-Halo?
Sasha właśnie jadła śniadanie.
-Death? Cześć-uśmiechnęła się. Paczki nie zauważyła.-Nie,poczekaj. Właśnie skończłam-rzuciła na widok mojej miny.
-Taaak... Masz czas?-dopytywałem.
-Hmmm... Tak. Czemu pytasz?
-Chodź-powiedziałem.-Ufasz mi?-Sasha potwierdziła. Zawiązałem jej chustę na oczy.-Dobra. Teraz idziemy.
-Co?!-wyrwało się jej.
Tylko parsknąłem śmiechem. Miałem poważne problemy. Starałem nie zwracać uwagi na zapach kokosa i w ogóle się zmuszałem by na nią nie patrzeć. Było to jednak trudne zadanie,bo trzymałem ją w pasie. Żeby się nie przewróciła. Dotarliśmy do Kryształowej jaskini. Zdjąłem Sashie przepaskę z oczu.
-Ale tu ładnie!-wykrzyknęła.
-Tak. Wiem,że Wigilia już minęła,ale wczoraj nie mogłem....-gadałem chyba z 15 minut.
Skończyłem,bo z paczki którą trzymałem za plecami rozległo się ciche:
-Miaaaaaaauuuuuuuuuu.
-Co to było?-zapytała Sasha.
Wręczyłem jej paczkę. Rozpakowała ją i ze środka wyskoczył taki kotek:

-Jaki słodki! Prześliczny!-zachwycała się.-Dziękuję!
-Nie ma za co-wymamrotałem.
Wzięła kociaka na ręce. Maluch zaczął się do niej przytulać i domagać pieszczot. Sasha podrapała go za uchem. Kotek zaczął mruczeć.
-Jak go nazwiesz?-spytałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz