Od tego upadku chyba miałem skręconą nogę. A więc czołgałem się tak ścieżką i spotkałem Lutin'a i Aisuru. Rozmawiali ze sobą i śmiali się, nie wrogo lecz przyjaźnie.
-Hej - powiedziałem patrząc na Aisuru - co robicie?
-Już nie jesteśmy wrogami-odpowiedział Lutin
-Właśnie!-dodał Aisuru
-Co?! Dlaczego?!-zapytałem zbulwersowany
-On uratował mi życie!-powiedział Lutin
-Dobra wy tu sobie gadu-gadu a ja mam skręconą nogę!-powiedziałem
-To chodźmy do lekarza!-powiedzieli razem Lutin i Aisuru
Poszliśmy wszyscy do szpitala. Lekarz badał moją nogę i robił mi prześwietlenie.
-Ałaaa-jęczałem
-Nie jest złamana, ani skręcona, ale zwichnięta - mówił lekarz - założymy gips
Kiedy szanowny pan doktor założył mi gips szliśmy do mojej jaskini.
-Aisuru, wybaczysz mi?
<Aisuru? Sorry, że takie krótkie xd>
Strony
- Strona główna
- Jak dołączyć?
- Alphy
- Wadery
- Basiory
- Szczeniaki
- Towarzysze
- Wolf Brand Games
- Regulamin i Waluta
- Stanowiska
- Jaskinie
- Rasy
- Tereny
- Magiczny Sklep
- Konkursy
- Magiczne Kino
- Podwodny Hotel
- Domy
- Pojedynki
- Nowości
- Wilcza Szkoła
- Wrogowie i Sojusznicy
- Cmentarz i Odeszli [*]
- Pary i Ciąże
- Adopcje i inne
- Kącik Artystyczny
- +18
- Nasz Ask
piątek, 30 stycznia 2015
Od Elise ''Żądam moich mocy! cz.5'' (cd.Snow)
- Pewnie! Chociaż nigdy nie obchodziłam walentynek... Moi rodzice mówili, że to dzień endorgennych ćpunów, ale sądzę że to tylko dlatego że... Są zapajęczaści - zaśmiałam się.
- Nie zrozumiałem, ale to dobrze że się zgadzasz - przyznał z uśmiechem.
Spojrzałam na księżyc położony wysoko na niebie.
- Fajnie było się uczyć... Chyba będziemy wiedzieli najwięcej z klasy - uśmiechnęłam sie - Ale niestety muszę już iść. Wolę spać u siebie, i na dodatek muszę zobaczyć czy ''przypadkiem'' Sonatan nie zrujnował jaskini, jak poprzednim razem - dodałam po chwili.
- To szkoda że musisz iść - westchnął.
- Mi też szkoda, ale muszę się wyspać - ziewnęłam i zaczęłam pakować swoje rzeczy.
***
Rano obudziłam się w swojej jaskini i akurat wyszłam z jaskini. Na dziedzińcu szkolnym było już ''stado'' ludu. Podeszłam do nich i się przywitałam ze wszystkimi.
<Snow?>
- Nie zrozumiałem, ale to dobrze że się zgadzasz - przyznał z uśmiechem.
Spojrzałam na księżyc położony wysoko na niebie.
- Fajnie było się uczyć... Chyba będziemy wiedzieli najwięcej z klasy - uśmiechnęłam sie - Ale niestety muszę już iść. Wolę spać u siebie, i na dodatek muszę zobaczyć czy ''przypadkiem'' Sonatan nie zrujnował jaskini, jak poprzednim razem - dodałam po chwili.
- To szkoda że musisz iść - westchnął.
- Mi też szkoda, ale muszę się wyspać - ziewnęłam i zaczęłam pakować swoje rzeczy.
***
Rano obudziłam się w swojej jaskini i akurat wyszłam z jaskini. Na dziedzińcu szkolnym było już ''stado'' ludu. Podeszłam do nich i się przywitałam ze wszystkimi.
<Snow?>
Od Solaris'a/Octavius'a ''Nareszcie w domu cz.2'' (cd.Annabeth)
- To musisz poczekać do jutra. Tak, do jutra. Jutro mój ojciec przydzieli cię do domu.
- A co to jest? - zapytała szybko.
- U nas w watasze jest szkoła. W szkole są domy - czyli jakby klasy. Do jakiej ''klasy'' przydzieli cię Medalion Przydziału, w tym będziesz - odrzekłem po chwili.
- A tymczasem, zaprowadzę cię do twojej jaskini - na to wadera poderwała się z ziemi.
Od Octava /xD ale ja zmieny robię xDD/
Dzisiaj miałem przydzielić kolejną nową waderę do domu. Wyjąłem z tajnej skrytki MP i wypolerowałem. Na to, do sali weszła czarna waderka.
- Ja... Do przydziału - zrobiła nieśmiały uśmiech.
- Oczywiście, siadaj - wskazałem na krzesło stojące pośrodku sali.
Włożyłem jej medalion na szyję. Po kilku sekundach zabłyszczał kolorem niebieskim. Piękny niebieski kolor oświetlił salę baletową.
- Treacstone! - uśmiechnąłem się.
Dałem waderce krawat, symbolizujący jej dom i wyszła z pomieszczenia.
<Annabeth? brak weny ;///
- A co to jest? - zapytała szybko.
- U nas w watasze jest szkoła. W szkole są domy - czyli jakby klasy. Do jakiej ''klasy'' przydzieli cię Medalion Przydziału, w tym będziesz - odrzekłem po chwili.
- A tymczasem, zaprowadzę cię do twojej jaskini - na to wadera poderwała się z ziemi.
Od Octava /xD ale ja zmieny robię xDD/
Dzisiaj miałem przydzielić kolejną nową waderę do domu. Wyjąłem z tajnej skrytki MP i wypolerowałem. Na to, do sali weszła czarna waderka.
- Ja... Do przydziału - zrobiła nieśmiały uśmiech.
- Oczywiście, siadaj - wskazałem na krzesło stojące pośrodku sali.
Włożyłem jej medalion na szyję. Po kilku sekundach zabłyszczał kolorem niebieskim. Piękny niebieski kolor oświetlił salę baletową.
- Treacstone! - uśmiechnąłem się.
Dałem waderce krawat, symbolizujący jej dom i wyszła z pomieszczenia.
<Annabeth? brak weny ;///
Od Kaigy'ego ''Czarne Serce''
- Ojj... Już zapada zmrok. Powinnam już wracać. Foxy jest chyba trochę śpiący - pokazała na zaspanego lisa tulącego się do niej nogi.
- Pewnie - z uśmiechem odeszła, a ja zostałem sam w półmroku.
Usiadłem na trawie i schowałem się pod szarym drzewem. Cień mojej grzywki opadał mi na pysk, ukrywając żółte oczy. Czekałem tak z niczego bardzo długo. Patrząc w dal lasu i ukradkiem na księżyc, zobaczyłem coś dziwnego. Nagle poderwał się mocny wiatr. Nigdy takiego nie przeżyłem. Drzewa zaczęły szeleścić, zderzając się ze sobą, a liście spadały w pośpiechu z gałęzi. Moje ciało było jakby operowane kukiełkom. Wreszcie schowałem się w kłodzie będącej przytwierdzoną w ziemi. W końcu wiatr ucichł. Wypełznąłem z kłody i spojrzałem na niebo. Dziwne było co ujrzałem. Na niebie obok księżyca, obok profilu Artemis'a jarzyło się pięć gwiazd. Poznawałem je. Oglądnąłem się w inną stronę, patrząc na gwiazdy Oriona, spostrzegłem że brakuje niektórych gwiazd. Znowu na ksieżyc i gwiazdy koło niego. TO GWIAZDY ORIONA, BĘDĄCE W OGÓLE W INNYM POŁOŻENIU NA NIEBIE. Zdziwiłem się mocno. Gwiazdy iskrzyły się błyskały. Podniósł się wiatr ale mniejszy. Delikatnie łuskał moje futro. Z niedowierzaniem wgapiałem się w zjawisko. Straszny śmiech przeszył powietrze.
Usłyszałem słowa.
- Jestem w tobie - na to zemdlałem i obudziłem się później.
<Andrea, nie odpisuj, mamy pomysła z Octi na powrót Artemiska>
- Pewnie - z uśmiechem odeszła, a ja zostałem sam w półmroku.
Usiadłem na trawie i schowałem się pod szarym drzewem. Cień mojej grzywki opadał mi na pysk, ukrywając żółte oczy. Czekałem tak z niczego bardzo długo. Patrząc w dal lasu i ukradkiem na księżyc, zobaczyłem coś dziwnego. Nagle poderwał się mocny wiatr. Nigdy takiego nie przeżyłem. Drzewa zaczęły szeleścić, zderzając się ze sobą, a liście spadały w pośpiechu z gałęzi. Moje ciało było jakby operowane kukiełkom. Wreszcie schowałem się w kłodzie będącej przytwierdzoną w ziemi. W końcu wiatr ucichł. Wypełznąłem z kłody i spojrzałem na niebo. Dziwne było co ujrzałem. Na niebie obok księżyca, obok profilu Artemis'a jarzyło się pięć gwiazd. Poznawałem je. Oglądnąłem się w inną stronę, patrząc na gwiazdy Oriona, spostrzegłem że brakuje niektórych gwiazd. Znowu na ksieżyc i gwiazdy koło niego. TO GWIAZDY ORIONA, BĘDĄCE W OGÓLE W INNYM POŁOŻENIU NA NIEBIE. Zdziwiłem się mocno. Gwiazdy iskrzyły się błyskały. Podniósł się wiatr ale mniejszy. Delikatnie łuskał moje futro. Z niedowierzaniem wgapiałem się w zjawisko. Straszny śmiech przeszył powietrze.
Usłyszałem słowa.
- Jestem w tobie - na to zemdlałem i obudziłem się później.
<Andrea, nie odpisuj, mamy pomysła z Octi na powrót Artemiska>
Od Lutina ''Nowy cz.4'' (cd.Tsune/Aisuru)
Gdy ten po szkole uciekł do swojej jaskini, ja zmieniłem się w nietoperza i poleciałem za nim. Byłem szybki jak błyskawica, nawet mnie nie zauważył. Takie małe stworzonko? Trudno zauważyć. Zaskrzeczałem nietoperzym piskiem. Aisuru już dawno mnie zgubił pośród drzew i zarośli. W tym wszystkim nawet zapomniałem gdzie jest Tsune. Jaki ja wspaniały i wszechpotężny. Siedziałem na gałęzi drzewa i spałem do góry nogami. Czasem mam tak, że w najmniej oczekiwanym momencie zasypiam jako nietoperz. Ach, tak... Było jasno. Obudziłem się kilka godzin później. Wyprężyłem skrzydła i poleciałem zaspany dalej, dziwiąc się skąd tu przyleciałem i gdzie jestem. O dziwo, nie mogłem się wznieść w powietrze wyżej niż na 10 metrów od ziemi. Zdziwiło mnie to bardzo. Może to kwestia nie wyspania - albo po prostu moje moce już nie wytrzymują tego upływu czasu pod nie swoją postacią. Tak leciałem i nagle powieki mi się same zamknęły, zmieniłem się w wilka i zlatywałem w dół. Miałem nadzieję że... Na to otworzyłem oczy, SPADAŁEM Z WIELKIEGO KANIONU. Chciałem poderwać się w powietrze, ale ze stresu i napadu adrenaliny nic nie zrobiłem. Czekając na śmiertelny upadek, jakby czas się zatrzymał. Wyjąłem pysk z uścisku zszokowanych i jeszcze trzęsących się łap i obejrzałem. Byłem otoczony jakimiś wielkimi zielonymi korzeniami. Na to zaczęły one rosnąć do góry i do góry, w końcu podrzuciły mnie na ''ląd''. Stał przede mną Aisuru panującym nad rośliną.
- Uratowałeś mi życie - westchnąłem ciężko, ale bez powagi.
- Widzisz... - szurnął łapą po ziemi i już miał iść gdy..
- CHWILA. Uratowałeś mi życie. Będziemy best friendami? - zapytałem.
- Pewnie
***
Tak idąc i rozmawiając natknęliśmy się na Tsune'a.
<Tsu?Suru?>
- Uratowałeś mi życie - westchnąłem ciężko, ale bez powagi.
- Widzisz... - szurnął łapą po ziemi i już miał iść gdy..
- CHWILA. Uratowałeś mi życie. Będziemy best friendami? - zapytałem.
- Pewnie
***
Tak idąc i rozmawiając natknęliśmy się na Tsune'a.
<Tsu?Suru?>
Od Tsune "Nowy? cz3" (cd. Airsuru/Lutin)
Lutin, Gloire, Mirand i wszystkie młode basiory wskoczyły na drzewo i obserwowały Aisuru.
-Was też wkurza?-zapytałem
-Mnie tak-powiedział z gniewem w głosie Lutin
-A mnie nie, niby dlaczego?-odpowiedział Gloire
-Jasne, ty się na nikogo nie gniewasz-powiedział Lutin
-Mnie jak na razie nie zaczepił-przyznał Mirand
-Trzeba by się na nim odegrać-powiedział Lutin
-Tak!-powiedziałem
Zeszliśmy z drzewa a Gloire został. Mirand nie wiedział co zrobić. W końcu jednak został na drzewie. Rozmawiał ze Snow'em i Gloire.
-To jaki jest plan?-zapytałem Lutin'a
Aisuru przestał ćwiczyć i popatrzył na nas z dziwną miną. Pobiegliśmy do niego w tempie wiatru. Podskoczyłem do góry na jakieś 10 metrów z zamiarem naskoczenia na niego, ale on się odsunął.
-Haha Putinie!-powiedział Aisuru i pobiegł do swojej jaskini
<Aisuru/Lutin? Chyba każdy chce być "Szkolną Alfą">
-Was też wkurza?-zapytałem
-Mnie tak-powiedział z gniewem w głosie Lutin
-A mnie nie, niby dlaczego?-odpowiedział Gloire
-Jasne, ty się na nikogo nie gniewasz-powiedział Lutin
-Mnie jak na razie nie zaczepił-przyznał Mirand
-Trzeba by się na nim odegrać-powiedział Lutin
-Tak!-powiedziałem
Zeszliśmy z drzewa a Gloire został. Mirand nie wiedział co zrobić. W końcu jednak został na drzewie. Rozmawiał ze Snow'em i Gloire.
-To jaki jest plan?-zapytałem Lutin'a
Aisuru przestał ćwiczyć i popatrzył na nas z dziwną miną. Pobiegliśmy do niego w tempie wiatru. Podskoczyłem do góry na jakieś 10 metrów z zamiarem naskoczenia na niego, ale on się odsunął.
-Haha Putinie!-powiedział Aisuru i pobiegł do swojej jaskini
<Aisuru/Lutin? Chyba każdy chce być "Szkolną Alfą">
czwartek, 29 stycznia 2015
Od Annabeth ,,Nareszcie w domu" cz.1(cd.Solaris)
-Zbudź się...-usłyszałam szept.-Możesz zakończyć tą wędrówkę.
Zerwałam się na równe nogi. Rozejrzałam się,ale nikogo nie zauważyłam.
-Ach wiatr-mruknęłam.
-Jest tu wataha-głos rozpłynął się w powietrzu.
-Zanim zapytasz. Wataha za tym wzgórzem-rzucił Munin.
Ruszyłam sprintem. Gdy tak biegłam wpadłam na jakiegoś basiora. Miał złote skrzydła.
-Kim jesteś?-zapytał.
-Nazywam się Annabeth. A ty?-odparłam dumnie.
-Jestem Solaris. Alfa Watahy Zorzy Polarnej. Chciałabyś może dołączyć?
-Najpierw mi pokaż-powiedziałam nieufnie.
Tak też zrobił. Przedstawił mnie wszystkim. Najbardziej polubiłam Snow'a. Oprowadził mnie po terenach. Wymienił zawody,choć na razie miałam uczęszczać do szkoły.
-KRAAAAAAA!-rozległo się gdzieś z tyłu.
-Munin,nie!-krzyknęłam.
Za późno. Kruk zaatakował Solarisa. Po piętnastu minutach przestał. Zapewniłam zwierza,że to przyjaciel. Solaris wyszedł z tego podrapany,poza tym nic mu się nie działo.
-Przepraszam... On jest trochę porywczy-wyjąkałam.
-Spoko. Nic się nie stało-zapewnił basior.
Zbeształam kruka. Po chwili odezwał się Solaris:
-To dołączysz do nas?
Pomyślałam,że naprawdę lubię te wilki. I że im ufam. Pomyślałam trochę i odparłam:
-Tak.
<Solaris? Sorka za kruka. XD>
Zerwałam się na równe nogi. Rozejrzałam się,ale nikogo nie zauważyłam.
-Ach wiatr-mruknęłam.
-Jest tu wataha-głos rozpłynął się w powietrzu.
-Zanim zapytasz. Wataha za tym wzgórzem-rzucił Munin.
Ruszyłam sprintem. Gdy tak biegłam wpadłam na jakiegoś basiora. Miał złote skrzydła.
-Kim jesteś?-zapytał.
-Nazywam się Annabeth. A ty?-odparłam dumnie.
-Jestem Solaris. Alfa Watahy Zorzy Polarnej. Chciałabyś może dołączyć?
-Najpierw mi pokaż-powiedziałam nieufnie.
Tak też zrobił. Przedstawił mnie wszystkim. Najbardziej polubiłam Snow'a. Oprowadził mnie po terenach. Wymienił zawody,choć na razie miałam uczęszczać do szkoły.
-KRAAAAAAA!-rozległo się gdzieś z tyłu.
-Munin,nie!-krzyknęłam.
Za późno. Kruk zaatakował Solarisa. Po piętnastu minutach przestał. Zapewniłam zwierza,że to przyjaciel. Solaris wyszedł z tego podrapany,poza tym nic mu się nie działo.
-Przepraszam... On jest trochę porywczy-wyjąkałam.
-Spoko. Nic się nie stało-zapewnił basior.
Zbeształam kruka. Po chwili odezwał się Solaris:
-To dołączysz do nas?
Pomyślałam,że naprawdę lubię te wilki. I że im ufam. Pomyślałam trochę i odparłam:
-Tak.
<Solaris? Sorka za kruka. XD>
Od Snow'a "Żądam moich mocy! cz4" (cd. Elise)
"O tak!"-pomyślałem ciesząc się w środku. Gdyby Elise nie było pewnie zniszczył bym jaskinię ze szczęścia. To coś cudownego. Przestałem się cieszyć. Pierwszy raz się zakochałem tak naprawdę a ona może mnie brutalnie rzucić. A tam, nie myślałem o tym za długo. Otworzyłem książkę do Wilczej Historii i zacząłem czytać.
-W 1430 roku Abraham Kieł założył pierwszą watahę...-zacząłem
-Nerd impreza jest super!-powiedziała Elise
-Tak. Wiesz może kto ją wymyślił?-zapytałem jej
-Ja!-powiedziała dumnie
-Wiesz jak podrasować te okulary?-powiedziałem zdejmując okulary z jej nosa
-Jak?-powiedziała patrząc co z nimi robię.
Położyłem słomko-okulary na biurko, wziąłem jeszcze dwie słomki i nożyczki. Kilka ruchów i mieliśmy dwie pary okularów. Co lepsze mogliśmy z nich pić, wtedy (skoro słomka była przezroczysta) mieliśmy okulary koloru napoju, który piliśmy.
-Jak ci się podobają?-zapytałem Elise zakładając jej okulary na nos
-Piękne!
Przypomniałem sobie, że niedługo są walentynki. No, może nie tak krótko, ale jeszcze ktoś ją zaprosi.
-Wiesz-zacząłem-niedługo są walentynki i może chciałabyś ze mną pójść...nie wiem. Do restauracji?
<Elise? Zgodzisz się 14 lutego iść do restauracji?>
-W 1430 roku Abraham Kieł założył pierwszą watahę...-zacząłem
-Nerd impreza jest super!-powiedziała Elise
-Tak. Wiesz może kto ją wymyślił?-zapytałem jej
-Ja!-powiedziała dumnie
-Wiesz jak podrasować te okulary?-powiedziałem zdejmując okulary z jej nosa
-Jak?-powiedziała patrząc co z nimi robię.
Położyłem słomko-okulary na biurko, wziąłem jeszcze dwie słomki i nożyczki. Kilka ruchów i mieliśmy dwie pary okularów. Co lepsze mogliśmy z nich pić, wtedy (skoro słomka była przezroczysta) mieliśmy okulary koloru napoju, który piliśmy.
-Jak ci się podobają?-zapytałem Elise zakładając jej okulary na nos
-Piękne!
Przypomniałem sobie, że niedługo są walentynki. No, może nie tak krótko, ale jeszcze ktoś ją zaprosi.
-Wiesz-zacząłem-niedługo są walentynki i może chciałabyś ze mną pójść...nie wiem. Do restauracji?
<Elise? Zgodzisz się 14 lutego iść do restauracji?>
Od Andrei ,,Czarne serce cz.4" (cd. Kaigy)
Zaczęłam się cofać. Kaigy zrobił to samo.
-Oni są z wrogiej watahy...-powiedziałam przyciszonym głosem.
Foxy odsłonił kły. Gestem nakazałam mu być cicho.
-Co tu robią, skoro to nasze tereny?-zapytał basior.
-Też chciałabym wiedzieć...-przygryzłam wargi.
Wycofaliśmy się w zarośla i zaczęliśmy uważnie obserwować intruzów. Podeszli bliżej. Na szczęście nas nie widzieli. Ich ekipa składała się z dwóch basiorów i jednej wadery. Mówili coś między sobą. Wychwyciłam pojedyncze słowa takie jak szukać, czy złapać. Nagle Kaigy o mało nie podniósł się z wrażenia. Naszych uszu dobiegło słowo... Artemis! Nieprzyjaciele podeszli bliżej.
-Kiedy on wróci?!-niecierpliwił się jeden z nich.
-Spokojnie-mruknął drugi.-Zaraz wróci z informacją.
-Jak spokojnie?! Łapy mnie już świerzbią!-burzyła się wadera.
Podleciał do nich od strony naszej watahy jakiś skrzydlaty wilk.
-Mam wieści-zaczął.-Artemisa tu nie ma...
-Jak to nie ma?!-dziwili się intruzi.
-Jest na księżycu...-wymamrotał ich (prawdopodobnie) zwiadowca.
Po tym się uspokoili i odeszli z naszych terenów. Wtedy ja i Kaigy mogliśmy spokojnie wyjść z ukrycia.
-Co oni mogli chcieć od Artemisa?-zastanawiał się.
-Nie wiem... Może im jakoś podpadł... wiesz jaki on bywał...
Kaigy westchnął.
-Rozumiem, że za nim tęsknisz..., ale patrz w przyszłość... Pamiętaj o nim, ale postaraj się znaleźć sobie nowych przyjaciół. Nasza wataha jest duża. Na pewno znajdziesz w niej bratnią duszę-zapewniłam
-Mam nadzieję-odparł.
<Kaigy? Jakoś średnio miałam wenę.>
-Oni są z wrogiej watahy...-powiedziałam przyciszonym głosem.
Foxy odsłonił kły. Gestem nakazałam mu być cicho.
-Co tu robią, skoro to nasze tereny?-zapytał basior.
-Też chciałabym wiedzieć...-przygryzłam wargi.
Wycofaliśmy się w zarośla i zaczęliśmy uważnie obserwować intruzów. Podeszli bliżej. Na szczęście nas nie widzieli. Ich ekipa składała się z dwóch basiorów i jednej wadery. Mówili coś między sobą. Wychwyciłam pojedyncze słowa takie jak szukać, czy złapać. Nagle Kaigy o mało nie podniósł się z wrażenia. Naszych uszu dobiegło słowo... Artemis! Nieprzyjaciele podeszli bliżej.
-Kiedy on wróci?!-niecierpliwił się jeden z nich.
-Spokojnie-mruknął drugi.-Zaraz wróci z informacją.
-Jak spokojnie?! Łapy mnie już świerzbią!-burzyła się wadera.
Podleciał do nich od strony naszej watahy jakiś skrzydlaty wilk.
-Mam wieści-zaczął.-Artemisa tu nie ma...
-Jak to nie ma?!-dziwili się intruzi.
-Jest na księżycu...-wymamrotał ich (prawdopodobnie) zwiadowca.
Po tym się uspokoili i odeszli z naszych terenów. Wtedy ja i Kaigy mogliśmy spokojnie wyjść z ukrycia.
-Co oni mogli chcieć od Artemisa?-zastanawiał się.
-Nie wiem... Może im jakoś podpadł... wiesz jaki on bywał...
Kaigy westchnął.
-Rozumiem, że za nim tęsknisz..., ale patrz w przyszłość... Pamiętaj o nim, ale postaraj się znaleźć sobie nowych przyjaciół. Nasza wataha jest duża. Na pewno znajdziesz w niej bratnią duszę-zapewniłam
-Mam nadzieję-odparł.
<Kaigy? Jakoś średnio miałam wenę.>
Od Snow'a "Gdzie jest śnieg? cz3" (cd. Biała)
Patrzyłem przez chwilę na Glaceon liżącą sopel lodu. Chciałem ją pogłaskać, więc wyciągnąłem łapę w jej kierunku, ale uciekła.
-Nie lubi obcych-powiedziała Biała
-Trudno-szepnąłem, ale zacząłem mówić głośniej-to mówiłaś, że potrzebujesz pomocy?...
-Tak. Mogę sprowadzić śnieg jeszcze na dwie miesiące...
-Super!-przerwałem-mów dalej...
-Ale potrzebuję sporej ilości wody i kogoś kto ma żywioł woda, po za tym-mówiła-i z tym będzie najgorzej...
-Co?-słuchałem z uwagą
-Jest za ciepło! Jak tu śnieg ma padać jak jest może +5°?
-A masz jakiś pomysł, aby było zimniej?
-Mogę zrobić zimniejszą temperaturę, ale nie wiem czy nie zrobię za zimnej więc potrzebujemy zgody wszystkich z watahy.
-To wszystko? Pójdę do watahy i wszystkich zapytam-powiedziałem i poszedłem w stronę jaskiń
Jaskinia nr 1-tu mieszkają Alfy. Zapukałem i czekałem, aż ktoś przyjdzie. Myślałem też co im powiem. Nie zdążyłem się zastanowić, ponieważ Octavius przyszedł.
-Witam-powiedział
-Dzień dobry.-powiedziałem lekko zakłopotany-otóż mam zamiar razem z Białą przywołać śnieg, ale potrzebujemy Pańskiej zgody i pana rodziny.
-Ja się zgadzam-powiedział wilk i zawołał kogoś innego-Eglantine!
Wadera o smukłej sylwetce, z bardzo długim ogonem z włosów i piórami na głowie oraz hipnotyzującymi, fioletowymi oczami podeszła i pocałowała swojego partnera w policzek.
-Wołałeś mnie?-zapytała
-Tak. Czy chcesz aby na terenie watahy padał śnieg?-odpowiedział Octavius
-Niech będzie... lubię śnieg.
Pożegnałem się i poszedłem do innych jaskiń. Wszyscy ich mieszkańcy się zgodzili.
-Dobra, już ostatnia-mamrotałem-jaskinia nr 27. A tu mieszka Midnight i jego rodzinka więc pójdzie łatwo
Zapukałem. Do "drzwi" jaskini podszedł Mid.
-Dzień dobry. Lubisz śnieg?-zapytałem
-Lubię...-odpowiedział Mid
-To możemy go przywołać?
-Co?!
-Ja Biała chcemy przywołać śnieg i zrobić zimę. Potrzebujemy twojej i pańskiej rodzinki zgody.
-Dobra ja się zgadzam-powiedział wilk i zawołał rodzinę
Przed drzwi jaskini przyszła Arya i szczeniaki.
-Dzieci chcecie śnieg?-zapytał je Mid
-Tak!-odpowiedziały radośnie
-A ty Arya chcesz śnieg?
Napięcie sięgło zenitu.
-Nie, nie chcę.-odpowiedziała-nie lubię śniegu ani zimna
-No proszę!-zrobiłem słodkie oczka
-No dobra...róbcie ten śnieg.
Podziękowałem i wyszedłem z tunelu jaskiń.
-Dobra...-mamrotałem-wszyscy mieszkańcy watahy się zgadzają. Teraz ktoś o żywiole woda.
Sprawdzałem wilki i ich żywioły. Na początku zobaczyłem Arye, ale ona ledwo co się zgodziła więc odpada...
Kto jeszcze? Daisy! Poszedłem do jaskini Daisy i zapytałem jej czy pomoże. Zgodziła się.
Razem z nią poszedłem do Białej.
-Dobra Biała, Daisy ma żywioł woda i wszyscy mieszkańcy watahy się zgodzili-powiedziałem
-Świetnie! Idziemy nad morze.-odpowiedziała Biała biorąc Glaceon.
<Biała? Trochę się rozpisałem, wymyślisz coś?>
-Nie lubi obcych-powiedziała Biała
-Trudno-szepnąłem, ale zacząłem mówić głośniej-to mówiłaś, że potrzebujesz pomocy?...
-Tak. Mogę sprowadzić śnieg jeszcze na dwie miesiące...
-Super!-przerwałem-mów dalej...
-Ale potrzebuję sporej ilości wody i kogoś kto ma żywioł woda, po za tym-mówiła-i z tym będzie najgorzej...
-Co?-słuchałem z uwagą
-Jest za ciepło! Jak tu śnieg ma padać jak jest może +5°?
-A masz jakiś pomysł, aby było zimniej?
-Mogę zrobić zimniejszą temperaturę, ale nie wiem czy nie zrobię za zimnej więc potrzebujemy zgody wszystkich z watahy.
-To wszystko? Pójdę do watahy i wszystkich zapytam-powiedziałem i poszedłem w stronę jaskiń
Jaskinia nr 1-tu mieszkają Alfy. Zapukałem i czekałem, aż ktoś przyjdzie. Myślałem też co im powiem. Nie zdążyłem się zastanowić, ponieważ Octavius przyszedł.
-Witam-powiedział
-Dzień dobry.-powiedziałem lekko zakłopotany-otóż mam zamiar razem z Białą przywołać śnieg, ale potrzebujemy Pańskiej zgody i pana rodziny.
-Ja się zgadzam-powiedział wilk i zawołał kogoś innego-Eglantine!
Wadera o smukłej sylwetce, z bardzo długim ogonem z włosów i piórami na głowie oraz hipnotyzującymi, fioletowymi oczami podeszła i pocałowała swojego partnera w policzek.
-Wołałeś mnie?-zapytała
-Tak. Czy chcesz aby na terenie watahy padał śnieg?-odpowiedział Octavius
-Niech będzie... lubię śnieg.
Pożegnałem się i poszedłem do innych jaskiń. Wszyscy ich mieszkańcy się zgodzili.
-Dobra, już ostatnia-mamrotałem-jaskinia nr 27. A tu mieszka Midnight i jego rodzinka więc pójdzie łatwo
Zapukałem. Do "drzwi" jaskini podszedł Mid.
-Dzień dobry. Lubisz śnieg?-zapytałem
-Lubię...-odpowiedział Mid
-To możemy go przywołać?
-Co?!
-Ja Biała chcemy przywołać śnieg i zrobić zimę. Potrzebujemy twojej i pańskiej rodzinki zgody.
-Dobra ja się zgadzam-powiedział wilk i zawołał rodzinę
Przed drzwi jaskini przyszła Arya i szczeniaki.
-Dzieci chcecie śnieg?-zapytał je Mid
-Tak!-odpowiedziały radośnie
-A ty Arya chcesz śnieg?
Napięcie sięgło zenitu.
-Nie, nie chcę.-odpowiedziała-nie lubię śniegu ani zimna
-No proszę!-zrobiłem słodkie oczka
-No dobra...róbcie ten śnieg.
Podziękowałem i wyszedłem z tunelu jaskiń.
-Dobra...-mamrotałem-wszyscy mieszkańcy watahy się zgadzają. Teraz ktoś o żywiole woda.
Sprawdzałem wilki i ich żywioły. Na początku zobaczyłem Arye, ale ona ledwo co się zgodziła więc odpada...
Kto jeszcze? Daisy! Poszedłem do jaskini Daisy i zapytałem jej czy pomoże. Zgodziła się.
Razem z nią poszedłem do Białej.
-Dobra Biała, Daisy ma żywioł woda i wszyscy mieszkańcy watahy się zgodzili-powiedziałem
-Świetnie! Idziemy nad morze.-odpowiedziała Biała biorąc Glaceon.
<Biała? Trochę się rozpisałem, wymyślisz coś?>
środa, 28 stycznia 2015
Od Aisuru ''Nowy? cz.2'' (cd.Tsune)
Basior chciał na mnie skoczyć, ale przytrzymałem go łapą.- Wszystko okej? - powiedziałem ironicznie.
- Bardzo - zamruczał groźnie.(xD)
- Daj mi odejść, więc - podniosłem głowę i poszedłem przed siebie. Nagle podszedł do mnie basior, z białą czupryną, jak zeszłej nocy.
- Ehe, miało go nie być - powiedział basior który mnie zaczepił, do jednego z niebieskim futrem który podszedł bliżej.
- Lutin? Byłeś rano chory! - krzyknąłem.
- Miałem... Miałem być - machnął łapą.
- Witaj nieznajomy. Znaczy znajomy. Aisuru, taaa? - zaśmiał się.
- Tak, a problem Putinie? - warknąłem.
- Czy ty naprawdę mnie porównujesz do tego popieprzonego prezydenta Rosji w świecie ludzi? - zawarczał również.
- Nie mam ochoty się kłócić, każdy wie że twoje imię jest jak przystało na prezydenta Rosji - podśmiałem się,
- Przestaniecie? - zapytał niebieski basior.
- Tak - powiedzieliśmy na raz.
<Tsu?>
- Bardzo - zamruczał groźnie.(xD)
- Daj mi odejść, więc - podniosłem głowę i poszedłem przed siebie. Nagle podszedł do mnie basior, z białą czupryną, jak zeszłej nocy.
- Ehe, miało go nie być - powiedział basior który mnie zaczepił, do jednego z niebieskim futrem który podszedł bliżej.
- Lutin? Byłeś rano chory! - krzyknąłem.
- Miałem... Miałem być - machnął łapą.
- Witaj nieznajomy. Znaczy znajomy. Aisuru, taaa? - zaśmiał się.
- Tak, a problem Putinie? - warknąłem.
- Czy ty naprawdę mnie porównujesz do tego popieprzonego prezydenta Rosji w świecie ludzi? - zawarczał również.
- Nie mam ochoty się kłócić, każdy wie że twoje imię jest jak przystało na prezydenta Rosji - podśmiałem się,
- Przestaniecie? - zapytał niebieski basior.
- Tak - powiedzieliśmy na raz.
<Tsu?>
Od Solaris'a ''Poznawanie watahy cz.2'' (cd.Jo)
- Oczywiście. Jest pełno innych terenów. Które są tajemnicze, niezwykłe i obeznane magią - na to pokazałem jej inne tereny.
Wadera była wyraźnie zadowolona. Zwiedzaliśmy aż do popołudnia. Przy wąskim wejściu w magicznej dżungli oznajmiłem :
- Sądzę, że muszę już wracać do swoich obowiązków. Patrolowanie watahy, rozwiązywanie sprzeczek i bójek, pełno innych spraw i papierów. Myślę że rozumiesz.
- Pewnie, ja sama wrócę - westchnęła i już się odwróciła na pięcie.
- Nie ma sprawy. Miłego popołudnia Jo - wślizgnąłem się do jaskini.
<Jo? przepraszam że krótkie ;//>
Wadera była wyraźnie zadowolona. Zwiedzaliśmy aż do popołudnia. Przy wąskim wejściu w magicznej dżungli oznajmiłem :
- Sądzę, że muszę już wracać do swoich obowiązków. Patrolowanie watahy, rozwiązywanie sprzeczek i bójek, pełno innych spraw i papierów. Myślę że rozumiesz.
- Pewnie, ja sama wrócę - westchnęła i już się odwróciła na pięcie.
- Nie ma sprawy. Miłego popołudnia Jo - wślizgnąłem się do jaskini.
<Jo? przepraszam że krótkie ;//>
Od Octavius'a ''Obiad rodzinny cz.2'' (cd.Eglantine)
- Eglee? - zapytałem patrząc na moją żonę, wychylającą się z jaskini.
- Nie ma Lumii - odpowiedziała z drżącym głosem.
- Może po prostu gdzieś poszła. Jest dorosła. Idzie gdzie chce. Na pewno wróci. Nie martw się - objąłem ją skrzydłem.
- Sądzę że po części masz rację... Ale jestem matką i wiesz... Bardziej się martwię. Jest i tak jeszcze młoda... - westchnęła. - A w koło tyle niebezpieczeństw - dodała po chwili.
- Rozumiem twoje zmartwienie, ale mogę ci zapewnić że Lumii nic się nie stanie. Zaraz być może przyjdzie. To mądra dziewczyna. Na pewno też tak sądzisz - odrzekłem.
- Racja. Ale teraz... Zaraz wróci... Może za bardzo się martwię... - opuściła uszy.
Wtem, pocałowałem ją w policzek i rozwinąłem ją z mojego skrzydła.
Podszedłem do stołu i usiadłem przy nim. Solaris i Livia rozwinęli już swoje tematy. Eglantine powoli podeszła do nas.
<Eglee?>
- Nie ma Lumii - odpowiedziała z drżącym głosem.
- Może po prostu gdzieś poszła. Jest dorosła. Idzie gdzie chce. Na pewno wróci. Nie martw się - objąłem ją skrzydłem.
- Sądzę że po części masz rację... Ale jestem matką i wiesz... Bardziej się martwię. Jest i tak jeszcze młoda... - westchnęła. - A w koło tyle niebezpieczeństw - dodała po chwili.
- Rozumiem twoje zmartwienie, ale mogę ci zapewnić że Lumii nic się nie stanie. Zaraz być może przyjdzie. To mądra dziewczyna. Na pewno też tak sądzisz - odrzekłem.
- Racja. Ale teraz... Zaraz wróci... Może za bardzo się martwię... - opuściła uszy.
Wtem, pocałowałem ją w policzek i rozwinąłem ją z mojego skrzydła.
Podszedłem do stołu i usiadłem przy nim. Solaris i Livia rozwinęli już swoje tematy. Eglantine powoli podeszła do nas.
<Eglee?>
Od Elise ''Żądam moich mocy! cz.3'' (cd.Snow)
- Może jeszcze pozwiedzamy? - zapytałam.
- Zapada zmrok, a jutro mamy dużo sprawdzianów. Przy okazji moglibyśmy urządzić - nie dałam mu dokończyć.
- Nerd Party? - uśmiechnęłam się.
- Nerd Party? - powtórzył.
- Taka a'la impreza gdzie się dodatkowo uczy. Ale są napoje, balony i takie imprezowe rzeczy. To podobno podkreśla naukę o 10 razy lepiej - poprawiłam grzywkę.
- Brzmi nieźle - dodał po namyśle.
- To u ciebie? - spojrzałam w dół, gdzie rozciągały się tereny watahy.
- Oczywiście, będzie fajnie - przekręcił łbem i podskoczył odruchowo.
- Coś się stało? - dopytałam odwracając się.
- Co robi te pająki? - zapytał wskazując łapą, na pająki kroczące jeden za drugim za mną.
- Tak się czasem dzieje gdy jestem podekscytowana. Jakoś pająki z pobliżu przychodzą do mnie jak magnes. One są takie słodkie. O! Sasu, znowu cię widzę! - wzięłam do łapy jednego z pająków. On podskoczył i zeskoczył z łapy za pomocą pajęczyny.
- Ja tam wolę bardziej włochate zwierzaki - Snow uśmiechnął się miło.
- Każdy lubi co lubi.
***
Tak poszliśmy do jego jaskini, po drodze biorąc moje rzeczy szkolne i coś na Nerd Imprezę. Będąc już u niego i ucząc się, popijając oranżadę, podkreślaliśmy w podręczniku najważniejsze informacje. Podniosłam się i z torby wyciągnęła taki jakby długi przeźroczysty kabel. Z niego było zrobione jakby okularki.
- Patrz na to - zaśmiałam się.
Jeden koniec bardzo długiej słomki włożyłam do kubka z napojem i nałożyłam skręcone wzory - jako okulary, na pysk i drugi koniec słomki pociągnęłam.
- Mam okularo-słomkę - zaśmiałam się.
- Bardzo pomysłowe - przyznał z uśmiechem.
Wtedy go pocałowałam, a on odwdzięczył pocałunek,
<Snow?^^. Reindeera, wtedy nie było xD>
- Zapada zmrok, a jutro mamy dużo sprawdzianów. Przy okazji moglibyśmy urządzić - nie dałam mu dokończyć.
- Nerd Party? - uśmiechnęłam się.
- Nerd Party? - powtórzył.
- Taka a'la impreza gdzie się dodatkowo uczy. Ale są napoje, balony i takie imprezowe rzeczy. To podobno podkreśla naukę o 10 razy lepiej - poprawiłam grzywkę.
- Brzmi nieźle - dodał po namyśle.
- To u ciebie? - spojrzałam w dół, gdzie rozciągały się tereny watahy.
- Oczywiście, będzie fajnie - przekręcił łbem i podskoczył odruchowo.
- Coś się stało? - dopytałam odwracając się.
- Co robi te pająki? - zapytał wskazując łapą, na pająki kroczące jeden za drugim za mną.
- Tak się czasem dzieje gdy jestem podekscytowana. Jakoś pająki z pobliżu przychodzą do mnie jak magnes. One są takie słodkie. O! Sasu, znowu cię widzę! - wzięłam do łapy jednego z pająków. On podskoczył i zeskoczył z łapy za pomocą pajęczyny.
- Ja tam wolę bardziej włochate zwierzaki - Snow uśmiechnął się miło.
- Każdy lubi co lubi.
***
Tak poszliśmy do jego jaskini, po drodze biorąc moje rzeczy szkolne i coś na Nerd Imprezę. Będąc już u niego i ucząc się, popijając oranżadę, podkreślaliśmy w podręczniku najważniejsze informacje. Podniosłam się i z torby wyciągnęła taki jakby długi przeźroczysty kabel. Z niego było zrobione jakby okularki.
- Patrz na to - zaśmiałam się.
Jeden koniec bardzo długiej słomki włożyłam do kubka z napojem i nałożyłam skręcone wzory - jako okulary, na pysk i drugi koniec słomki pociągnęłam.
- Mam okularo-słomkę - zaśmiałam się.
- Bardzo pomysłowe - przyznał z uśmiechem.
Wtedy go pocałowałam, a on odwdzięczył pocałunek,
<Snow?^^. Reindeera, wtedy nie było xD>
Od Kaigy'ego ''Czarne serce cz.3'' (cd.Andrea)
- Wiesz... Trochę, znaczy chętnie poszukałbym kogoś z kimś bym mógł przeżywać przygody? Jakiś basior? Mój jedyny odszedł, wiesz o co chodzi - pokazałem łapą na wschodzący księżyc.
- Ach... Tak. Znam kilka basiorów. Ale to już chyba sam poradzisz sobie w ich... ''Poznawaniu'' - odrzekła.
- Pewnie - rzekłem i dmuchnąłem w grzywkę. Andrea pogłaskała lisa i spacerowaliśmy ścieżkami watahy.
Poznawałem tam drzewa, takie jak z bycia szczeniakiem. Tymi ścieżkami się bawiłem, biegałem wraz z przyjacielem - Artemisem. Rozmarzyłem się na chwilkę. Może by tak... Pomyślałem o ojcu, który odszedł szukać mojej może jeszcze żyjącej siostry, ale nie wrócił. Bardzo z tego powodu byłem rozczarowany. Straciłem możliwe jedynego ojca, członka rodziny. Może powinienem być taki jak on? Czyli iść jego śladem? Czy lepiej nie?
- Może zostanę nauczycielem...- pomyślałem pod nosem.
- Coś mówiłeś? - odwróciła się Andrea.
- Tak. Może zostanę nauczycielem!
- A skąd ci tak naszło?
- Nie ważne. To takie natchnienie - próbowałem się uśmiechnąć.
- Rozumiem cię - westchnęła na to.
Nagle na górce coś spostrzegłem. Były tam jakieś wilki.
- Czyżby one są z watahy? Rzadko wychodziłem z jaskini
- Nie... - powiedziała ze strachem w głosie,
<Andrea?>
- Ach... Tak. Znam kilka basiorów. Ale to już chyba sam poradzisz sobie w ich... ''Poznawaniu'' - odrzekła.
- Pewnie - rzekłem i dmuchnąłem w grzywkę. Andrea pogłaskała lisa i spacerowaliśmy ścieżkami watahy.
Poznawałem tam drzewa, takie jak z bycia szczeniakiem. Tymi ścieżkami się bawiłem, biegałem wraz z przyjacielem - Artemisem. Rozmarzyłem się na chwilkę. Może by tak... Pomyślałem o ojcu, który odszedł szukać mojej może jeszcze żyjącej siostry, ale nie wrócił. Bardzo z tego powodu byłem rozczarowany. Straciłem możliwe jedynego ojca, członka rodziny. Może powinienem być taki jak on? Czyli iść jego śladem? Czy lepiej nie?
- Może zostanę nauczycielem...- pomyślałem pod nosem.
- Coś mówiłeś? - odwróciła się Andrea.
- Tak. Może zostanę nauczycielem!
- A skąd ci tak naszło?
- Nie ważne. To takie natchnienie - próbowałem się uśmiechnąć.
- Rozumiem cię - westchnęła na to.
Nagle na górce coś spostrzegłem. Były tam jakieś wilki.
- Czyżby one są z watahy? Rzadko wychodziłem z jaskini
- Nie... - powiedziała ze strachem w głosie,
<Andrea?>
Od Solaris'a ''Zdradziecki brat c.4'' (Tamorayn/Firnen)
I tak poszedłem szukać Firnen. Skradałem się wśród krzewów i drzew oświetlonych zimowym blaskiem. Było kilka terenów w watasze, gdzie nie było śniegu i temperatura była normalna. Jednak np. zielony las był ośnieżony zupełnie i stykał się z białym lasem, co nawet nie było widać do jakiego lasu z jakiego się przechodzi. Tak wróciłem na kurs Mrocznego Lasu. Tam szczególnie biegną zagubione i bardzo zrozpaczone wilki - które często się zabijają. Lecz to tylko 15% wilków chodzących w tamte strony. Oby tak nie było z Firnen. Idąc energicznymi ruchami wszedłem na tereny ciemnego lasu. Przypominały mi ciemność przed wypędzeniem Artemis'a. Ciemności obiegały cały las. Była tu wieczna noc. Kiedyś tak nie było. Kolejna sprawka Artemis'a albo kolejne magiczne moce naszego niezwykłego świata magicznych wilków. Wśród kręgów drzew zobaczyłem Fir. Jej koń Five stał koło niej i iskrzył żarem. Czerwonowłosa trzymała coś w łapie. Szybko skojarzyłem co to. Podobne było do noża. Wzięła go w łapę i patrzyła na błysk w ostrzu. Miała smutną minę, a Five patrzył jej przez ramię. Five nie chciał na pewno, by Firnen popełniła samobójstwo. Gdy zbliżała nóż do szyi, ja szybko podleciałem do niej i wyrzuciłem jej nóż z łapy wpadając na nią.<z ktośków powyżej?>
Od Białej ''Gdzie jest śnieg? cz.2'' (cd. Snow)
- Niestety Snow.. Moje siły upadają. Zrobiłam superową zimę na kilka tygodni czy miesięcy ale choćbym chciała teraz nie mogę wyczarować śniegu – opuściłam głowę.
- Czyyyli? –
- Czyli w tym nie jest tylko moja zasługa. Potrzebna mi jest też pogoda. Pamiętasz? 4 dni temu zrobiłam sporą śnieżycę –
- Pamiętam – przytaknął
- Możliwe że przez to moje siły upadły –
- Mogłabyś jakoś przywrócić siły? –
- Szukałam w książkach czy eliksirach ale nic nie znalazłam. Jestem obok tego zamku bo chociaż tu pozostał jeszcze jakiś śnieg albo po prostu ta kraina domaga się już wiosny –
- W sumie ta zima była bardzo śnieżna –
- Tak czy inacze.. – nie dokończyłam bo z krzaków wyskoczył mój pupil Glaceon. – Co tu robisz? – uśmiechnęłam się. Towarzysz pokazał łapką na brzuch a później na pyszczek. – Rozumiem – podniosłam łapę i wyczarowałam średni sopel po czym dałam go pupilowi. – Wiesz Snow, ogólnie mogłabym sprowadzić jeszcze śnieg ale potrzebuję pomocy -
<Snow? Sorki że krótkie ale brak weny i piszę to o 22:30 xD>
- Czyyyli? –
- Czyli w tym nie jest tylko moja zasługa. Potrzebna mi jest też pogoda. Pamiętasz? 4 dni temu zrobiłam sporą śnieżycę –
- Pamiętam – przytaknął
- Możliwe że przez to moje siły upadły –
- Mogłabyś jakoś przywrócić siły? –
- Szukałam w książkach czy eliksirach ale nic nie znalazłam. Jestem obok tego zamku bo chociaż tu pozostał jeszcze jakiś śnieg albo po prostu ta kraina domaga się już wiosny –
- W sumie ta zima była bardzo śnieżna –
- Tak czy inacze.. – nie dokończyłam bo z krzaków wyskoczył mój pupil Glaceon. – Co tu robisz? – uśmiechnęłam się. Towarzysz pokazał łapką na brzuch a później na pyszczek. – Rozumiem – podniosłam łapę i wyczarowałam średni sopel po czym dałam go pupilowi. – Wiesz Snow, ogólnie mogłabym sprowadzić jeszcze śnieg ale potrzebuję pomocy -
<Snow? Sorki że krótkie ale brak weny i piszę to o 22:30 xD>
Od Snow'a "Żądam moich mocy!cz2" (cd. Elise)
Wadera patrzyła na mnie, a ja na nią.
-Ja albinosem? Może i jestem biały i wyglądam jak sarna ale smaczny nie jestem-usmiechnąłem się
-Jestem Elise, a ty?-powiedziała Elise i lekko się zaśmiała
-Jestem Snow. Nie dawno dołączyłem
-Może pokazać ci okolicę?
-No dobra.-powiedział energicznie
Zwiedzaliśmy łąki, lasy, bagna, gdzie Elise czuła się bardzo dobrze. Poszlismy do Zamku.
-Tu jest cudownie!-powiedziała Elise
Wzięła mnie za łapę i zaprowadziła na taras.
-Już zapada noc...-powiedziała zasmucona Elise
-Aaaa-ziewnąłem-może pójdziesz do mojej jaskini?
<Elise? To nie musi być jakieś romantyczne, ale no :3>
-Ja albinosem? Może i jestem biały i wyglądam jak sarna ale smaczny nie jestem-usmiechnąłem się
-Jestem Elise, a ty?-powiedziała Elise i lekko się zaśmiała
-Jestem Snow. Nie dawno dołączyłem
-Może pokazać ci okolicę?
-No dobra.-powiedział energicznie
Zwiedzaliśmy łąki, lasy, bagna, gdzie Elise czuła się bardzo dobrze. Poszlismy do Zamku.
-Tu jest cudownie!-powiedziała Elise
Wzięła mnie za łapę i zaprowadziła na taras.
-Już zapada noc...-powiedziała zasmucona Elise
-Aaaa-ziewnąłem-może pójdziesz do mojej jaskini?
<Elise? To nie musi być jakieś romantyczne, ale no :3>
Od Hoodoo ,,Trochę zabawy cz.10" (cd.Lumia)
Wytrzeszczyłem mimowolnie oczy. Randka? No teraz to naprawdę brakło mi słów. Spojrzałem na nią. Lumia zrobiła to samo i nalała czegoś ciemnego i musującego do plastikowych kubeczków. Piliśmy w towarzystwie zorzy, gwiazd i księżyca. Ja tam na nie nie patrzyłem. Mój wzrok padał tylko i wyłącznie na waderę, która siedziała obok mnie. Pomyśleć, że takie mega szczęście padło na mnie. Ująłem w ciszy Lumię za łapę. W takim uścisku zjedliśmy spaghetti. Co z tego, że zimne?
-Lumia...-zacząłem przyciszonym głosem telepatii.
-Słucham...-odparła jakby...smutna?
-Wiesz jakie cenne bywa złoto i kryształy prawda?-przemawiałem tajemniczo.
-Tak-wyszeptała.
-I jak pięknie wyglądają gwiazdy i inne cuda natury?
-Oczywiście...-przytaknęła.
-Jednak musisz wiedzieć, że nic nie jest cenniejsze, ani piękniejsze niż ty. Przyroda próbuje tylko dorównać swym bogactwem piękna tobie,....ale nie może.
Popatrzyła a mnie. Nic nie powiedziała. Skierowała głowę przed siebie. Na tereny watahy. Spaghetti się skończyło. Lumia próbowała rozsiąść się wygodniej na zimnym marmurze. Użyłem mocy i sprawiłem, że wyrósł pod nią miękki mech. Westchnąłem i objąłem ją lewą łapą. Niestety właśnie w tym momencie ciemne chmury zasnuły całe niebo. Zrobiło się bardzo ciemno. Uniosłem lekko prawą łapę. Po chwili wydobyło się z niej światło jak z małej lampy. Lumia uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech. Wtedy czas przestał dla mnie istnieć. Wtedy naprawdę poznałem co oznacza szczęście. Lepiej już być nie mogło. Pomyślałem sobie, że teraz mogę spokojnie umierać, bo więcej mi nie potrzeba.
<Lumia? Krótkie, ale chyba słodkie, nie?>
-Lumia...-zacząłem przyciszonym głosem telepatii.
-Słucham...-odparła jakby...smutna?
-Wiesz jakie cenne bywa złoto i kryształy prawda?-przemawiałem tajemniczo.
-Tak-wyszeptała.
-I jak pięknie wyglądają gwiazdy i inne cuda natury?
-Oczywiście...-przytaknęła.
-Jednak musisz wiedzieć, że nic nie jest cenniejsze, ani piękniejsze niż ty. Przyroda próbuje tylko dorównać swym bogactwem piękna tobie,....ale nie może.
Popatrzyła a mnie. Nic nie powiedziała. Skierowała głowę przed siebie. Na tereny watahy. Spaghetti się skończyło. Lumia próbowała rozsiąść się wygodniej na zimnym marmurze. Użyłem mocy i sprawiłem, że wyrósł pod nią miękki mech. Westchnąłem i objąłem ją lewą łapą. Niestety właśnie w tym momencie ciemne chmury zasnuły całe niebo. Zrobiło się bardzo ciemno. Uniosłem lekko prawą łapę. Po chwili wydobyło się z niej światło jak z małej lampy. Lumia uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech. Wtedy czas przestał dla mnie istnieć. Wtedy naprawdę poznałem co oznacza szczęście. Lepiej już być nie mogło. Pomyślałem sobie, że teraz mogę spokojnie umierać, bo więcej mi nie potrzeba.
<Lumia? Krótkie, ale chyba słodkie, nie?>
Od Andrei ,,Pięć nocy u Freddy'ego cz.2"
Szłam korytarzem. Widziałam na ścianach najróżniejsze plakaty i rysunki ze zwierzętami. Niektóre mijałam obojętnie, a innym poświęcałam nieco uwagi. Patrzyłam trochę na podłogę i doszłam do wniosku, że właściciel chyba trochę za mało płaci sprzątaczce. Nagle zauważyłam jakieś poruszenie. Stanęłam gotowa do obrony. Na szczęście to była tylko kamera monitoringu. Pomyślałam o Foxy'm. Miałam cichą nadzieję, że nic nie przeskrobał. Niestety moja ludzka postać przeszkadzała w obecnej sytuacji. Jako wilk o mocy ciemności widziałam w nocy perfekcyjnie. Jako człowiek będąc w tym budynku musiałam wytężać wzrok, żeby nie wpadać na ściany lub ewentualnie rozrzucone przedmioty. Nie wiem już jak długo się tam kręciłam. Nie miałam pojęcia czy mijały minuty, czy godziny. Ta pizzeria była istnym labiryntem. Nagle usłyszałam coś.
-To ja-głos ten był niski.
Ta fraza powtórzyła się jeszcze kilka razy. Dobiegł do moich uszu również przyciszony krzyk mojego lisa. Taki sam, jaki wydał z siebie w dniu naszego poznania. Ruszyłam szybko w kierunku źródła dźwięku. Ogarnął mnie niepokój. ,,A jeśli coś mu się stało?"- zapytałam samą siebie. Zauważyłam po jakimś czasie chyba blask małej lampy. Podeszłam tam. Okazało się, że to było tak naprawdę ostatnie światło zachodzącego księżyca. Zbliżał się dzień. Po kilku kolejnych krokach coś rąbnęło mnie w głowę. Oszołomiona straciłam kontakt ze światem i osunęłam się na ziemię.
I tak minął wieczór i poranek-noc pierwsza.
-To ja-głos ten był niski.
Ta fraza powtórzyła się jeszcze kilka razy. Dobiegł do moich uszu również przyciszony krzyk mojego lisa. Taki sam, jaki wydał z siebie w dniu naszego poznania. Ruszyłam szybko w kierunku źródła dźwięku. Ogarnął mnie niepokój. ,,A jeśli coś mu się stało?"- zapytałam samą siebie. Zauważyłam po jakimś czasie chyba blask małej lampy. Podeszłam tam. Okazało się, że to było tak naprawdę ostatnie światło zachodzącego księżyca. Zbliżał się dzień. Po kilku kolejnych krokach coś rąbnęło mnie w głowę. Oszołomiona straciłam kontakt ze światem i osunęłam się na ziemię.
I tak minął wieczór i poranek-noc pierwsza.
Od Eglantine ,,Obiad rodzinny cz.1" (cd. Octavius)
Przygotowałam ostatnie rzeczy. Podszedł do mnie Octavius.
-Już wszystko gotowe?-zapytał.
-Oczywiście-odparłam z uśmiechem.-Dzieci już są?
-Livia jest na dole ze swoim smokiem, a Solaris zaraz wróci-odpowiedział mój mąż.
-A Lumia?
-Nie mam pojęcia gdzie jest...-spuścił lekko głowę-Mówiła dzisiaj rano, że ma ważne sprawy na głowie i dotąd nie wróciła.
-Nie uważasz mój drogi, że ona coraz częściej znika na całe dnie?-popatrzyłam na niego.
-Myślisz, że wpakowała się w coś?-powiedział po chwili.
-Nie wiem... Mam nadzieję, że będzie pamiętać o tym dzisiejszym obiedzie-westchnęłam.-Stosunkowo rzadko spotykamy się wszyscy razem.
Octavius westchnął. Do jaskini wszedł Solaris z Livią. Przywitali się i spytali kiedy siądziemy do stołu. Powiedziałam im, e jak chcą to już mogą. Moja córka zapytała się czy jest już Lumia. Odpowiedziałam ze smutkiem, że jeszcze nie. Solaris zaproponował, żebyśmy poczekali jeszcze chwilę. Zgodziłam się, ale zaczęliśmy powoli nakrywać do stołu. Trochę to zajęło, a strażniczka mroku ciągle nie wracała. Wychyliłam się z jaskini. Na terenach kręciła się masa wilków, ale nie było wśród nich Lumii. Nie dopuszczałam do siebie złych myśli. Uspokoiło mnie trochę to, że ona dysponuje dużą mocą, więc nie ma opcji, żeby ktoś jej coś zrobił. Pomyślałam, że chyba za bardzo pozwalamy jej na wszystko. Gdyby nas bardziej szanowała wróciłaby już.
<Octaviusie?>
-Już wszystko gotowe?-zapytał.
-Oczywiście-odparłam z uśmiechem.-Dzieci już są?
-Livia jest na dole ze swoim smokiem, a Solaris zaraz wróci-odpowiedział mój mąż.
-A Lumia?
-Nie mam pojęcia gdzie jest...-spuścił lekko głowę-Mówiła dzisiaj rano, że ma ważne sprawy na głowie i dotąd nie wróciła.
-Nie uważasz mój drogi, że ona coraz częściej znika na całe dnie?-popatrzyłam na niego.
-Myślisz, że wpakowała się w coś?-powiedział po chwili.
-Nie wiem... Mam nadzieję, że będzie pamiętać o tym dzisiejszym obiedzie-westchnęłam.-Stosunkowo rzadko spotykamy się wszyscy razem.
Octavius westchnął. Do jaskini wszedł Solaris z Livią. Przywitali się i spytali kiedy siądziemy do stołu. Powiedziałam im, e jak chcą to już mogą. Moja córka zapytała się czy jest już Lumia. Odpowiedziałam ze smutkiem, że jeszcze nie. Solaris zaproponował, żebyśmy poczekali jeszcze chwilę. Zgodziłam się, ale zaczęliśmy powoli nakrywać do stołu. Trochę to zajęło, a strażniczka mroku ciągle nie wracała. Wychyliłam się z jaskini. Na terenach kręciła się masa wilków, ale nie było wśród nich Lumii. Nie dopuszczałam do siebie złych myśli. Uspokoiło mnie trochę to, że ona dysponuje dużą mocą, więc nie ma opcji, żeby ktoś jej coś zrobił. Pomyślałam, że chyba za bardzo pozwalamy jej na wszystko. Gdyby nas bardziej szanowała wróciłaby już.
<Octaviusie?>
od Miranda "Trening z Lumią cz.1" (cd. Lumia)
Wracałem akurat ze szkoły, w smie jak zwykla na około, gdy zobaczyłem Lumię usiłującą coś zrobić.Podszedłem do niej.
-Hejka! Co robisz? - zapytałem.
-Idź sobie. NIe widzisz, że jestem zjęta?
-Też mi miło cię widzieć. Co robisz? - powtórzyłem na co westchnęła z niechecią.
-Jak już musisz wiedzieć, to próbuje się nauczyc nowej mocy.
-Aktualne ci nie wystarczą?
-Nie - warkneła.
-To fajnie. Mogę się przyłączyć? Przydałby się trening...Lumia!
-Co? - przewróciła oczami.
-Ty umiesz latać prawda? - orzywiła sie odrobinę.
-Tak, i to bardzo dobrze. A po co ci to wiedzieć?
-Myślisz, że mogłabys nauczyć mnie latać bez skrzydeł?
-A chciałbyś sie tego ode mnie nauczyć? - zdziwiła się.
-Bardzo!
-Ale wiesz, że ja latam dzięki skrzydłom? Nie obiecuję ci, że sie nauczysz...
-A co mi tam! Zawsze można spróbować - po moich słowach westchnęła i po raz pierwszy sie uśmiechneła.
****************
Wdrapałem się na wysoką skałę jak kazała mi Lumia.
-Jesteś pewna, że mam to zrobić?
-Tak skacz! Ale zanim szkoczysz to pomysl, że nie spadasz tylko sie unosisz.
Zrobiłem tak jak powiedziała. Skoczyłem i wyobraziłem sobie, że się unoszę. W samą porę! Zatrzymałem się kilkanaście centymetrów nad ziemią, ale potem i tak upadłem.
-Nie wierzyłam, że ci się uda. Choć lewitowłeś tylko przez chwilę.
-Czyli mnie podpuściłaś?! Złamałbym sobie coś!
-Ale nie złamałeś...
-Dzięki.
-Dobra sprubuj jescze raz!
*****************
Po kilku podobnych prubach, wreszcie mi się udało. Unosiłem się w powietrzu.
-A teraz sprubuj unieśc się wyżej.
-Niby jak?
-Nie wiem. Ja używam do tego skrzydeł pamietasz? Wiem! Skoro, jesteś w stanie sobie wyobrazić, że się unosisz to wyobraz sobie skrzydła, którymi machasz!
-Udało się! A jak mam wylądować?
-Sprubuj złorzyć "skrzydła"! Może sie udać!
Rzeczywiście znowu sie udało. Wulądowałem obok Lumi.
-Teraz, musisz popracować nad lotem...Może lepiej będzie jeśli się sam pouczysz?
-Czemu? Już chcesz iść?
-Idzie ci bardzo dobrze. Jak widać wystarczy, że coś sobie wyobrazisz i już. Nie potrzebujesz mnie...- odwruciła się i zaczęła odchodzić.
-Czekaj! Nie idź. Skoro mnie juz nie uczysz to może chociaz wybierzesz sie ze mna na pierwszy lot?
-Naprawdę tego chcesz? - zapytała z nadzieja w głosie.
-Bezgranicznie. Przeciez jesteśmy przyjaciółmi. No choć.
-Zgoda.
Wzbilismy się w powietrze. Lumia znakomicie latała. Nigdy sie tak nie nauczę. Polataliśmy po okolicy. w pewnym momencie Lumia zaproponowała wyscig. Zgodziłem się. na poczatku mnie wyprzedzała, ale po tem zrozumiałem jak mam lecieć szybciej i wyprzeziłem ją. Lataliśmy długo, aż dotarlismy w okolice Śnieżnego Zamku. Wtedy wpadłem na pomysł na nowa zabawę. Podleciałem do wadery i klepnałem ją w bark.
-Berek!
Goniliśmy sie tak przez chwilę. Ale wtedy zdarzył sie wypadek.Nie zwracałem uwagi na to co jest dookoła mnie i odwruciłem sie, by zobaczyć gdzie jest Lumia. Przez cały czas leciałem przed siebie. Spostrzegłem, że sie zatrzymała.
-Mir! Uważaj! - krzykneła.
odwruciłem sie i wpadłem na okno zamku. Przebiłem je i wleciałem do środka.
<Lumia?>
-Hejka! Co robisz? - zapytałem.
-Idź sobie. NIe widzisz, że jestem zjęta?
-Też mi miło cię widzieć. Co robisz? - powtórzyłem na co westchnęła z niechecią.
-Jak już musisz wiedzieć, to próbuje się nauczyc nowej mocy.
-Aktualne ci nie wystarczą?
-Nie - warkneła.
-To fajnie. Mogę się przyłączyć? Przydałby się trening...Lumia!
-Co? - przewróciła oczami.
-Ty umiesz latać prawda? - orzywiła sie odrobinę.
-Tak, i to bardzo dobrze. A po co ci to wiedzieć?
-Myślisz, że mogłabys nauczyć mnie latać bez skrzydeł?
-A chciałbyś sie tego ode mnie nauczyć? - zdziwiła się.
-Bardzo!
-Ale wiesz, że ja latam dzięki skrzydłom? Nie obiecuję ci, że sie nauczysz...
-A co mi tam! Zawsze można spróbować - po moich słowach westchnęła i po raz pierwszy sie uśmiechneła.
****************
Wdrapałem się na wysoką skałę jak kazała mi Lumia.
-Jesteś pewna, że mam to zrobić?
-Tak skacz! Ale zanim szkoczysz to pomysl, że nie spadasz tylko sie unosisz.
Zrobiłem tak jak powiedziała. Skoczyłem i wyobraziłem sobie, że się unoszę. W samą porę! Zatrzymałem się kilkanaście centymetrów nad ziemią, ale potem i tak upadłem.
-Nie wierzyłam, że ci się uda. Choć lewitowłeś tylko przez chwilę.
-Czyli mnie podpuściłaś?! Złamałbym sobie coś!
-Ale nie złamałeś...
-Dzięki.
-Dobra sprubuj jescze raz!
*****************
Po kilku podobnych prubach, wreszcie mi się udało. Unosiłem się w powietrzu.
-A teraz sprubuj unieśc się wyżej.
-Niby jak?
-Nie wiem. Ja używam do tego skrzydeł pamietasz? Wiem! Skoro, jesteś w stanie sobie wyobrazić, że się unosisz to wyobraz sobie skrzydła, którymi machasz!
-Udało się! A jak mam wylądować?
-Sprubuj złorzyć "skrzydła"! Może sie udać!
Rzeczywiście znowu sie udało. Wulądowałem obok Lumi.
-Teraz, musisz popracować nad lotem...Może lepiej będzie jeśli się sam pouczysz?
-Czemu? Już chcesz iść?
-Idzie ci bardzo dobrze. Jak widać wystarczy, że coś sobie wyobrazisz i już. Nie potrzebujesz mnie...- odwruciła się i zaczęła odchodzić.
-Czekaj! Nie idź. Skoro mnie juz nie uczysz to może chociaz wybierzesz sie ze mna na pierwszy lot?
-Naprawdę tego chcesz? - zapytała z nadzieja w głosie.
-Bezgranicznie. Przeciez jesteśmy przyjaciółmi. No choć.
-Zgoda.
Wzbilismy się w powietrze. Lumia znakomicie latała. Nigdy sie tak nie nauczę. Polataliśmy po okolicy. w pewnym momencie Lumia zaproponowała wyscig. Zgodziłem się. na poczatku mnie wyprzedzała, ale po tem zrozumiałem jak mam lecieć szybciej i wyprzeziłem ją. Lataliśmy długo, aż dotarlismy w okolice Śnieżnego Zamku. Wtedy wpadłem na pomysł na nowa zabawę. Podleciałem do wadery i klepnałem ją w bark.
-Berek!
Goniliśmy sie tak przez chwilę. Ale wtedy zdarzył sie wypadek.Nie zwracałem uwagi na to co jest dookoła mnie i odwruciłem sie, by zobaczyć gdzie jest Lumia. Przez cały czas leciałem przed siebie. Spostrzegłem, że sie zatrzymała.
-Mir! Uważaj! - krzykneła.
odwruciłem sie i wpadłem na okno zamku. Przebiłem je i wleciałem do środka.
<Lumia?>
wtorek, 27 stycznia 2015
Od Andrei ,,Odkrycie i towarzystwo cz.7" (cd. chętny)
Zwróciłam się z Foxy'm w swoją stronę. Jak znaleźliśmy się poza słuchem kogokolwiek powiedziałam do towarzysza:
-Ona coś ukrywa. Nie uważasz?
-Grrr......hrrrrr-zazgrzytał lis.
-Ale ona nam nie powie. Musimy zapytać kogoś innego. To musi być ktoś na tyle silny i wredny, by to zrobić.
Foxy usiadł na pniu drzewa i kiwnął, żebym usiadła obok. Zrobiłam to. Siedzieliśmy w milczeniu i zastanawialiśmy się. Po jakimś czasie mój towarzysz podskoczył z miejsca i wykrzyknął :
-Grrrraaauuuu! Las!
-Co?-podniosłam się.-wiem, że to było w lesie... my szukamy winnego.
Po tym stwierdzeniu lis wziął mnie za łapę i pośpiesznie zaciągnął do Mrocznego Lasu. Następie wskazał hakiem na drogę prowadząca do tamtego urwiska. Zrozumiałam, że on chce szukać śladów. Poklepałam go po głowie z uznaniem i poszliśmy tam. Po drodze minęliśmy kilka powalonych drzew ze śladami pazurów. Szliśmy dalej , a słońce chyliło się ku zachodowi. Zaczęliśmy sprawdzać stan tej skalnej półki. Zaobserwowaliśmy ślady smoka i dwóch wilków. Jeden z nich musiał latać, bo jego ślady zaczynały się nagle. Były tam też pozostałości po ogniu z odłamkami skały. Zobaczyliśmy również ślady krwi-wilczej i smoczej. Tej drugiej było więcej. Foxy znalazł kawałek cienkiej błony, takiej samej, jaka jest na smoczych skrzydłach. Podeszłam bliżej urwiska. Mój towarzysz zrobił to samo.
-Chyba nie znajdziemy tu więcej śla...-urwałam.
Nagle usłyszeliśmy trzask. Po tym straciłam grunt pod nogami. Zaczęłam spadać. Już krzyknęłam, kiedy zauważyłam, że Foxy mnie złapał za ogon. Kawałek skały, który się odłamał leżał już dużo niżej. Mój lis wisiał trzymając się hakiem tego, co zostało na górze. Ja zwisałam pyskiem w dół trzymana dosłownie żelaznym uchwytem. Pomyślałam, że gdyby go tu nie było, może i zdążyłabym zamienić się w gryfa, ale nie udało by mi się wyprostować lotu. Towarzysz wciągnął mnie wyżej. Zeszliśmy stamtąd. Jak miałam już pewny grunt pod łapami przytuliłam do siebie przyjaciela.
-Dziękuję ci...-szepnęłam.
Nagle nadbiegł Jerome.
-O, tu jesteście!-zawołał.-Rozszyfrowałem liścik twojego towarzysza!
-I co tam napisał?-zapytałam.
-,,Duża smooka mała Stone rodzicu"-odczytał z kartki.
-Ona coś ukrywa. Nie uważasz?
-Grrr......hrrrrr-zazgrzytał lis.
-Ale ona nam nie powie. Musimy zapytać kogoś innego. To musi być ktoś na tyle silny i wredny, by to zrobić.
Foxy usiadł na pniu drzewa i kiwnął, żebym usiadła obok. Zrobiłam to. Siedzieliśmy w milczeniu i zastanawialiśmy się. Po jakimś czasie mój towarzysz podskoczył z miejsca i wykrzyknął :
-Grrrraaauuuu! Las!
-Co?-podniosłam się.-wiem, że to było w lesie... my szukamy winnego.
Po tym stwierdzeniu lis wziął mnie za łapę i pośpiesznie zaciągnął do Mrocznego Lasu. Następie wskazał hakiem na drogę prowadząca do tamtego urwiska. Zrozumiałam, że on chce szukać śladów. Poklepałam go po głowie z uznaniem i poszliśmy tam. Po drodze minęliśmy kilka powalonych drzew ze śladami pazurów. Szliśmy dalej , a słońce chyliło się ku zachodowi. Zaczęliśmy sprawdzać stan tej skalnej półki. Zaobserwowaliśmy ślady smoka i dwóch wilków. Jeden z nich musiał latać, bo jego ślady zaczynały się nagle. Były tam też pozostałości po ogniu z odłamkami skały. Zobaczyliśmy również ślady krwi-wilczej i smoczej. Tej drugiej było więcej. Foxy znalazł kawałek cienkiej błony, takiej samej, jaka jest na smoczych skrzydłach. Podeszłam bliżej urwiska. Mój towarzysz zrobił to samo.
-Chyba nie znajdziemy tu więcej śla...-urwałam.
Nagle usłyszeliśmy trzask. Po tym straciłam grunt pod nogami. Zaczęłam spadać. Już krzyknęłam, kiedy zauważyłam, że Foxy mnie złapał za ogon. Kawałek skały, który się odłamał leżał już dużo niżej. Mój lis wisiał trzymając się hakiem tego, co zostało na górze. Ja zwisałam pyskiem w dół trzymana dosłownie żelaznym uchwytem. Pomyślałam, że gdyby go tu nie było, może i zdążyłabym zamienić się w gryfa, ale nie udało by mi się wyprostować lotu. Towarzysz wciągnął mnie wyżej. Zeszliśmy stamtąd. Jak miałam już pewny grunt pod łapami przytuliłam do siebie przyjaciela.
-Dziękuję ci...-szepnęłam.
Nagle nadbiegł Jerome.
-O, tu jesteście!-zawołał.-Rozszyfrowałem liścik twojego towarzysza!
-I co tam napisał?-zapytałam.
-,,Duża smooka mała Stone rodzicu"-odczytał z kartki.
Od Tsune "Nowy?" (cd. Aisuru)
No już tylko ten tydzień i wolne od szkoły przez dwa tygodnie. A po co iść... Tak sobie leżałem zastanawiając się czy iść dziś do szkoły. Poszedłem, może będzie jakiś nowy do dręczenia. Wskoczyłem na drzewo, póki Lutin'a nie było i leżałem, czekałem, aż ktoś przyjdzie. Pierwszy był Gloire.
-Gloire!-zawołałem
Wilczek podszedł do mnie.
-Cześć Tsune-odpowiedział
-Nie jesteś z Lutin'em?
-Dzisiaj go nie będzie...
-Dobra, wskakuj na drzewo
Gloire wskoczył i razem patrzyliśmy kto przychodzi. Przyszedł Mirand.
-Hej Mir! Chodź tu.-krzyknąłem
Mirand zrobił znak "cześć" i wskoczył na drzewo. Na teren szkoły wbiegł jakiś nowy szczeniak. Był zielony, chyba nikt go jeszcze nie widział.
-Ej ty!-krzyknąłem-Chodź tu!
Wilk spojrzał na mnie i powoli szedł w moim kierunku. Nie chciałem tyle czekać. Zeskoczyłem z drzewa i zacząłem biec w jego kierunku.
<Aisuru? >
-Gloire!-zawołałem
Wilczek podszedł do mnie.
-Cześć Tsune-odpowiedział
-Nie jesteś z Lutin'em?
-Dzisiaj go nie będzie...
-Dobra, wskakuj na drzewo
Gloire wskoczył i razem patrzyliśmy kto przychodzi. Przyszedł Mirand.
-Hej Mir! Chodź tu.-krzyknąłem
Mirand zrobił znak "cześć" i wskoczył na drzewo. Na teren szkoły wbiegł jakiś nowy szczeniak. Był zielony, chyba nikt go jeszcze nie widział.
-Ej ty!-krzyknąłem-Chodź tu!
Wilk spojrzał na mnie i powoli szedł w moim kierunku. Nie chciałem tyle czekać. Zeskoczyłem z drzewa i zacząłem biec w jego kierunku.
<Aisuru? >
Od Snow'a "Gdzie jest śnieg? cz1" (cd. Biała/Polaris)
Wyszedłem z jaskini. Zima jest tylko 3 miesiące na cały rok. Głęboko wdychałem powietrze. Ahh zimowe powietrze!
Nie... to nie zimowe powietrze. Wszedłem do jaskini.
-Przespałem zimę?-zapytałem Reindeer'a
-Jeśli ty przespałeś to ja też...-powiedział Ren
Drapałem się w głowę... Było na plusie, ciepło, fajnie no i nie było śniegu. Znów wyszedłem z jaskini. Przypomniałem sobie, że jest coś takiego jak "Śnieżny Las", tam musi być śnieg. Pobiegłem tak szybko jak tylko mogłem. Była tam ogromna, śnieżna góra, na której można było zjeżdżać. Na czym? Na czym się tylko chciało! Ja zjeżdżałem zwykle na ogromnej korze od drzewa, ale jak kto chce. Ale tam n i e było śniegu. Kto miał jeszcze żywioł Śnieg, Lód itp.?
Wiem. Strażniczka Zimy-Biała.
Chodziłem przez jaskinie.
-Jaskinia 4, 5, 7, 8-mamrotałem-10!
Zapukałem i przed moimi oczami ukazał się szaro-niebieski basior.
-Dzień dobry, jestem Snow. Czy mogę porozmawiać z Białą?-powiedziałem
-Witam, Polaris nie ma. Poszła gdzieś. Coś jej powiedzieć?-odpowiedział wilk
-Nie, nie... Nie trzeba.
Pożegnałem się i poszedłem w poszukiwaniu Białej. Gdzie ona mogła być?
W Magicznym Sklepie-nie, Na łące-nie, W zamku-nie, Na innych terenach jej też nie było.
Został mi już tylko Śnieżny Zamek. Ale co ona tam by mogła robić? Poszedłem w stronę zamku.
-Biała, Biała!-wołałem
W oddali zobaczyłem jąkąś waderę, to była ona! Zatrzymała się i poszła w moją stronę.
-Nowy szczeniak? A to ty Snow. Co ty tu robisz?-powiedziała
-Szukałem ciebie.-odpowiedziałem
-I co chcesz?
-No nie ma śniegu... a jak to zima bez śniegu! Jesteś strażniczką zimy to masz jakąś radę?
<Biała? Dokończysz? Jak nie to ja dopiszę...>
Nie... to nie zimowe powietrze. Wszedłem do jaskini.
-Przespałem zimę?-zapytałem Reindeer'a
-Jeśli ty przespałeś to ja też...-powiedział Ren
Drapałem się w głowę... Było na plusie, ciepło, fajnie no i nie było śniegu. Znów wyszedłem z jaskini. Przypomniałem sobie, że jest coś takiego jak "Śnieżny Las", tam musi być śnieg. Pobiegłem tak szybko jak tylko mogłem. Była tam ogromna, śnieżna góra, na której można było zjeżdżać. Na czym? Na czym się tylko chciało! Ja zjeżdżałem zwykle na ogromnej korze od drzewa, ale jak kto chce. Ale tam n i e było śniegu. Kto miał jeszcze żywioł Śnieg, Lód itp.?
Wiem. Strażniczka Zimy-Biała.
Chodziłem przez jaskinie.
-Jaskinia 4, 5, 7, 8-mamrotałem-10!
Zapukałem i przed moimi oczami ukazał się szaro-niebieski basior.
-Dzień dobry, jestem Snow. Czy mogę porozmawiać z Białą?-powiedziałem
-Witam, Polaris nie ma. Poszła gdzieś. Coś jej powiedzieć?-odpowiedział wilk
-Nie, nie... Nie trzeba.
Pożegnałem się i poszedłem w poszukiwaniu Białej. Gdzie ona mogła być?
W Magicznym Sklepie-nie, Na łące-nie, W zamku-nie, Na innych terenach jej też nie było.
Został mi już tylko Śnieżny Zamek. Ale co ona tam by mogła robić? Poszedłem w stronę zamku.
-Biała, Biała!-wołałem
W oddali zobaczyłem jąkąś waderę, to była ona! Zatrzymała się i poszła w moją stronę.
-Nowy szczeniak? A to ty Snow. Co ty tu robisz?-powiedziała
-Szukałem ciebie.-odpowiedziałem
-I co chcesz?
-No nie ma śniegu... a jak to zima bez śniegu! Jesteś strażniczką zimy to masz jakąś radę?
<Biała? Dokończysz? Jak nie to ja dopiszę...>
Od MidaAssassina ,,odpuszczanie cz.1
-ARYA!!!!!!!!-krzyknąłem biegnąc za nią. Nie mogłem jej zostawić ani nie mogłem zostawić Assassinów. Z tymi dwoma rzeczami byłem związany. Wreszcie ją dogoniłem.
-Kocham cię ale nie mogę rzucić Assassinów bo to awykonalne!-odpowiedziałem zipiąc.
-Dla mnie ich nie porzucisz?!-krzyknęła.
-NIE MOGĘ!-wiedziałem że kiedyś to nastąpi.-Arya...... mój przodek był Assassynem, Mój dziadek, Ojciec, brat jest. Musze to przemyśleć......... kocham was wszystkich i nigdy was nie porzuce.-wytłumaczyłem się i zeskoczyłem z klifu. Musiałem zostać sam........ sam.....
****************************
Wróciłem na noc w zwykłej postaci:
Arya już czekała..
-Porzuce Assassinów tylko że musze w każdym miesiącu stawać się na służbie-popatrzyłem na nią.
-Ehhhhhhhh
-Ale kocham was i nigdy was nie opuszcze!-przytuliłem ją.-Zawsze będe z wami.......
Na dół zbiegły szczeniaki.
-TATA!-krzyknęły i przytuliły sie do mnie.
<Arya? porzuce ale strój będe miał?>
-Kocham cię ale nie mogę rzucić Assassinów bo to awykonalne!-odpowiedziałem zipiąc.
-Dla mnie ich nie porzucisz?!-krzyknęła.
-NIE MOGĘ!-wiedziałem że kiedyś to nastąpi.-Arya...... mój przodek był Assassynem, Mój dziadek, Ojciec, brat jest. Musze to przemyśleć......... kocham was wszystkich i nigdy was nie porzuce.-wytłumaczyłem się i zeskoczyłem z klifu. Musiałem zostać sam........ sam.....
****************************
Wróciłem na noc w zwykłej postaci:
Arya już czekała..
-Porzuce Assassinów tylko że musze w każdym miesiącu stawać się na służbie-popatrzyłem na nią.
-Ehhhhhhhh
-Ale kocham was i nigdy was nie opuszcze!-przytuliłem ją.-Zawsze będe z wami.......
Na dół zbiegły szczeniaki.
-TATA!-krzyknęły i przytuliły sie do mnie.
<Arya? porzuce ale strój będe miał?>
od Lumii " Trochę zabawy cz 9 " (cd Hoodo)
„Kurcze mogłam go ubrać jakieś słodkie ubranko- pomyślałam.- wyglądał by ślicznie” zaśmiałam się na głos.
- Emm... Lumia?
- Nie zwracaj na to uwagi. Przypominało mi się coś śmiesznego.
-Okej...uh długo będziemy tak łazić? Trochę tu... głośno?
-Ah ty typowy wilku. Nie jesteś stworzony do miasta, nie? Ja to kocham. Ten hałas, ten ruch. Przynajmniej tu się coś dzieje. Przynajmniej tu mogę czuć się sobą. A co do ŁAŻENIA... do nocy wtedy to będzie jakiś efekt.
- Efekt? Co kombinujesz?- spojrzałam na swojego …. „pieska” z uśmiechem. Uklękłam i spojrzałam mu w oczy.
- Zobaczysz...
Tą sytuację obserwowała jakaś dziewczyna. Miała torbę z zakupami.
-Na co się gapisz?! To do swojego psa nie można pogadać?!-wrzasnęłam. Dziewczyna stała przez chwilę po czym ruszyła w swoją drogę mrucząc coś pod nosem.
- Nie za ostro?
- Nie. Wystarczająco ostro.
********
- Jeju długo jeszcze zaraz mi łapy odpadną.- stękną Hoodo.
- Tu jest park. Na ławce odpoczniemy.
Usiadłam na ławce. Wilk zrobił to samo. Siedzieliśmy tak w ciszy. Jak na tą porę dość pusto, tylko paru przechodniów odważyło się na spacer po zielonym parku. Pewnie wiedzą kto przyszedł i komu najlepiej nie wchodzić w drogę.
- Ładnie tu... ładnie... Słuchaj emm... czy ja muszę do ciebie mówić czy mogę jakoś umysłowo coś?
- Nie wiem. Ja musiałem się tego nauczyć.
- Aha... Wiesz powiem ci, że twarzy... emmm. To znaczy do pyska pasuję ci różowy kolor... nie myślisz by się przefarbować?- uśmiechnęłam się uwodzicielsko. On chyba tego nie widział.
- Ha ha... eee nie.
- o już ta godzina? Czas na nas. Choć ty mój psiaczku- rozczochrałam mu fryzurę. Wstałam i wzięłam kierunek na Lightning Tower najwyższego wieżowca w mieście. Lubiłam tam przebywać w szczególności na samej górze gdzie.... nie powiem czasami mocno wieje, ale dzisiejszy dzień był spokojny. Tam na górze też powinno być spokojnie. Weszliśmy do budynku.
- Psia krew ochrona... tu jest zakaz wprowadzania swoich pupilków. Zmień się w niewidzialnego.
Robił to posłusznie, a ja ściągnęłam mu obróżkę.
- Okej a teraz idź za mną nie zgub się- odwróciłam się do niego tyłem i z uśmiechem jak nigdy nic parłam do przodu.
- Dzień dobry panie Wolf.- powiedziałam z uśmiechem.- Jak się dzisiaj miewamy?
- Uważaj mi tu tylko... znam te twoje sztuczki.- spojrzałam na niego z miną typu „ ja? Przecież jestem nie winna, nic nie zrobiłam”.- mam cię na oku.
Uśmiechnęłam się do niego nie mrawo. Podeszłam do windy czując spojrzenie stróża na karku.
- To miłego dnia- powiedziałam niemrawo i weszłam do windy. Zamknęła się przed strażnikiem. Kliknęłam guzik najwyższego piętro. Ukucnęłam i westchnęłam.
- jesteś?- poczułam coś mokrego, trącającego mnie po uchu. Domyśliłam się, że to jego nos.- pierwszy ras jedziesz widom co? Jedziemy na samą górę, do nieba.- zaśmiałam się. Do windy wchodziło i wychodziło wiele ludzi. Nie obchodziło mię jak wyglądają, chciałam za wszelką cenę wjechać do góry. Udało się wyszłam razem z moim.... dzisiaj będzie to oficjalnie.... chłopakiem z zatłoczonego pudła.
- Dobra tu już możesz się zmienić. Rzadko tu ktoś wchodzi- robił się widoczny, ale coś było nie tak. Trochę jakby spięty?- Co jest? Jakiś taki niemrawy jesteś?
- Tłok..- powiedział zapiętym głosem. Uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie.
- Teraz tylko schody i będziemy na miejscu.
********
- To tu- odpowiedziałam z zadowoleniem. Zmieniłam się w wilka i usiadłam na dachu. Właśnie wznosił się księżyc.
- To to jest to miejsce? To które jest takie piękne?
- Usiądź i poczekaj chylę zaraz się pojawi.
- Co się poja... nie dokończył. Bo właśnie zaczął się spektakl. Z dachu tego wieżowca widać jak na dłoni: całe miasto, jego okolicę i tereny całej naszej watahy. Właśnie z watahy sunęły do nas trzy mieniące się kolorami pasy zorzy. Pogalopowały jak konie przeskakując dach budynku. Były tak blisko, że można by było je dotknąć. Hoodo usiadł z wrażenia..
- Ładne co? A księżyc jaki duży i taki... srebrzysty- uśmiechnęłam się.
- To ty jesteś piękna w jego świetle i rozbłyskach zorzy. Przyćmiłaś ich piękno swoim, każda gwiazda ci teraz zazdroszczą!
Posmutniałam. On naprawdę mnie kocha. Głupi albo naiwny... pewnie i to i to...
Naglę przypominało mi się co mam jeszcze w torbie. Od razu poprawił mi się humor.
- Czekaj jeszcze ma tu coś...- uśmiechałem się do zdziwionego basiora i wzięłam torebkę. Chwilę pogrzebałam i wyciągnęłam pudełko... ech z zimnym spaghetti. „ Podgrzeje się palniki”- pomyślałam. Wyciągnęłam też butelkę coli zaraz po tym wyciągnęłam... kieliszki ….. przeklęty palnik zbił jeden kieliszek. Myślałam chwilę trzymając pęknięty kieliszek w łapie.
- A co tam- rzuciłam kieliszki za siebie i wyciągnęłam plastikowe.- może nie jest to romantyczne, ale … zapraszam cię na randkę- wydukałam.
< Hoodo? ;3>
- Emm... Lumia?
- Nie zwracaj na to uwagi. Przypominało mi się coś śmiesznego.
-Okej...uh długo będziemy tak łazić? Trochę tu... głośno?
-Ah ty typowy wilku. Nie jesteś stworzony do miasta, nie? Ja to kocham. Ten hałas, ten ruch. Przynajmniej tu się coś dzieje. Przynajmniej tu mogę czuć się sobą. A co do ŁAŻENIA... do nocy wtedy to będzie jakiś efekt.
- Efekt? Co kombinujesz?- spojrzałam na swojego …. „pieska” z uśmiechem. Uklękłam i spojrzałam mu w oczy.
- Zobaczysz...
Tą sytuację obserwowała jakaś dziewczyna. Miała torbę z zakupami.
-Na co się gapisz?! To do swojego psa nie można pogadać?!-wrzasnęłam. Dziewczyna stała przez chwilę po czym ruszyła w swoją drogę mrucząc coś pod nosem.
- Nie za ostro?
- Nie. Wystarczająco ostro.
********
- Jeju długo jeszcze zaraz mi łapy odpadną.- stękną Hoodo.
- Tu jest park. Na ławce odpoczniemy.
Usiadłam na ławce. Wilk zrobił to samo. Siedzieliśmy tak w ciszy. Jak na tą porę dość pusto, tylko paru przechodniów odważyło się na spacer po zielonym parku. Pewnie wiedzą kto przyszedł i komu najlepiej nie wchodzić w drogę.
- Ładnie tu... ładnie... Słuchaj emm... czy ja muszę do ciebie mówić czy mogę jakoś umysłowo coś?
- Nie wiem. Ja musiałem się tego nauczyć.
- Aha... Wiesz powiem ci, że twarzy... emmm. To znaczy do pyska pasuję ci różowy kolor... nie myślisz by się przefarbować?- uśmiechnęłam się uwodzicielsko. On chyba tego nie widział.
- Ha ha... eee nie.
- o już ta godzina? Czas na nas. Choć ty mój psiaczku- rozczochrałam mu fryzurę. Wstałam i wzięłam kierunek na Lightning Tower najwyższego wieżowca w mieście. Lubiłam tam przebywać w szczególności na samej górze gdzie.... nie powiem czasami mocno wieje, ale dzisiejszy dzień był spokojny. Tam na górze też powinno być spokojnie. Weszliśmy do budynku.
- Psia krew ochrona... tu jest zakaz wprowadzania swoich pupilków. Zmień się w niewidzialnego.
Robił to posłusznie, a ja ściągnęłam mu obróżkę.
- Okej a teraz idź za mną nie zgub się- odwróciłam się do niego tyłem i z uśmiechem jak nigdy nic parłam do przodu.
- Dzień dobry panie Wolf.- powiedziałam z uśmiechem.- Jak się dzisiaj miewamy?
- Uważaj mi tu tylko... znam te twoje sztuczki.- spojrzałam na niego z miną typu „ ja? Przecież jestem nie winna, nic nie zrobiłam”.- mam cię na oku.
Uśmiechnęłam się do niego nie mrawo. Podeszłam do windy czując spojrzenie stróża na karku.
- To miłego dnia- powiedziałam niemrawo i weszłam do windy. Zamknęła się przed strażnikiem. Kliknęłam guzik najwyższego piętro. Ukucnęłam i westchnęłam.
- jesteś?- poczułam coś mokrego, trącającego mnie po uchu. Domyśliłam się, że to jego nos.- pierwszy ras jedziesz widom co? Jedziemy na samą górę, do nieba.- zaśmiałam się. Do windy wchodziło i wychodziło wiele ludzi. Nie obchodziło mię jak wyglądają, chciałam za wszelką cenę wjechać do góry. Udało się wyszłam razem z moim.... dzisiaj będzie to oficjalnie.... chłopakiem z zatłoczonego pudła.
- Dobra tu już możesz się zmienić. Rzadko tu ktoś wchodzi- robił się widoczny, ale coś było nie tak. Trochę jakby spięty?- Co jest? Jakiś taki niemrawy jesteś?
- Tłok..- powiedział zapiętym głosem. Uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie.
- Teraz tylko schody i będziemy na miejscu.
********
- To tu- odpowiedziałam z zadowoleniem. Zmieniłam się w wilka i usiadłam na dachu. Właśnie wznosił się księżyc.
- To to jest to miejsce? To które jest takie piękne?
- Usiądź i poczekaj chylę zaraz się pojawi.
- Co się poja... nie dokończył. Bo właśnie zaczął się spektakl. Z dachu tego wieżowca widać jak na dłoni: całe miasto, jego okolicę i tereny całej naszej watahy. Właśnie z watahy sunęły do nas trzy mieniące się kolorami pasy zorzy. Pogalopowały jak konie przeskakując dach budynku. Były tak blisko, że można by było je dotknąć. Hoodo usiadł z wrażenia..
- Ładne co? A księżyc jaki duży i taki... srebrzysty- uśmiechnęłam się.
- To ty jesteś piękna w jego świetle i rozbłyskach zorzy. Przyćmiłaś ich piękno swoim, każda gwiazda ci teraz zazdroszczą!
Posmutniałam. On naprawdę mnie kocha. Głupi albo naiwny... pewnie i to i to...
Naglę przypominało mi się co mam jeszcze w torbie. Od razu poprawił mi się humor.
- Czekaj jeszcze ma tu coś...- uśmiechałem się do zdziwionego basiora i wzięłam torebkę. Chwilę pogrzebałam i wyciągnęłam pudełko... ech z zimnym spaghetti. „ Podgrzeje się palniki”- pomyślałam. Wyciągnęłam też butelkę coli zaraz po tym wyciągnęłam... kieliszki ….. przeklęty palnik zbił jeden kieliszek. Myślałam chwilę trzymając pęknięty kieliszek w łapie.
- A co tam- rzuciłam kieliszki za siebie i wyciągnęłam plastikowe.- może nie jest to romantyczne, ale … zapraszam cię na randkę- wydukałam.
< Hoodo? ;3>
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Od Tamorayna ,,Zakochana siostra cz.3" (cd. Solaris)
-Muszę jej powiedzieć. Prędzej,czy później i tak to zrobię. Nie potrafię kłamać-oświadczyłem.-I rozumiem,co czujesz-dodałem.
Westchnął teatralnie.
-Rozumieć nie możesz. Idź. Zapewniam cię,że ci wybaczy-powiedział Solaris
-To się jeszcze okaże-rzuciłem i wyszedłem z jaskini.
**************
Wróciłem po pół godziny. Ogon ciągnąłem po ziemi,a nosem prawie dotykałem podłoża. Wszedłem do jaskini i usiadłem ciężko. Byłem załamany.
-I jak poszło?-zapytał Alfa.
-Nie widać?-mój głos ociekał sarkazmem.-Wkurzyła się i to jak...
-Przejdzie jej, zobaczysz. Wkrótce się pogodzicie-starał się mnie pocieszyć.
-Nie wierzę w to jakoś. Wybiegła zapłakana. To już mnie dobiło. A jest jeszcze jej koń... Ten to nie spocznie,dopóki mnie nie zabije.
-Tego nie zrobi. Wierz mi. Mimo,że jest taki...wojowniczy,to Firnen go na ciebie nie pośle. Sun też tego nie zrobi. A poza tym wiesz dokąd pobiegła?
-Chyba w stronę Kryształowej Jaskini. Czemu pytasz?-zerknąłem na niego uważnie.-Po co ci ta informacja?
-Tak tylko. Dobrze,że nie skierowała się do Mrocznego Lasu. Jeśli ktoś tam idzie w takich sytuacjach, to po to żeby-urwał i przejechał palcem po gardle.
Odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej się nie zabije. Po chwili ciszy odezwałem się:
-Idę jej poszukać.
-Nie-powiedział Solaris. Spojrzałem na ego pytająco.-Daj jej ochłonąć. Może wyślę szpiegów,albo sam pójdę.
-A czemu ja nie mogę?-rzuciłem bojowo.
-Bo jest na ciebie zła,a znając życie jest z nią Five. Pewnie się domyślasz,że on by cię...
-Tak,wiem. Domyślam się.-przerwałem mu.-To kogo wysyłasz? A może sam idziesz?
<Solaris? Możesz mu pocisnąć XD. Zrobił się wkurzony>
Westchnął teatralnie.
-Rozumieć nie możesz. Idź. Zapewniam cię,że ci wybaczy-powiedział Solaris
-To się jeszcze okaże-rzuciłem i wyszedłem z jaskini.
**************
Wróciłem po pół godziny. Ogon ciągnąłem po ziemi,a nosem prawie dotykałem podłoża. Wszedłem do jaskini i usiadłem ciężko. Byłem załamany.
-I jak poszło?-zapytał Alfa.
-Nie widać?-mój głos ociekał sarkazmem.-Wkurzyła się i to jak...
-Przejdzie jej, zobaczysz. Wkrótce się pogodzicie-starał się mnie pocieszyć.
-Nie wierzę w to jakoś. Wybiegła zapłakana. To już mnie dobiło. A jest jeszcze jej koń... Ten to nie spocznie,dopóki mnie nie zabije.
-Tego nie zrobi. Wierz mi. Mimo,że jest taki...wojowniczy,to Firnen go na ciebie nie pośle. Sun też tego nie zrobi. A poza tym wiesz dokąd pobiegła?
-Chyba w stronę Kryształowej Jaskini. Czemu pytasz?-zerknąłem na niego uważnie.-Po co ci ta informacja?
-Tak tylko. Dobrze,że nie skierowała się do Mrocznego Lasu. Jeśli ktoś tam idzie w takich sytuacjach, to po to żeby-urwał i przejechał palcem po gardle.
Odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej się nie zabije. Po chwili ciszy odezwałem się:
-Idę jej poszukać.
-Nie-powiedział Solaris. Spojrzałem na ego pytająco.-Daj jej ochłonąć. Może wyślę szpiegów,albo sam pójdę.
-A czemu ja nie mogę?-rzuciłem bojowo.
-Bo jest na ciebie zła,a znając życie jest z nią Five. Pewnie się domyślasz,że on by cię...
-Tak,wiem. Domyślam się.-przerwałem mu.-To kogo wysyłasz? A może sam idziesz?
<Solaris? Możesz mu pocisnąć XD. Zrobił się wkurzony>
Od Snow'a "Moc Amuletu cz3 The End"
-Umiem już prawię wszystko... Został mi ostatni sopelek...-powiedziałem do Reindeera
-I jak chcesz go wykorzystać?
-Wiem! Chcę uleczać ludzi!
Reindeer popatrzył się na mnie.
-Uleczać ŚNIEGIEM?!
-Tak śniegiem! To możliwe naucz mnie!
Reindeer znalazł szkło i skaleczył się.
-Co robisz?!
-Teraz możesz kogoś uleczyć...
-Jak?
-Weź śnieg i przyłóż do rany.
Zrobiłem tak jak mówił Reindeer. Udało się!
-No to teraz jesteś mistrzem Śniegu-powiedział Reindeer
-I jak chcesz go wykorzystać?
-Wiem! Chcę uleczać ludzi!
Reindeer popatrzył się na mnie.
-Uleczać ŚNIEGIEM?!
-Tak śniegiem! To możliwe naucz mnie!
Reindeer znalazł szkło i skaleczył się.
-Co robisz?!
-Teraz możesz kogoś uleczyć...
-Jak?
-Weź śnieg i przyłóż do rany.
Zrobiłem tak jak mówił Reindeer. Udało się!
-No to teraz jesteś mistrzem Śniegu-powiedział Reindeer
Od Snow'a "Ostatnie dni... cz2"
-No dobrze... umiesz już 2 moce-powiedział Reindeer-to może teraz coś z lodem?
-Super!-powiedziałem i wybiegłem z jaskini
Dla Reindeer'a się nie spieszyło... Poczekałem na niego z 20 minut a on dopiero
wtedy wyszedł.
-Zaczynajmy!-powiedziałem
-Dobrze. Nauczę cię jak zamrozić wodę
Podeszliśmy do jeziorko. Skupiłem się na wodzie. Zacząłem lekko dmuchać, jednym ciągiem.
-Dobrze... Przestań.-mówił Ren-Dmuchnij mocniej, zimniej!
Starałem się nie wkurzać. Reindeer to dobry nauczyciel, ale jest też mistrzem denerwowania.
No i w końcu umie czytać w myślach... Udało się, zamroziłem wodę!
-Teraz ukształtuj coś w lodzie.
Było jeszcze kilka takich poleceń. Przenieś lód, schowaj, telekinezuj...
-Super!-powiedziałem i wybiegłem z jaskini
Dla Reindeer'a się nie spieszyło... Poczekałem na niego z 20 minut a on dopiero
wtedy wyszedł.
-Zaczynajmy!-powiedziałem
-Dobrze. Nauczę cię jak zamrozić wodę
Podeszliśmy do jeziorko. Skupiłem się na wodzie. Zacząłem lekko dmuchać, jednym ciągiem.
-Dobrze... Przestań.-mówił Ren-Dmuchnij mocniej, zimniej!
Starałem się nie wkurzać. Reindeer to dobry nauczyciel, ale jest też mistrzem denerwowania.
No i w końcu umie czytać w myślach... Udało się, zamroziłem wodę!
-Teraz ukształtuj coś w lodzie.
Było jeszcze kilka takich poleceń. Przenieś lód, schowaj, telekinezuj...
Od Snow'a "Ostatnie dni... cz1"
Wróciłem ze szkoły. W jaskini był Reindeer i czytał jakąś gazetę...
-Co czytasz?-powiedziałem i rzuciłem plecak na łóżko
Usiadłem obok niego.
-Wiedziałeś, że od Lutego będzie trzeba szczepić Towarzyszy?
-Nie... Co piszą?
-"Od jakiegoś czasu myślę, że... Towarzysza może mieć każdy, co od razu dołączy do watahy,
a połowa nawet nie pisze o nim wzmianki w opowiadaniach. Rozumiem, inni mogą się burzyć, ale to mój wybór.
OD TEGO CZASU TOWARZYSZA MOŻE MIEĆ KAŻDY KTO TYLKO GO KUPI - W MAGICZNYM SKLEPIE.
Do wieczora powinien być w nim Eliskir - Expecto Patronum (czyli.po łać, czekam na towarzysza/patronusa).
Po jego wypiciu wilk w ciągu 3 dni ma odnaleźć go jakiegoś. I jeszcze jedno. Ten co ma towarzysza będzie musiał
płacić dla niego ZASTRZYKI. To wprowadzę dopiero na początku lutego, ale już mówię.
Ten wilk który ma towarzysza, będzie musiał płacić mu za zastrzyk 25 MT.
Jak nie będzie miał co 2 tygodnie odbytych zastrzyków (minimum.nie będzie miał 2 zastrzyków), towarzysza usuwam."-przeczytał Reindeer
-Ale ja cię nie oddam!-krzyknąłem
-Mamy jeszcze 6 dni na bycie razem.-powiedział Ren
-Naucz mnie korzystatnia z Amuletu!
-Co czytasz?-powiedziałem i rzuciłem plecak na łóżko
Usiadłem obok niego.
-Wiedziałeś, że od Lutego będzie trzeba szczepić Towarzyszy?
-Nie... Co piszą?
-"Od jakiegoś czasu myślę, że... Towarzysza może mieć każdy, co od razu dołączy do watahy,
a połowa nawet nie pisze o nim wzmianki w opowiadaniach. Rozumiem, inni mogą się burzyć, ale to mój wybór.
OD TEGO CZASU TOWARZYSZA MOŻE MIEĆ KAŻDY KTO TYLKO GO KUPI - W MAGICZNYM SKLEPIE.
Do wieczora powinien być w nim Eliskir - Expecto Patronum (czyli.po łać, czekam na towarzysza/patronusa).
Po jego wypiciu wilk w ciągu 3 dni ma odnaleźć go jakiegoś. I jeszcze jedno. Ten co ma towarzysza będzie musiał
płacić dla niego ZASTRZYKI. To wprowadzę dopiero na początku lutego, ale już mówię.
Ten wilk który ma towarzysza, będzie musiał płacić mu za zastrzyk 25 MT.
Jak nie będzie miał co 2 tygodnie odbytych zastrzyków (minimum.nie będzie miał 2 zastrzyków), towarzysza usuwam."-przeczytał Reindeer
-Ale ja cię nie oddam!-krzyknąłem
-Mamy jeszcze 6 dni na bycie razem.-powiedział Ren
-Naucz mnie korzystatnia z Amuletu!
Od Snow'a "Mroczny Las cz3 The End"
-Snow? Co ty tu robisz?-powiedziała Lumia
-Cze..cześć Lumia...-zacząłem ale zobaczyłem, że Gloire biegnie w moją stronę
-Cześć Gloire...-powiedziałem
-Cześć. Przepraszam za to co się stało
-Nie szkodzi - w końcu do mnie wróciłeś.
-To już lepiej idźcie-powiedziała Lumia i odeszła z Hoodoo
Wychodziliśmy z Mrocznego Lasu.
-Gdzie jest Lutin?-zapytałem Gloire
-Powiedziałem mu, że do ciebie wracam a on chyba się na mnie obraził...
Weszliśmy na teren szkoły. Lutin jak zwykle zwisał z drzewa.
-O jesteście!-powiedział jakgdyby nigdy nic
-No jesteśmy...-powiedziałem z Gloire
Lutin zszedł z drzewa.
-Wybaczę ci...Pokój?
-No dobra. Pokój-powiedział Lutin
Odeszłem do swojej jaskini.
-Cze..cześć Lumia...-zacząłem ale zobaczyłem, że Gloire biegnie w moją stronę
-Cześć Gloire...-powiedziałem
-Cześć. Przepraszam za to co się stało
-Nie szkodzi - w końcu do mnie wróciłeś.
-To już lepiej idźcie-powiedziała Lumia i odeszła z Hoodoo
Wychodziliśmy z Mrocznego Lasu.
-Gdzie jest Lutin?-zapytałem Gloire
-Powiedziałem mu, że do ciebie wracam a on chyba się na mnie obraził...
Weszliśmy na teren szkoły. Lutin jak zwykle zwisał z drzewa.
-O jesteście!-powiedział jakgdyby nigdy nic
-No jesteśmy...-powiedziałem z Gloire
Lutin zszedł z drzewa.
-Wybaczę ci...Pokój?
-No dobra. Pokój-powiedział Lutin
Odeszłem do swojej jaskini.
niedziela, 25 stycznia 2015
Od Andrei ,,Czarne serce cz.2" (cd. Kaigy)
-Ciekawe...ciekawe-powiedziałam.-Takiego raczej nie zapomnę
-Mhm..wielu tak mówi...-odparł Kaigy.
-Oj rozchmurz się-powiedziałam.
Basior westchnął. Popatrzyłam na niego. Chciałam mu jakoś pomóc.
-A czemu w ogóle tak spadałaś?-zaczął nowy temat.
-Emm-podrapałam się zawstydzona.-To przez mojego towarzysza.
-Co? To on cię strąca ze wzgórz?-zapytał.
-E...nie! To był wypadek-przyznałam.
Wtedy nadbiegł Foxy-mój towarzysz.Zatrzymał się, kiedy zobaczył, że nic mi nie jest. Odetchnął z ulgą, wydał z siebie ,,okrzyk" radości i przytulił mnie. Kaigy przyglądał mu się.
-To twój towarzysz?-zapytał ze zdziwiona miną.
-No tak-odpowiedziałam z uśmiechem i pogłaskałam lisa.-Nie myślałeś o załatwieniu sobie?
-E tam-machnął łapą.-to kosztuje.
-Ale jakbyś dobrał go mądrze, to byłby twoim przyjacielem do końca. A teraz nie mogę pozwolić opuścić watahy. Tutaj każdy jest potrzebny. Ty włącznie.
Po tych słowach razem z Foxym wzięliśmy go z powrotem na tereny watahy.
<Kaigy? Jakby co mogę kontynuować następne ;)>
-Mhm..wielu tak mówi...-odparł Kaigy.
-Oj rozchmurz się-powiedziałam.
Basior westchnął. Popatrzyłam na niego. Chciałam mu jakoś pomóc.
-A czemu w ogóle tak spadałaś?-zaczął nowy temat.
-Emm-podrapałam się zawstydzona.-To przez mojego towarzysza.
-Co? To on cię strąca ze wzgórz?-zapytał.
-E...nie! To był wypadek-przyznałam.
Wtedy nadbiegł Foxy-mój towarzysz.Zatrzymał się, kiedy zobaczył, że nic mi nie jest. Odetchnął z ulgą, wydał z siebie ,,okrzyk" radości i przytulił mnie. Kaigy przyglądał mu się.
-To twój towarzysz?-zapytał ze zdziwiona miną.
-No tak-odpowiedziałam z uśmiechem i pogłaskałam lisa.-Nie myślałeś o załatwieniu sobie?
-E tam-machnął łapą.-to kosztuje.
-Ale jakbyś dobrał go mądrze, to byłby twoim przyjacielem do końca. A teraz nie mogę pozwolić opuścić watahy. Tutaj każdy jest potrzebny. Ty włącznie.
Po tych słowach razem z Foxym wzięliśmy go z powrotem na tereny watahy.
<Kaigy? Jakby co mogę kontynuować następne ;)>
Od Andrei ,,Magiczna wyprawa cz.2" (cd. Desoto)
Jak zobaczyłam co zrobił Desoto podeszłam do nich i rozdzieliłam, bo już mieli się bić.
-Co wy robicie?!-warknęłam.-Mamy odzyskać dary bogini, a nie się tłuc między sobą!
-To on zaczął!-rzucił Kishan pokazując łapą na brata.
Desoto tylko warknął i odwrócił się. Kishan zrobił to samo.
-Macie podać sobie łapy! Teraz!-zagrzmiałam.
Z ociąganiem i niechęcią zrobili to. Westchnęłam i ruszyliśmy dalej. Po jakimś czasie dotarliśmy do sporawej podziemnej sali. W jej centrum znajdowało się drzewko ze złotym owocem. Było chude, lecz całkiem wysokie. Kishan (prawdopodobnie, żeby się popisać przykląkł pod owocem i zaproponował zrobienie piramidy. Desoto wgramolił się na niego. Ja weszłam na czubek naszej piramidy i zabrałam cel naszego pobytu tutaj. Jak to zrobiłam usłyszeliśmy huk. Droga, którą weszliśmy zawaliła się. Na szczęście otworzył się inny tunel. Weszliśmy w niego. Naszym oczom ukazała się rzeka. Znaleźliśmy najpłytszą część. Była szeroka, ale możliwa do przejścia. Szybkim krokiem zaczęliśmy przeprawę. Nagle z wody wynurzyły się jakby białe łyse małpy. Ruszyły do ataku z warczeniem.
-Kappa!-wrzasnął Kishan.
-Biegnijcie!-wykrzyknął Desoto.
Rzuciliśmy się do ucieczki. Kappa ruszyły za nami. Chłopcy byli nieco ode mnie szybsi. Nagle ten tunel również zaczął się walić. Kishan dostał kamieniem w głowę i utracił przytomność. Desoto przerzucił go przez prawe ramię. Nagle jedno z kappa złapało za tylną łapę i zaczęło ciągnąć do wody
-Na pomoc!-zawołałam.
Desoto zawrócił i dobył lewą łapą gada. Walnął z całej siły potwora, który mnie trzymał. Uderzył swą broną również kilka innych, które podchodziły. Padały trupem od razu. Pomógł mi wstać i uciekliśmy z tamtego korytarza akurat kiedy się zawalił. Odważny ten Desoto...uratował dzisiaj mnie i Kishana...
-Co wy robicie?!-warknęłam.-Mamy odzyskać dary bogini, a nie się tłuc między sobą!
-To on zaczął!-rzucił Kishan pokazując łapą na brata.
Desoto tylko warknął i odwrócił się. Kishan zrobił to samo.
-Macie podać sobie łapy! Teraz!-zagrzmiałam.
Z ociąganiem i niechęcią zrobili to. Westchnęłam i ruszyliśmy dalej. Po jakimś czasie dotarliśmy do sporawej podziemnej sali. W jej centrum znajdowało się drzewko ze złotym owocem. Było chude, lecz całkiem wysokie. Kishan (prawdopodobnie, żeby się popisać przykląkł pod owocem i zaproponował zrobienie piramidy. Desoto wgramolił się na niego. Ja weszłam na czubek naszej piramidy i zabrałam cel naszego pobytu tutaj. Jak to zrobiłam usłyszeliśmy huk. Droga, którą weszliśmy zawaliła się. Na szczęście otworzył się inny tunel. Weszliśmy w niego. Naszym oczom ukazała się rzeka. Znaleźliśmy najpłytszą część. Była szeroka, ale możliwa do przejścia. Szybkim krokiem zaczęliśmy przeprawę. Nagle z wody wynurzyły się jakby białe łyse małpy. Ruszyły do ataku z warczeniem.
-Kappa!-wrzasnął Kishan.
-Biegnijcie!-wykrzyknął Desoto.
Rzuciliśmy się do ucieczki. Kappa ruszyły za nami. Chłopcy byli nieco ode mnie szybsi. Nagle ten tunel również zaczął się walić. Kishan dostał kamieniem w głowę i utracił przytomność. Desoto przerzucił go przez prawe ramię. Nagle jedno z kappa złapało za tylną łapę i zaczęło ciągnąć do wody
-Na pomoc!-zawołałam.
Desoto zawrócił i dobył lewą łapą gada. Walnął z całej siły potwora, który mnie trzymał. Uderzył swą broną również kilka innych, które podchodziły. Padały trupem od razu. Pomógł mi wstać i uciekliśmy z tamtego korytarza akurat kiedy się zawalił. Odważny ten Desoto...uratował dzisiaj mnie i Kishana...
Od Hoodoo ,,Trochę zabawy cz.8" (cd. Lumia)
Westchnąłem. Popatrzyłem niemrawo na obróżkę i smycz, które trzymał Lumia. Pomyślałem, że to trochę obciachowe, ale zaraz potem wyprostowałem się. Kogo obchodzi zdanie innych? Na pewno nie mnie. Dla tej bogini jestem gotowy na wszystko.
-Jak sobie życzysz... -powiedziałem telepatycznie skłaniając głowę w geście szacunku.
-No dobrze-zaśmiała się Lumia i założyła mi obrożę. Weszliśmy do miasta. Zastanawiałem się, jak psy ludzi wytrzymują tak cały czas. Nagle minęliśmy się z kilkoma dziewczynami. Zrozumiałem, że to nie ja mam źle. Jedna z nich miała psa w torebce, a inna prowadziła psa ubranego w różowy sweterek, a pies trzeciej miał mega dziwne fryzury. Lumia popatrzyła na mnie uśmiechnięta znacząco, jakby chciała powiedzieć ,,I co? Tak ci źle?". Szliśmy dalej. Miasto było bardzo głośnym miejscem. Myślę, że wolę otwarte przestrzenie. Gdyby nie obecność Lumi wróciłbym jak najszybciej na tereny watahy.
<Lumia? Sorki, że mało...to ty planujesz pobyt>
-Jak sobie życzysz... -powiedziałem telepatycznie skłaniając głowę w geście szacunku.
-No dobrze-zaśmiała się Lumia i założyła mi obrożę. Weszliśmy do miasta. Zastanawiałem się, jak psy ludzi wytrzymują tak cały czas. Nagle minęliśmy się z kilkoma dziewczynami. Zrozumiałem, że to nie ja mam źle. Jedna z nich miała psa w torebce, a inna prowadziła psa ubranego w różowy sweterek, a pies trzeciej miał mega dziwne fryzury. Lumia popatrzyła na mnie uśmiechnięta znacząco, jakby chciała powiedzieć ,,I co? Tak ci źle?". Szliśmy dalej. Miasto było bardzo głośnym miejscem. Myślę, że wolę otwarte przestrzenie. Gdyby nie obecność Lumi wróciłbym jak najszybciej na tereny watahy.
<Lumia? Sorki, że mało...to ty planujesz pobyt>
Od Snow'a "Mroczny Las cz3 The End"
-Snow? Co ty tu robisz?-powiedziała Lumia
-Cze..cześć Lumia...-zacząłem ale zobaczyłem, że Gloire biegnie w moją stronę
-Cześć Gloire...-powiedziałem
-Cześć. Przepraszam za to co się stało
-Nie szkodzi - w końcu do mnie wróciłeś.
-To już lepiej idźcie-powiedziała Lumia i odeszła z Hoodoo
Wychodziliśmy z Mrocznego Lasu.
-Gdzie jest Lutin?-zapytałem Gloire
-Powiedziałem mu, że do ciebie wracam a on chyba się na mnie obraził...
Weszliśmy na teren szkoły. Lutin jak zwykle zwisał z drzewa.
-O jesteście!-powiedział jakgdyby nigdy nic
-No jesteśmy...-powiedziałem z Gloire
Lutin zszedł z drzewa.
-Wybaczę ci...Pokój?
-No dobra. Pokój-powiedział Lutin
Odeszłem do swojej jaskini.
sobota, 24 stycznia 2015
od Miranda"Rozerwane załatane cz.2" (cd.Taravia lub End)
Podniosłem się z ziemi. Kolana mi strzyknęły.
-To, gdzie chciałabyś pójśc?
-Ty mnie zaprosiłeś, więc ty powinieneś wybrać.
-Daj mi chwile, ułożę plam. Może najpierw tu...a potem tu...i na koniec tu...Ok! Choć za mną.
Poprowadziłem Taravię w stronę małej rzecki w Zielonym Lesie.
**************
Scigaliśmy się. Jako chłopak musiałem dać jej wygrać, ale nie starałem się zbytnio, ponieważ była bardzo szybka. Kiedy dotarliśmy na miejsce wskoczyłem do łódki.
-Płyniesz? - zapytałem. Taravia weszła za mną i odpłynęliśmy od brzegu. Rozmawialiśmy, opowiadaliśmy sobie żarty itp. Nagle zobaczyłem, że Taravia siędo mnie zbliża z zamkniętymi oczami. Ja też swoje zmknąłem i czekałem. Jednak wadera nie pocałowała mnie tylko wepcheła do wody. Była znośna. Wdrapałem się odrobinę na łódkę i wciągnąłem Taravię do wody. Roześmialiśmy się. Podpłynęła do mnie i chwyciła się mojej szyji.
-Teraz mnie wyciągnij - powiedziała. Popatrzyłem się na nią, ale miała stanowczą minę. Chwyciłem ją i podpłynąłem znią do brzegu, a następnie wyciągnąłem z wody i położyłem na trawie.
-Mam ci teraz zrobić usta-usta?
-Jak tm chcesz.
Zbliżyłem się do niej, ale znowu dałem się nabrać. Powaliła mnie na ziemię i znalazłem się podnią. Mokre włosy zasłoniły jej oczy. Zmuchnęła je tak, że woda ściekła mi na pysk. Strząsnąłem ją i pocałowałem Taravię.
-To, gdzie teraz?
-Możemy isć do Zamku Królewskiego, jeżeli się nie boisz.
-Nie boję się, a zawsze możesz mnie uratować - zaśmiała się.
Poszlismy do zamku. W nocy wyglądał naprawdę fanie! Zwiedziliśmy wszystkie komnaty, a potem wyszliśmy na taras. Zobaczyliśmy ładny widok. Spojrzałem się na księżyc i zawyłem do niego, Taravia przyłączyła się do mnie.
-Czas coś zjeśc! Choćmy do mojej jaskini.
***********
Gdy weszliśmy do środka powiedziałem Taravi byzachowywała się cicho żeby nie obudzić Okuyji i Hoodoo'a. Poszła do mojej częsci jaskini. Wziąłem koszyk piknikowy, jedzenie, coś do picia i koc. Tarvia czekała na mnie siedząc na łóżku.
-Idziemy? - zapytała szeptem.
-Już wszystko mam, co potrzebujemy. Teraz możemy iść do Żółtego Lasu.
-Żółtego? Myslałam, że na randki chodzi się do Różowego.
-Później zobaczysz dlaczego tam idziemy. Na razie choćmy zrobić sobie piknik.
Wyszliśmy pop cichu i udalismy się do Żółtego Lasu. Gdy dotarlismy na miejsce, rozłożyłem koc i wypakowałem jedzenie z koszyka. Kiedy sie najedliśmy położylismy się na ziemi i wpatrywalismy się w gwiazdy.
-Zawsze, kiedy patrzę na gwiazdy szukam Małego Wozu - powiedziałem. - Duży bardzo łatwo znależć.
-Znasz się na astologi?
-Nie. Ale lubię patrzeć się na niebo. Jest takie bezkresne.
-A widziałeś to? - pokazała na księżyc.
-Co ty? Nigdy nie widziałaś księżyca w pełni?
-Nie oto chodzi. Przyjrzyj mu się. Nie widzisz tam sylwetki wilka?
-Żeczywiście wygląda jak wilk. I co z tego?
-To, że to jest Artemis.
-Kto?
-Artemis, brat Solarisa. Został wygnany przez niego na księżyc.
-Skąd to wiesz?
-Nieważne. Chyba się chwilę prześpię. Nie przeszkadza ci to?
-Nie. Spij, spij, spokojnie.
Zasnęła. Wyglądała tak słodko! Przysunąłem się do niej i objałem ją. Nawet nie wiem kiedy ja zasnąłem. Obudziłem się przed wschodem słońca.
-Tarvia, wstawaj! Wstań, bo się spuźnimy.
-Dzisiaj jest sobota - wymruczała. - Nie idziemy do szkoły.
-Nie chodzi mi o szkołę, tylko o wschód slońca - szturchnałem ją. - Wstań wreszcie!
-No dobra - poniosła się. - Ale za karę masz mnie nieść.
Zebraliśmy szybko rzeczy, wziąłem Taravię na barana i poszedłem na najwyższy pagórek. Zdążyliśmy! Słońce powoli zalewało całą okolice światłem. Cały teren watahy był wspaniale oświetlony.
-Nie mówiłem, że będzie ładnie?
-Miałeś rację, przyznaję. Ale masz też pecha, bo mam znacznie lepszy widok od ciebie!
-Chcesz już wracać? - zapytałem.
-Jeszcze chwilę...Dobra możemy wracać, ale dalej masz mnie nieść.
Zaniosłem Taravię, aż do wejścia do jej jaskini. Pocałowała mnie w policzek.
-Było fajnie. Następnym razem ja wybieram miejsca, oki?
-Dobrze, miłych snów.
-Tobie też.
<Taravia? Jeśli chcesz to możesz zacząć nowe op>
-To, gdzie chciałabyś pójśc?
-Ty mnie zaprosiłeś, więc ty powinieneś wybrać.
-Daj mi chwile, ułożę plam. Może najpierw tu...a potem tu...i na koniec tu...Ok! Choć za mną.
Poprowadziłem Taravię w stronę małej rzecki w Zielonym Lesie.
**************
Scigaliśmy się. Jako chłopak musiałem dać jej wygrać, ale nie starałem się zbytnio, ponieważ była bardzo szybka. Kiedy dotarliśmy na miejsce wskoczyłem do łódki.
-Płyniesz? - zapytałem. Taravia weszła za mną i odpłynęliśmy od brzegu. Rozmawialiśmy, opowiadaliśmy sobie żarty itp. Nagle zobaczyłem, że Taravia siędo mnie zbliża z zamkniętymi oczami. Ja też swoje zmknąłem i czekałem. Jednak wadera nie pocałowała mnie tylko wepcheła do wody. Była znośna. Wdrapałem się odrobinę na łódkę i wciągnąłem Taravię do wody. Roześmialiśmy się. Podpłynęła do mnie i chwyciła się mojej szyji.
-Teraz mnie wyciągnij - powiedziała. Popatrzyłem się na nią, ale miała stanowczą minę. Chwyciłem ją i podpłynąłem znią do brzegu, a następnie wyciągnąłem z wody i położyłem na trawie.
-Mam ci teraz zrobić usta-usta?
-Jak tm chcesz.
Zbliżyłem się do niej, ale znowu dałem się nabrać. Powaliła mnie na ziemię i znalazłem się podnią. Mokre włosy zasłoniły jej oczy. Zmuchnęła je tak, że woda ściekła mi na pysk. Strząsnąłem ją i pocałowałem Taravię.
-To, gdzie teraz?
-Możemy isć do Zamku Królewskiego, jeżeli się nie boisz.
-Nie boję się, a zawsze możesz mnie uratować - zaśmiała się.
Poszlismy do zamku. W nocy wyglądał naprawdę fanie! Zwiedziliśmy wszystkie komnaty, a potem wyszliśmy na taras. Zobaczyliśmy ładny widok. Spojrzałem się na księżyc i zawyłem do niego, Taravia przyłączyła się do mnie.
-Czas coś zjeśc! Choćmy do mojej jaskini.
***********
Gdy weszliśmy do środka powiedziałem Taravi byzachowywała się cicho żeby nie obudzić Okuyji i Hoodoo'a. Poszła do mojej częsci jaskini. Wziąłem koszyk piknikowy, jedzenie, coś do picia i koc. Tarvia czekała na mnie siedząc na łóżku.
-Idziemy? - zapytała szeptem.
-Już wszystko mam, co potrzebujemy. Teraz możemy iść do Żółtego Lasu.
-Żółtego? Myslałam, że na randki chodzi się do Różowego.
-Później zobaczysz dlaczego tam idziemy. Na razie choćmy zrobić sobie piknik.
Wyszliśmy pop cichu i udalismy się do Żółtego Lasu. Gdy dotarlismy na miejsce, rozłożyłem koc i wypakowałem jedzenie z koszyka. Kiedy sie najedliśmy położylismy się na ziemi i wpatrywalismy się w gwiazdy.
-Zawsze, kiedy patrzę na gwiazdy szukam Małego Wozu - powiedziałem. - Duży bardzo łatwo znależć.
-Znasz się na astologi?
-Nie. Ale lubię patrzeć się na niebo. Jest takie bezkresne.
-A widziałeś to? - pokazała na księżyc.
-Co ty? Nigdy nie widziałaś księżyca w pełni?
-Nie oto chodzi. Przyjrzyj mu się. Nie widzisz tam sylwetki wilka?
-Żeczywiście wygląda jak wilk. I co z tego?
-To, że to jest Artemis.
-Kto?
-Artemis, brat Solarisa. Został wygnany przez niego na księżyc.
-Skąd to wiesz?
-Nieważne. Chyba się chwilę prześpię. Nie przeszkadza ci to?
-Nie. Spij, spij, spokojnie.
Zasnęła. Wyglądała tak słodko! Przysunąłem się do niej i objałem ją. Nawet nie wiem kiedy ja zasnąłem. Obudziłem się przed wschodem słońca.
-Tarvia, wstawaj! Wstań, bo się spuźnimy.
-Dzisiaj jest sobota - wymruczała. - Nie idziemy do szkoły.
-Nie chodzi mi o szkołę, tylko o wschód slońca - szturchnałem ją. - Wstań wreszcie!
-No dobra - poniosła się. - Ale za karę masz mnie nieść.
Zebraliśmy szybko rzeczy, wziąłem Taravię na barana i poszedłem na najwyższy pagórek. Zdążyliśmy! Słońce powoli zalewało całą okolice światłem. Cały teren watahy był wspaniale oświetlony.
-Nie mówiłem, że będzie ładnie?
-Miałeś rację, przyznaję. Ale masz też pecha, bo mam znacznie lepszy widok od ciebie!
-Chcesz już wracać? - zapytałem.
-Jeszcze chwilę...Dobra możemy wracać, ale dalej masz mnie nieść.
Zaniosłem Taravię, aż do wejścia do jej jaskini. Pocałowała mnie w policzek.
-Było fajnie. Następnym razem ja wybieram miejsca, oki?
-Dobrze, miłych snów.
-Tobie też.
<Taravia? Jeśli chcesz to możesz zacząć nowe op>
Od Jo "Poznawanie Watahy cz1" (cd. Solaris)
Jeszcze trenowałam latanie jako wilk, i pewnie bym spadła więc leciałam z Solaris'em jako sowa.
-To gdzie są jaskinię?-zapytałam go
-Leć za mną-powiedział wilk
Zatrzymaliśmy się przy różowym, świecącym tunelu. Szliśmy przez niego. Zamieniłam się w wilka.
-Tu mieszkam ja, tu moja rodzina-mówił Solaris cały czas idąc-tu Biała, Jerome, Arya, Mid,Night...
-Gdzie mogę zamieszkać?-zapytałam
-A chcesz mieszkać sama, z kimś, mieć dużą jaskinię czy małą?-powiedział
-Dużą i najlepiej z małą ilością wilków...-powiedziałam
-To będzie ta.-powiedział wilk-mieszka tu tylko Tsune, szczeniak. Jaskinia nr 22!
-Dobra. Pokażesz mi jeszcze jakieś ważne obiekty?
-Już nic takiego nie ma. Jeśli chcesz możemy tak sobie pochodzić...
-Okej...-powiedziałam
Szliśmy przez różne miejsca, łąki, parki, lasy, plaże a Solaris mi o wszystkim opowiadał.
-Masz jakąś rodzinę-zapytałam go i zrobiłam facepalm'a (przecież mówił, że ma)
-Tak mam. Mój ociec to Octavius, Matka Eglantine. Mam jeszcze dwie siostry. Livia jest...dobra, a Lumia mnie znienawidziła...-powiedział Solaris
-Dlaczego? Jeśli mogę spytać?
Zatrzymaliśmy się.
-Lubiła tylko Artemis'a ale on odszedł.-powiedział wilk patrząc na niebo-może jak będzie pełnia pokaże ci o co chodzi.
Doszliśmy do jakiegoś zamku. Weszliśmy do niego a Solaris pokazał mi przepiękny widok z tarasu.
-A przypomniało mi się! Pokaże ci miejsca zakazane. Wiem, że zakazany owoc smakuje najlepiej ale gdybym cię nie ostrzegł mogła byś nie wrócić. Pewnie i tak będzie cię kusiło...
-Chodźmy.
Najpierw poszliśmy do lasu widm.
- Las Widm w dzień jest normalnym lasem, ale w nocy jak tam wejdziesz już nigdy nie wrócisz. Klątwę rzucił mój brat Artemis.
Później poszliśmy do jakiś złotych schodów. Wyglądały pięknie! Chciałam na nie wejść.
-Nie wchodź! Schody wyglądają normalnie, ale jak się przekroczy ostatni ich stopień wilk zmienia się w sztabkę złota!
Zdjęłam łapę ze schodka. A teraz poszliśmy do jakiegoś bajorka. Nie wyglądało za ładnie.
-Jezioro Cieni kiedyś było zamieszkiwane przez miłe i pomocne istoty pod wpływem rzuconej klątwy przez Artemis'a zmieniło się w potwornie mroczne miejsce gdzie mieszkańcy jeziora zamienieni w cienie wędrują po tafli wody wciągając i topiąc zabłąkane tam wilki.Nie wielu stamtąd powróciło. Lepiej tu nie pływaj.
-Pokażesz mi coś jeszcze?-zapytałam wilka
<Solaris? >
-To gdzie są jaskinię?-zapytałam go
-Leć za mną-powiedział wilk
Zatrzymaliśmy się przy różowym, świecącym tunelu. Szliśmy przez niego. Zamieniłam się w wilka.
-Tu mieszkam ja, tu moja rodzina-mówił Solaris cały czas idąc-tu Biała, Jerome, Arya, Mid,Night...
-Gdzie mogę zamieszkać?-zapytałam
-A chcesz mieszkać sama, z kimś, mieć dużą jaskinię czy małą?-powiedział
-Dużą i najlepiej z małą ilością wilków...-powiedziałam
-To będzie ta.-powiedział wilk-mieszka tu tylko Tsune, szczeniak. Jaskinia nr 22!
-Dobra. Pokażesz mi jeszcze jakieś ważne obiekty?
-Już nic takiego nie ma. Jeśli chcesz możemy tak sobie pochodzić...
-Okej...-powiedziałam
Szliśmy przez różne miejsca, łąki, parki, lasy, plaże a Solaris mi o wszystkim opowiadał.
-Masz jakąś rodzinę-zapytałam go i zrobiłam facepalm'a (przecież mówił, że ma)
-Tak mam. Mój ociec to Octavius, Matka Eglantine. Mam jeszcze dwie siostry. Livia jest...dobra, a Lumia mnie znienawidziła...-powiedział Solaris
-Dlaczego? Jeśli mogę spytać?
Zatrzymaliśmy się.
-Lubiła tylko Artemis'a ale on odszedł.-powiedział wilk patrząc na niebo-może jak będzie pełnia pokaże ci o co chodzi.
Doszliśmy do jakiegoś zamku. Weszliśmy do niego a Solaris pokazał mi przepiękny widok z tarasu.
-A przypomniało mi się! Pokaże ci miejsca zakazane. Wiem, że zakazany owoc smakuje najlepiej ale gdybym cię nie ostrzegł mogła byś nie wrócić. Pewnie i tak będzie cię kusiło...
-Chodźmy.
Najpierw poszliśmy do lasu widm.
- Las Widm w dzień jest normalnym lasem, ale w nocy jak tam wejdziesz już nigdy nie wrócisz. Klątwę rzucił mój brat Artemis.
Później poszliśmy do jakiś złotych schodów. Wyglądały pięknie! Chciałam na nie wejść.
-Nie wchodź! Schody wyglądają normalnie, ale jak się przekroczy ostatni ich stopień wilk zmienia się w sztabkę złota!
Zdjęłam łapę ze schodka. A teraz poszliśmy do jakiegoś bajorka. Nie wyglądało za ładnie.
-Jezioro Cieni kiedyś było zamieszkiwane przez miłe i pomocne istoty pod wpływem rzuconej klątwy przez Artemis'a zmieniło się w potwornie mroczne miejsce gdzie mieszkańcy jeziora zamienieni w cienie wędrują po tafli wody wciągając i topiąc zabłąkane tam wilki.Nie wielu stamtąd powróciło. Lepiej tu nie pływaj.
-Pokażesz mi coś jeszcze?-zapytałam wilka
<Solaris? >
piątek, 23 stycznia 2015
Od Jo "Dołączenie do watahy"
Obudziłam się. Zobaczyłam jakiś żółty las i góry. Nie wiedziałam co się stało. Ała... nie mogłam wstać, chyba miałam złamaną kostkę.
-Pomocy!-Krzyczałam jak tylko mogłam
W oddali na niebie zobaczyłam jakiegoś żółtego wilka z pomarańczowymi skrzydłami. No chyba tak wyglądał, jeszcze nie widziałam nic wyraźnie np. trawa wyglądała jak zielona farba plakatowa.
-Pomocy!-krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam
Wilk popatrzył się w moją stronę i w błyskawicznym tępię zaczął do mnie lecieć.
-Co ci się stało?-zapytał próbując pomóc
-Nie...wiem...-powiedziałam ledwo żyjąc-obudziłam się tu i nic nie pamiętam...ahhłeee
-Co jest?!-wilk prawie spanikował
-Nic...ja...ty...l..ko...
Zemdlałam. Kiedy się obudziłam widziałam lekarzy i wilka, który mi pomógł.
-Co...aaaaa-ziewnęłam-się stało?
-Zemdlałaś i zaniosłem cię do szpitala. Jestem Solaris. Masz jakąś watahę?-powiedział wilk
-Nie..niewiem. Jestem Jo (czyt. Dżo)
-Może byś chciała dołączyć do Watahy Zorzy Polarnej?
Zaczęłam widzieć wyraźniej. Wilk spodobał mi się.
-Pewnie-powiedziałam
Solaris zabrał mnie ze szpitala i pokazywał watahy.
-Pomocy!-Krzyczałam jak tylko mogłam
W oddali na niebie zobaczyłam jakiegoś żółtego wilka z pomarańczowymi skrzydłami. No chyba tak wyglądał, jeszcze nie widziałam nic wyraźnie np. trawa wyglądała jak zielona farba plakatowa.
-Pomocy!-krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam
Wilk popatrzył się w moją stronę i w błyskawicznym tępię zaczął do mnie lecieć.
-Co ci się stało?-zapytał próbując pomóc
-Nie...wiem...-powiedziałam ledwo żyjąc-obudziłam się tu i nic nie pamiętam...ahhłeee
-Co jest?!-wilk prawie spanikował
-Nic...ja...ty...l..ko...
Zemdlałam. Kiedy się obudziłam widziałam lekarzy i wilka, który mi pomógł.
-Co...aaaaa-ziewnęłam-się stało?
-Zemdlałaś i zaniosłem cię do szpitala. Jestem Solaris. Masz jakąś watahę?-powiedział wilk
-Nie..niewiem. Jestem Jo (czyt. Dżo)
-Może byś chciała dołączyć do Watahy Zorzy Polarnej?
Zaczęłam widzieć wyraźniej. Wilk spodobał mi się.
-Pewnie-powiedziałam
Solaris zabrał mnie ze szpitala i pokazywał watahy.
Od Lumii „Odkrycie i towarzystwo cz 6” (cd Andrea)
- ech... a co się stało?- zapytałam z obojętnością. Pięknie... jakaś wadera pyta się co się stało kiedyś tam. Mnie to nie obchodzi.
- Nie wiesz? Znalazłam w wąwozie poranionego smoka i...
- On żyje?!?
- Tak... masz z tym coś spólnego?- zamyśliłam się. Czy ona ma na myśli tego smoka z którym mój Hoody walczył? Nie powinien tego przeżyć. Przecież spadł... nie cierpię smoków.
- Nie nic nawet o tym nie wiedziałam- skłamałam
- Czyżby?- Andrea spojrzała na mię podejrzliwie.- słyszałam co zrobiłaś towarzyszowi Livii jesteś zdolna by sponiewierać tak dużego smoka.
- przyznaje nie lubię smoków, ale ja nic nie zrobiłam. Nawet nie wiem jak on wygląda. Daj mi spokój.
Odwróciłam się na pięcie i zostawiłam ją samą w lesie.
<Andrea?>
- Nie wiesz? Znalazłam w wąwozie poranionego smoka i...
- On żyje?!?
- Tak... masz z tym coś spólnego?- zamyśliłam się. Czy ona ma na myśli tego smoka z którym mój Hoody walczył? Nie powinien tego przeżyć. Przecież spadł... nie cierpię smoków.
- Nie nic nawet o tym nie wiedziałam- skłamałam
- Czyżby?- Andrea spojrzała na mię podejrzliwie.- słyszałam co zrobiłaś towarzyszowi Livii jesteś zdolna by sponiewierać tak dużego smoka.
- przyznaje nie lubię smoków, ale ja nic nie zrobiłam. Nawet nie wiem jak on wygląda. Daj mi spokój.
Odwróciłam się na pięcie i zostawiłam ją samą w lesie.
<Andrea?>
Od Andrei ,,Pięć nocy u Freddy'ego cz.1"
Szłam dróżką razem z moim towarzyszem. Ten dzień był naprawdę męczący... Tyle zabawy. Foxy'ego rozpierała dzisiaj energia, mimo, że używał jej niemało cały dzień. Byliśmy w śnieżnym lesie, który przypadł nam do gustu. Żeby szybciej dotrzeć do domu postanowiłam użyć innej drogi niż zwykle. Skręciłam w drugą stronę pewna, że tak będzie krócej. Ścieżka była wydeptana. Po jakimś czasie zebrałam nieco sił, więc wzięłam Foxy'ego na plecy i chciałam się zmienić w gryfa i polecieć do domu, ale stało się coś innego. Dokonałam przemiany, ale zamiast polecieć w górę ugięłam się pod ciężarem czegoś nieco większego ode mnie. Zrzuciłam to coś z siebie. Oniemiałam. Wyglądało podobnie do mojego lisa, ale było trochę jakby bardziej mechaniczne, mniej puszyste i było przystosowane do poruszania się na dwóch nogach. Popatrzyłam na siebie... Co się ze mną stało? Zamieniłam się w.. w CZŁOWIEKA!!! Miałam na sobie jakiś dwuczęściowy czarny kubrak, na tylnych łapach coś, co podobno nazywa się buty. Nie miałam też ogona, a moje przednie łapy zastąpiły ręce. Z trudem wstałam i spojrzałam jeszcze raz na coś co na mnie wcześniej siedziało. Olśniło mnie. Najwyraźniej Foxy też się zmienił. Pomogłam mu wstać. Zazgrzytał zębami i popatrzył na mnie, a potem na siebie.
-Tak, wiem...mnie też to dziwi.... -powiedziałam do towarzysza.
On powęszył trochę unosząc pysk. Zobaczył królika. Wydał z siebie dziwny dźwięk. Obłędnie pobiegł za nim. Nigdy nie potrafił się oprzeć zającom. Ruszyłam za moim lisem. Biegł przed siebie bez opamiętania. Popatrzyłam trochę dalej. Biegł w stronę miasta! Słyszałam o tym miejscu, ale nie byłam tam. Im bardziej zbliżaliśmy się do tamtego miejsca, ty przewaga odległości Foxy'ego rosła. Zaczęłam wołać za nim. To nic nie dało. Po jakimś czasie zmęczyłam się. ,,Jacy ci ludzie wolni"-pomyślałam. Straciłam mojego przyjaciela z oczu. Westchnęłam i usiadłam na kamieniu. Oddychałam ciężko. ,,Trzeba go znaleźć"-stwierdziłam. Spojrzałam na swoje odbicie w kałuży. Patrzyła na mnie niebiesko włosa dziewczyna o bladej skórze. W sumie nie wyglądałam tak źle...Wstałam i poszłam do miasta. Ile tam ludzi się kręciło! I starzy i młodzi. Każdy inny. Jak wilki. Nagle zauważyłam na ziemi notes Foxy'ego. Pewnie go zgubił. Podniosłam go. Leżał przy wejściu do jakiegoś budynku. Chyba pizzeri, czy coś w tym stylu, bo dostrzegłam sponiewierany plakat reklamowy. Było chyba na nim napisane ,,Freddy Fazbear's Pizza", lub coś w tym stylu.
CND
-Tak, wiem...mnie też to dziwi.... -powiedziałam do towarzysza.
On powęszył trochę unosząc pysk. Zobaczył królika. Wydał z siebie dziwny dźwięk. Obłędnie pobiegł za nim. Nigdy nie potrafił się oprzeć zającom. Ruszyłam za moim lisem. Biegł przed siebie bez opamiętania. Popatrzyłam trochę dalej. Biegł w stronę miasta! Słyszałam o tym miejscu, ale nie byłam tam. Im bardziej zbliżaliśmy się do tamtego miejsca, ty przewaga odległości Foxy'ego rosła. Zaczęłam wołać za nim. To nic nie dało. Po jakimś czasie zmęczyłam się. ,,Jacy ci ludzie wolni"-pomyślałam. Straciłam mojego przyjaciela z oczu. Westchnęłam i usiadłam na kamieniu. Oddychałam ciężko. ,,Trzeba go znaleźć"-stwierdziłam. Spojrzałam na swoje odbicie w kałuży. Patrzyła na mnie niebiesko włosa dziewczyna o bladej skórze. W sumie nie wyglądałam tak źle...Wstałam i poszłam do miasta. Ile tam ludzi się kręciło! I starzy i młodzi. Każdy inny. Jak wilki. Nagle zauważyłam na ziemi notes Foxy'ego. Pewnie go zgubił. Podniosłam go. Leżał przy wejściu do jakiegoś budynku. Chyba pizzeri, czy coś w tym stylu, bo dostrzegłam sponiewierany plakat reklamowy. Było chyba na nim napisane ,,Freddy Fazbear's Pizza", lub coś w tym stylu.
CND
Od Kaigy'ego ''Czarne serce cz.1'' (cd.Andrea)
Chodziłem lasami. Był to szczególnie mroczny las, miejsce gdzie często bywałem. Tak było bardzo często w moim życiu. Nic innego. Ciągle powtarzające się rzeczy.
- Może tak odejść i poszukać prawdziwych przygód?
Znudziło mi się już towarzystwo wilków, które omijają cię szerokim łukiem. Tak, dokładnie... Nikogo...Nie potrzebuję. Poradzę sobie sam, bez nikogo... Nagle potknąłem się o pień. Zleciałem z górki, pewnie bym zlatywał tak jeszcze długo, ale postawiłem siebie za pomocą magii na równe nogi i znowu ruszyłem do marszu. Celem były tereny watahy. By zniknąć niezauważony niczym cień. Zamknąłem oczy i pomyślałem o tutejszym dzieciństwie. Tyle wspomnień, lecz nie na takich wspaniałych i pięknych... Spojrzałem na księżyc.
- Bywaj przyjacielu - ukłoniłem się do księżyca, a on wypuścił z siebie spadającą gwiazdę.
Życzenia? to było przestarzałe i strasznie dziecinne. Życzenia do gwiazd... Jednak jeśli prawda?
- I tak nie mam co robić - wzruszyłem barkami. Nie wiem co mnie dziwnego opętało, ale NAPRAWDĘ pomyślałem o tym by spotkać...Zresztą nieważne. Powoli szedłem ku granicy. Dzielił mnie od niej jeden krok. Spojrzałem w tył, tereny watahy i przed siebie, nieskończenie przygody. Westchnąłem, i już miałem iść gdy coś na mnie wpadło. Czarna kulka z niebieską czupryną zaczęła się ze mną toczyć w kolejną dolinę. Zatrzymałem siebie i wilczycę za pomocą magii i położyłem ją na ziemię.
- Ufff... Przepraszam... Jestem Andrea - wadera podskoczyła.
- I tak mi nie jest t potrzebne, bo... Ja odchodzę
- Czemu?
- Sądzę że tu nie moje miejsce. Codziennie robię to sami, nie mam towarzystwa, mój najlepszy przyjaciel, który mnie rozumiał, siedzi na księżycu i nikt mu nie pomoże. W tej watasze kończy się moja rola.
- Bo nikt z tobą nie rozmawiał? SERIO - zaśmiała się.
- Tak, ale to nie gra roli
- Jak nie jak tak - oburzyła się.
- Nie odchodź z watahy, jak połowy wilków nie znasz... Zapewne...
- Jak, jak nawet jak przechodzę obok kogoś na ścieżce, to on nie reaguje i ma wszystko w nosie?! Jak powiedziałem raz komuś ''Dzień Dobry'' - starszemu wilkowi, on z nadąsaną miną odszedł. Bardzo fajna tolerancja...
- Nie przedstawiłeś się
- I tak zapomnisz moje imię...
- Nie zapomnę - spojrzała mi w oczy.
- No dobra, więc Kaigy. Kaigy Burnout...
<Andr?>
- Może tak odejść i poszukać prawdziwych przygód?
Znudziło mi się już towarzystwo wilków, które omijają cię szerokim łukiem. Tak, dokładnie... Nikogo...Nie potrzebuję. Poradzę sobie sam, bez nikogo... Nagle potknąłem się o pień. Zleciałem z górki, pewnie bym zlatywał tak jeszcze długo, ale postawiłem siebie za pomocą magii na równe nogi i znowu ruszyłem do marszu. Celem były tereny watahy. By zniknąć niezauważony niczym cień. Zamknąłem oczy i pomyślałem o tutejszym dzieciństwie. Tyle wspomnień, lecz nie na takich wspaniałych i pięknych... Spojrzałem na księżyc.
- Bywaj przyjacielu - ukłoniłem się do księżyca, a on wypuścił z siebie spadającą gwiazdę.
Życzenia? to było przestarzałe i strasznie dziecinne. Życzenia do gwiazd... Jednak jeśli prawda?
- I tak nie mam co robić - wzruszyłem barkami. Nie wiem co mnie dziwnego opętało, ale NAPRAWDĘ pomyślałem o tym by spotkać...Zresztą nieważne. Powoli szedłem ku granicy. Dzielił mnie od niej jeden krok. Spojrzałem w tył, tereny watahy i przed siebie, nieskończenie przygody. Westchnąłem, i już miałem iść gdy coś na mnie wpadło. Czarna kulka z niebieską czupryną zaczęła się ze mną toczyć w kolejną dolinę. Zatrzymałem siebie i wilczycę za pomocą magii i położyłem ją na ziemię.
- Ufff... Przepraszam... Jestem Andrea - wadera podskoczyła.
- I tak mi nie jest t potrzebne, bo... Ja odchodzę
- Czemu?
- Sądzę że tu nie moje miejsce. Codziennie robię to sami, nie mam towarzystwa, mój najlepszy przyjaciel, który mnie rozumiał, siedzi na księżycu i nikt mu nie pomoże. W tej watasze kończy się moja rola.
- Bo nikt z tobą nie rozmawiał? SERIO - zaśmiała się.
- Tak, ale to nie gra roli
- Jak nie jak tak - oburzyła się.
- Nie odchodź z watahy, jak połowy wilków nie znasz... Zapewne...
- Jak, jak nawet jak przechodzę obok kogoś na ścieżce, to on nie reaguje i ma wszystko w nosie?! Jak powiedziałem raz komuś ''Dzień Dobry'' - starszemu wilkowi, on z nadąsaną miną odszedł. Bardzo fajna tolerancja...
- Nie przedstawiłeś się
- I tak zapomnisz moje imię...
- Nie zapomnę - spojrzała mi w oczy.
- No dobra, więc Kaigy. Kaigy Burnout...
<Andr?>
Od Aryi ,,Kłótnia" cz.1 (cd. MidAssasin)
Chodziłam po jaskini w tę i z powrotem. Czekałam na Mida. Ostatnio ciągle się gdzieś szlajał z tymi assassinami. Nie było go już od kilku dni w domu. Robiłam się coraz bardziej wściekła. Zrobiło się już po północy. Poszłam spać.
*******************
Rano wstałam skoro świt. Próbowałam jeszcze zasnąć,ale się nie udało. Nagle usłyszałam,że coś spada. Ktoś krząta się w mojej (bo Mida nie ma) jaskini! Zaczęłam się skradać. Brzuchem prawie jeździłam po skale. Skoczyłam na kogoś. Tym kimś był...MID!
-Cześć-uśmiechnął się.
-Cześć-burknęłam.
-Coś się stało?-zapytał.
-Coś się stało?! Coś się stało?!-wybuchnęłam.-Żebyś wiedział! Ciągle się gdzieś szlajasz! W ogóle cię nie ma!
-Uspokój się-zaczął Mid.
-Nie ciągle się narażasz! Mam to gdzieś, co ty chcesz w tej chwili! Nie chcę, żebyś był dalej tym Assassinem! W ogóle o mnie myślisz?! Czy ty wiesz jak ja się czuję?! Oczywiście, że nie! W dodatku chodzisz wszędzie z tą Moonlight!-darłam się.
-Jesteś zazdrosna-stwierdził Mid.
-Tak! I co z tego?! Pamiętasz, że masz dziecko?!
W tej właśnie chwili weszła Islanzadi. Spojrzała na mnie, a potem na Mida.
-Tata!-wykrzyknęła i podbiegła do swojego ojca.
-Cześć córciu-powiedział przytulając ją.
-Gdzie ty byłeś? Fajny płaszcz-powiedziała.-Mamo mogę wyjść?
Kiwnęłam głową. Islanzadi wyszła, a ja kontynuowałam swoją tyradę.
-Jak tak bardzo ,,kochasz" tych swoich Assassinów, to sobie z nimi mieszkaj, a nas zostaw w spokoju!
Wybiegłam z jaskini, zostawiając Mida. Biegłam przed siebie nie patrząc dokąd.
<Midassasin? Aryję poniosło. I to jak...XD>
*******************
Rano wstałam skoro świt. Próbowałam jeszcze zasnąć,ale się nie udało. Nagle usłyszałam,że coś spada. Ktoś krząta się w mojej (bo Mida nie ma) jaskini! Zaczęłam się skradać. Brzuchem prawie jeździłam po skale. Skoczyłam na kogoś. Tym kimś był...MID!
-Cześć-uśmiechnął się.
-Cześć-burknęłam.
-Coś się stało?-zapytał.
-Coś się stało?! Coś się stało?!-wybuchnęłam.-Żebyś wiedział! Ciągle się gdzieś szlajasz! W ogóle cię nie ma!
-Uspokój się-zaczął Mid.
-Nie ciągle się narażasz! Mam to gdzieś, co ty chcesz w tej chwili! Nie chcę, żebyś był dalej tym Assassinem! W ogóle o mnie myślisz?! Czy ty wiesz jak ja się czuję?! Oczywiście, że nie! W dodatku chodzisz wszędzie z tą Moonlight!-darłam się.
-Jesteś zazdrosna-stwierdził Mid.
-Tak! I co z tego?! Pamiętasz, że masz dziecko?!
W tej właśnie chwili weszła Islanzadi. Spojrzała na mnie, a potem na Mida.
-Tata!-wykrzyknęła i podbiegła do swojego ojca.
-Cześć córciu-powiedział przytulając ją.
-Gdzie ty byłeś? Fajny płaszcz-powiedziała.-Mamo mogę wyjść?
Kiwnęłam głową. Islanzadi wyszła, a ja kontynuowałam swoją tyradę.
-Jak tak bardzo ,,kochasz" tych swoich Assassinów, to sobie z nimi mieszkaj, a nas zostaw w spokoju!
Wybiegłam z jaskini, zostawiając Mida. Biegłam przed siebie nie patrząc dokąd.
<Midassasin? Aryję poniosło. I to jak...XD>
Od Solaris'a ''Nowa więź? To dobrze?! cz.2'' (cd.Aisuru)
- Jestem Aisuru... Czy to jest pana wataha? - zapytał basior.
- Tak, oficjalnie ujmując tak - odrzekłem z pokorną miną.
- A mogę dołączyć? Nie mogę ciągle podróżować - westchnął i spojrzał na mnie.
- Dobrze. Przyjmuję cię - na to basior miał minę w rodzaju ''JEST!''.
- Tylko musisz rozpocząć rok szkolny... Nasza Wilcza Szkoła jest wspaniałym miejscem
- Wilcza Szkoła?
- Tak. Nauka, przedmioty i wiele innych - wyjaśniłem.
- Rozumiem... - powiedział ze smutkiem w głosie. - A gdzie moja jaskinia? Chcę się położyć spać i odpocząć - uśmiechnąłem się.
- Chodź za mną! - zaprowadziłem go do kanionu.
<Aisuru?>
- Tak, oficjalnie ujmując tak - odrzekłem z pokorną miną.
- A mogę dołączyć? Nie mogę ciągle podróżować - westchnął i spojrzał na mnie.
- Dobrze. Przyjmuję cię - na to basior miał minę w rodzaju ''JEST!''.
- Tylko musisz rozpocząć rok szkolny... Nasza Wilcza Szkoła jest wspaniałym miejscem
- Wilcza Szkoła?
- Tak. Nauka, przedmioty i wiele innych - wyjaśniłem.
- Rozumiem... - powiedział ze smutkiem w głosie. - A gdzie moja jaskinia? Chcę się położyć spać i odpocząć - uśmiechnąłem się.
- Chodź za mną! - zaprowadziłem go do kanionu.
<Aisuru?>
czwartek, 22 stycznia 2015
Od Aisuru ''Nowa więź...To dobrze?! cz.1'' (cd.Lutin/Solaris)
Przemierzałem lody śnieżnej północy. W miejscu gdzie dawniej były zielone i bujne dżungle. Panowała wieczna i koszmarna zima. Klimat się ocieplił i doszedłem do jakiś gór... Za nimi rozciągały się piękne i wielkie tereny obrazujace swoim pięknem i wytworną gracją. Zapadał zmrok. Cisza przeistoczyła się w bębnienie w uszach. Czegoś było mi brak. Towarzystwa? Może. Ale jestem samo wystarczający więc, nikogo nie potrzebuję. Księżyc z dziwnym wilkiem wywlókł się powolnie na pełnych gwiazd zimowe niebo. Spojrzałem w górę i wypuściłem powietrze ustami. Ciepła para wydostała się na powietrze lecąc ku górze i znikając w nicości. Jaki ten świat dziwny. To się dzieje tak, to tak. Trudno czasem coś pojąć. Usłyszałem szelest w krzakach. Odwróciłem się szybko i wyczarowałem sobie coś w rodzaju dużego miecza. Trzymałem go magią, było łatwiej. Coś przeskoczyło jak cień z drugiego krzaka. Nagle jakaś wielka wiewiórka z białą czupryną wskoczyła na mnie i krzyknęła przeraźliwie.
- No ziom, spóźniony zapłon - zaśmiało się szczenię basior, gdy dokładnie się mu przyjrzałem.
- Kim jesteś? - zapytałem szybko upuszczając włócznie.
- Nazywają mnie Lut. Tak naprawdę jestem Lutin... - odwrócił się energicznie i podszedł do mnie.
- Nie zbliżaj się bo zarazisz mnie wścieklizną czy coś... - popatrzyłem na jego zęby.
- Śmieszne - powiedział ironicznie i opuścił uszy.
Poten z powrotem je nastawił i zmienił się w nietoperza. W ułamku sekundy zniknął.
- Gdzie jesteś? - patrzyłem w wszystkie strony zachowując zimną krew. Nagle od tyłu pojawił się człowiek w kościstymi skrzydłami i pomarańczową od wewnątrz peleryną.
- Pokazać czym jest walka przed strachem? - zapytał.
Schowałem głowę pod łapę. Potem znowu ją odsłoniłem. Znowu stał przede mną Lutin.
- HAHAHAHAH dałeś się nabrać - rzucił się na ziemię i tarzał się ze śmiechu.
- Patrz, listek! - śmiał się dalej, a ja stałem wgapiony w niego.
Nie zauwarzyłem że ktoś nas obserwuje. Z pomiędzy buków wyleciał basior o złocistych skrzydłam i poważnej minie. Popatrzył na nas srogo.
- Lutin! Co robisz tu w nocy!- syknął.
- Wiesz, ze cierpię na bezsenność... - westchnął ironicznie Lut.
- Trudno! Uciekaj do domu - wskazał łapą kierunek.
Basior wzniósł się dosłownie 5 centymetrów nad ziemię i malutkimi susami swoich skrzydeł poleciał ścieżką.
- A ty? Kim jesteś?
<Lutin?Solar?>
- No ziom, spóźniony zapłon - zaśmiało się szczenię basior, gdy dokładnie się mu przyjrzałem.
- Kim jesteś? - zapytałem szybko upuszczając włócznie.
- Nazywają mnie Lut. Tak naprawdę jestem Lutin... - odwrócił się energicznie i podszedł do mnie.
- Nie zbliżaj się bo zarazisz mnie wścieklizną czy coś... - popatrzyłem na jego zęby.
- Śmieszne - powiedział ironicznie i opuścił uszy.
Poten z powrotem je nastawił i zmienił się w nietoperza. W ułamku sekundy zniknął.
- Gdzie jesteś? - patrzyłem w wszystkie strony zachowując zimną krew. Nagle od tyłu pojawił się człowiek w kościstymi skrzydłami i pomarańczową od wewnątrz peleryną.
- Pokazać czym jest walka przed strachem? - zapytał.
Schowałem głowę pod łapę. Potem znowu ją odsłoniłem. Znowu stał przede mną Lutin.
- HAHAHAHAH dałeś się nabrać - rzucił się na ziemię i tarzał się ze śmiechu.
- Patrz, listek! - śmiał się dalej, a ja stałem wgapiony w niego.
Nie zauwarzyłem że ktoś nas obserwuje. Z pomiędzy buków wyleciał basior o złocistych skrzydłam i poważnej minie. Popatrzył na nas srogo.
- Lutin! Co robisz tu w nocy!- syknął.
- Wiesz, ze cierpię na bezsenność... - westchnął ironicznie Lut.
- Trudno! Uciekaj do domu - wskazał łapą kierunek.
Basior wzniósł się dosłownie 5 centymetrów nad ziemię i malutkimi susami swoich skrzydeł poleciał ścieżką.
- A ty? Kim jesteś?
<Lutin?Solar?>
Od Taravii ''Rozerwane załatane cz.1'' (cd.Mirand)
- Hmm... Daj mi pomyśleć... - zamysliłam się.
Mirand zrobił dziwną minę - trochę sie zawstydził. Skinęłam łbem w czasie ''O! Zaraz powie!''
- Chwila... - znowu podniosłam głowę wyżej, a Mir niemal nie wrósł w ziemię.
- Szybciej, łapy mi sztywnieją! - krzyknął.
- No to więc... Zgadzam się - uśmiechnęłam się i zarazem zaśmiałam.
- Idiemy gdzieś? - zapytał.
- pewnie! - odrzekłam.
<mir? Przepraszam , ale NAPRAWDE nie mam weny ;///>
Mirand zrobił dziwną minę - trochę sie zawstydził. Skinęłam łbem w czasie ''O! Zaraz powie!''
- Chwila... - znowu podniosłam głowę wyżej, a Mir niemal nie wrósł w ziemię.
- Szybciej, łapy mi sztywnieją! - krzyknął.
- No to więc... Zgadzam się - uśmiechnęłam się i zarazem zaśmiałam.
- Idiemy gdzieś? - zapytał.
- pewnie! - odrzekłam.
<mir? Przepraszam , ale NAPRAWDE nie mam weny ;///>
Od Lumii „ Troszkę zabawy cz 7”( cd Hoodo)
- o... fajnie że jesteś, ale mieliśmy się spotkać na plaży...-powiedziałam.
- oj tam... nie mogłem czekać tak długo. Jesteś piękna wiesz o tym?- uśmiechnęłam się do niego.- Po co ci torba?
- w niej mam swoją deskorolkę i coś jeszcze, ale to na plaży.-spojrzał na mnie trochę zawiedziony.
- oww... przepraszam, za dużo niespodzianek jak na ten dzień co?- podrapałam go za uchem.-mój Hoody pewnie by chciał już wszystko wiedzieć plawda?- pocałowałam go w policzek.
- uch... twój... twój...idziemy na tą plażę?
*******
Gadaliśmy o wszystkim.... o kwiatkach, o wilkach... fajnie się z nim rozmawia, chociaż nie jest niemową ironia losu. Plaża była piękna, szliśmy wzdłuż brzegu. Fale delikatnie muskała moje łapy. Woda mieniła się różnymi kolorami od różowego po niebieski....
- pięknie prawda?- zapytał
- tak to trzeba przyznać. Mój brat potrafi ustawić słońce w odpowiednim miejscu...
- Twój brat to Solaris... Alfa prawda?
- ta... niestety, ale nie rozmawiajmy o nim. Nie mam na ten temat nastoju... -zatrzymał się...
- No dobra, a teraz gdzie idziemy Lumia... umieram po prostu z ciekawość.
Uśmiechnęłam się złośliwie.
-Idziemy do miasta!- zmieniłam się w człowieka i wyciągnęłam swoją deskorolkę ,którą miałam w torbie.
- Ale ja... nie potrafię się zmienić w człowieka...-powiedział smutno.
- nic nie szkodzi przemyślałam nawet tą ewentualność.- zaczęłam grzebać w torbie.- gdzie to jest... szminka nie, gaz pieprzowy... paralizator... nie to było koło scyzoryka....
- ciekawie masz w twojej torbie...
- nauczyłam się jednego zaklęcia he he- w tym momencie coś runęło w mojej torbie...
- co to było...
- eee... może bomba atomowa?- spojrzał na mnie z przerażeniem.- a nie to tylko mój zestaw... palnik metylowy i parę śrubokrętów i kluczy- uśmiechnęłam się do niego
- okej szminkę to ja rozumiem ale palnik?!! Po co ci on?!!
- ech do reperowania mojej deskorolki... często padam pod samochody i metalowe części się psują... o zobacz...- pokazałam mu spód deski.- widzisz? Tu kilka razy spawałam, a tu jest świeża przed przed wczorajsza... wiesz ile razy ją kleiłam? Och moja biedna deska...
- okej... a wracają do miasta....
- a tak przepraszam wybiła mnie z tropu- zajrzałam z powrotem, -o tu jest!
Wyciągnęłam z torby..... różowa obróżkę z ćwiekami i różową smyczkę.- idziemy na spacerek ty mój piesku?
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Przez chwilę myślał
- to nie żart?
-przepraszam nie miałam czarnej- tłumiłam w sobie śmiech.
< Hoody? Idziemy?XD>
- oj tam... nie mogłem czekać tak długo. Jesteś piękna wiesz o tym?- uśmiechnęłam się do niego.- Po co ci torba?
- w niej mam swoją deskorolkę i coś jeszcze, ale to na plaży.-spojrzał na mnie trochę zawiedziony.
- oww... przepraszam, za dużo niespodzianek jak na ten dzień co?- podrapałam go za uchem.-mój Hoody pewnie by chciał już wszystko wiedzieć plawda?- pocałowałam go w policzek.
- uch... twój... twój...idziemy na tą plażę?
*******
Gadaliśmy o wszystkim.... o kwiatkach, o wilkach... fajnie się z nim rozmawia, chociaż nie jest niemową ironia losu. Plaża była piękna, szliśmy wzdłuż brzegu. Fale delikatnie muskała moje łapy. Woda mieniła się różnymi kolorami od różowego po niebieski....
- pięknie prawda?- zapytał
- tak to trzeba przyznać. Mój brat potrafi ustawić słońce w odpowiednim miejscu...
- Twój brat to Solaris... Alfa prawda?
- ta... niestety, ale nie rozmawiajmy o nim. Nie mam na ten temat nastoju... -zatrzymał się...
- No dobra, a teraz gdzie idziemy Lumia... umieram po prostu z ciekawość.
Uśmiechnęłam się złośliwie.
-Idziemy do miasta!- zmieniłam się w człowieka i wyciągnęłam swoją deskorolkę ,którą miałam w torbie.
- Ale ja... nie potrafię się zmienić w człowieka...-powiedział smutno.
- nic nie szkodzi przemyślałam nawet tą ewentualność.- zaczęłam grzebać w torbie.- gdzie to jest... szminka nie, gaz pieprzowy... paralizator... nie to było koło scyzoryka....
- ciekawie masz w twojej torbie...
- nauczyłam się jednego zaklęcia he he- w tym momencie coś runęło w mojej torbie...
- co to było...
- eee... może bomba atomowa?- spojrzał na mnie z przerażeniem.- a nie to tylko mój zestaw... palnik metylowy i parę śrubokrętów i kluczy- uśmiechnęłam się do niego
- okej szminkę to ja rozumiem ale palnik?!! Po co ci on?!!
- ech do reperowania mojej deskorolki... często padam pod samochody i metalowe części się psują... o zobacz...- pokazałam mu spód deski.- widzisz? Tu kilka razy spawałam, a tu jest świeża przed przed wczorajsza... wiesz ile razy ją kleiłam? Och moja biedna deska...
- okej... a wracają do miasta....
- a tak przepraszam wybiła mnie z tropu- zajrzałam z powrotem, -o tu jest!
Wyciągnęłam z torby..... różowa obróżkę z ćwiekami i różową smyczkę.- idziemy na spacerek ty mój piesku?
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Przez chwilę myślał
- to nie żart?
-przepraszam nie miałam czarnej- tłumiłam w sobie śmiech.
< Hoody? Idziemy?XD>
Od Firnen ,,Zdradziecki brat" cz.3 (cd.Solaris)
Osz kurdełe! Myślałam,że tam zemdleję! Gdy znalazłam się dostatecznie daleko,odetchnęłam z ulgą. Usiadłam na kamieniu,a Five gdzieś pogalopował. Miałam więc chwilę,żeby wszystko przemyśleć. Po dwudziestu minutach wrócił mój koń.
-Poznałem tego Sun'a. Całkiem fajny gość-rzucił. Zerknęłam na niego.-Co? No fakt,nie jestem jakiś przyjacielski,ale on...przypadł mi do gustu. A tak zmieniając temat...To był ten Solaris?-zapytał.
-Mhm... ,,To pył ten Solaris".
-Ależ się spięła-powiedział Five.
-Huh...Serio? Nie zauważyłam-warknęłam.-Przepraszam. Trochę mnie ponosi... Też tak byś miał-dodałam szybko, by go nie obrazić.
Pokiwał tylko głową. Oświadczyłam,że chciałabym jeszcze pobyć sama. Chyba to zrozumiał,ale wyraźnie zauważyłam,że zrobiło mu się smutno. Odleciałam. Minęłam tereny watahy i znalazłam się po drugiej stronie gór. Wylądowałam w jakiejś jaskini. Było tam źródełko. Zagapiłam się na wodę. Nawet nie zauważyłam,jak zaszło słońce. Usłyszałam tupot kopyt. Wywróciłam oczami. Czy Five nie może na chwilę zostawić mnie samej? Odwróciłam się, ale to nie był on. Stał tam zupełnie inny ogier. Zdałam sobie sprawę,że to Sun. Ale co on tu robi? Patrzyłam na konia przez dłuższą chwilę oniemiała z zachwytu. Był naprawdę piękny. Nagle zza jego grzbietu wyłonił się Solaris.
-Nie no... Serio?-mruknęłam cicho.
<Solaris?>
-Poznałem tego Sun'a. Całkiem fajny gość-rzucił. Zerknęłam na niego.-Co? No fakt,nie jestem jakiś przyjacielski,ale on...przypadł mi do gustu. A tak zmieniając temat...To był ten Solaris?-zapytał.
-Mhm... ,,To pył ten Solaris".
-Ależ się spięła-powiedział Five.
-Huh...Serio? Nie zauważyłam-warknęłam.-Przepraszam. Trochę mnie ponosi... Też tak byś miał-dodałam szybko, by go nie obrazić.
Pokiwał tylko głową. Oświadczyłam,że chciałabym jeszcze pobyć sama. Chyba to zrozumiał,ale wyraźnie zauważyłam,że zrobiło mu się smutno. Odleciałam. Minęłam tereny watahy i znalazłam się po drugiej stronie gór. Wylądowałam w jakiejś jaskini. Było tam źródełko. Zagapiłam się na wodę. Nawet nie zauważyłam,jak zaszło słońce. Usłyszałam tupot kopyt. Wywróciłam oczami. Czy Five nie może na chwilę zostawić mnie samej? Odwróciłam się, ale to nie był on. Stał tam zupełnie inny ogier. Zdałam sobie sprawę,że to Sun. Ale co on tu robi? Patrzyłam na konia przez dłuższą chwilę oniemiała z zachwytu. Był naprawdę piękny. Nagle zza jego grzbietu wyłonił się Solaris.
-Nie no... Serio?-mruknęłam cicho.
<Solaris?>
Od Andrei ,,Odkrycie i towarzystwo cz.5" (cd. Lumia)
atrzyłam zdziwiona razem z Livią na to, co się stało. Smok, do którego przytulał się Stone, objął go skrzydłem. Foxy zgrzytnął. Niezbyt rozumieliśmy co się właśnie stało. Po chwili mój lis zaczął pośpiesznie coś do nas ,,mówić", tylko, że po swojemu. Jak skończył popatrzyłam na niego zdziwiona. On na to wziął notes i zabazgroli kilka niewyraźnych piktogramów, hieroglifów i emotikonek, po czym wręczył mi kartkę, na której to się znajdowało. Wtedy na salę wszedł Jerome. Popatrzył na smoki, potem na nas.
-Co tam macie?-zapytał podchodząc.
-No właśnie nie wiemy...-odparłam.
-Lis Andrei chyba chce nam coś wyjaśnić w ten sposób-powiedziała Livia.
Jerome zapytał, czy może zobaczyć tę kartkę. Pokazałyśmy mu. Przyjrzał się dokładnie znaczkom ze słowami:,,Byłbym w stanie to odczytać, ale potrzebuję czasu". Foxy westchnął. Zdaje się, że to było coś ważnego. Livia próbowała odciągnąć Stone'a od tamtego biedaka, ale bez skutku. Po nieudanej próbie wielki smok podniósł głowę i warknął groźnie na Alfę zastępczą, po czym znowu zapadł w sen. Jerome powiedział, że Stone może zostać, po czym wyszedł z sali. My również to zrobiliśmy.
-Nie rozumiem zachowania Stone'a...-rzekła Livia.
-Ja też nie... chyba tylko Foxy rozumie tą sytuację... Szkoda, ze nie potrafi mówić...-powiedziałam patrząc na towarzysza.
Wyszłyśmy na zewnątrz. Powiedziałam do Livi, że ustalę kto to zrobił.
-Też trochę popróbuję-odpowiedziała i rozeszłyśmy się.
Ruszyłam w swoją stronę, a Foxy za mną. Nagle dostrzegłam Lumię. Pomyślałam, że mogę ją zapytać. Nie, żebym ją podejrzewała, ale może coś widziała.
-Hej, Lumia!-zawołałam-masz czas?
-Ummm... a co chcesz?-burknęła.
Ech, zawsze denerwowało mnie jej podejście do wszystkich. Zachowywała się jak pani wszechświata. Co poradzić? Taka już jest...
-Gdzie byłaś dwa dni temu wieczorem?
-Em..no...w domu-wydusiła.
-Uchumm...a nie wiesz co się stało wtedy nad urwiskiem koło mrocznego lasu?-zapytałam.
Foxy dotąd był za mną. Akurat tera postanowił wejść w pole widzenia Lumi. Zmierzył ją wzrokiem i zaśmiał się przerażająco. Ona wytrzeszczyła oczy. Chyba się trochę przestraszyła.
-Ech, mój towarzysz..-spojrzałam na niego.-Foxy, zachowuj się!
Mój lisek ukłonił się tak samo, jak w chwili naszego poznania. Lumia popatrzyła nań niepewnie. Poklepała go po głowie ze słowami ,,Fajny...fajny".
-To jak...-wróciłam do tematu-wiesz, czy nie?
<Lumia? Zdradzisz, czy nie?>
Oto jak Foxy się zaśmiał:
https://www.youtube.com/watch?v=rLa00Tr0plQ
-Co tam macie?-zapytał podchodząc.
-No właśnie nie wiemy...-odparłam.
-Lis Andrei chyba chce nam coś wyjaśnić w ten sposób-powiedziała Livia.
Jerome zapytał, czy może zobaczyć tę kartkę. Pokazałyśmy mu. Przyjrzał się dokładnie znaczkom ze słowami:,,Byłbym w stanie to odczytać, ale potrzebuję czasu". Foxy westchnął. Zdaje się, że to było coś ważnego. Livia próbowała odciągnąć Stone'a od tamtego biedaka, ale bez skutku. Po nieudanej próbie wielki smok podniósł głowę i warknął groźnie na Alfę zastępczą, po czym znowu zapadł w sen. Jerome powiedział, że Stone może zostać, po czym wyszedł z sali. My również to zrobiliśmy.
-Nie rozumiem zachowania Stone'a...-rzekła Livia.
-Ja też nie... chyba tylko Foxy rozumie tą sytuację... Szkoda, ze nie potrafi mówić...-powiedziałam patrząc na towarzysza.
Wyszłyśmy na zewnątrz. Powiedziałam do Livi, że ustalę kto to zrobił.
-Też trochę popróbuję-odpowiedziała i rozeszłyśmy się.
Ruszyłam w swoją stronę, a Foxy za mną. Nagle dostrzegłam Lumię. Pomyślałam, że mogę ją zapytać. Nie, żebym ją podejrzewała, ale może coś widziała.
-Hej, Lumia!-zawołałam-masz czas?
-Ummm... a co chcesz?-burknęła.
Ech, zawsze denerwowało mnie jej podejście do wszystkich. Zachowywała się jak pani wszechświata. Co poradzić? Taka już jest...
-Gdzie byłaś dwa dni temu wieczorem?
-Em..no...w domu-wydusiła.
-Uchumm...a nie wiesz co się stało wtedy nad urwiskiem koło mrocznego lasu?-zapytałam.
Foxy dotąd był za mną. Akurat tera postanowił wejść w pole widzenia Lumi. Zmierzył ją wzrokiem i zaśmiał się przerażająco. Ona wytrzeszczyła oczy. Chyba się trochę przestraszyła.
-Ech, mój towarzysz..-spojrzałam na niego.-Foxy, zachowuj się!
Mój lisek ukłonił się tak samo, jak w chwili naszego poznania. Lumia popatrzyła nań niepewnie. Poklepała go po głowie ze słowami ,,Fajny...fajny".
-To jak...-wróciłam do tematu-wiesz, czy nie?
<Lumia? Zdradzisz, czy nie?>
Oto jak Foxy się zaśmiał:
https://www.youtube.com/watch?v=rLa00Tr0plQ
od Miranda "Nadgryzione serce da się załatać cz.3" (cd.Taravia)
Taravia podeszła do mnie. Przyjrzałem się jej. Miała bardzo ładnie wyczesane futro. Cała wyglądała pięknie! Opłacało się założyć krawat.
-Chciałeś mi coś ważnego powiedzieć?
-I to bardzo - zbliżyłem się do niej i pocałowałem ją. Na początku się zdziwiła, ale potem odwzajemniła pocałunek.
-To mi chciałeś powiedzieć?
-Tak i jest to jednoznaczne. Ale jeżeli nie zrzumiałaś mogę powtórzyć.
-Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam - uśmiechnęła się i pocałowałem ją jeszcze raz.
-O, zaczekaj. Masz patyk we włosach. Skąd on się tam wziął?
Taravia zarumieniła się.
-Mam coś dla ciebie - wyciągnąłem mały wisiorek w kształcie serduszka z literą "M" i założyłem jej na szyję. - Podoba się? Sam go zrobiłem.
-Jest ładny, dziękuję. Z jakiej to okazji?
-Pytanie retoryczne - cofnąłem się akurat pod dziurę między gałęziami drzew, więc światło księżyca zaświeciło na mnie jak reflektor. Klęknąłem i udawałem, że się oświadczam. Roześmialiśmy się.
-Będziesz moją dziewczyną?
<Taravia? Sory nie umiem się bardziej rozpisać. W nazwie swojego op wstaw zamiast "da się załatać" to "zostało załatane", będzie fajniej>
-Chciałeś mi coś ważnego powiedzieć?
-I to bardzo - zbliżyłem się do niej i pocałowałem ją. Na początku się zdziwiła, ale potem odwzajemniła pocałunek.
-To mi chciałeś powiedzieć?
-Tak i jest to jednoznaczne. Ale jeżeli nie zrzumiałaś mogę powtórzyć.
-Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam - uśmiechnęła się i pocałowałem ją jeszcze raz.
-O, zaczekaj. Masz patyk we włosach. Skąd on się tam wziął?
Taravia zarumieniła się.
-Mam coś dla ciebie - wyciągnąłem mały wisiorek w kształcie serduszka z literą "M" i założyłem jej na szyję. - Podoba się? Sam go zrobiłem.
-Jest ładny, dziękuję. Z jakiej to okazji?
-Pytanie retoryczne - cofnąłem się akurat pod dziurę między gałęziami drzew, więc światło księżyca zaświeciło na mnie jak reflektor. Klęknąłem i udawałem, że się oświadczam. Roześmialiśmy się.
-Będziesz moją dziewczyną?
<Taravia? Sory nie umiem się bardziej rozpisać. W nazwie swojego op wstaw zamiast "da się załatać" to "zostało załatane", będzie fajniej>
środa, 21 stycznia 2015
Od Solaris'a ''Szkoła? A co to +Kronos cz. 5'' (cd.Mirand lub ktoś inny)
- Właściwie Kronos sądził, że jest największy i najpotężniejszy. Takim naprawdę nie jest. Próbował się wydrzeć poprzez swoje lęki bez próby ich pokonania po kolei. Coś się zmieniło. I się zmienił - odpowiedziałem od razu.
- Ale, to co się stało... - nie dałem dokończyć Mirandowi.
Przyłożyłem łapę do jego podbródka.
- Obiecaj mi, że o nim zapomnisz i nigdy nie wróci, zgoda?
<Mirand? Sory, mam dziś pełnoo nauki>
- Ale, to co się stało... - nie dałem dokończyć Mirandowi.
Przyłożyłem łapę do jego podbródka.
- Obiecaj mi, że o nim zapomnisz i nigdy nie wróci, zgoda?
<Mirand? Sory, mam dziś pełnoo nauki>
Od Taravii ''Nadgryzione serce da się załatać cz.2'' (cd.Mirand)
Popatrzyłam ukradkiem na kartkę leżącą na piasku żarzącego słońca. Położyłam na niej łapę i odłożyłam dalej z uniesioną głową. Wypięłam pierś i spojrzałam wysoko w inną stronę. Przymknęłam oko i spoglądnęłam na kartkę. Westchnęłam i wzięłam kartkę do łapy. Przeczytałam zawartość kartki i podniosłam nieco brew. Pobiegłam do jaskini i rzuciłam się na posłanie wyłożone miękką zasuszoną trawą. Energicznie wypuściłam pyskiem powietrze.
- Dobra... Pójdę - wyszeptałam pod nosem.
Przeczesałam kilka razy moje złociste futro grzebieniem z kości słoniowej i wyjrzałam z jaskini. Wysoko nad głową, ponad skałą kanionu słońce zachodziło powoli. Szybko wybiegłam z groty i biegłam ciasnym korytarzem między czerwonymi skałami. Biegłam w stronę parku. Niestety w tym biegu moje futro zupełnie się skołtuniło. Często tak się robiło, jak biegłam w naelektryzowanym futrze czesanym kością słoniową w promieniach słońca. Gdy wybiegłam w ''gorących'' gór, zmieniłam kurs w stronę parku.
***
Byłam już na miejscu. Dalej zobaczyłam Miranda. Wbiegłam w krzaki które ponownie wyczesały mi futro. Znowu weszłam na ścieżkę i podeszłam do niego.
<Mirand?>
- Dobra... Pójdę - wyszeptałam pod nosem.
Przeczesałam kilka razy moje złociste futro grzebieniem z kości słoniowej i wyjrzałam z jaskini. Wysoko nad głową, ponad skałą kanionu słońce zachodziło powoli. Szybko wybiegłam z groty i biegłam ciasnym korytarzem między czerwonymi skałami. Biegłam w stronę parku. Niestety w tym biegu moje futro zupełnie się skołtuniło. Często tak się robiło, jak biegłam w naelektryzowanym futrze czesanym kością słoniową w promieniach słońca. Gdy wybiegłam w ''gorących'' gór, zmieniłam kurs w stronę parku.
***
Byłam już na miejscu. Dalej zobaczyłam Miranda. Wbiegłam w krzaki które ponownie wyczesały mi futro. Znowu weszłam na ścieżkę i podeszłam do niego.
<Mirand?>
od Miranda "Nadgryzione serce da się załatać cz.1" (cd.Taravia)
Mineły nareszcie dni mojej męki. Wreszcie mogłem wyjść z domu. Na prawdę mi się nudziło. Taravia mnie nie odwiedziła, ani razu. Nie wiem dlaczego. Od czasu do czasu wpadał Snow, ale nie na długo. Glorie też przychodził, by podać mi co robili na zajęciach i ewentualnie pomóc w lekcjach.Hoodoo nie pozwalał mni na za dużo. Rygorystycznie podchodził do zaleceń lekarza.Ale wreszcie mnie wypuścił (jedynie na spacer, bo do szkoły mi nie pozwolił). Poszedłem do taravii. Niestety nie zastałem jej w domu. Ale wiedziałem gdzie może być. Poszedłem do jej ulubionego miejsca w kanionie. Była tam.
-Taravi! - krzyknąłem. Rozejrzała się i zobaczyła mnie.
-Co tu robisz? - zapytała.
-Szukałem cię.
-Po co? Towarzystwo Islanzadi ci nie wystarcza?
-O co ci chodzi? Islanzadi to tylko znajoma.
-Nie prawda, widziałam jak się do ciebie kleji, jak na ciebie patrzy. Pewnie ci się to podoba, prawda?!
-Jakoś mnie to nie zaintersowało! Myślałem, że jest mi po prostu wdzięczna.
-Uważaj bo ci uwierzę! Wy chłopacy tacy już jesteście!
-Co cię ugryzło? Nigdy się tak jescze nie zachowywałaś.
-To mnie jak widać nie znasz... To ty mnie ugryzłeś! Prosto w serce!
-Co?
-Chodzi mi oto, że mi się podobasz ty durniu! - zaczynała krzyczeć coraz rozpacliwiej. Uważałem łzy. - I zraniłeś mnie i to bardzo przebywając tak blisko z Islanzadi!
-Ja...nie wiedziałem...Przepraszam
-Wynos się! Nie chcę cię tu więcej widzieć!
Podszedłem do jej biórka, wziąłem kartkę i długopis. Napisałem szybko krótki liścik: "Jeżeli będziesz jeszcze w stanie na mnie spojrzeć, to przyjdź proszę do parku o zachodzie słońca. Muszę ci coś ważnego powiedzieć. Będę czekał. Mir". Zostawiłem go tak, żeby Taravia to zobaczyła i poszedłem się przygotować. Jeśli przyjdzie nie będę nic mówił tylko ją pocałuję. Tak, pocałuję ją. To będzie wystarczająco jednoznaczne, później zobaczy się co będzie dalej. Tylko nie mogę zapomnieć o wisorku, który dla niej zrobiłem.
<Taravia?>
-Taravi! - krzyknąłem. Rozejrzała się i zobaczyła mnie.
-Co tu robisz? - zapytała.
-Szukałem cię.
-Po co? Towarzystwo Islanzadi ci nie wystarcza?
-O co ci chodzi? Islanzadi to tylko znajoma.
-Nie prawda, widziałam jak się do ciebie kleji, jak na ciebie patrzy. Pewnie ci się to podoba, prawda?!
-Jakoś mnie to nie zaintersowało! Myślałem, że jest mi po prostu wdzięczna.
-Uważaj bo ci uwierzę! Wy chłopacy tacy już jesteście!
-Co cię ugryzło? Nigdy się tak jescze nie zachowywałaś.
-To mnie jak widać nie znasz... To ty mnie ugryzłeś! Prosto w serce!
-Co?
-Chodzi mi oto, że mi się podobasz ty durniu! - zaczynała krzyczeć coraz rozpacliwiej. Uważałem łzy. - I zraniłeś mnie i to bardzo przebywając tak blisko z Islanzadi!
-Ja...nie wiedziałem...Przepraszam
-Wynos się! Nie chcę cię tu więcej widzieć!
Podszedłem do jej biórka, wziąłem kartkę i długopis. Napisałem szybko krótki liścik: "Jeżeli będziesz jeszcze w stanie na mnie spojrzeć, to przyjdź proszę do parku o zachodzie słońca. Muszę ci coś ważnego powiedzieć. Będę czekał. Mir". Zostawiłem go tak, żeby Taravia to zobaczyła i poszedłem się przygotować. Jeśli przyjdzie nie będę nic mówił tylko ją pocałuję. Tak, pocałuję ją. To będzie wystarczająco jednoznaczne, później zobaczy się co będzie dalej. Tylko nie mogę zapomnieć o wisorku, który dla niej zrobiłem.
<Taravia?>
Od Livii ''Miłość cz.2'' (cd. Addagion)
- Jak się cieszę! – przytuliłam go
- Mam coś dla Ciebie – dał mi mały ale piękny kwiat. Nie był zwykły.. Czułam że różniło go coś od reszty.
- Dziękuję Addagion – zarumieniłam się
- Piękny kwiat dla pięknej wadery – popatrzyliśmy sobie w oczy. – To.. Co tu robisz? Szukałem Cię –
- Szukałam dla smoka kamieni. Tak wiem, nudne zajęcie – przekręciłam oczami
- Jak ktoś to lubi to nie nudne – uśmiechnął się – Przejdziemy się? –
- Tak, pewnie – dałam Stone’owi torbę z kamieniami i poleciał do domu. Szliśmy spokojnym krokiem. – Lubię to miejsce. Takie zielone i pełne życia –
- Fakt –
- lubisz smoki? –
<Addagion? Sory.. Brak weny i mam kłótnie z przyjacielem…>
- Mam coś dla Ciebie – dał mi mały ale piękny kwiat. Nie był zwykły.. Czułam że różniło go coś od reszty.
- Dziękuję Addagion – zarumieniłam się
- Piękny kwiat dla pięknej wadery – popatrzyliśmy sobie w oczy. – To.. Co tu robisz? Szukałem Cię –
- Szukałam dla smoka kamieni. Tak wiem, nudne zajęcie – przekręciłam oczami
- Jak ktoś to lubi to nie nudne – uśmiechnął się – Przejdziemy się? –
- Tak, pewnie – dałam Stone’owi torbę z kamieniami i poleciał do domu. Szliśmy spokojnym krokiem. – Lubię to miejsce. Takie zielone i pełne życia –
- Fakt –
- lubisz smoki? –
<Addagion? Sory.. Brak weny i mam kłótnie z przyjacielem…>
Od Livii ''Odkrycie i towarzystwo cz.4'' (cd. Andrea)
Na pytanie Andrei Stone podniósł jeb a jego kolce podniosły się z zainteresowania.
- Niestety nie… A co z tym smokiem? – spytałam zaciekawiona
- Miał ciężkie operacje itd. Ale chyba będzie dobrze –
- Jak chcecie to mogę wam pomóc ok? –
- Okej mi pasuję – uśmiechnęłam po czym wsiadłam na smoka
- Więc kogo już sprawdziliście? –
- Mało wilków.. ale raczej szukamy kogoś ,,silnego’’ nie? –
- To ok a mogę pójść zobaczyć tego biedaka? –
- Jeśli Jerome pozwoli –
- Wujek na pewno się zgodzi! Wsiadajcie! – zawołałam z uśmiechem i weszli na smoka – Teraz uwaga – Stone rozłożył skrzydła i oderwaliśmy się od ziemi. Lot nie był za szybki ani za wolny, taki w sam raz. Zauważyłam że lis Andrei mocno się jej trzyma. Po 5 minutowym locie byliśmy już na miejscu. – Poczekaj tu Stone – powiedziałam do smoka i nagle w drzwiach ukazał się wuj.
- Witaj Livio, przyszłaś zapewne zobaczyć smoka? Hm? –
- Tak – szybko odpowiedziałam i niespodziewanie Stone odepchnął Jerome i wpakował się do środka – Stone!! Niedobry smok!! Zły! – podbiegłam do wujka. – Jest ok? – spytałam zmartwiona
- Tak.. Idź za nim.. – wydusił. Pobiegłam z Andreą do pokoju dla dużych towarzyszy. Gdy otworzyłam drzwi zamarłam. Leżał koło owego smoka i był w niego wtulony. – Stone? -
<Andrea?>
- Niestety nie… A co z tym smokiem? – spytałam zaciekawiona
- Miał ciężkie operacje itd. Ale chyba będzie dobrze –
- Jak chcecie to mogę wam pomóc ok? –
- Okej mi pasuję – uśmiechnęłam po czym wsiadłam na smoka
- Więc kogo już sprawdziliście? –
- Mało wilków.. ale raczej szukamy kogoś ,,silnego’’ nie? –
- To ok a mogę pójść zobaczyć tego biedaka? –
- Jeśli Jerome pozwoli –
- Wujek na pewno się zgodzi! Wsiadajcie! – zawołałam z uśmiechem i weszli na smoka – Teraz uwaga – Stone rozłożył skrzydła i oderwaliśmy się od ziemi. Lot nie był za szybki ani za wolny, taki w sam raz. Zauważyłam że lis Andrei mocno się jej trzyma. Po 5 minutowym locie byliśmy już na miejscu. – Poczekaj tu Stone – powiedziałam do smoka i nagle w drzwiach ukazał się wuj.
- Witaj Livio, przyszłaś zapewne zobaczyć smoka? Hm? –
- Tak – szybko odpowiedziałam i niespodziewanie Stone odepchnął Jerome i wpakował się do środka – Stone!! Niedobry smok!! Zły! – podbiegłam do wujka. – Jest ok? – spytałam zmartwiona
- Tak.. Idź za nim.. – wydusił. Pobiegłam z Andreą do pokoju dla dużych towarzyszy. Gdy otworzyłam drzwi zamarłam. Leżał koło owego smoka i był w niego wtulony. – Stone? -
<Andrea?>
wtorek, 20 stycznia 2015
Od Lutina ''Znajomości, tym lepiej! cz.2'' (cd.Taravia)
- Jesteś z Huffleween'u, prawda? - zapytałem patrząc się na waderę.
- Owszem - potwierdziła.
- Myślałem, że do tego domu trafiają tylko beksy i niezdary, a tu proszę! Dajesz czadu na W-F'ie i nauce polowania - zaśmiałem się pod nosem.
- Widzisz? Nie wszyscy muszą być tacy, jacy przewidujesz - położyła się na konarze.
- A ogólnie, co tu robisz w nocy? - otworzyła jedno oko.
- Ja nie śpię w nocy. Ja mam nocny tryb życia
- Dlatego zasypiasz na każdej lekcji - zaśmiała się.
- Między innymi. Mój brat na pewno teraz słodko śpi... Ehh, tak...
- Czyli zmieniasz się w nietoperza i latasz?
- Tak - przekręciłem głową.
-To naprawdę fajne... Zmieniać się w nietoperza...
- Tak... Odkryłem to jak miałem zaledwie kilka godzin. Na moim boku są nietoperze. One są znakiem moich przemian.
- Chwila! Chcę się nauczyć!
<Taravia?>
- Owszem - potwierdziła.
- Myślałem, że do tego domu trafiają tylko beksy i niezdary, a tu proszę! Dajesz czadu na W-F'ie i nauce polowania - zaśmiałem się pod nosem.
- Widzisz? Nie wszyscy muszą być tacy, jacy przewidujesz - położyła się na konarze.
- A ogólnie, co tu robisz w nocy? - otworzyła jedno oko.
- Ja nie śpię w nocy. Ja mam nocny tryb życia
- Dlatego zasypiasz na każdej lekcji - zaśmiała się.
- Między innymi. Mój brat na pewno teraz słodko śpi... Ehh, tak...
- Czyli zmieniasz się w nietoperza i latasz?
- Tak - przekręciłem głową.
-To naprawdę fajne... Zmieniać się w nietoperza...
- Tak... Odkryłem to jak miałem zaledwie kilka godzin. Na moim boku są nietoperze. One są znakiem moich przemian.
- Chwila! Chcę się nauczyć!
<Taravia?>
Od Szafiry „... Sny na jawie... cz 3” (cd. Silver)
Basior spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Ale jak to co się stało? Nie pamiętasz mnie? Sis.... a pamiętasz to?- wyciągną naszyjnik i położył na łóżku. Wzięłam go, obejrzałam uważnie.
- Pamiętasz. To ja... Silver. Ja ci go dałem... jesteś moją..- nagle wstał. Wybiegł przez drzwi trzasnął drzwiami. Dziwny wilk... ale naszyjnik ładny... mój? Nie wiem nie pamiętam. Łapy zaczęły mnie boleć. Pewnie leki przeciw bólowe przestały działać. Odłożyłam naszyjnik. Obejrzałam swoje łapy.
-Ja sobie to zrobiłam?- pomyślałam.
- Tak, a któż by inny?-usłyszałam głos w głowie. Ten sam, donośny, dumny.
- kim jesteś?
- Twoim stróże- zaśmiał się.- Twoim złym stróżem.
- O... a co robisz w mojej głowie?
-... em nie usłyszałaś poprzedniej odpowiedzi?! JESTEM.... w ty momencie wszedł... Silver chyba tak się przedstawił. Wkurzony za nim stał lekarz chyba coś mu tłumaczył usłyszałam tylko urwaną rozmowę
-...przykro nam, ale musieliśmy użyć magi. Miejmy nadzieję, że to chwilowa amnestia. Na tym poziomie nie mogę w stu procentach tego stwierdzić... może być chwilowa, ale też mogła stracić pamięć na zawszę.- potem zwrócił się do mnie- Łapy się ładnie goją za tydzień może dwa wyjdziesz ze szpitala.
Silver mówił coś pod nosem.
- a teraz wybaczcie ma innych pacjentów. Wyszedł zostałam z Silverem sama.
- Ale jak to co się stało? Nie pamiętasz mnie? Sis.... a pamiętasz to?- wyciągną naszyjnik i położył na łóżku. Wzięłam go, obejrzałam uważnie.
- Pamiętasz. To ja... Silver. Ja ci go dałem... jesteś moją..- nagle wstał. Wybiegł przez drzwi trzasnął drzwiami. Dziwny wilk... ale naszyjnik ładny... mój? Nie wiem nie pamiętam. Łapy zaczęły mnie boleć. Pewnie leki przeciw bólowe przestały działać. Odłożyłam naszyjnik. Obejrzałam swoje łapy.
-Ja sobie to zrobiłam?- pomyślałam.
- Tak, a któż by inny?-usłyszałam głos w głowie. Ten sam, donośny, dumny.
- kim jesteś?
- Twoim stróże- zaśmiał się.- Twoim złym stróżem.
- O... a co robisz w mojej głowie?
-... em nie usłyszałaś poprzedniej odpowiedzi?! JESTEM.... w ty momencie wszedł... Silver chyba tak się przedstawił. Wkurzony za nim stał lekarz chyba coś mu tłumaczył usłyszałam tylko urwaną rozmowę
-...przykro nam, ale musieliśmy użyć magi. Miejmy nadzieję, że to chwilowa amnestia. Na tym poziomie nie mogę w stu procentach tego stwierdzić... może być chwilowa, ale też mogła stracić pamięć na zawszę.- potem zwrócił się do mnie- Łapy się ładnie goją za tydzień może dwa wyjdziesz ze szpitala.
Silver mówił coś pod nosem.
- a teraz wybaczcie ma innych pacjentów. Wyszedł zostałam z Silverem sama.
Od Miranda: „Szkoła? Co to? cz.8” + „Kronos cz.4” (cd. Solaris lub Octavius)
-Mniejsza o mnie. Z tobą wszystko w porządku? - zapytałem
-Znacznie lepiej – powiedziała Islanzadi
-Cieszę się, że nic ci nie jest.
W tym momencie na salę wszedł lekarz.
-Obudziłeś się wreszcie? - zapytał. - Bardzo dobrze.
-Jak długo byłem nieprzytomny?
-Kilka godzin. Ale powinieneś jeszcze odpocząć. Twój organizm jest zmęczony. Pobędziesz u nas jeszcze dwa dni, ale nie myśl że potem będziesz mógł wyjść z domu. Masz zwichniętą łapę.
-Czyli w najbliższych 5 dni mam nie myśleć o pójściu do szkoły?
-Dokładnie. Na razie to wszystko.
I wyszedł.
-Byłaś tu przez ten czas?
-Tak.
-A była może Taravia?
-Tylko na chwilę... Czekaj ty wolałbyś, żeby była przy tobie Taravia?!
-Chcieć bym chciał... ale dziękuje, że ty też byłaś.
-Proszę bardzo – powiedziała obrażonym tonem. - Więcej tu nie przyjdę, jeśli nie chcesz.
Wstała z mojego łóżka i wybiegła z sali.
-Czekaj Islanzadi!
Nie wróciła, za to przyszedł Solaris i Octavius.
-Nikogo nie ma poza nami? - zapytał się Solaris.
-Była tylko Islanzadi, ale wyszła.
-To dobrze. Przepraszamy, że ci przeszkadzamy, ale chcieliśmy z tobą porozmawiać.
-O czym?
-Powiedz nam wszystko co wiesz o Kronosie i o tym co się wydarzyło.
Opowiedziałem im wszystko ze szczegółami. Słuchali mnie bardzo uważnie.
-Mogę o coś spytać?
-Pewnie.
-Wiecie kto to jest Kronos tak dokładniej? Islanzadi powiedziała, że przypominał jej brata.
<Solaris?Octavius?>
Od Hoodoo ,,Trochę zabawy?! cz.6" (cd. Lumia)
Wróciłem do siebie. Jestem w raju. Miałem ochotę skakać, latać. Byłem mega szczęśliwy. Odtańczyłem sam nie wiem co. Położyłem się na posłaniu i w mig zasnąłem. Chciałem śnić o Lumii, ale wyszło coś innego.
Wadera podchodzi do dołu. W dole leży smok.
Z nią jest jakiś lis. Nie odchodzi na krok.
Zabierają gada do Jeromego.
Jeszcze ona mówi coś do niego.
Wyszli i coś z lisem postanawiają.
W swojej decyzji na pewno wytrwają.
Pytają wszystkich o wieczór co był.
Z którego ten oto smok się zmył.
Obudziłem się. Śniło mi się, że ktoś znalazł tego jaszczura! A jeśli to prawda? Żałowałem, że nie wiem kto... Było trochę przed południem. Otrząsnąłem się. ,,Przecież się tylko broniłem"- pomyślałem. To on zaczął. Zacząłem się zastanawiać nad tym lisem, który tam był. Wyszedłem z jaskini coś upolować. Miałem farta, bo trafiła się dorodna sarna. Na szczęście nie była szybka, bo bym jej nie złapał. Za bardzo byłem pogrążony w myślach. Po posiłku skontrolowałem swój wygląd. Starannie ułożyłem czuprynę i wyczyściłem futro. Chciałem jakoś wyglądać przy Lumii. Westchnąłem. Jaka ona jest piękna. Pomyślałem, że nawet wszystkie kwiaty świata nie są piękniejsze od niej. Ciekawiło mnie gdzie ona chce mnie zaprowadzić. Pociąga mnie taka tajemniczość. Wyjrzałem na zewnątrz. Niebo było bezchmurne. Uśmiechnąłem się szeroko. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę jaskini alf. Do tak pięknej wadery nie wypada się spóźniać. Skupiałem się, żeby zachować się przyzwoicie. Na oko określiłem patrząc w niebo, że południe mija. Chciałem ją zaskoczyć swoją obecnością jak będzie wychodziła. Z przeciwnej strony szła Andrea. A może to ona go znalazła? Nie!!! Pomyślałem ,,Za bardzo się przejmuję tym snem! To głupie. Mam ważniejsze sprawy na głowie!". Dotarłem do jaskini alf. Przyczaiłem się z boku, żeby nikt wychodzący mnie nie zauważył. Westchnąłem. Pozostało mi tylko czekać na Lumię. Doszedłem do wniosku, że lepiej będzie zachować sen dla siebie. Do uszu dotarły mi jakieś głosy. Jeden z nich należał do Lumii. Przygotowałem się na spotkanie. Dostrzegłem ją wychodzącą. Stałem się niewidzialny i podszedłem do niej. Chwyciłem ją za łapę i powiedziałem cichutko telepatycznie ,,To ja".
<Lumia? Na spotkanie?>
Wadera podchodzi do dołu. W dole leży smok.
Z nią jest jakiś lis. Nie odchodzi na krok.
Zabierają gada do Jeromego.
Jeszcze ona mówi coś do niego.
Wyszli i coś z lisem postanawiają.
W swojej decyzji na pewno wytrwają.
Pytają wszystkich o wieczór co był.
Z którego ten oto smok się zmył.
Obudziłem się. Śniło mi się, że ktoś znalazł tego jaszczura! A jeśli to prawda? Żałowałem, że nie wiem kto... Było trochę przed południem. Otrząsnąłem się. ,,Przecież się tylko broniłem"- pomyślałem. To on zaczął. Zacząłem się zastanawiać nad tym lisem, który tam był. Wyszedłem z jaskini coś upolować. Miałem farta, bo trafiła się dorodna sarna. Na szczęście nie była szybka, bo bym jej nie złapał. Za bardzo byłem pogrążony w myślach. Po posiłku skontrolowałem swój wygląd. Starannie ułożyłem czuprynę i wyczyściłem futro. Chciałem jakoś wyglądać przy Lumii. Westchnąłem. Jaka ona jest piękna. Pomyślałem, że nawet wszystkie kwiaty świata nie są piękniejsze od niej. Ciekawiło mnie gdzie ona chce mnie zaprowadzić. Pociąga mnie taka tajemniczość. Wyjrzałem na zewnątrz. Niebo było bezchmurne. Uśmiechnąłem się szeroko. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę jaskini alf. Do tak pięknej wadery nie wypada się spóźniać. Skupiałem się, żeby zachować się przyzwoicie. Na oko określiłem patrząc w niebo, że południe mija. Chciałem ją zaskoczyć swoją obecnością jak będzie wychodziła. Z przeciwnej strony szła Andrea. A może to ona go znalazła? Nie!!! Pomyślałem ,,Za bardzo się przejmuję tym snem! To głupie. Mam ważniejsze sprawy na głowie!". Dotarłem do jaskini alf. Przyczaiłem się z boku, żeby nikt wychodzący mnie nie zauważył. Westchnąłem. Pozostało mi tylko czekać na Lumię. Doszedłem do wniosku, że lepiej będzie zachować sen dla siebie. Do uszu dotarły mi jakieś głosy. Jeden z nich należał do Lumii. Przygotowałem się na spotkanie. Dostrzegłem ją wychodzącą. Stałem się niewidzialny i podszedłem do niej. Chwyciłem ją za łapę i powiedziałem cichutko telepatycznie ,,To ja".
<Lumia? Na spotkanie?>
Od Taravii ''Szkoła? Co to? cz.7'' (cd.Mirand)
Wybiegłam z jaskini i poszłam szukać Miranda. Na ścieżce stanął mi Lutin. Byłam wkurzona, że tak nagle uciekł w groty.
- Widziałeś Miranda? - zapytałam podbiegając bliżej.
- Co od niego chcesz?!
- Coś ważnego! Wybiegł z jaskini. Uczyliśmy się
- Ach... Taaa... Chyba miał na baranach jakąś waderę, ach tak... Islanzadi... Pobiegł tam! - wskazał łapą zachodni kierunek.
Bez słowa i odrobinę w gniewie pobiegłam w tamtą stronę.
- A, nie! czekaj! Tam! - zaśmiał się pokazując północ.
- TO ZDECYDUJ SIĘ - wrzasnęłam i zawróciłam biegnąc w tamto miejsce.
***
Dobiegłam do szpitala. Tam wszedł Mirand, zbierając informacje od wadery Vapper. Energicznie weszłam przez obrotowe drzwi. W recepcji pewien basior zdjął okulary i dziwnie się mnie przyglądał.
- Coś się stało, młoda damo? - zapytał.
- Szukam Miranda. Z jakąś waderą. Coś się stało?
- Ach, tak! Wjedź windą na górę, 3 piętro. Nie wchodź do pokoju w ciężko ranną pacjentkom. Poczekaj na zewnątrz - dał mi informacje.
Wsiadłam w windę i pojechałam na trzecie piętro. Zajrzałam za szybę. Tam leżała podłączona do różnych kabelków i przyrządów Islanzadi, trzymała za łapę Miranda. Zezłoszczona wbiegłam do sali, pomimo przestrogi recepcjonisty.
- Co tu robisz? - wadera podniosła głowę.
- Raczej, co ty tu robisz - odwróciłam się na pięcie i wybiegłam ze szpitala.
****
Zaszyłam się w kanionie.
<Mirand?>
- Widziałeś Miranda? - zapytałam podbiegając bliżej.
- Co od niego chcesz?!
- Coś ważnego! Wybiegł z jaskini. Uczyliśmy się
- Ach... Taaa... Chyba miał na baranach jakąś waderę, ach tak... Islanzadi... Pobiegł tam! - wskazał łapą zachodni kierunek.
Bez słowa i odrobinę w gniewie pobiegłam w tamtą stronę.
- A, nie! czekaj! Tam! - zaśmiał się pokazując północ.
- TO ZDECYDUJ SIĘ - wrzasnęłam i zawróciłam biegnąc w tamto miejsce.
***
Dobiegłam do szpitala. Tam wszedł Mirand, zbierając informacje od wadery Vapper. Energicznie weszłam przez obrotowe drzwi. W recepcji pewien basior zdjął okulary i dziwnie się mnie przyglądał.
- Coś się stało, młoda damo? - zapytał.
- Szukam Miranda. Z jakąś waderą. Coś się stało?
- Ach, tak! Wjedź windą na górę, 3 piętro. Nie wchodź do pokoju w ciężko ranną pacjentkom. Poczekaj na zewnątrz - dał mi informacje.
Wsiadłam w windę i pojechałam na trzecie piętro. Zajrzałam za szybę. Tam leżała podłączona do różnych kabelków i przyrządów Islanzadi, trzymała za łapę Miranda. Zezłoszczona wbiegłam do sali, pomimo przestrogi recepcjonisty.
- Co tu robisz? - wadera podniosła głowę.
- Raczej, co ty tu robisz - odwróciłam się na pięcie i wybiegłam ze szpitala.
****
Zaszyłam się w kanionie.
<Mirand?>
Od Andrei ,,Odkrycie i towarzystwo cz.3" (cd.Livia)
Już chciałam ruszyć za Jerome, ale Foxy złapał mnie za łapę. Zrozumiałam, że chce iść ze mną. Zapewne też się martwił o tego smoka. Dotarliśmy do lecznicy w rekordowym czasie. Jerome zajął się sprawą, a my siedzieliśmy w poczekalni. Tak minęło kilka następnych niespokojnych godzin. Serce waliło mi jak młotem, a Foxy niecierpliwie wiercił się na krześle. Oboje siedzieliśmy w milczeniu.
*****************
Około trzeciej nad ranem Jerome wyszedł do nas. Był wyraźnie zmęczony, a na jego twarzy dostrzegłam krople potu. Wstałam z krzesła z pytaniem:
-I co z nim?
Foxy wydał z siebie niespokojny szczęk, jak po otwarciu butelki. Basior otarł czoło i westchnął.
-Nie jest aż tak źle... Możliwe, że wyjdzie z tego. Jest silny. Chcecie go zobaczyć?-Jerome wskazał na drzwi.
Przełknęłam ślinę. Razem z towarzyszem u boku weszłam na salę dla smoków. Tamten biedaczek leżał na wznak na posłaniu. Jego pierś powoli unosiła się i opadała. Wyglądał tak bezbronnie. Spowity bandażami... Zbliżyliśmy się do niego. Lekarz towarzyszy ciągle stał w drzwiach oparty o framugę. Akurat, kiedy odwrócił wzrok, wielki kamienny gad otworzył oko i popatrzył na nas. Jego spojrzenie najpierw padło na Foxy'ego. Co dziwne na mnie spojrzał z ogromnym przerażeniem. Pewnie gdyby mógł, to wyleciałby teraz przez okno, jednak jego powieki znowu opadły. Popatrzyłam na mojego liska. Dostrzegłam, że bardzo współczuł temu smokowi. Nagle bez słowa przytulił się do mnie. Mocno i czule, tak jak szczenię przytula się do matki. Odwzajemniłam uścisk. Zauważyłam, że płacze. Wrażliwy malec z niego. Sama byłam blisko płaczu. Pogładziłam go po główce. Jego futerko było mięciutkie jak puch. Jeszcze raz odwróciłam głowę w stronę chorego. Ogarnęła mnie złość na tego, który mu to zrobił. Wzięłam Foxy'ego na plecy i wyszłam z lecznicy dziękując Jerome'mu za pomoc. On pokiwał głową ze słowami ,,Zrobię co w mojej mocy, żeby było z nim lepiej". Było przed czwartą. Złość paliła mnie od środka. Mojego małego przyjaciela chyba też.
-Tak nie może być!-powiedziałam.
Foxy kłapnął gniewnie zębami.
-Co ty na to żebyśmy ustalili kto i dlaczego tak potraktował smoka? Winowajca nie powinien uniknąć kary!-warknęłam.
Wtedy mój lis mnie zaskoczył. Uśmiechnął się ukazując zęby, które wydawały się być ostrzejsze niż zwykle. Otworzył pyszczek, zaśmiał się przerażająco, pogładził łapą swój hak i obrócił głowę o 360 stopni. Udałam, że tego nie widziałam. Oboje byliśmy bardzo zmęczeni, więc wróciliśmy do jaskini i zdrzemnęliśmy się. Ja na posłaniu, a Foxy za zasłoną. Wstaliśmy między dziewiątą, a dziesiątą. Nawet nie zjedliśmy nic (między innymi dlatego, że nie wiem co jada Foxy), tylko wyszliśmy rozpocząć śledztwo. Minęłam się z Hoodoo. Foxy chciał, żebym go zapytała, więc musiałam wyjaśnić towarzyszowi, że to niemowa. Spotkaliśmy jeszcze kilka wilków. Pytałam ich o to, czy nie wiedzą co się stało przy urwisku dwa dni temu wieczorem, ale niewielu wiedziało cokolwiek na ten temat. Foxy miał notes i wyglądał, jakby robił notatki. Niestety jak spojrzałam na te kartki okazało się, że po prostu narysował tam jakieś piktogramy, hieroglify, statek piracki i fortepian. Westchnęłam i zdecydowałam, że będę się starać zapamiętywać wszystko, co istotne. Po jakimś czasie dostrzegłam Livię z jej smokiem. Podbiegłam do niej. Foxy podążył moim śladem.
-Cześć Livia-przywitałam się.-Jak tam ze Stonem?
-Witaj, już lepiej-odparła z uśmiechem.-To twój towarzysz?-zapytała głaszcząc mojego liska.
-Tak. Prowadzimy śledztwo w ważnej sprawie. Ktoś paskudnie potraktował pewnego smoka, a my chcemy ustalić kto!-oświadczyłam.
Foxy wydał dźwięk taki sam, jaki wydałoby radio bez anteny.
-Nie wiesz czasem, co się mogło stać dwa dni temu wieczorem nad urwiskiem?-zapytałam.
<Livia? Wiesz coś w tej sprawie?>
*****************
Około trzeciej nad ranem Jerome wyszedł do nas. Był wyraźnie zmęczony, a na jego twarzy dostrzegłam krople potu. Wstałam z krzesła z pytaniem:
-I co z nim?
Foxy wydał z siebie niespokojny szczęk, jak po otwarciu butelki. Basior otarł czoło i westchnął.
-Nie jest aż tak źle... Możliwe, że wyjdzie z tego. Jest silny. Chcecie go zobaczyć?-Jerome wskazał na drzwi.
Przełknęłam ślinę. Razem z towarzyszem u boku weszłam na salę dla smoków. Tamten biedaczek leżał na wznak na posłaniu. Jego pierś powoli unosiła się i opadała. Wyglądał tak bezbronnie. Spowity bandażami... Zbliżyliśmy się do niego. Lekarz towarzyszy ciągle stał w drzwiach oparty o framugę. Akurat, kiedy odwrócił wzrok, wielki kamienny gad otworzył oko i popatrzył na nas. Jego spojrzenie najpierw padło na Foxy'ego. Co dziwne na mnie spojrzał z ogromnym przerażeniem. Pewnie gdyby mógł, to wyleciałby teraz przez okno, jednak jego powieki znowu opadły. Popatrzyłam na mojego liska. Dostrzegłam, że bardzo współczuł temu smokowi. Nagle bez słowa przytulił się do mnie. Mocno i czule, tak jak szczenię przytula się do matki. Odwzajemniłam uścisk. Zauważyłam, że płacze. Wrażliwy malec z niego. Sama byłam blisko płaczu. Pogładziłam go po główce. Jego futerko było mięciutkie jak puch. Jeszcze raz odwróciłam głowę w stronę chorego. Ogarnęła mnie złość na tego, który mu to zrobił. Wzięłam Foxy'ego na plecy i wyszłam z lecznicy dziękując Jerome'mu za pomoc. On pokiwał głową ze słowami ,,Zrobię co w mojej mocy, żeby było z nim lepiej". Było przed czwartą. Złość paliła mnie od środka. Mojego małego przyjaciela chyba też.
-Tak nie może być!-powiedziałam.
Foxy kłapnął gniewnie zębami.
-Co ty na to żebyśmy ustalili kto i dlaczego tak potraktował smoka? Winowajca nie powinien uniknąć kary!-warknęłam.
Wtedy mój lis mnie zaskoczył. Uśmiechnął się ukazując zęby, które wydawały się być ostrzejsze niż zwykle. Otworzył pyszczek, zaśmiał się przerażająco, pogładził łapą swój hak i obrócił głowę o 360 stopni. Udałam, że tego nie widziałam. Oboje byliśmy bardzo zmęczeni, więc wróciliśmy do jaskini i zdrzemnęliśmy się. Ja na posłaniu, a Foxy za zasłoną. Wstaliśmy między dziewiątą, a dziesiątą. Nawet nie zjedliśmy nic (między innymi dlatego, że nie wiem co jada Foxy), tylko wyszliśmy rozpocząć śledztwo. Minęłam się z Hoodoo. Foxy chciał, żebym go zapytała, więc musiałam wyjaśnić towarzyszowi, że to niemowa. Spotkaliśmy jeszcze kilka wilków. Pytałam ich o to, czy nie wiedzą co się stało przy urwisku dwa dni temu wieczorem, ale niewielu wiedziało cokolwiek na ten temat. Foxy miał notes i wyglądał, jakby robił notatki. Niestety jak spojrzałam na te kartki okazało się, że po prostu narysował tam jakieś piktogramy, hieroglify, statek piracki i fortepian. Westchnęłam i zdecydowałam, że będę się starać zapamiętywać wszystko, co istotne. Po jakimś czasie dostrzegłam Livię z jej smokiem. Podbiegłam do niej. Foxy podążył moim śladem.
-Cześć Livia-przywitałam się.-Jak tam ze Stonem?
-Witaj, już lepiej-odparła z uśmiechem.-To twój towarzysz?-zapytała głaszcząc mojego liska.
-Tak. Prowadzimy śledztwo w ważnej sprawie. Ktoś paskudnie potraktował pewnego smoka, a my chcemy ustalić kto!-oświadczyłam.
Foxy wydał dźwięk taki sam, jaki wydałoby radio bez anteny.
-Nie wiesz czasem, co się mogło stać dwa dni temu wieczorem nad urwiskiem?-zapytałam.
<Livia? Wiesz coś w tej sprawie?>
poniedziałek, 19 stycznia 2015
Od Szafiry”... Sny na jawie...”
… szłam przez las. Cisza, ciemno choć słońce było na niebie. Słońce? Nie wiem, może księżyc. To nie był las, lecz polanka. Tak polanka z trawą wysoką jak sosna. Może dlatego tak ciemno. Nie mogłam mówić, a może nie chciała?
- Co to jest za miejsce?- usłyszałam swoje myśli.- Czyli moja mowa, to moje myśli. Muszę uważać co myślę... wchodziłam w nicość. Na poprzednie pytanie nikt mi nie odpowiedział.
- Sama jestem. Sama, samiuteńka...
- S-A-M-A?- przerwał moją myśl donośny głos.- Czemu chcesz być S-A-M-A?
Odwróciłam się nikogo nie było. Trawa zaczęła zapadać się pod ziemie, a ja traciłam grunt pod łapami. Zakryłam oczy myśląc, że to koniec. Po krótkiej chwili stwierdziłam że unoszę się w nicości... unoszę się z inną masą nie mającą kształtów ani kolorów.
- To ty jesteś tym głosem który słyszałam w swojej głowie?- milczał.
- Co to jest za miejsce?- cisza. Ta bezkształtna masa powiększyła się. Rozwarł się i pokazał coś na kształt zębów. Nie były równe, co chwila spływała z nich ciecz. Znów się powiększył. Był wielkości Jowisza. Jowisz... to chyba największa paleta... nie wiem... zaczął wchłaniać mnie do swojego wnętrza jak czarna dziura... może to była czarna dziura? Być może... nie wiem. Ogarnęła mnie ciemność... słyszałam tylko swój oddech... Czemu oddech? Serca nie słyszałam...
- Czy ja umarłam?- nastała grobowa cisza... już swojego oddechu nie słyszała.
- T-A-K- usłyszałam ten sam doniosły głos...
*********
-O obudziłaś się. W końcu- zobaczyłam zamazany pysk wilka- jak tam twoje łapy?- milczałam.
- Sisi? Co ci co jest?- w milczeniu obejrzałam łapy które owinięte były w bandaże....
- Szafira? Słoneczko moje co się dzieje?- spojrzałam pytająco no basiora.
- Kim jesteś?
<CDN>
- Co to jest za miejsce?- usłyszałam swoje myśli.- Czyli moja mowa, to moje myśli. Muszę uważać co myślę... wchodziłam w nicość. Na poprzednie pytanie nikt mi nie odpowiedział.
- Sama jestem. Sama, samiuteńka...
- S-A-M-A?- przerwał moją myśl donośny głos.- Czemu chcesz być S-A-M-A?
Odwróciłam się nikogo nie było. Trawa zaczęła zapadać się pod ziemie, a ja traciłam grunt pod łapami. Zakryłam oczy myśląc, że to koniec. Po krótkiej chwili stwierdziłam że unoszę się w nicości... unoszę się z inną masą nie mającą kształtów ani kolorów.
- To ty jesteś tym głosem który słyszałam w swojej głowie?- milczał.
- Co to jest za miejsce?- cisza. Ta bezkształtna masa powiększyła się. Rozwarł się i pokazał coś na kształt zębów. Nie były równe, co chwila spływała z nich ciecz. Znów się powiększył. Był wielkości Jowisza. Jowisz... to chyba największa paleta... nie wiem... zaczął wchłaniać mnie do swojego wnętrza jak czarna dziura... może to była czarna dziura? Być może... nie wiem. Ogarnęła mnie ciemność... słyszałam tylko swój oddech... Czemu oddech? Serca nie słyszałam...
- Czy ja umarłam?- nastała grobowa cisza... już swojego oddechu nie słyszała.
- T-A-K- usłyszałam ten sam doniosły głos...
*********
-O obudziłaś się. W końcu- zobaczyłam zamazany pysk wilka- jak tam twoje łapy?- milczałam.
- Sisi? Co ci co jest?- w milczeniu obejrzałam łapy które owinięte były w bandaże....
- Szafira? Słoneczko moje co się dzieje?- spojrzałam pytająco no basiora.
- Kim jesteś?
<CDN>
Od Taravii ''Znajomości, tym lepiej! cz.1'' (cd.Lutin)
Wieczorem poszłam spać. Położyłam się na głębokim wyżłobieniu w zbitej skale i próbowałam spać. Oczy same mi się zamykały, byłam bardzo zmęczona. Ale jak na złość, nie mogłam zasnąć! Przekręcałam się długo, z boku na bok. Nagle usłyszałam trzepot skrzydeł. Zastrzygłam uszami i wstałam szybko na równe nogi. Wybiegłam z jaskini. Na moim widoku był cały kanion. Spojrzałam w górę. Zobaczyłam tam lecącego nietoperza. Szybko wzbiłam się w powietrze i wyleciałam z przełęczy. Usiadłam na małym korzeniu wystającym z ziemi i usiadłam na nim. Był jeszcze mocno wrośnięty w ziemię. Nagle nadleciał ten sam nietoperz. Wylądował u dołu pnia i zmienił się w wilka. Miał dużą białą czuprynę, od łba do ogona z żółto-pomarańczowo-białym ogonem. Czarne futro lśniło w księżycu.
- Jesteś Lutin, prawda? - zapytałam od razu.
- Tak. A ty Taravia, tsa? - dopytał.
- Tak, dziś był mój drugi dzień w szkole... - westchnęłam.
<Lutin?>
- Jesteś Lutin, prawda? - zapytałam od razu.
- Tak. A ty Taravia, tsa? - dopytał.
- Tak, dziś był mój drugi dzień w szkole... - westchnęłam.
<Lutin?>
Od Islanzadi ,,Kronos" cz.3 (cd.Mirand)
Nad nami leciał Alfa Solaris. Krzyknęłam. Alfa zerknął w dół i widząc zły stan Miranda zleciał.
-Co się stało?-zapytał.
-No...Kronos...Tu...Mnie...-wyjąkałam.
-CO?!-Nie zrozumiał.-Chyba potrzebny psychiatra.
Pokręciłam głową i wskazałam nieprzytomnego Miranda. Nie wiem czemu,ale bardziej bałam się o niego,niż o siebie. Solaris zabrał nas do szpitala. Zdałam relacje z tego co się wydarzyło,choć trzeba się było domyślać,bo bełkotałam. Jednak mama wszystko rozumiała.
****************************************
Minęło kilka godzin. Obudził się Mirand. Szybko do niego pobiegłam.
-Jak się czujesz?-zapytałam.
-Sam nie wiem... Ale kręci mi się w głowie.
<Wiem bez weny. Zrób coś>
-Co się stało?-zapytał.
-No...Kronos...Tu...Mnie...-wyjąkałam.
-CO?!-Nie zrozumiał.-Chyba potrzebny psychiatra.
Pokręciłam głową i wskazałam nieprzytomnego Miranda. Nie wiem czemu,ale bardziej bałam się o niego,niż o siebie. Solaris zabrał nas do szpitala. Zdałam relacje z tego co się wydarzyło,choć trzeba się było domyślać,bo bełkotałam. Jednak mama wszystko rozumiała.
****************************************
Minęło kilka godzin. Obudził się Mirand. Szybko do niego pobiegłam.
-Jak się czujesz?-zapytałam.
-Sam nie wiem... Ale kręci mi się w głowie.
<Wiem bez weny. Zrób coś>
Subskrybuj:
Posty (Atom)