Latałam w przestrzeni po różnych terenach. Wspaniałe miejsce. Przelatywałam obok okiennic jakiegoś pięknego zamku towarzystwie ośnieżonych drzew. Zauważyłam jezioro. Zbliżyłam się do niego i skrzydłem przejechałam po jego lodowatej tafli. Wzniosłam się wyżej i wykonałam tak zwany ''świder'' czyli latanie kręcąc się przez cały czas. Dobrze się przy tym bawiłam. Po jednej stronie moich skrzydeł iskrzyły się w swoim rodzaju ''gwiazdki''. Wylądowałam u brzegu jeziora i napiłam się wody. Nagle zza krzaków wyszedł jakiś wilk.
- Co smoka odnajduje... eee.. w tych progach - popatrzył na mnie basior o złotych skrzydłach.
- Nie jestem smokiem - odwróciłam się pokazując swoją ''pełną'' postać.
- Przepraszam. Z dołu było widać że jakiś smok robi akrobacje na niebie - przyznał i podszedł bliżej.
- A to wilki, nie mają tu dostępu? Znaczy wilko-smoki - poprawiłam się.
- Nie... Oczywiście że mają! Chcesz dołączyć do watahy? - zapytał poprawiając grzywkę.
- Mam dylemat czy nie dołączyć do STADA smoków... Cóż... jestem inna
- U nas w watasze mogę ci zapewnić że nikt nie będzie w stanie co dokuczać. Zapamiętaj - odpowiedział z uśmiechem.
- Dobrze więc... Dołączę... - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
Basior wziął mnie na chwilę pod skrzydło.
- Pamiętaj, że u nas nikt nie jest odmienny. Jak coś się stanie nie przejmuj się mimo wszystkiego - potem zwinął ogromne skrzydła.
***
Moja jaskinia była niesamowita. Zasnęłam słodko od razu. Na drugi dzień poszłam do wilczej szkoły z uśmiechem na twarzy. Trafiłam na dziedziniec, gdzie każdy z wilków miał na szyi uniwersalny krawat. Znaczył chyba podzielność klas. By było łatwiej. Nikt jakby nie zwrócił na mnie uwagi. Inni nadal rozmawiali, a ja przemknęłam przez dziedziniec.
<SZCZENIAK?!XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz