Był wyznaczony termin porodu mojego szczeniaka. Tego dnia poszłam nad strumyk i napiłam się rześkiej wody. Mój brzuch był bardzo duży. Czułam mocne kopnięcia szczenięcia. Jednak, nie zanosiło mi się na jakikolwiek poród. Dzień był zwyczajny, jak poprzedni. Nic wielkiego nie odczuwałam, żebym dzisiaj miała rodzić. Po kilku chwilach naszły mi wielkie skurcze. Padłam na ziemię i krzyknęłam zarazem. Zza krzaków wybiegł Jeff.
- VAPPER?! W porządku?- podbiegł do mnie.
- Już czas...- westchnęłam i pokrywałam się w bólach.
Jeff wziął mnie na grzbiet i popędził do szpitala. Tam wzięli mnie na salę. Lekarzem była kremowa wadera. Zaczęłam rodzić.
***
Po kilku godzinach męk, na świat przyszła moja córeczka. Tak, córeczka. Była podobna do mnie jak 2 krople wody. Tylko, waderka miała białe futerko z czarnymi detalami, podobnie jak ja. Do sali wszedł zdenerwowany Jeff. Podbiegł do mojego łóżka i przyglądał się szczenięciu. Dałam mu waderkę, na łapy, by ją potrzymał.
- Jak damy jej na imię?- uśmiechnął się.
- Nozomi jest ładne - odwzajemniłam uśmiech.
- Niech będzie Nozomi - pocałował mnie.
<Jeff?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz