wtorek, 2 grudnia 2014

Szafira „ spotkanie cz 4”

-Nie wierze to ty!- rzuciłam się z radością na uskrzydloną waderę. Ta odtrąciła mnie łapą
- O co chodzi coś nie tak?- zapytałam.
- Jeszcze masz czelność się o to pytać?!- warknęła.
- Ale... dlaczego ? Dlaczego jesteś taka nie miła?-cisnęły mi się łzy do oczu. Ona nigdy się tak zachowywała. Miała, co prawda, jakieś tam humory , ale... nie odnosiła się dominie chamsko. Przecież... to moja siostra... zawsze mnie spierała, zawsze pomagała. Co się z nią stało?
- Dlaczego?-zapytałam powtórnie
- Dlaczego?! Jeszcze pytasz mnie dlaczego?!! Jesteś przekleństwem  tyle ci powiem.
- Dlaczego tak sądzisz zrobiłam tobie jakąś krzywdę? Nie pamiętam tego ale jeśli nawet to przepraszam.
-Same przeprosiny nie wystarczą! Rozumiesz??! przez ciebie wataha ojca głoduje! Zesłałaś na nas klątwę , choroby i zarazę! Wszystko przez Ciebie- mówiła z zawziętością.
- Cho..choroby? Głód...? Klątwę? Ale ja.. ja nie chciałam … nie wiedziałam...-powtarzałam nie ukrywając łez.
- Łatwo... teraz po wszytki ta mówić! Poza tym ojciec jest chory i chce się z tobą widzieć.- wzięła koszyk który stał obok i ruszał w swoją stronę.
- Zaczekaj Proszę. Co... co masz w tym koszu?
- To … to są nasze rodzeństwo- położyła koszyk na ziemi i odkryła koszyk zrobionej z porannej pierzastej chmurki. zobaczyłam  dwa małe wilki przytulone do siebie. Były takie... takie bezbronne... takie... takie jak ja kiedyś.
-Są moimi... naszymi … ale jak?
-Tata związał się z kolejną waderą o imieniu Laura... To są jej szczeniaki.
- Gdzie ona teraz jest?-zapytałam nieswojo. Siostra poparzyła na mnie z wyrzutem po czym spojrzała w niebo.
- Umarła ratując szczeniaki...
- Mają imiona?
-Nie... nie zdążyła, a tata po jej śmierci kazał mi je zabrać by nie stały się kolejnymi ofiarami głodu czy chorób. A ty teraz... musisz to NAPRAWIĆ!! Zaraza się przemieszcza... idzie za tobą! Musisz wrócić i pomóc ojcu. Znajdzie go w naszej Jaskini...
- ale ja … nie pamiętam... jak mam się tam dostać? Eris … proszę pomóż - bezradnie spojrzałam na nią. Zmieniła się. Nie była już tą samą waderom. Coś się w niej... nie wiem... Spojrzała mi prosto w oczy. W jej oczach widziałam iskrę gniewu, który po chwili znikł a zstąpiło ją zdziwienie.
- Naprawdę nie pamiętasz? Hmm... kieruj się na góry zachodnie a potem tam gdzie nogi poniosą trafisz na pewno- powiedziała z szczerym uśmiechem.- Wiesz przepraszam nie powinnam... Uniosłam się , tata ci pomoże. Jest przynajmniej wstanie pomóc.
- A jak go zajdę? Nie wiem jak wygląda...
- On cie znajdzie... a co do podróży powinna zająć dwa tygodnie.... gdybyś miała skrzydła zajęło by bi to krócej... muszę  znaleźć dom dla mnie i szczeniąt
- A nie chcesz dołączyć?-zapytałam ocierając ostatnie łzy.
- Wiesz … na razie nie jestem gotowa… rozumiesz … aby dołączyć, muszę pobyć trochę sama.- wzięła kosz i uniosła się wysoko w niebo. Przez dłuższy czas paczyłam jak znika w chmurach. Muszę się spieszyć muszę to zatrzymać i to zaraz. Z tą myślą ruszyłam do moje jaskini.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz