Biegłam przed siebie nie zważając na deszcz, który całkowicie przemókł moje futro. Nie wiem od kiedy sprintowałam, ani gdzie. Deszcz zamazywał całą drogę, a jeszcze grzywka wpadająca w moje oczy. Nerwowo dyszałam, co chwilę próbując się obejrzeć czy nikt mnie nie goni. Poprzez łzy i opary ciepłego powietrza wydychającego z mojego pyska nie widziałam nic. Moje łapy delikatnie dotykały gruntu, a opuszki rozchodziły się po kleistym błocie. Każdy sus mógł skończyć się niezłą glebą, ale łagodziłam bieg wbijając pojedynczo pazury w błoto. Byłam chyba na jakimś polu otoczonym lasem. Złoża zboża lekko muskały mnie po białym futrze i dodawały werwy do biegu. Samotność zaczęła mnie przerażać, muszę w końcu powiedzieć temu stop. Koniec ciągłych ucieczek, życia w strachu... Obym znalazła wymarzone miejsce gdzie mogłabym żyć w szczęściu. Z po raz połykanymi gorzkimi łzami smutku myślałam o moich marzeniach.
- Chcę być szczęśliwa - krzyknęłam na cały głos i stanęła w miejscu patrząc w stronę czarnego prawie od chmur burzowych nieba.
- Koniec koszmarów!- padłam na ziemię i zwinęłam się w kulkę. Ostatnim tchnieniem rozejrzałam się w okół i zapadłam w sen.
***
Czuję coś...
- On mnie goni! - wrzasnęłam, a wtedy wybudziłam się na jakieś słonecznej polanie w powitaniu letniego słońca. Byłam w miejscu gdzie rosło zboże, a kilkanaście metrów dalej ode mnie były wielkie kupy suchego siana, albo właśnie zboża. Bardzo mi się tu podobało. Zaciekawiona podeszłam bliżej dużych kopców roślin i powąchałam je lekko. Czułam świeżość i pełnię natury. Szczęśliwa zwykłym widokiem pogody podskoczyłam do kolejnego kopczyka. Wtedy potknęłam się o kamień i wylądowałam na jednym z nich. Było tu miękko i przyjemnie. Trochę wydeptałam miejsce łapami i położyłam się tam. Nagle znikąd, na drugim końcu łąki ujrzałam basiora o rozłożystych niebieskich skrzydłach, białej piersi i czarnym miejscom przy obu wyrazisto zielonych oczach. Przestraszyłam się, podkuliłam ogon i obwiązałam szybko mój szalik u szyi.
Szybkim krokiem ruszyłam z polany, biec przed siebie. Znowu.
- Co jeśli to z moich wrogów?! Już po mnie!- pomyślałam w duchu zamartwiając się mocno. Wtedy odskoczyłam po chwili, ponieważ przyłożyłam w tego samego basiora.
- Czemu przede mną uciekasz?- zapytał rozkładając skrzydła i podchodząc bliżej.
- JESTEŚ SZPIEGIEM?!- krzyknął i zbliżał się do mnie, jakby chciał mnie rozszarpać.
- Co? Nie! Jestem Zan, jestem Zan!- zakryłam się łapami i czekałam na los wydarzeń.
Basior skinął łbem, spojrzał jeszcze raz na mnie i podał mi łapę. Wyjrzałam zza grzywki i popatrzyłam na niebiesko-włosego. Wyciągnęłam mu łapkę, a on pomógł mi wstać.
- Jestem Artemis. Jeden z alf głównych w Watasze Zorzy Polarnej - zrobił czynność w postaci ukłonu, tylko zrobił to samą głową.
- Ja jak mówiłam mam na imię Zan... Czyli, jesteś alfą?- zapytałam poniekąd.
- Tak. Ja z moim bratem - Solarisem jesteśmy głównymi alfami. Skąd pochodzisz?- też mnie dopytał, a ja zamarłam w tej chwili myśląc, skąd ogólnie pochodzę.
- Ja sama nie wiem. Przez całe życie wędruję - odpowiedziałam nerwowo po kilku chwilach.
- A chcesz do nas dołączyć?- odparł i złożył skrzydła.
- Że-że... JA?!- podskoczyłam prawie w powietrze.
- Pewnie, każdy wilk jest u nas mile widziany - powiedział nie mając na grosz podejrzeń co do mojej złej osobowości.
- Byłoby wspaniale! Czyli mogę dołączyć? - z wielką nadzieją zaczęłam gryźć pazury.
- Witaj jako, wilk z WZP - wskazał łapą na niebo, a wtedy na nim pojawił się mały obraz zorzy.
- Wooow - moje oczy zaiskrzyły na raz i miałam ochotę pozostać tu jak najdłużej.
Oby tak było,w końcu to mój nowy dom!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz