- Masz może rację - przetarłem oczy odrobinę zapełnione łzami.
- Nie widzisz przeznaczenia
I ciężko ci znaleźć rytm
Lecz każdy kolejny wybór
Podpowie ci, jak masz żyć - ktoś nagle zaśpiewał.
Zza krzaków wyszedł tata.
- Dosyć mam zgadywania
Niepewność rozpiera mnie
Wiem, że cierpliwość ma swój kres
Gdy serce odlecieć chce - rozpostarłem skrzydła i dośpiewałem za ojcem.
Zamknąłem smutny oczy. Kaigy czuł się w tej sytuacji niepewnie.
- Lecz coś cię do nas przywiodło
Masz siłę i wielką moc
Przeznaczenie masz nosić z dumą
Bo to twój dom - dośpiewał.
Uśmiechnąłem się, miał naprawdę dobry wokal. Tata na mnie popatrzył i też się uśmiechnął.
- W końcu nadejdzie moment twój
Złoży ci pokłon na niebie chór
A miłość rozbłyśnie w każdym z nas
Jesteś alfą, masz w sobie blask - zaśpiewał tata.
Było to już jasne. Powinienem się nie martwić za wcześnie. Dali mi kopa w tyłek by życzyć mi dobrego dnia.
- Musze ci coś pokazać, Artemisie - uśmiechnął się tata.
Odwróciłem się w stronę Kaigy'ego. Jego mina przypominała słowa ''Idź! No już!''.
Poleciałem za tatą. W lesie zobaczyliśmy Solaris'a. Nieśmiało złożyłem skrzydła i przetarłem nimi nos.
- Teraz, cały skład? To chodźcie - kiwnął głową.
Lecieliśmy daleko. Chyba cała wataha była za nami. Zatrzymaliśmy się w jakimś...Ciemnym lesie. Nigdy takiego nie widziałem.
- Eeee...Co to za miejsce? - zapytałem.
- Magiczny las - powiedział tata patrząc na gałęzie drzew.
- Ale...Takiego lasu nie ma! Znam wszystkie tereny, a tego nie ma! Po prostu nie ma i kropka! - oznajmiłem trochę podenerwowany.
- Ten las pojawia się raz na kilka lat braciszku. Ilu ty rzecz jeszcze nie wiesz...- westchnął Solaris.
- Ach, takiś mądry!? Raz byś to zostawił dla siebie, może ty więcej czasu spędzasz z ojcem?! - warknąłem w myślach.
- Czas - powiedział nagle tata.
- Ale, co? - dopytałem.
- Uczyliście się z panią Galaxią na lekcji, zaklęć nie? Potraficie posłać moc ''odpychającą?''- zapytał tata.
- Tak - odpowiedzieliśmy chórem.
- To dalej - machnął łapą.
Ja i Solaris w pewnej chwili wypuściliśmy bariery. Odchodziły od nas dal pod postacią powiększającego się koła. Moja moc była ciemno-niebieska a Solarisa złota czy tam żółta.
- I CO?! - oznajmiłem kpiąco.
Nagle coś zabłysnęło na niebie. Leciały na nim dwie istoty. Jedna ognista, w drug ciemna i szara.
Były to feniksy. Jeden z nich usiadł mi na ramieniu, a drugi na wystawionej łapie Solaris'a.
Mój feniks :

Feniks Brata :

- Dziękujemy tato - powiedział Solaris.
- Podziękujcie im, one was wybrały - uśmiechnął się.
Ja swojego nazwałem Berbahaya. W języku malajskim to oznacza ''groźny''. Ptak brata miał na imię ''Helios''. Ale ja wolę swoje ptaszysko.
***
W szkole na drugi dzień układało się wszystko normalnie. Niechcący (zupełnie xD) podstawiłem nogę mądrzącej się Lizzie.
- Artemis! Nie spodziewałam się tego po alfie! Ściąć mu głowę! - wyciągnęła znikąd szóstkę kier i pazurem przecięła kartę na pół.
Zrobiłem wielkie oczy i pokiwałem głową. Znowu koło Solaris'a gromadził się tłum ''faneczek''. Poszedłem w najbardziej zaciemnione miejsce szkoły.
- Alfa, co tu robi? - zapytał głos.
Odwróciłem się szybko.
- Kto tam? - warknąłem.
- Nieznana innym dziewczyna Raven Queen - w cienia wyszła wadera.
- A...Zła królowa, hę?- zgadywałem.
- Tak, ale jeszcze nią nie jestem i nie znaczy że będę! - warknęła.
- Ale, nie spinaj się. Przepraszam - odpowiedziałem.
- Nie ma co do powiedzenia Artemis. Wszyscy sądzą że jestem zła. Nie mam żadnych koleżanek oprócz sióstr i brata! Trzeba położyć temu kres! - uderzyła łapą w parapet okna.
- Ale....- przerwała mi.
- Nie wiesz jak to jest być samotnym!? - jej oczy straciły tęczówki i zrobiły się całkowicie białe.
- Wiem. Wiem o tym - uspokoiłem ją.
- Racja. - skrzyżowała łapy.
- Przynajmniej, nie trafiłaś do Slysenyss'u...Do najgorszych charakterów. To objaśnia wszystko - dopowiedziałem.
- Moja siostra jest w twoim domie. Wiesz że właśnie nazwałeś siebie najgorszym charakterem? - uśmiechnęła się gorzko
- Ach...Tak...
<Raven?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz