wtorek, 23 czerwca 2015

Od Diany ,,Secrets" cz.2 (cd.Eri)

Te ,,nadziejki" nie przyprawiały mnie o nadzieję.
-Wiesz o co im chodzi?-zapytałam. Cały mój humor gdzieś się ulotnił.
-Może mamy za nimi iść?-zaproponowała Eri.
Wzruszyłam ramionami. Niezbyt ufałam tym cosiom,ale ruszyłam stworzonym przez nie szlakiem. Kiedy zbliżyam się do jednego stworka,ten znikał. Siostra z początku się wahała,ale po chwili popędziła za mną. Wkrótce dotarłyśmy do jakiejś chatki. Przystanęłam, poszukując tych zawziętych Nadziejek,jednak nigdzie nie było ich widać. Miałam się zapytać czy wchodzimy,ale uprzedziła mnie jakaś starucha.
-Goście!-zaskrzeczała.-Ależ wejdźcie,wejdźcie.
No to weszłyśmy. Babcia poczęstowała nas ciastkami. Zaburczało mi w brzuchu,więc się poczęstowałam. Co do Eri,to nawet na nie nie spojrzała. Huh,jak można żyć bez ciastek?!,pomyślałam. Jakieś pół godziny później wyszłyśmy. Wróciłyśmy do domu i musiałyśmy iść spać. W środku nocy rozbolał mnie brzuch. Wiedziałam,że coś się dzieje,ale nie chciałam budzić rodziców. Nagle rozbolało mnie... Wszystko. Ból był nie do zniesienia. Na moje szczęście szybko minął. Zerknęłam na zegarek. Była 24:00. Musiałam się przewietrzyć. Wyszłam na dwór i usiadłam na głazie. Po chwili zauważyłam,że leci tu Drayki. Chwilę później wylądował,więc poszłam się przywitać. Na mój widok odskoczył,zjeżył sierść i warknął.
-Niedźwiedź-rzucił z nieukrywaną nienawiścią.
Skoczył na mnie z pazurami. Wystraszona uciekłam do swojego pokoju. Usłyszałam jeszcze jego wrzask,zanim zamknęłam drzwi:
-NIEEEEE!!!!!
O co mu chodzi? W tym momencie zerknęłam na lustro. Tam gdzie ja stałam,był.... Niedźwiedź! Podniosłam łapę,a misiek zrobił to samo. Zaraz... To nie może być prawda! Potrząsnęłam łbem. Co było w tych ciastkach?! Ta stara baba zamieniła mnie w czarnego niedźwiedzia! Wybiegłam z pokoju. Z sypialni wyszedł tata z mamą. Na mój widok zareagowali tak samo jak Drayki. I jeszcze dołączyła do nich Eri. Tą tylko wmurowało. Nie miałam czasu się dłużej zastanawiać,bo ojciec zawył. Sygnał alarmowy. Wezwanie do walki. Zerwałam się do ucieczki. Wataha ruszyła za mną. Po jakimś czasie zapędzili mnie w kozi róg. A właściwie nie róg,tyle co przepaść. Zostałam otoczona,a nie mogłam się cofnąć,bo.... No,bym zleciała. Mama miała łzy w oczach(pewnie uznali,że nie żyję czy coś). Krok po kroku wataha była coraz bliżej mnie. Stanęłam na tylnych łapach. Miał to być pokojowy gest,ale u niedźwiedzi chyba było to wezwanie do walki. Spróbowałam coś powiedzieć. Niestety. Z moich ust wydobył się tylko ryk. Położyłam uszy po sobie. Machnęłam łapą i walnęłam coś. To był Lutin. Przeleciał kawałek i rąbnął w głaz. Huh,może mi wybaczy? Jeśli tylko przeżyję tę noc,pomyślałam. Kilka wilków rzuciło się na mnie i przygwieździło mnie do ziemi. Zaczęłam się szarpać. Ponownie ryknęłam. Wtedy podszedł tata. Przejechał pazurami po moim pysku. Jęknęłam w duchu.
-Ta bestia zabiła mi córkę-zaczął. Wtedy zrozumiałam co zrobi.-Więc ona też zginie.
Podniósł łapę,przygotowując się do zadania ostatecznego ciosu. Zamknęłam oczy. Nagle poczułam powiew powietrza. Uchyliłam powiekę. Przede mną stała siostra i trzymała tatę za łapę.
<Eri? Tylko nie róbmy kopii ,,Meridy Walecznej" XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz