Po wesołym śmianiu się poszliśmy do lasu zakochanych. Czy to nie za wcześnie? Nie ważne. Ważne tylko to, że jestem z Addagionem. Przechodziłam wraz z nim przez ścieżkę, patrzyliśmy na różowe listki drzew i rozmawialiśmy o głupotach.
-Lubisz...-zaczęłam
-ten las? Tak. Wydaje mi się taki magiczny-powiedział kładąc się na trawę
Położyłam się obok niego. Patrzyliśmy na chmury tuląc się.
-Addagion...
Nic nie odpowiedział, ale mnie pocałował. Krótko, ale to zrobił. Powtórzyłam to po nim ale dłużej. Wstaliśmy i poszliśmy do najpiękniejszego miejsca w watasze - Naruty Caruco. Uwielbiałam tam przebywać, ciepła woda, plaża, Stone też to lubił. Pobiegłam do jeziora i wskoczyłam do niego. Addagion za mną. Zanurkowaliśmy razem i płynęliśmy pod wodą. Wynurzyłam się.
-Kocham to miejsce!-krzyknęłam radosna
-Też... po za tym miejscem kocham - mówił co raz ciszej - ciebie
Usłyszałam to. Wzięłam go za łapę i wypłynęłam na ląd. Tam go przytuliłam. Zapadał zmrok.
-Już tak późno?-zapytałam się smutna
-Niestety... ale wiesz co? Chodźmy do mojej jaskini.
<Addagion? Trochę krótkie, ale muszę odrabiać lekcje xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz