Szłam powoli kanionem. Chciałam odwiedzić miejsce, gdzie umarł mój kuzyn. Bardzo ta informacja mną wstrząsnęła. Nikt nie znał przyczyny jego śmierci, nadal będzie bliski mojemu sercu jako najszczerszy kuzyn jakiego miałam. Idąc pustynnymi korytarzami nad moją głową nagle ktoś zwisnął swój ogon. Kichnęłam szybko, upadłam i przetarłam nos.
- Oj, przepraszam - powiedział głos wadery.
Spojrzałam w górę, nad kamiennym łukiem, na wielkim korzeniu leżała Taravia.
- Nic się nie stało, ale teraz muszę iść - wstałam i chciałam kontynuować drogę.
- Idziesz w miejsce śmierci?- pomachała zwisającym bujnym ogonem.
- Tak, na pewno jest tam pełno zniczy - westchnęłam.
- I to ile Ericchi, widziałam że przyjdziesz tu zobaczyć kuzyna - dodała z lekkim uśmiechem.
- Zobaczyć?- podniosłam brew.
- Przecież, on jest teraz jako duch! Jaka jest twoja teoria śmierci?- zapytała.
- Ja nie mam jej, a tak w ogóle nie wiem o co ci chodzi - prychnęłam.
- O nic, po prostu lubię zaskakiwać znikąd i porozmawiać o wielu sprawach, Eri - przekręciła łbem.
- A ogólnie, jak tam się wdrapałaś?- przekrzywiłam głowę.
- My, wilki Neuitri mamy swoje tajemnice. Nawet sporo tajemnic skarbie - rzekła z nieznikającym uśmiechem.
- Sądzisz, że co mu się przydarzyło?- zapytałam i spojrzałam jej głęboko w oczy.
Ta czynność trwała kilkanaście sekund, po czym Taravia zeskoczyła z łuku skalnego.
- Nie wiem co to mogło być. Ale, Lutin mi mówił że spadł w zupełnie innym miejscu, i w innym umarł. Zagadka, której nawet detektywi nie potrafią rozwiązać - położyła mi łapę na ramieniu.
- Czemu tak jest?!- warknęłam, lecz nie na nią ale jakby ''do nikogo''.
- Nie każde tajemnice da się rozwiązać tak od razu. Niektóre czekają na odkrycie, a niektóre nie chcą być nigdy odkryte. Może pozostawić to jako zagadka?- odeszła kilka kroków i spojrzała na mnie.
- Może i tak - spuściłam łeb.
Taravia bez słowa odeszła. Była niczym burza pustynna, która znikąd nastawała i szybko znikała. Popatrzyłam chwilę jak odchodzi, kilka susów jej ogromnych skoków i zniknęła mi z pola widzenia.
- Taravia jest bardzo mądra - pomyślałam po chwili. Odwróciłam się i poszłam w miejsce śmierci Gloire'go.
Tam gdzie umarł, nie było stamtąd jak uciec. Był to okrąg, a jak się spojrzało w górę, potężne skały. Jak na kanion przystało. Ściany okręgu były niemal idealne. Mała smuga światła padała na środek koła, tam właśnie umarł. W okół było pełno leśnych zniczy. Leśne znicze to wilcza tradycja. By, uniknąć ludzkich przyrządów stawia się znicze zrobione własnoręcznie przez wilka. Wtedy dusza zmarłego cieszy się, że ktoś go robił z myślą o nim. Znak miłości i uwielbienia. Znicze z liści, patyków i kwiatów lśniły po bokach okręgu dając przy tym piękny widok. Na środku koła, był ustawiony mały krzyż z najpiękniejszymi kwiatami. Też te, które kochał Gloire. Patrząc na to wszystko, nie zauważyłam że przy krzyżyku stoi szczeniak. Miał czarne futro z pomarańczowymi detalami. Przyglądał się temu miejscu bardzo uważnie. Zebrałam się na odwagę coś powiedzieć.
- Przepraszam - na to wilk się odwrócił.
- Kim jesteś?- spojrzałam na niego.
- Jestem Sasuke. Ze szkoły. Nie przypominasz mnie sobie?- spytał się mnie.
- Rzadko rozmawiam z innymi wilkami, więc nie. Z widzenia cię znam - odpowiedziałam wyniośle.
- Ja tak samo. Chyba masz na imię Ericchi, prawda?- wyprostował się.
- Skąd wiedziałeś?
- Jako alfa raczej jesteś bardzo znana - uśmiechnął się.
- Ahh, tak - podeszłam do krzyża.
- Jutro pogrzeb, hę?- podniósł brew.
- Yhym... Tęsknię za nim
- Jak po straceniu bliskiej rodzinie osoby
- A ty, co tu robisz? Też przyszedłeś się pomodlić za jego duszę?
<Sasuke?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz