-To, gdzie chciałabyś pójśc?
-Ty mnie zaprosiłeś, więc ty powinieneś wybrać.
-Daj mi chwile, ułożę plam. Może najpierw tu...a potem tu...i na koniec tu...Ok! Choć za mną.
Poprowadziłem Taravię w stronę małej rzecki w Zielonym Lesie.
**************
Scigaliśmy się. Jako chłopak musiałem dać jej wygrać, ale nie starałem się zbytnio, ponieważ była bardzo szybka. Kiedy dotarliśmy na miejsce wskoczyłem do łódki.
-Płyniesz? - zapytałem. Taravia weszła za mną i odpłynęliśmy od brzegu. Rozmawialiśmy, opowiadaliśmy sobie żarty itp. Nagle zobaczyłem, że Taravia siędo mnie zbliża z zamkniętymi oczami. Ja też swoje zmknąłem i czekałem. Jednak wadera nie pocałowała mnie tylko wepcheła do wody. Była znośna. Wdrapałem się odrobinę na łódkę i wciągnąłem Taravię do wody. Roześmialiśmy się. Podpłynęła do mnie i chwyciła się mojej szyji.
-Teraz mnie wyciągnij - powiedziała. Popatrzyłem się na nią, ale miała stanowczą minę. Chwyciłem ją i podpłynąłem znią do brzegu, a następnie wyciągnąłem z wody i położyłem na trawie.
-Mam ci teraz zrobić usta-usta?
-Jak tm chcesz.
Zbliżyłem się do niej, ale znowu dałem się nabrać. Powaliła mnie na ziemię i znalazłem się podnią. Mokre włosy zasłoniły jej oczy. Zmuchnęła je tak, że woda ściekła mi na pysk. Strząsnąłem ją i pocałowałem Taravię.
-To, gdzie teraz?
-Możemy isć do Zamku Królewskiego, jeżeli się nie boisz.
-Nie boję się, a zawsze możesz mnie uratować - zaśmiała się.
Poszlismy do zamku. W nocy wyglądał naprawdę fanie! Zwiedziliśmy wszystkie komnaty, a potem wyszliśmy na taras. Zobaczyliśmy ładny widok. Spojrzałem się na księżyc i zawyłem do niego, Taravia przyłączyła się do mnie.
-Czas coś zjeśc! Choćmy do mojej jaskini.
***********
Gdy weszliśmy do środka powiedziałem Taravi byzachowywała się cicho żeby nie obudzić Okuyji i Hoodoo'a. Poszła do mojej częsci jaskini. Wziąłem koszyk piknikowy, jedzenie, coś do picia i koc. Tarvia czekała na mnie siedząc na łóżku.
-Idziemy? - zapytała szeptem.
-Już wszystko mam, co potrzebujemy. Teraz możemy iść do Żółtego Lasu.
-Żółtego? Myslałam, że na randki chodzi się do Różowego.
-Później zobaczysz dlaczego tam idziemy. Na razie choćmy zrobić sobie piknik.
Wyszliśmy pop cichu i udalismy się do Żółtego Lasu. Gdy dotarlismy na miejsce, rozłożyłem koc i wypakowałem jedzenie z koszyka. Kiedy sie najedliśmy położylismy się na ziemi i wpatrywalismy się w gwiazdy.
-Zawsze, kiedy patrzę na gwiazdy szukam Małego Wozu - powiedziałem. - Duży bardzo łatwo znależć.
-Znasz się na astologi?
-Nie. Ale lubię patrzeć się na niebo. Jest takie bezkresne.
-A widziałeś to? - pokazała na księżyc.
-Co ty? Nigdy nie widziałaś księżyca w pełni?
-Nie oto chodzi. Przyjrzyj mu się. Nie widzisz tam sylwetki wilka?
-Żeczywiście wygląda jak wilk. I co z tego?
-To, że to jest Artemis.
-Kto?
-Artemis, brat Solarisa. Został wygnany przez niego na księżyc.
-Skąd to wiesz?
-Nieważne. Chyba się chwilę prześpię. Nie przeszkadza ci to?
-Nie. Spij, spij, spokojnie.
Zasnęła. Wyglądała tak słodko! Przysunąłem się do niej i objałem ją. Nawet nie wiem kiedy ja zasnąłem. Obudziłem się przed wschodem słońca.
-Tarvia, wstawaj! Wstań, bo się spuźnimy.
-Dzisiaj jest sobota - wymruczała. - Nie idziemy do szkoły.
-Nie chodzi mi o szkołę, tylko o wschód slońca - szturchnałem ją. - Wstań wreszcie!
-No dobra - poniosła się. - Ale za karę masz mnie nieść.
Zebraliśmy szybko rzeczy, wziąłem Taravię na barana i poszedłem na najwyższy pagórek. Zdążyliśmy! Słońce powoli zalewało całą okolice światłem. Cały teren watahy był wspaniale oświetlony.
-Nie mówiłem, że będzie ładnie?
-Miałeś rację, przyznaję. Ale masz też pecha, bo mam znacznie lepszy widok od ciebie!
-Chcesz już wracać? - zapytałem.
-Jeszcze chwilę...Dobra możemy wracać, ale dalej masz mnie nieść.
Zaniosłem Taravię, aż do wejścia do jej jaskini. Pocałowała mnie w policzek.
-Było fajnie. Następnym razem ja wybieram miejsca, oki?
-Dobrze, miłych snów.
-Tobie też.
<Taravia? Jeśli chcesz to możesz zacząć nowe op>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz