- Oj nie gniewaj się już - zrobiła chytry uśmieszek a ja z niej zszedłem
- No dobrze. Wielki i potężny Jeff Ci wybacza –
- Phi.. – przewróciła oczami – Idź się umyć bo śmierdzisz krwią –
- Uwielbiam zapach krwi a zwłaszcza swojej – wciągnąłem mocno powietrze – Ja idę zobaczyć swoją jaskinię. Cześć –
- No cześć – zniknęła pozostawiając na kilka sekund swój uśmiech w powietrzu
To było dziwne.. Nie zaatakowałem jej nie dlatego że należy do watahy tylko z innego powodu.. A to do mnie nie pasowało. Po prostu była inna, nie była taka jak reszta.. Może że się mnie nie bała? Tak czy siak wszedłem do swojej jaskini.
- No! Octavius już wie co dla mnie dobre – zaśmiałem się szatańsko
Jaskinia była zrobiona w stylu ,,katakumb’’ to coś co lubię… Położyłem się i wdychałem zapach mojej krwi ale dalej w pamięci miałem tą waderę którą spotkałem… Vapper..
* * *
Gdy rano wstałem postanowiłem udać się do Vapper. Nie wiem czemu ale tak instynkt mi kazał.
Jak chciałem tak też zrobiłem. Udałem się do jej jaskini. Tak słodko spała.. Hej! Co ja wygaduję! Pff..
Poszedłem do kąta jaskini gdzie był cień, było widać tylko moje żółte oczy.
- O boże… - powiedziała wadera przeciągając się. Powolnym krokiem szła do wyjścia z jaskini a ja przygotowywałem się na ten moment nagle się zatrzymała i już miała patrzeć w moją stronę ale ja na nią błyskawicznie skoczyłem. Znów stałem nad nią, było widać że jest wystraszona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz