sobota, 20 czerwca 2015

Od Diany ,,Po co tu nas zabrał?" cz.2 (cd. Drayki)

-Yyy? Co my tu do jasnej...?-zaczęłam.  -Nie mam pojęcia. Ale mam wtażenie,że już to robiłem. A on wydaje mi się znajomy...-wskazał łapą na smoka.  Ten,zadowolony z poświęconej mu odrobiny uwagi,ryknął głośno. Jakby chciał nam coś powiedzieć. Nawet zaczął ruszać pyskiem.  -What the fu....?-mruknął Drayki.  -Coś mi tu śmierdzi. To-machnęłam łapą dookoła.-wydaje się takie samo,a zarazem inne. Jakbyśmy nie byli na ziemi tylko gdzieś indziej.  Zamyśliłam się. O co w tym wszystkim chodzi?!,pomyślałam. Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem. Jednak nie miałam zbyt dużo czasu na znalezienie odpowiedzi. Z lasu dochodziły krzyki jakiś wojowników(zapewne watahy,która się tutaj znajduje). Smoczysko odleciało. Skoro on był wystraszony,to trzeba uciekać!,pomyślałam. Drayki jakby czytał mi w myślach. Zerwaliśmy się do biegu. Mimo że byliśmy szybcy to wojownicy nas powoli doganiali. Jak dla mnie to powinniśmy zrobić jakąś zasadzkę. Niestety nie było na to czasu.  -Są już blisko! Łapcie ich,idioci!-wrzasnął nakiś basior.  Przyspieszyłam. Oczywiście coś musiało się stać. W szalonym pędzie nie zobaczyłam dużego kamienia i się o niego potknęłam.  -Au!-w głowie zakręciło mk się w głowie.-Chyba skręciłam kostkę...  Drayki podbiegł do mnie. Nie mógł ze mną odlecieć,bo jestem za ciężka. Po chwili napastnicy nas dogonili.  -Spokój-powiedział największy.-Nawet jakbyście spróbowali nam uciec,to i tak się wam nie uda. Jesteśmy rozproszeni po całym lesie.  Wtedy spojrzał na mnie. Właściwie to każdy z tych obcych basiorów się na mnie gapił,co było mocno krępujące. Niemal ślina leciała im z pyska. Drayki dojrzał to i warknął. -Zamknij się,młodziku-rzekł dowódca.  I w tym momencie Drayki go zaatakował. W jednej sekundzie siedział patrząc złowrogo,a w następnej walczył z napastnikiem. Jak się można było spodziewać,został pokonany. Drayki poleciał do tyłu potężnie odrzucony,a pomocnicy wroga zakuli go w mosiężne kajdany. Dowódca podszedł do mnie.  -Nie dotykaj mnie!-wrzasnęłam. -Lubię takie ogniste-szepnął mi do ucha.  Łzy napłynęły mi do oczu. Co to za zbok?! Drayki nic nie mógł zrobić. Rzucał się w kajdanach jak opętany. Wojownicy gdzieś nas zabrali. Pewnie do Alfy tej watahy. Na miejscu wrogowie zostawili nas,dowódca mrugnął do mnie,a ja znowu wrzasnęłam. Wtedy zza rogu wyszła para wyglądająca na Alfy. Byli podobni do Drayki'ego. Spojrzeli na mnie obojętnie,po czym zaczęli wpatrywać się w niego. Na jego widok zamarli. Basior rzekł: -To niemożliwe... <Drayki? Może być?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz