wtorek, 27 stycznia 2015

od Lumii " Trochę zabawy cz 9 " (cd Hoodo)

„Kurcze mogłam go ubrać jakieś słodkie ubranko- pomyślałam.- wyglądał by ślicznie” zaśmiałam się na głos.
- Emm... Lumia?
- Nie zwracaj na to uwagi. Przypominało mi się coś śmiesznego.
-Okej...uh długo będziemy tak łazić? Trochę tu... głośno?
-Ah ty typowy wilku. Nie jesteś stworzony do miasta, nie? Ja to kocham. Ten hałas, ten ruch. Przynajmniej tu się coś dzieje. Przynajmniej tu mogę czuć się sobą. A co do ŁAŻENIA... do nocy wtedy to będzie jakiś efekt.
- Efekt? Co kombinujesz?- spojrzałam na swojego …. „pieska” z uśmiechem. Uklękłam i spojrzałam mu w oczy.
- Zobaczysz...
Tą sytuację obserwowała jakaś dziewczyna. Miała torbę z zakupami.
-Na co się gapisz?! To do swojego psa nie można pogadać?!-wrzasnęłam. Dziewczyna stała przez chwilę po czym ruszyła w swoją drogę mrucząc coś pod nosem.
- Nie za ostro?
- Nie. Wystarczająco ostro.
********
- Jeju długo jeszcze zaraz mi łapy odpadną.- stękną Hoodo.
- Tu jest park. Na ławce odpoczniemy.
Usiadłam na ławce. Wilk zrobił to samo. Siedzieliśmy tak w ciszy. Jak na tą porę dość pusto, tylko paru przechodniów odważyło się na spacer po zielonym parku. Pewnie wiedzą kto przyszedł i komu najlepiej nie wchodzić w drogę.
- Ładnie tu... ładnie... Słuchaj emm... czy ja muszę do ciebie mówić czy mogę jakoś umysłowo coś?
- Nie wiem. Ja musiałem się tego nauczyć.
- Aha... Wiesz powiem ci, że twarzy... emmm. To znaczy do  pyska pasuję ci różowy kolor... nie myślisz by się przefarbować?- uśmiechnęłam się uwodzicielsko. On chyba tego nie widział.
- Ha ha... eee nie.
- o już ta godzina? Czas na nas. Choć ty mój psiaczku- rozczochrałam mu fryzurę. Wstałam i wzięłam kierunek na Lightning Tower najwyższego wieżowca w mieście. Lubiłam tam przebywać w szczególności na samej górze gdzie.... nie powiem czasami mocno wieje, ale dzisiejszy dzień był spokojny. Tam na górze też powinno być spokojnie. Weszliśmy do budynku.
- Psia krew ochrona... tu jest zakaz wprowadzania swoich pupilków. Zmień się w niewidzialnego.
Robił to posłusznie, a ja ściągnęłam mu obróżkę.
- Okej a teraz idź za mną nie zgub się- odwróciłam się do niego tyłem i z uśmiechem jak nigdy nic parłam do przodu.
- Dzień dobry panie Wolf.- powiedziałam z uśmiechem.- Jak  się dzisiaj miewamy?
- Uważaj mi tu tylko... znam te twoje sztuczki.- spojrzałam na niego z miną typu „ ja? Przecież jestem nie winna, nic nie zrobiłam”.- mam cię na oku.
Uśmiechnęłam się do niego nie mrawo. Podeszłam do windy czując spojrzenie stróża na karku.
- To miłego dnia- powiedziałam niemrawo i weszłam do windy. Zamknęła się przed strażnikiem. Kliknęłam guzik  najwyższego piętro. Ukucnęłam i westchnęłam.
- jesteś?- poczułam coś mokrego, trącającego mnie po uchu. Domyśliłam się, że to jego nos.- pierwszy ras jedziesz widom co? Jedziemy na samą górę, do nieba.- zaśmiałam się. Do windy wchodziło i wychodziło wiele ludzi. Nie obchodziło mię jak wyglądają, chciałam za wszelką cenę wjechać do góry.  Udało się wyszłam razem z moim.... dzisiaj będzie to oficjalnie.... chłopakiem z zatłoczonego pudła.
- Dobra tu już możesz się zmienić. Rzadko tu ktoś wchodzi- robił się widoczny, ale coś było nie tak. Trochę jakby spięty?- Co jest? Jakiś taki niemrawy jesteś?
- Tłok..- powiedział zapiętym głosem. Uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie.
- Teraz tylko schody i będziemy na miejscu.
********
- To tu- odpowiedziałam z zadowoleniem. Zmieniłam się w wilka i usiadłam na dachu. Właśnie  wznosił się księżyc.
- To to jest to miejsce? To które jest takie piękne?
- Usiądź i poczekaj chylę zaraz się pojawi.
- Co się poja... nie dokończył. Bo właśnie zaczął się spektakl. Z dachu tego wieżowca widać jak na dłoni: całe miasto, jego okolicę i tereny całej naszej watahy. Właśnie z watahy  sunęły do nas trzy mieniące się kolorami pasy zorzy. Pogalopowały jak konie przeskakując dach budynku. Były tak blisko, że można by było je dotknąć. Hoodo usiadł z wrażenia..
- Ładne co? A księżyc jaki duży i taki... srebrzysty- uśmiechnęłam się.
- To ty jesteś piękna w jego świetle i rozbłyskach zorzy. Przyćmiłaś ich piękno swoim, każda gwiazda ci teraz zazdroszczą!
Posmutniałam. On naprawdę mnie kocha. Głupi albo naiwny... pewnie i to i to...
Naglę przypominało mi się co mam jeszcze w torbie. Od razu poprawił mi się humor.
- Czekaj jeszcze ma tu coś...- uśmiechałem się do zdziwionego basiora i wzięłam torebkę. Chwilę pogrzebałam i wyciągnęłam pudełko... ech z zimnym spaghetti.  „ Podgrzeje się palniki”- pomyślałam. Wyciągnęłam też butelkę coli zaraz po tym wyciągnęłam... kieliszki …..  przeklęty palnik zbił jeden kieliszek. Myślałam chwilę trzymając pęknięty kieliszek w łapie.
- A co tam- rzuciłam kieliszki za siebie i wyciągnęłam plastikowe.- może nie jest to romantyczne, ale … zapraszam cię na randkę- wydukałam.
< Hoodo? ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz