Zobaczyłem Daisy która wylądowała w gnieździe jakiegoś ptaka. Nie zastanawiałem się co robić. Ruszyłem do ataku. Gniazdo było strasznie wysoko nad ziemią. Było ono na czubku wielkiego dębu, najgruszego w całej watasze. ''JAK TU WEJŚĆ?!''- pomyślałem i rozglądałem się nerwowo.
Do mojej głowy wszedł plan. Albo się wdrapię, albo przeteleportuję, co to jest niezwykłą trudnością. Jako jedyny z moich braci nie potrafiłem... Ehh... Moje moce czesto zawodziły. Nawet Sonatan potrafił WSZYSTKO, zawsze i to ZAWSZE. Próbowałem się teleportować. To na nic.
- KURDE!
Zacząłem się wspinać po grubym pniu. Był twardy, tak że nawet trudno było wbić w jego pazury. Byłem w połowie ''drogi na górę''. Wtedy, zobaczyłem że potężne ptaszysko wróciło i... Nie miałem czasu na myśli. Wdrapać bym już nie zdążył. Energicznie pomyślałem o teleportacji. Chwila i...ZADZIAŁAŁO! Stałem łapami w miękkim gnieździe z wielkim gałęzi. Daisy się ucieszyła jak mnie zobaczyła. Za pomocą magii odrzuciłem od niej pisklęta i podbiegłem do niej. Chwila... Ta... Gorzej być nie mogło. Kilka centymetrów przed moim pyskiem zobaczyłem szpony ptaszyska. Zamknąłem szybko oczy..I... Nic się nie działo. Otworzyłem oczy i zobaczyłem uśmiechającą się Daisy. Popatrzyłem w inną stronę. Czas jakby... Się zatrzymał. Ptaszysko, jak i jego pisklęta się nie ruszały. Tylko ja i Daisy mogliśmy żyć teraz... ''Normalnie''...
- Oj, dziękuję!- przytuliła mnie, a ja ją.
- Chyab odkryłem nowy żywioł... Dziwnie że tak długo an niego czekałem... Ale uciekajmy, jak przypadkowo nie odczaruję tego zaklęcia - powiedziałem.
Teleportowałem się z Daisy na dół. Znowu czas ruszył, a ptaszysko uderzyło mocno w swoje gniazdo. Uciekliśmy w las.
<Daisy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz