- Och, Livia. Zrozumiałaś źle. To nie jest twoja wina. Oni po prostu nie są moimi malutkimi braćmi. Już są dorośli, nie jak kiedyś. Powinienem to zauważyć, że... Muszę dać im wolną rekę. Przecież, nie mogę trzymać ich na smyczy, jak są szcześliwi. Zmieniło się dużo Livia, nie mówi, że to twoja wina. Od zawsze byliśmy blisko, gdy ostatnia umierająca moja mama - z naszej rasy syren, powiedziała bym nigdy ich nie opuszczał. Pewnie miała rację, ale... Są tacy jak ja i potrafią zadbać o siebie. Ale, nadal są moimi braćmi, mimo wszystko. I proszę, nie obwiniaj się... Teraz rozumiem - przytuliłem ją i pocałowałem w policzek.
Livia nic nie powiedziała, tylko przekręciła pyszczkiem i spojrzała mi spokojnie w oczy. Odwdzięczyła uścisk. Nie chcę, by moja jedyna wadera miała wyrzuty sumienia przez coś, co sądzi że jest jej winą. Jest niezwykła i powinna to poszanować.
Mniej czasu z nią spędzałem i dlatego tak zareagowała... Powinienem więcej czasu jej poświęcać i od dzisiaj tak będzie.
- Przejdziemy się jeszcze kawałek?- zaproponowałem kiwając przekonywująco łbem.
- Z tobą wszędzie - podbiegła do mnie szybko.
Jak się ucieszyłem, że zrozumiała. Nie chcę by moja mała Livia była smutna, a co gorsze miała wyrzuty przeze mnie.
<Livia? ;33>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz