam. "Zemdlałaś w nocy, a nie chciałem cię budzić, więc zabrałem cię do twojego pokoju i położyłem do łóża. Jak sie obudzisz ,to wiesz gdzie mnie znaleźć ~ Artemis". Jaki on słodki. Wstałam z łóża i podeszłam do lustra by przygładzić sobie na pewno sterczące kosmki włosów. Przestraszyłam się widząc swoje odbicie. Jeden z moich rudo-brązowych kosmyków był kruczoczarny, jak ze snu. Patrzyłam się na niego i nie mogłąm  w to uwierzyć. Nagle przed oczami pojawił mi się obraz Nightowlf Moon'a mówiącego do mnie.
-Już niedługo staniemy się jednością!
Osunęłam się po szafce z lustrem. Podkuliłam kolana i ukryłam w nich pyszczek.
-To jednak nie był sen.
<THE END>

PS. Od Tavi~ udzieliłam zgody na taką akcje. Nie będzie tu wywyzszania, więc proszę o nie wybuchniecie złością po przeczytaniu tego opowiadania. Ciąg dalszy niedługo nastąpi.

piątek, 15 maja 2015

Od Addagion'a ''Naprawdę? To świetnie! cz.4'' (cd.Livia)

- Do lekarza? - powiedziałem pod nosem.
- Tak, może uda się określić płeć szczeniąt - usmiechnęła się i powoli wstała z ziemi.
- Ewidentnie masz rację - zmieszany podrapałem się po głowie.
- Nasi lekarze, mają już tak wybujaną medycynę, że określą płeć na 100% - odpowiedziała z uśmiechem i delikatnie stąpając po gruncie dotarła do wyjścia jaskini.
- Więc idę z tobą
***
Czekaliśmy u lekarza. Czekanie na wezwanie do gabinetu było niezwykłymi mękami. Poszedłem po kubeczek wody dla Livii, ale wtedy akurat Draco zaprosił nas do środka. Zwykła salka lekarza, różne przyrządy których nazw nigdy nie wymienię, maszyny i artykuły lekarskie. Usiadł przy biurku.
- W czym mogę pomóc?- zapytał zawiązując łapy.
- Spodziewamy się szczenięcia - powiedzieliśmy chórem.
Basior na raz wybałuszył i przetarł oczy.
- Potomek lub potomkowie alfy, nieprawdaż?- uśmiechnął się mile.
- Taa... Pewnie.
- Niech alfa pozwoli, że przeprowadzę krótkie USG - rzucił basior i podszedł do maszyny z dużym monitorem i z pełną ilością ''gałek''.
Livia położyła się na małym ''łóżku'' dla pacjentów, gdy ja usiadłem obok trzymając ją za łapę.
Draco potrząsnął głową i zamlaskał.
- Cieszy się tatuś?- skinął łbem, ze zwrotem, że mam spojrzeć na ekran.
<Livia?:3 dwójka nie? XD Od razu mówię, że moja będzie waderka :33>

środa, 13 maja 2015

Od Andrei "Odkrycie i towarzystwo cz.9"THE END

Próbowałam powoli się uspokajać. Hoodoo patrzył na mnie. Wtedy mój
lisek pokazał mi kolejną karteczkę. Tym razem był tam chyba smok,
obok... coś co przypominało Hoodoo. Foxy miał za pewne jakiś pomysł.
Mir zerknął zaciekawiony na obrazek.
-Co to jest? To Hoodoo?
-Tak-powiedział Foxy.
Odwróciłam w jego stronę głowę zaskoczona. Czyli jednak mówi
normalnie. Pewnie po prostu wstydził się. Przyjrzałam się dokładnie
świstkowi papieru i olśniło mnie. Po co ja mam wyznaczać Hood'owi
karę, skoro to tamtego smoka skrzywdził a nie mnie. To był chyba
najlepszy pomysł na jaki w życiu wpadłam.
-Teraz wiesz co mam na myśli?-zapytał mnie towarzysz.
-Owszem-uśmiechnęłam się do niego.-Chodziło ci, że Hood powinien
dostać od smoka, a nie od nas... A ja już wiem jak!
Wspomniany basior przestał szczerzyć kły. Teraz był chyba bardziej
zaniepokojony. Podeszłam do niego już bez śladu złości, jedynie z
nieco złośliwym uśmieszkiem na pysku.
-Smoki są prawie jak wilki-zaczęłam.-Więc ty-pokazałam na
Hoodoo.-Pójdziesz do tamtego smoka i przeprosisz go i dogadasz się z nim
sam.
Foxy zaczął się śmiać. Basior wyglądał jakbym wylała na niego
kubeł lodowatej wody. Usłyszałam w głowie głos:
-A-Ale Andi... Ja nie mogę...
Zrozumiałam czyj to głos i odpowiedziałam:
-Ależ możesz... Powodzenia i oby nie było ci potrzebne-po tych słowach
popchnęłam Hoodoo w stronę wyjścia.
-To już lepiej sama mnie ukarz!-powiedział błagalnie.
-Nie, nie zamierzam. Mir, przypilnujesz, żeby nie wymigał się?
Mirand bez przekonania kiwnął głową, a my z Foxy'm zaczęliśmy wracać
do naszej jaskini.Byliśmy zadowoleni, że sprawa została rozwiązana.
***************
Leżałam na swoim posłaniu kiedy ktoś trącił mnie w bok. To był rudy
towarzysz. Umazany był farbami, brokatem i innymi materiałami
artystycznymi. Zdziwiona podniosłam się i popatrzyłam na niego. Trzymał
kartkę z obrazkiem. Był tam lis pirat (czyli on) i czarna wilczyca z
niebieskimi włosami (czyli ja). Wadera trzymała lisa za łapkę i oboje
byli uśmiechnięci. Praca wykonana była za pomocą pasteli, kredek, farb
różnych rodzajów, brokatu i innych rzeczy, których nie rozpoznałam.
Foxy wręczył mi tą kartkę i czekał na moją reakcję.
-Jest śliczne-powiedziałam po chwili.
Lisek podskoczył z radości a ja powiesiłam obrazek na ścianie. Po tym
mój towarzysz przytulił się do mnie i wrócił za swoją zasłonkę, a
ja myślałam jeszcze chwilę o Hodoo i tamtym smoku, ale niedługo
później osunęłam się w głęboki sen.
THE END

Od MidAssassina "Arya...odeszła cz.3"(cd.Octavius)

-Mkay........ to lecimy gdzie wiatr nas poniesie-byłem totalnie upity, toteż zemdlałem. Nie wiem co później się ze mną działo, ale chyba wstrzykiwali mi coś do żyły. Ogólnie dobrze mi się tak leżało, aż udało mi się zdobyć opanowanie nad ciałem. Leżałem na łóżku. Dość miękkim na szpital. Wszędzie było tak dziwnie biało, że aż po pięciu minutach mogłem popatrzyć na ściane. Jedno okno, dwóch innych leżało na innych łóżkach. Popatrzyłem na tabliczke ,,Izba wytrzeźwień". Prawie co wybuchłem śmiechem. To dlatego takie miękkie łóżka. Rozejrzałem się po pokoju. Ogólnie ładny, nawet bardzo ładny jak dla pijaków. Przesunąłem się na drugi bok, a tam stał jak mur Octavius. Co go mogło zadziwić to nie wiem. Zawsze jest taki dziwny.

-ładnie to użądzili.-oznajmiłem po dłuższej ciszy moich rozmyślań nad życiem.

-No trzeba przyznać, że ładnie.... ładnie. Ale teraz dobrze widać jak leżysz sobie i nie ciskasz we mnie butelkami-powiedział z lekkim szyderczym uśmiechem.

-Być może...-Spróbowałem wstać, ale nic. Za bardzo kręciło mi się w głowie.

-Leż... Leż...-usłyszałem za mną głos. Znajomy, wadery, bardzo znajomy... Arya?! nie..... MISTIC!

-Mistic?-spytałem próbując przekręcić się na bok z którego dobiegał głos.

-Cześć tato... wiem już o wszystkim... przykro mi-poczułem, że mnie przytuliła-ale nie musiałeś się upijać do straty przytomności-dodała.

-Przepraszać Mis (bo tak nazywałem ją w zdrobnieniu) to przez nerwy-odpowiedziałem z lekką rozmamą słów.

<Octavius? jestem już trzeźwy ;)>

sobota, 9 maja 2015

Od Ericchi ''Nowy znajomy cz.5'' (cd.Sasuke/Io)

- Jeśli nawet jest to prawdą, to ''coś'' mojego ojca ani żadnej alfy nie zabije. Moja rodzina, tylko szczególnie alfy są nieśmiertelne! Tata chociaż spróbuje to coś wygnać z naszej watahy. Teraz niestety, ale musisz odpocząć. Przepraszam, ale chodźmy już z tego miejsca  - powiedziałam szybko popędziłam kanionem.

***
Sasuke obudził się w jaskini. Siedziałam nad nim ja, Io i pielęgniarka Mistic.
- Wszystko w porządku?- dopytałam przekrzywiając głowę.
- Co się stało?- przeciągnął się.
- Mimo wszystko straciłeś przytomność. Masz guza na głowie, ale będzie już lepiej -odrzekła Mistic kładąc basiorowi na czoło lodowy okład.
- Czemu mnie zabrałaś?!- zapytał znowu.
- Wiedziałam, że i tak zemdlejesz. Oberwałeś w głowę, gdybyśmy nie wyszli z kanionu byłoby z tobą jeszcze gorzej. Solaris - mój ojciec i wujek Artemis w to miejsce wysłali już pełno wilków. Odblokują przejście i poszukają kolejnych tropów - wytłumaczyłam.
Położył się z powrotem na podłogę jaskini. Io stała przy Sasuke, jak i Mistic. One wiedzą jak się nim zająć - pomyślałam i dyskretnie wyszłam z jaskini.
Poszłam do jaskini alf. Była w niej cisza i panowało głuche echo moich kroków. Wszyscy wyszli w ''inspekcji'' do kanionu. Zmęczona położyłam się w wyrku w pokoju i zasnęłam.
<Sasuke?Io?>

Od Amai ''Wataha cz.5'' (cd.Ericchi/Nozomi)

Wszyscy patrzyli na mnie z wytrzeszczem oczu. Nie wiem zupełnie o co im chodziło. Wtedy Eri weszła przede mnie i powiedziała:
- Przepraszam... To jest Amai, a to Satsugai. Są nowi - wskazała na mnie i Satsu.
- Hej - powiedzieli wszyscy na raz, oprócz rozgniewanej Galaxy.
- Nie ujdzie Ci nic na sucho!- krzyknęła i zastrzygła uszami.
- Chodźmy już - zaproponowałam i oddaliłam się od wadery.
- O co chodzi Amai? Co? Czy powinniśmy ci w czymś pomóc?- zapytała Nozomi.
- Mi nic. Mnie na razie - rzekłam smutnym głosem.
Sat machnął ramionami i oddalił się do grupki basiorów.
- Idę kogoś poznać - rzucił i podleciał bliżej ich.
- Amai, jak i tak cię coś gryzie, zawsze ci pomożemy - uśmiechnęła się Ericchi.
- Nie, naprawdę jest w porządku. Tyle, że od zawsze nie lubię Galaxy. Teraz ją spotkałam tu. Myślałam, że nigdy się to nie powtórzy. Jednak...- westchnęłam i wstałam przygnębiona z ziemi.
- Nie martw się. Teraz powinnaś skupić się na szkole i lekcjach. Jak nie będziesz skupiała uwagi tylko na Galaxy, na pewno będzie ci lepiej w szkole - zrobiła obrót Nozomi.
- Nozomi ma niestety rację. Powinnaś zapomnieć i tym, co kiedyś was spotkało, jak widać nieprzyjemnego - potwierdziła Eri.
- Nic się nie stało, naprawdę - przekrzywiłam lekko głowę.
- No, i dobrze - odrzekła Nozomi.
Wtedy zadzwonił donośny dzwonek.
- Jej... Aż w uszach dudni - złapałam się na uszy.
- Przyzwyczaisz się - zaśmiała się wreszcie Eri.
***
Był właśnie czwartek. Mieliśmy mieć WF w terenie. Byłam, chociaż tak sądzę przygotowana na tę lekcję. Shero wydawał rozkazy jak w wojsku.
- Ustawić się w rzędzie!- krzyknął.
Na to każdy się ustawił prościutko i wyprostował. Zdziwiła mi taka estetyka rozkazów nauczyciela. Nie myślałam za dużo i ćwiczyłam co on mówi.
- A teraz, maraton!- dodał po chwili.
Wszystkie wadery na strzał padły na ziemię.
- BOSZE.... TYLKO NIE TO! - wrzasnęła jakaś żółta wadera.
- Przykro mi. Maraton na  siedem kilometrów w las. Octavius zgodził się na takie ćwiczenia. Nie skończycie biegu w 45 min, więc przedłużyliśmy czas do dwóch lekcji - gwizdnął w gwizdek.
- Ale... Że, teraz?! Czy to nie przesada?- podeszła do niego czarna wadera.
- Nie, wcale nie przesadzam Diana - rzekł, a ona tupnęła w ziemię.
Basiory jakoś tym zrozpaczeni nie byli. Rozgrzewali się przez jakiś czas. Ja też. Trasa miała być trudna. Stara, rzadko odwiedzana przez wilki.
- Ja będę patrolował was z góry - odrzekł Shero unosząc się w powietrzu.
Ustawiliśmy się na linii startu.
- Ten szczeniak z domu, który pierwszy przebiegnie tyle kilometrów zdobędzie uwagi pozytywne dla całego domu. Niezła nagroda? Postarajcie się!- zmotywował nas.
- Tak jest - powiedzieli wszyscy chórem.
Usłyszeliśmy tylko gwizdek i wszyscy ruszyli w pogoń. Ja na początku właściwie delikatnie sobie kłusowałam.
- Amai?! Biegnij!- krzyknęła przede mną Nozomi.
- Nie potrzebuję na razie biegu - usmiechnęłam się.
- Eee... Jak chcesz - wzruszyła ramionami i biegła za pozostałymi.
Właściwie na takiej pozycji jak ja nikt nie został.
***
Sześć kilometrów kłusem. W ogóle się nie zmęczyłam. Z uśmiechem szłam dalej. Wtedy natrafiłam na inne szczeniaki idące tym samym krokiem. Były wykończone od zeszłego biegu. Spokojnie wyprzedziłam innych i z kłusa przystąpiłam do pełnego biegu. Z ''speed'em'' i wiarą w swoje dokonania ruszyłam przed siebie. Właśnie wtedy ominęłam Eri.
- Dawaj Amai!- trochę przyspieszyła.
Właśnie na moim polu widzenia zauważyłam Satsugai'ego.
- O, co tu robimy?- zaśmiał się nie przestając biec.
- Biegnę po zwycięstwo - uderzyłam go w bok.
- I tak ze mną nie wygrasz, jako jeden z nielicznych szczeniaków wychowujących się w wietrznych partiach chmur watah Vixmore, wiem jak to jest - wyprzedził mnie.
Ciągle ja, albo on wyprzedzaliśmy się nawzajem.
- Szybciej nowicjusze!- wrzasnął lecący w górze Shero.
Przyspieszyliśmy tempo. Przed nami widzieliśmy metę. Tylko jeszcze kilkadziesiąt metrów. Nagle wyprzedził nas biały duży basior z jednym z ogromnym irokezem. Nie daliśmy za wygraną. Chwila, już mieliśmy ich wyprzedzić i myśl...
- WAIT?! GDZIE JEST META?!- wrzasnęli wszyscy razem.
- Przed chwilą tu była!- zirytował się basior z skrzydłami przypominającymi kostki.
Byliśmy zdziwieni. Shero podleciał do nas.
- Żartowałem, czy sądzicie że kiedykolwiek Octavius, który kazał mi urządzić ten wyścig dalby wam nagrody?- zaśmiał się trochę.
- Ale mówił pan...- przerwał jednemu.
- Chciałem tylko zobaczyć, czy jak w waszej głowie bedzie ciążyć nagroda, czy będziecie biec szybciej. Okazalo się że tak. Gratuluję - wtedy dobiegła reszta domów.
- CO PROSZĘ!?- wszyscy nie mieli siły by nawet o czymkolwiek wspominać.
Nie dość, że byłam prawie nieżywa, ale to że za ten wysiłek nic nie dostaliśmy.
***
Kolejna lekcja Zaklęcia i Uroki. Lekcja ta, wydawała mi się ciekawa i chęć pouczenia się nowych zaklęć była wielka. Weszłam do sali. Była to jedna z większych sal. Miała okrągły kształt. Na środku niej był wielki okrąg złożony z ławek i pośrodku miejsce dla nauczyciela. Sala była wysoka. Na górze sufitu widniała wielka szyba. Można było obserwować niebo. Po bokach sali były rzeczy oczywiście, potrzebne do nauki.
Usiadłam w kole i wyjęłam spod niej zeszyty i książki. Kałamarze i pióra już były tam przygotowane. Przewiesiłam torbę przez krzesło i otworzyłam książkę. Były tam rozmaite rysunki zaklęć i wilków wytwarzające te zaklęcia. Zaciekawiło mnie to. Cały podręcznik w zaklęciach i urokach. Co mogłoby być lepszego!? Przeglądałam kolejne ilustracje. Wtedy ktoś koło mnie szybko usiadł. Zdziwiłam się lekko i zamknęłam księgę. Był to basior z czerwonym irokezem, brązowo-białym futrze i brązowych oczach.
- Oj, ty tu siedziałeś?- zapytałam.
- Nie - usiadł obok mnie chyba na ''swoim'' miejscu pracy. Weszli do sali pozostali uczniowie. Bogu dzięki, że po mojej lewej stronie zasiadł Satsu. Jakoś nie czułam potrzeby siedzenia obok kogoś, co na razie nie znam. Ciąg był wadera, basior, wadera, basior i tak samo. Ciekawa lekcja. Uczyliśmy się podstawowych uroków, a dla starszych nieco trudniejszy temat. Sądzę, że wszystko wychodziło mi dobrze.
***
Po kilku godzinach był koniec lekcji. Wychodziłam akurat ze szkoły, akurat wpadły na mnie Nozomi i Eri.
- Jeej! Co u was?- zapytałam.
- Wszystko dobrze - odpowiedziała ze śmiechem Nozomi.
- W razie czego Satsu został na boisku. Mówił, że przyjdzie później.
<Ericchi?Nozomi?>