Wadery oprowadziły mnie po szkole. Szkoła wyglądała normalnie. Często się mnie o coś pytaly - skinąłem tylko głową. Nie chciałem wywierać od razu na innych większego ''obiektu'' pogawędek. Strasznie tego nie cierpiałem. Wreszcie obeszliśmy całą szkołę, po czym na stołówce usiadłem z całym Slysenyss'em na końcu stołówki. Nie rozmawiali za dużo, nie byli aż tak skłonni do nowej przyjaźni.
- Hej, Artemis. A, ty? - zapytał jeden z alf.
- Jestem Kaigy Burnout - burknąłem.
- Coś nie tak? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Nie - oznajmiłem bawiąc się widelcem.
- Wyglądasz na...sympatycznego - zaśmiał się.
- Ja sympatyczny? Już Lizzie jest sympatyczniejsza ode mnie! - wskazałem palcem na spokojnie jedzącą waderę.
Zrobiła wrogi wyraz twarzy i opuściła brwi.
- Ach...Tak - podrapałem się w głowę.
- Idziesz ze mną po szkole, na polanę? Pokażę ci coś - uśmiechnął się jak nie przystało na Slysenyss'a.
- Dobra - zgodziłem się i odwróciłem łeb. Już go nie było. Pełnym zdziwienia wróciłem do pałaszowania jedzenia.
***
Po szkole wybrałem się z Artemisem na polanę. Tam trochę się poturlaliśmy w oschłych liściach i poopowiadaliśmy sobie różne rzeczy.
- Co miałeś mi pokazać? - zapytałem.
Artemis wstał i pokierował wzrok w stronę słońca.Nagle słońce powoli zaczęło schodzić z nieba, i przystroił je księżyc.
- Jak ty to?...- nadal się wpatrywałem w zjawisko.
Nagle oczy Artemis'a zrobiły się jego normalnego koloru i ta cały fenomen znikł.
- WOW!! To było świetne - podbiegłem do basiora.
- Jedyny, który wreszcie mnie pochwalił za czyny - powiedział smutno.
Nie byłem w stylu ''pocieszacza''.
<Artemis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz