Chodziłem sobie lasem i podśpiewywałem słowa hymnu watahy.
- Something I Need!- zwokalizowałem.
Tak śpiewałem i śpiewał, czas mijał już BARDZO szybko i nagle zrozumiałem gdzie jestem. Znajdowałem się w różowym lesie. Rozłożyłem skrzydła i wzleciałem ku słońcu. Obleciałem las i trafiłem w najzimniejsze miejsce w watasze. Śnieżny las. Wylądowałem na obmarźniętym pniu powalonego dębu i rozglądałem się w okół.
- Ku ku - usłyszałem jakiś dźwięk.
Za Chiny nie wiedziałem skąd on pochodzi! Rozglądnąłem się w okół i jeszcze raz obróciłem głowę. Nic.
- Kuku!- znowu rozległ się głos.
- Kto tu jest?!- zapytałem podnosząc poziom głosu.
- Ku ku!- znowu głos dał we znaki.
- Nagle coś dotknęło mojej łapy.
- AAAA!- krzyknąłem i podniosłem nerwowo łapę z powalonego drzewa.
- Hi hi - zaśmiał się ktoś.
- Wychodź!- skakałem po drzewie.
Znalazłem do niego dziurę, od strony korzeni i szybkimi ruchami wszedłem do środka. Nikogo tam nie było. Zdziwiłem się. Nagle ktoś zaczął skakać, u góry drzewa! Wkurzyłem się. Energicznymi ruchami wybiegłem z kłody i wszedłem na jej górę. Wpadłem na Angelę.
- Angela?- zapytałem leżac n niej.
<Angella?chciałaś romansidło to masz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz