sobota, 30 maja 2015

Od Shero ,,Dzieciństwo i moja mała waderka cz.1"

Jak wiadomo dołączyłem do Watahy Zorzy Polarnej i odnalazłem tam Andreę-małą waderę, którą wychowywałem. To jest jednak naprawdę niewielki fragment mojego życia. Minęło dużo czasu... tyle się wydarzyło... Odmłodniałem, ale nie wiem, czy mam błogosławić, czy przeklinać tamten dzień. Ale zacznę od początku... Po co mieszać? Więc tak...
Przyszedłem na świat w dość licznej, ale niezbyt potężnej watasze. Od szczenięcia przyjaźniłem się z Timedarkiem. Nie przejmowaliśmy się dużą różnicą wiekową między nami. Byliśmy najlepszymi kumplami pod słońcem. Pasowało to mi, bo moi rodzice byli wiecznie zajęci czymś innym. Mijały kolejne miesiące w szczęściu i beztrosce. Niestety, kiedy ukończyłem półtora roku nasz Alfa ogłosił, że jesteśmy zagrożeni. Ku naszym niedużym, ale urodzajnym i bogatym w zwierzynę terytorium zmierzała wędrowna wataha. Jej członkowie słynęli z siły i okrucieństwa. Wyruszali ze swoich jaskiń w poszukiwaniu pożywienia i ofiar. Na całe szczęście niedługo potem nasz zwiadowca powiedział, że to fałszywy alarm i wrogowie ominą naszą dolinę. Uspokojeni członkowie przestali się szykować do walki i wrócili do swoich zajęć. Następnej nocy obudziły mnie jakieś wrzaski. Wychyliłem łeb z jaskini i moim oczom ukazał się straszliwy widok. Na zewnątrz hulała krwawa bitwa. Jak to możliwe? Zwiadowca mówił, że nic się nie stanie! Byłem oszołomiony całą tą sprawą. Wrogowie z innej watahy mordowali na prawo i lewo, a nasi wojownicy próbowali żałośnie się bronić. Zaatakowani znienacka nie mieli czasu na reakcję. Padali jeden po drugim. Oczywiście mieliśmy przewagę liczebną, ale na nic nam się nie zdała. Napastnicy byli świetnie wyćwiczeni i silni. Moich rodziców nie było w jaskini. Wyskoczyłem nie zważając na niebezpieczeństwo i pobiegłem w celu szukania ich. Dobiegłem do miejsca zgromadzeń i wszystko stało się jasne. Moja matka już leżała bez życia na ziemi, a mój ojciec walczył z... naszym posłańcem. Zrozumiałem, że zostaliśmy zdradzeni. Skazało to naszą watahę na śmierć. Właśnie wymierzył mojemu tacie ostatni cios mieczem-prosto w serce. Wykrzyknąłem głośno i skoczyłem na tamtego bydlaka od tyłu i wspomagając się magią skręciłem mu kark. Trup padł na pysk. Moi rodzice byli już sztywni, kiedy do nich podszedłem.
-UWAŻAJ SHERO!-usłyszałem. To był Timedark. W ostatnim momencie uskoczyłem przed lecącą płonącą strzałą. Mój przyjaciel właśnie pozbył się łucznika. Podbiegł do mnie z pytaniem czy nic mi nie jest. Odparłem cicho, że nie i się rozpłakałem.
-Musimy uciekać-mruknął Timedark kładąc mi łapę na ramieniu.
Pokiwałem głową. Uciekliśmy tunelem. Nie próbowaliśmy nawet dołączyć do bitwy, bo to nie miało sensu. I tak ostatnie nasze wilki ginęły. Nie oszczędzali nawet wader i szczeniąt. Przy wejściu do tunelu zastaliśmy trupa naszej Alfy. Miał wbity w plecy nóż. Poznałem to małe ostrze. Ten nóż nasz (obecnie już były)  zwiadowca nosił zawsze przy sobie. Weszliśmy do tunelu i w ciemności przeszliśmy pod rzeką na drugi brzeg, oddalony około kilometra. Od tamtej pory nie raz w snach widziałem zarówno tamte wilki, jak i nasze zamordowane rodziny. Było mi ciężko na sercu. Na szczęście był ze mną Timedark, który był jedynym wilkiem, który mi pozostał. Spędziłem z nim następne lata mojego życia. Zamieszkaliśmy w małej jaskini, którą powiększyliśmy potem kopiąc. Po jakimś czasie Timedark spotkał pewną waderę. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zamieszkała z nami. Dogadywaliśmy się świetnie. Niedługo potem zostali parterami. Z dnia na dzień ich miłość rosła. Nie będę tego szczegółowo opisywać, bo to zajęłoby zbyt dużo czasu. W końcu doczekali się szczenięcia. Na świat przyszła waderka jak malowana. Jednak nie wiemy jak, ale kilka dni później partnerka mojego przyjaciela zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Nic nie dały poszukiwania. Przepadła jak kamień w wodę. Jedyne co zostawiła, to swoją magiczną bransoletę i kartkę z napisem ,,przekażcie to mojej córce". Wkrótce Timedark pogodził się ze stanem rzeczy. Jak skończyłem dwa i pół roku mój świat się praktycznie zawalił. Spałem sobie smacznie, kiedy ktoś chwycił mnie za szyję i próbował udusić. Obroniłem się i wybiegłem na zewnątrz. Dostrzegłem jak grupa wilków walczy z Timedarkiem. Rzuciłem się mu na pomoc. Walczyliśmy ramię w ramię pod księżycem w pełni. Radzilibyśmy sobie, gdyby nie fakt, że byłem zmęczony, a mój przyjaciel ranny. Wtedy dostałem od jednego napastnika w oko. Zawyłem z bólu. Zawył również Timedark. Odwróciłem się trzymając za oczodół i widziałem jednym okiem jak mój ...powiedzmy brat pada na ziemię. Krzyknąłem ,,NIE" i nie wiem jak, ale zamieniłem się w smoka i zabiłem ostatnich oszołomionych wrogów. Zmieniłem się z powrotem i podbiegłem do Timedarka po drodze pośpiesznie robiąc sobie zaimprowizowaną przepaskę na oko.
-Shero-powiedział do mnie, kiedy usiadłem koło niego.
-Powiedz, że nic ci nie jest!-rzuciłem zdenerwowany.
-Nie powinienem kłamać...-mruknął.-Przynieś moją córkę. Widziałem, że nie zauważli jej posłania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz