Chodziłem lasami. Był to szczególnie mroczny las, miejsce gdzie często bywałem. Tak było bardzo często w moim życiu. Nic innego. Ciągle powtarzające się rzeczy.
- Może tak odejść i poszukać prawdziwych przygód?
Znudziło mi się już towarzystwo wilków, które omijają cię szerokim łukiem. Tak, dokładnie... Nikogo...Nie potrzebuję. Poradzę sobie sam, bez nikogo... Nagle potknąłem się o pień. Zleciałem z górki, pewnie bym zlatywał tak jeszcze długo, ale postawiłem siebie za pomocą magii na równe nogi i znowu ruszyłem do marszu. Celem były tereny watahy. By zniknąć niezauważony niczym cień. Zamknąłem oczy i pomyślałem o tutejszym dzieciństwie. Tyle wspomnień, lecz nie na takich wspaniałych i pięknych... Spojrzałem na księżyc.
- Bywaj przyjacielu - ukłoniłem się do księżyca, a on wypuścił z siebie spadającą gwiazdę.
Życzenia? to było przestarzałe i strasznie dziecinne. Życzenia do gwiazd... Jednak jeśli prawda?
- I tak nie mam co robić - wzruszyłem barkami. Nie wiem co mnie dziwnego opętało, ale NAPRAWDĘ pomyślałem o tym by spotkać...Zresztą nieważne. Powoli szedłem ku granicy. Dzielił mnie od niej jeden krok. Spojrzałem w tył, tereny watahy i przed siebie, nieskończenie przygody. Westchnąłem, i już miałem iść gdy coś na mnie wpadło. Czarna kulka z niebieską czupryną zaczęła się ze mną toczyć w kolejną dolinę. Zatrzymałem siebie i wilczycę za pomocą magii i położyłem ją na ziemię.
- Ufff... Przepraszam... Jestem Andrea - wadera podskoczyła.
- I tak mi nie jest t potrzebne, bo... Ja odchodzę
- Czemu?
- Sądzę że tu nie moje miejsce. Codziennie robię to sami, nie mam towarzystwa, mój najlepszy przyjaciel, który mnie rozumiał, siedzi na księżycu i nikt mu nie pomoże. W tej watasze kończy się moja rola.
- Bo nikt z tobą nie rozmawiał? SERIO - zaśmiała się.
- Tak, ale to nie gra roli
- Jak nie jak tak - oburzyła się.
- Nie odchodź z watahy, jak połowy wilków nie znasz... Zapewne...
- Jak, jak nawet jak przechodzę obok kogoś na ścieżce, to on nie reaguje i ma wszystko w nosie?! Jak powiedziałem raz komuś ''Dzień Dobry'' - starszemu wilkowi, on z nadąsaną miną odszedł. Bardzo fajna tolerancja...
- Nie przedstawiłeś się
- I tak zapomnisz moje imię...
- Nie zapomnę - spojrzała mi w oczy.
- No dobra, więc Kaigy. Kaigy Burnout...
<Andr?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz