Stanąłem jak wryty. Nie mogłem uwierzyć. Albo zwariowałem, albo cuda się zdarzają.
-ANDREA!!!-wydarłem się biegnąc do wadery.
Ona trwała nieruchomo. Jak wariat popędziłem do niej i przytuliłem.
-Sh-Shero? To naprawdę ty?-wyjąkała wreszcie.
-Tak się cieszę, że cię widzę-ścisnąłem jeszcze mocniej.
-Znacie się?-zapytał Solaris.
-I to jak-wymamrotała Andrea słabym głosem.-Możesz... mnie... puścić?
-Po śmierci jej ojca ja wychowywałem Andreę!-powiedziałem entuzjastycznie do Alfy.
Nagle usłyszałem nieludzki wrzask. Zaraz potem już leżałem pyskiem do ziemi. Coś przyciskało mnie do niej.
-Foxy! Nie rusz!-wykrzyknęła Andrea.
Ledwo odwróciłem głowę. Na moich plecach siedział roboto-pirato-lis. Patrzył na mnie jakbym nie wiadomo co zrobił.
-Zejdź-przycisnęła wadera.
Lis posłusznie, ale z ociąganiem spełnił polecenie.
-Przepraszam za niego-Andrea pomogła mi wstać.-Mój towarzysz Foxy wziął cię z nieprzyjaciela. Foxy, to jest Shero. Mój jakby... wuj.
Lis popatrzył na mnie z niesmakiem. Ale w końcu podszedł w moją stronę i wystawił hak przed siebie.
-Miło mi-podałem łapę.
Po wymienianiu grzeczności Solaris zwrócił się do mnie:
-Może poszedłbym pokazać ci twoją jaskinię?
-Jasne!
Na odchodnym powiedziałem do Andrei:
-Później będę musiał się z tobą spotkać! Musisz mi wiele opowiedzieć!
<Solaris?>
(P.S. Daisy.... odpiszesz na moje op?)
http://wwatahazorzypolarnej.blogspot.com/2015/02/od-shero-moje-smutki-cz3-cd-daisy.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz