Już chciałam ruszyć za Jerome, ale Foxy złapał mnie za łapę. Zrozumiałam, że chce iść ze mną. Zapewne też się martwił o tego smoka. Dotarliśmy do lecznicy w rekordowym czasie. Jerome zajął się sprawą, a my siedzieliśmy w poczekalni. Tak minęło kilka następnych niespokojnych godzin. Serce waliło mi jak młotem, a Foxy niecierpliwie wiercił się na krześle. Oboje siedzieliśmy w milczeniu.
*****************
Około trzeciej nad ranem Jerome wyszedł do nas. Był wyraźnie zmęczony, a na jego twarzy dostrzegłam krople potu. Wstałam z krzesła z pytaniem:
-I co z nim?
Foxy wydał z siebie niespokojny szczęk, jak po otwarciu butelki. Basior otarł czoło i westchnął.
-Nie jest aż tak źle... Możliwe, że wyjdzie z tego. Jest silny. Chcecie go zobaczyć?-Jerome wskazał na drzwi.
Przełknęłam ślinę. Razem z towarzyszem u boku weszłam na salę dla smoków. Tamten biedaczek leżał na wznak na posłaniu. Jego pierś powoli unosiła się i opadała. Wyglądał tak bezbronnie. Spowity bandażami... Zbliżyliśmy się do niego. Lekarz towarzyszy ciągle stał w drzwiach oparty o framugę. Akurat, kiedy odwrócił wzrok, wielki kamienny gad otworzył oko i popatrzył na nas. Jego spojrzenie najpierw padło na Foxy'ego. Co dziwne na mnie spojrzał z ogromnym przerażeniem. Pewnie gdyby mógł, to wyleciałby teraz przez okno, jednak jego powieki znowu opadły. Popatrzyłam na mojego liska. Dostrzegłam, że bardzo współczuł temu smokowi. Nagle bez słowa przytulił się do mnie. Mocno i czule, tak jak szczenię przytula się do matki. Odwzajemniłam uścisk. Zauważyłam, że płacze. Wrażliwy malec z niego. Sama byłam blisko płaczu. Pogładziłam go po główce. Jego futerko było mięciutkie jak puch. Jeszcze raz odwróciłam głowę w stronę chorego. Ogarnęła mnie złość na tego, który mu to zrobił. Wzięłam Foxy'ego na plecy i wyszłam z lecznicy dziękując Jerome'mu za pomoc. On pokiwał głową ze słowami ,,Zrobię co w mojej mocy, żeby było z nim lepiej". Było przed czwartą. Złość paliła mnie od środka. Mojego małego przyjaciela chyba też.
-Tak nie może być!-powiedziałam.
Foxy kłapnął gniewnie zębami.
-Co ty na to żebyśmy ustalili kto i dlaczego tak potraktował smoka? Winowajca nie powinien uniknąć kary!-warknęłam.
Wtedy mój lis mnie zaskoczył. Uśmiechnął się ukazując zęby, które wydawały się być ostrzejsze niż zwykle. Otworzył pyszczek, zaśmiał się przerażająco, pogładził łapą swój hak i obrócił głowę o 360 stopni. Udałam, że tego nie widziałam. Oboje byliśmy bardzo zmęczeni, więc wróciliśmy do jaskini i zdrzemnęliśmy się. Ja na posłaniu, a Foxy za zasłoną. Wstaliśmy między dziewiątą, a dziesiątą. Nawet nie zjedliśmy nic (między innymi dlatego, że nie wiem co jada Foxy), tylko wyszliśmy rozpocząć śledztwo. Minęłam się z Hoodoo. Foxy chciał, żebym go zapytała, więc musiałam wyjaśnić towarzyszowi, że to niemowa. Spotkaliśmy jeszcze kilka wilków. Pytałam ich o to, czy nie wiedzą co się stało przy urwisku dwa dni temu wieczorem, ale niewielu wiedziało cokolwiek na ten temat. Foxy miał notes i wyglądał, jakby robił notatki. Niestety jak spojrzałam na te kartki okazało się, że po prostu narysował tam jakieś piktogramy, hieroglify, statek piracki i fortepian. Westchnęłam i zdecydowałam, że będę się starać zapamiętywać wszystko, co istotne. Po jakimś czasie dostrzegłam Livię z jej smokiem. Podbiegłam do niej. Foxy podążył moim śladem.
-Cześć Livia-przywitałam się.-Jak tam ze Stonem?
-Witaj, już lepiej-odparła z uśmiechem.-To twój towarzysz?-zapytała głaszcząc mojego liska.
-Tak. Prowadzimy śledztwo w ważnej sprawie. Ktoś paskudnie potraktował pewnego smoka, a my chcemy ustalić kto!-oświadczyłam.
Foxy wydał dźwięk taki sam, jaki wydałoby radio bez anteny.
-Nie wiesz czasem, co się mogło stać dwa dni temu wieczorem nad urwiskiem?-zapytałam.
<Livia? Wiesz coś w tej sprawie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz