Amai zdawała być jakoś rozamrzona. Nie koniecznie o czymś miłym, ciągle urywała swoje zdania i dokańczała je z opóźnieniem, odwracała się w różne strony i zachowywała się ogólnie dziwnie. Dziwiło mnie jej zachowanie - o dziwo, Amai... Tsaa... Niezwykle marzycielska wadera, ale aż taka nie była nigdy. Nie powinnam się w to wtrącać, jednak w końcu zapytałam:
- Czy cos nie tak?- Nozomi na to spojrzała tym samym wzrokiem na Amai, jakby wiedziała o czym w tej chwili myślałam.
- Ze mną?- wskazała na siebie łapą.
- Tak...- dodała Nozomi i podniesionymi uszami. Ta czasem jest nawet śmieszna jak próbuje być poważna.
- Ja... Hehe, wszystko ze mną w porządku - na jej twarzy pozostał zmieszany ''szczery'' uśmiech i śmiech przypominający jakby coś ukrywała.
- Widzę, że coś jest nie...- przerwała mi.
- Eri, jak ty lubisz 'drażyć', nie. Jest wszystko ze mną dobrze - położyła łapę na moim ramieniu.
Po chwili pobiegła w innym kierunku pod górę, zatrzymała się w światłach słońca przejaśniającego przez drzewa i rzekła:
- Idziecie, czy nie?- skinęła odważnie łbem.
***
- Zamknij się!- krzyknęłam do Nozomi, która ani minutkę nie potrafiła usiedzieć cicho od śmiechu.
Akurat siedziałyśmy w niezwykle wysokiej trawie. Tatuś nie nazwał tego terenu, ani nie uznał za teren. Była to niby zwykła polana w lesie, ale z niemożliwymi wysokimi trawami. Gęstymi, strasznymi i wyższymi od dorosłego wilka o dużo. Dla szczeniaków to istny raj do zabawy. Amai właśnie jakoś dziwnie przyczaiła się w zaroślach. Przypatrzyłam się jej ze zdziwieniem i skradałam się do niej na pazurkach. Ona w ostatniej chwili spojrzała na mnie żółtymi oczyma.
- Jak ty mnie straszysz - zaśmiałam się.
Ta wtedy zakryła łapą moje usta i skierowała mój pysk w inną stronę. Było to ''wolne'' miejsce od traw. Przybierało kształt jakiegoś wielokąta, rozchodzonego na różne boki i nierównego. Patrzyła się właśnie na stado zajęczaków. Kicały sobie i bawiły się w promieniach wiosennego slońca. Właściwie, jutro letniego!
- Zwykłe zajączki - nie dała mi dokończyć, a gdy Nozo wychyliła się zza traw skoczyła jak nie ona w pogoń na królikami. Wyglądało to dziwnie. Co ja mówię... Leciała jej z pyska ślina i ten ''uśmiech'' na twarzyczce.
Złapała małego białego króliczka za nogi i skliszczyła je w ziemi. Malec targał się z bólu i miałam wrażenie, że płakał niezwykle i przy tym cierpiał.
- Amai! Co ty do cholery robisz!- warknęłam i zbliżyłam się do niej.
Kurczę, rozumiem. Wilki jedzą króliki, zabijają je. Ale to co ona robiła, to nie czyżby trochę psychopatyczne? Jeszcze ten widok... Gdy ja szukam lunchu, nie robię takich rzeczy. Cieszyła się z cierpienia małego zajączka.
Nie słuchała mnie i nadal ten uśmiech... Przyprawiał mnie o dreszcze. W końcu podniosła w górę łapę i... Nie chcę opisać dalszych wydarzeń. Głowa zajęczaka odleciała kilka metrów dalej, gdy właśnie Nozomi zemdlała odkryłam co właściwie się tu stało.
Stanęłam jak wryta i nie wierzyłam w to co widzę. Wtedy akurat zza trzcin wyleciał Satsugai, wpadł celowo na Amai i wylądował na niej. To... Było niedość, że dziwne ale przerażające. Wadera jakby pogrążyła się w śnie.
Satsu wstał z wilczycy i podszedł do mnie.
- Co... To było?! TŁUMACZ MI SIĘ - wrzasnęłam.
- Daj mi wytłumaczyć. Nie wiem, jak bardzo przepraszam. Musimy porozmawiać. Ale, tylko ty, ja i w ostateczności Nozomi, nikt inny. Proszę - powiedział miłym tonem, nie wzbudzającym podejrzeń.
- Ja... No dobra- westchnęłam i usiadłam na ziemi.
Właśnie wtedy obudziła się Nozomi i nie wiedziała co się stało. Gdy doszła do siebie, obydwoje usiedliśmy w kole przed Amai.
<Satsu?>
PS. Akcja była umówiona ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz