Przekrzywiłem głowę i próbowałem masować skronie łapami.
- Wszystko w porządku?! - Szafira podbiegła do mnie.
Lekko otworzyłem oczy.
- Tak... - wstałem z bólem głowy.
- Co się stało!? - nie wiedziała co robić.
- Morru zamknął mnie w pewnej komorze z ognia. Nie mogłem nic zrobić, ale jakoś uciekłem z pułapki. Potem przy ucieczce, nawet nie wiem z jakiego miejsca opętał mnie... Ale nie ma zbyt dużej mocy, więc... Trochę mnie boli tylko głowa... - powiedziałem przez ból.
- Nic ci nie będzie - zapewniła.
Z jej oczu znikły nadzieje.
- Ale...On wróci? - przełknęła ślinę.
- Możliwe. Ale tak się nie stanie gdy cała wataha będzie się obdarzać miłością i przyjaźnią. To go odgania - ból przeszedł.
- To świetnie ! - zapłonęła w niej iskierka nadziei i radości.
- Teraz muszę iść - zobaczyłem na wzgórzu Valiant'a.
- Kto to? - zapytała.
- To mój towarzysz. Valiant ze stada magicznych jeleni - westchnąłem lekko.
Zbiegł z górki i ukłonił się przed Szafirą.
- Witam Pani - powiedział z gracją.
- Dzień Dobry - usmiechnęła się sympatycznie.
Valiant wyprostował się i oświadczył :
- Mieliśmy dziś patrolować tereny Octavius.
- Wiem...Ale - spojrzałem na Szafirę.
Valiant zrobił minę do złej gry.
- Dobrze , ona może iść...Chyba - parsknął.
- Nie w naturze zostawiać dam samych - zasmiałem się.
<Szafira?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz