- Wiesz... Trochę, znaczy chętnie poszukałbym kogoś z kimś bym mógł przeżywać przygody? Jakiś basior? Mój jedyny odszedł, wiesz o co chodzi - pokazałem łapą na wschodzący księżyc.
- Ach... Tak. Znam kilka basiorów. Ale to już chyba sam poradzisz sobie w ich... ''Poznawaniu'' - odrzekła.
- Pewnie - rzekłem i dmuchnąłem w grzywkę. Andrea pogłaskała lisa i spacerowaliśmy ścieżkami watahy.
Poznawałem tam drzewa, takie jak z bycia szczeniakiem. Tymi ścieżkami się bawiłem, biegałem wraz z przyjacielem - Artemisem. Rozmarzyłem się na chwilkę. Może by tak... Pomyślałem o ojcu, który odszedł szukać mojej może jeszcze żyjącej siostry, ale nie wrócił. Bardzo z tego powodu byłem rozczarowany. Straciłem możliwe jedynego ojca, członka rodziny. Może powinienem być taki jak on? Czyli iść jego śladem? Czy lepiej nie?
- Może zostanę nauczycielem...- pomyślałem pod nosem.
- Coś mówiłeś? - odwróciła się Andrea.
- Tak. Może zostanę nauczycielem!
- A skąd ci tak naszło?
- Nie ważne. To takie natchnienie - próbowałem się uśmiechnąć.
- Rozumiem cię - westchnęła na to.
Nagle na górce coś spostrzegłem. Były tam jakieś wilki.
- Czyżby one są z watahy? Rzadko wychodziłem z jaskini
- Nie... - powiedziała ze strachem w głosie,
<Andrea?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz