- Siemasz, nieznajomy wilczuniu - zeszłam w półki skalnej i podeszłam do basiora.
- Nie wilczuniu. Jestem Jeff, chyba że chcesz umierać w cierpieniach - zaśmiał się.
- Ah, doprawdy przystojniaczku?- zniknęłam nagle.
Moja moc polegała na znikaniu z nagła i pojawianiu się w różnych miejscach, całe ciało znika, a ostatni szyderczy uśmiech. Tak też zrobiłam.
- Ha?! Co mi zrobisz że znikasz, i tak cię dopadnę!- uśmiechnął się zadziornie.
- Jak spróbujesz zapłacisz karę - roześmiałam się i zrobiłam się widzialna.
Tarzałam się ze śmiechu.
- A jak panią zwą? - zapytał.
- Vapper - wypięłam dumnie głowę w lewą stronę.
- Myślałem że bardzo wkurzająca lasensja - robił sobie żarty.
- Czy ty naprawdę, tak lubisz psocić, czy masz problem koleżko? - uderzyłam łapą o kamień.
- O , a teraz łapunia, boli..?Zaraz przestaniesz ją czuć - zadziorny był tak, że nigdy basiora o takim charakterku nie spotkałam.
- Aby na pewno? Potrafię się regenerować - zatrzepotałam niewinnie rzęsami.
Odwrócił łeb w drugą stronę.
- To jak cię zwą,jeśli chodzi po pseudonim, Alfonso?- zaśmiałam się.
Basior się widocznie wkurzył i wskoczył na mnie.
- Jak, proszę? Powiedz - wyszczerzył kły.
- Mam pytanie - uśmiech znikł z mojej twarzy.
- Czy możesz ze mnie zejść...Mam przestrzeń osobistą, panie - puściłam mu oczko.
- Ale już mnie tak nie nazywaj bo ci powysysam duszę w nocy.
- Czyli, jesteś?- powiedziałam to takim tonem aby dokończył zdanie.
- Jeff, wielki i potężny - to pseudonim - zaśmiał się.
- Wielki i potężny, powiadasz? Hmm...Śmieszne.. - nie dawałam za wygraną.
- Dokładnie, ale cały czas jestem wkurzony za nazwanie mnie alfonsem...- westchnął podle.
<Jeff? Nie zabijaj mnie xD<Vapper lubi sie drażnić> >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz