Poszedłem do Octavius'a i wszystko ustaliłem. Volton będzie błagał mnie na kolanach że mam przestać go upokarzać przed wszystkimi. Octavius powiedział, że taka mała bitwa nie będzie się odbywała na wielkim stadionie, ale na o wiele mniejszym. Pobiegłem w miejsce spotkania z debilem o 15. Wyszedł za krzaka.
- Jednak i odszedłeś tchórzu pieczony - podśmiechiwałem się.
- Jestem, i co z tego? WYGRAM - warknął.
- Śnisz. Arkadia będzie? - zapytałem.
- Nie wiem - na to ktoś spadł z drzewa. Była to Arkadia.
- O wilku mowa - westchnąłem.
- Będę, ale wy mnie nie rozumiecie, bo ...- nie dokończyła bo przerwał jej Volton.
- Będziesz gnił w męczarniach - syknął.
- Kto to mówi!? - zripostowałem.
- Teraz, do magicznego lasu, tam rozgrywa się walka - wystawiłem zęby.
- A ja...? - znowu nie dał jej dokończyć.
- Musisz isć. Zobaczysz na własne oczy który to mięczak, który to bohater - popatrzył na mnie.
- Do ciebie pasuje to drugie idioto - zaśmiałem się.
- Jak mnie nazwałeś!?
- Bo ci żyłka pęknie, idziemy! - warknąłem.
<Volton?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz