Przemierzałem lody śnieżnej północy. W miejscu gdzie dawniej były zielone i bujne dżungle. Panowała wieczna i koszmarna zima. Klimat się ocieplił i doszedłem do jakiś gór... Za nimi rozciągały się piękne i wielkie tereny obrazujace swoim pięknem i wytworną gracją. Zapadał zmrok. Cisza przeistoczyła się w bębnienie w uszach. Czegoś było mi brak. Towarzystwa? Może. Ale jestem samo wystarczający więc, nikogo nie potrzebuję. Księżyc z dziwnym wilkiem wywlókł się powolnie na pełnych gwiazd zimowe niebo. Spojrzałem w górę i wypuściłem powietrze ustami. Ciepła para wydostała się na powietrze lecąc ku górze i znikając w nicości. Jaki ten świat dziwny. To się dzieje tak, to tak. Trudno czasem coś pojąć. Usłyszałem szelest w krzakach. Odwróciłem się szybko i wyczarowałem sobie coś w rodzaju dużego miecza. Trzymałem go magią, było łatwiej. Coś przeskoczyło jak cień z drugiego krzaka. Nagle jakaś wielka wiewiórka z białą czupryną wskoczyła na mnie i krzyknęła przeraźliwie.
- No ziom, spóźniony zapłon - zaśmiało się szczenię basior, gdy dokładnie się mu przyjrzałem.
- Kim jesteś? - zapytałem szybko upuszczając włócznie.
- Nazywają mnie Lut. Tak naprawdę jestem Lutin... - odwrócił się energicznie i podszedł do mnie.
- Nie zbliżaj się bo zarazisz mnie wścieklizną czy coś... - popatrzyłem na jego zęby.
- Śmieszne - powiedział ironicznie i opuścił uszy.
Poten z powrotem je nastawił i zmienił się w nietoperza. W ułamku sekundy zniknął.
- Gdzie jesteś? - patrzyłem w wszystkie strony zachowując zimną krew. Nagle od tyłu pojawił się człowiek w kościstymi skrzydłami i pomarańczową od wewnątrz peleryną.
- Pokazać czym jest walka przed strachem? - zapytał.
Schowałem głowę pod łapę. Potem znowu ją odsłoniłem. Znowu stał przede mną Lutin.
- HAHAHAHAH dałeś się nabrać - rzucił się na ziemię i tarzał się ze śmiechu.
- Patrz, listek! - śmiał się dalej, a ja stałem wgapiony w niego.
Nie zauwarzyłem że ktoś nas obserwuje. Z pomiędzy buków wyleciał basior o złocistych skrzydłam i poważnej minie. Popatrzył na nas srogo.
- Lutin! Co robisz tu w nocy!- syknął.
- Wiesz, ze cierpię na bezsenność... - westchnął ironicznie Lut.
- Trudno! Uciekaj do domu - wskazał łapą kierunek.
Basior wzniósł się dosłownie 5 centymetrów nad ziemię i malutkimi susami swoich skrzydeł poleciał ścieżką.
- A ty? Kim jesteś?
<Lutin?Solar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz