Miałem dość. to przeżycie w jaskini, a teraz jeszcze ostatni dzień w szkole przed feriami. Czekałem cierpliwie na ostatni dzwonek W CAŁYM ROKU. W końcu zadzwonił. Ten jedyny ostatni dzwonek. Ostatni wyszliśmy z klasy pomiędzy biegnącymi prawie na zabój szczeniakami. Po co wybiegać z klasy jak głupi? Przecież wolne nigdzie nie uciekną.
- Cieszycie się? - zapiszczał Sonatan.
- Z czego? - westchnął Arian.
- No...Z Świąt Bożego Narodzenia! Wigilia! Helloł!? Nie kumacie? - stanął przed nami.
- Nie obchodziliśmy świąt od dawna. Co Ci tak nagle naszło na tę Wigilię? - zapytałem.
- No...nie wiem...Po prostu chcę czuć ten klimat - zawył niemalże.
Spojrzałem na Ariana, a Arian na mnie.
- Ale...My nawet mieszkamy w jaskini z...Z Jeff'em, Lashlon'em, Bloody i Elise. Nie sądzę że oni będą chcieli mieć choinkę w jaskini. I z prezentami...- wyszliśmy z klasy.
- Skąd wiesz? Właśnie Bloody sądzę że będzie chciała...Jeff spędza u Vapper resztę czasu, a Lashlon - nie dał mu dokończyć Arian.
- Tak, nie chcę patrzeć do robi w jaskini jak nas nie ma.
- Daj na wstrzymanie. Jak nie będą chcieli spędzać Wigilii to trudno. Chociaż my spróbujemy - wtrącił.
- No dobra. Jesteś najmłodszy z nas więc ci pozwolimy - westchnąłem.
- Jupiiiiii! - krzyknął wesoły.
***
W naszej jaskini było tajemniczo. Każdy z nas, miał jakby swój pokój obłożony setkoma średnimi okrągłymi kamieniami. W okół mieliśmy pochodnie i inne.
- Nie wie Sonatan, jak to miejsce chcesz zmienić w...Świąteczny nastrój - usiadłem na ziemi.
- EEEEEEEEEE....Dajcie mi czas - i wygonił nas z jaskini.
Popatrzyłem na Ariana.
- Sądzę że lepiej mu nie przeszkadzać jak...Coś robi... - wykrztusiłem i położyłem się na śniegu.
- Addagion?
Otworzyłem oko.
- Jak jest choinka, to prezenty? - ulepił ze śniegu kulkę.
- Tak - ziewnąłem.
Nagle śnieżna kula uderzyła mnie w policzek.
- Ejjj! - spojrzałem na niego.
- Sorka, nie mogłem się powstrzymać...- zaśmiał się.
Przez ten czas wziąłem za pomocą magii pełno śniegu i rzuciłem go w Ariana.
- Ejjj! - krzyknął.
- Ha ha...Lepiej mnie nie budź jak próbuję się zdrzemnąć...
- GOTOWE! - wrzasnął Sonatan i wybiegł z jaskini.
- Ale...To nawet nie było pięć minut...- wycedził Arian.
- Naprawdę? Arian, ty zdajesz się czasem mi głupszy niż twoja matka - zaśmiał się.
- TY! - prawie go zgniótł w śnieg.
- Chłopaki...Zero kłótni - przegryzłem wargę.
Zaczęli się kłócić. Ja w tym czasie wszedłem powoli do jaskini. W okół kamieni było pełno ładnych ozdób. Jakieś liny kolorowe na choinkę czy coś. Na końcu jaskini stała wielgachna choinka, ozdobiona pięknymi kolorami, z świątecznymi lampkami i innymi gadżetami.
- WOW - zadęło mi dech w piersiach.
- Fajnie? - wszedł do jaskini Sonatan, a za nim Arian.
- Pięknie. Dobra robota Sonatan - uśmiechnąłem się.
- I moja - zwisła do góry nogami Elise.
- Ach, tak Elise też mi pomagała. Śliczne robisz ozdóbki - powiedział Sonatan.
- Ekhem...- kichnęła ''udająco''.
- A dobrze - dał jej królika.
Elise szybko wbiła w niego kły i zniknęła w swoim wyrku w pajęczyn na suficie.
- Jeszcze mi czegoś tu...Brakuje... - zamyślił się Arian.
Wyczarował w innym kącie duży i piękny kominek, obok niego świąteczne akcesoria i ciepłe dywany.
- Wow, Arian, jaki ty wszechmogący - Sonatan uderzył go lekko łokciem.
- Nie sądziłem że wyjdzie aż tak super. O 100% lepiej - pochwalił się.
***
Gdy Arian i Sonatan jak malutkie dzieci zasnęli przy kominku, ja zmieniłem się w człowieka i ruszyłem w miasto. Szedłem ruchliwą ulicą Nowego Yorku. Znałem tu wiele miejsc, gdzie mógłbym kupić coś Arianowi i Sonatanowi. Podszedłem do olbrzymiej lady sklepu z różnymi badziewiami. Przytknąłem tam nos. Widziałem różne instrumenty. Chłopaki uwielbiały muzyczne akcesoria. Wszedłem do sklepu. Przywitał mnie tam właściciel sklepu. Znał mnie i wiedział o mojej postaci - syreny. Jego żona nią była, ale niestety została zgładzona przez dobro i światło.
- O, Addagion! Myślałem że nigdy cię nie zobaczę! - wyskoczył zza kasy.
- Miło Mi - rozglądałem się po sklepie.
- Jesteś wyższy, niż wtedy jak miałeś... Piętnaście lat. A co u chłopaków? - pytał.
- Dobrze. Wybieram im prezenty na święta - odwróciłem się do niego.
- Polecam nowe gitary - zaprowadził mnie do podświetlonej kolorowymi światłami lady.
- A...Jak tam wasze moce? - szepnął.
- Nawet nie wiem jak to ująć. Zostaliśmy pokonani. Teraz nie wiem z czego ale, się żywimy...Nie wiem właściwie czym. To jest jakaś magiczna moc. Kłócimy teraz tylko małe zwierzęta - westchnąłem głośno.
- To mi przykro. Wybieraj!- odszedł ode mnie.
Patrzyłem na nowe modele gitar. Niektóre dużo się od siebie różniły, inne mniej. Rozglądałem się długo. Trafiłem na śliczną gitarę. I to dla...Sonatana! Najnowsza generacja, wysoka jakość głosu. Była piękna. Zapamiętałem jej kod i poszedłem szukać coś dla Ariana. Przeszedłem prawie cały sklep. Arian, cóż...Lubił nie ziemskie rzeczy. - Może też gitara? Ale nie elektryczna, jak wybrałem dla Sonatana - myślałem.
Wybrałem mu niezwykłą, najlepszą gitarę klasyczną ze sklepu. Podszedłem do kasy i wszystko zakupiłem. U sprzedawcy zapłaciłem mniej. Miałem już prezenty dla moich najlepszych przyjaciół.
Nagle idąc ulicą, trafiłem na sklep myśliwski. Coś przykuło moją uwagę. Wabik na Andromeye...Zrobiłem się niewidzialny i wszedłem do sklepu. Nie chciałem zdradzać swojej osoby. Wziąłem wabik z stojaka, i położyłem koło kasy. Sprzedawca niemalże zemdlał widząc, że jego produkty latają. Wyciągnąłem z kurtki woreczek w kilkoma złotymi monetami i wziąłem wabik. Wyszedłem ze sklepu.
- No cóż...Elise nie jest gorsza głupio jej nic nie dawać. Przynajmniej nie będzie musiała czekać w sieci cały dzień na ofiarę, albo wychodzić z jaskini.
Wróciłem do jaskini szybko i zawinąłem w papierze prezenty. Ukryłem jej w magicznym przejściu w jaskini, które sam utworzyłem. Arian i Sonatan nadal spali na swoich miejscach, nawet trochę się nie przesunęli. Ziewnąłem i sam poszedłem spać.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz