Mineły nareszcie dni mojej męki. Wreszcie mogłem wyjść z domu. Na prawdę mi się nudziło. Taravia mnie nie odwiedziła, ani razu. Nie wiem dlaczego. Od czasu do czasu wpadał Snow, ale nie na długo. Glorie też przychodził, by podać mi co robili na zajęciach i ewentualnie pomóc w lekcjach.Hoodoo nie pozwalał mni na za dużo. Rygorystycznie podchodził do zaleceń lekarza.Ale wreszcie mnie wypuścił (jedynie na spacer, bo do szkoły mi nie pozwolił). Poszedłem do taravii. Niestety nie zastałem jej w domu. Ale wiedziałem gdzie może być. Poszedłem do jej ulubionego miejsca w kanionie. Była tam.
-Taravi! - krzyknąłem. Rozejrzała się i zobaczyła mnie.
-Co tu robisz? - zapytała.
-Szukałem cię.
-Po co? Towarzystwo Islanzadi ci nie wystarcza?
-O co ci chodzi? Islanzadi to tylko znajoma.
-Nie prawda, widziałam jak się do ciebie kleji, jak na ciebie patrzy. Pewnie ci się to podoba, prawda?!
-Jakoś mnie to nie zaintersowało! Myślałem, że jest mi po prostu wdzięczna.
-Uważaj bo ci uwierzę! Wy chłopacy tacy już jesteście!
-Co cię ugryzło? Nigdy się tak jescze nie zachowywałaś.
-To mnie jak widać nie znasz... To ty mnie ugryzłeś! Prosto w serce!
-Co?
-Chodzi mi oto, że mi się podobasz ty durniu! - zaczynała krzyczeć coraz rozpacliwiej. Uważałem łzy. - I zraniłeś mnie i to bardzo przebywając tak blisko z Islanzadi!
-Ja...nie wiedziałem...Przepraszam
-Wynos się! Nie chcę cię tu więcej widzieć!
Podszedłem do jej biórka, wziąłem kartkę i długopis. Napisałem szybko krótki liścik: "Jeżeli będziesz jeszcze w stanie na mnie spojrzeć, to przyjdź proszę do parku o zachodzie słońca. Muszę ci coś ważnego powiedzieć. Będę czekał. Mir". Zostawiłem go tak, żeby Taravia to zobaczyła i poszedłem się przygotować. Jeśli przyjdzie nie będę nic mówił tylko ją pocałuję. Tak, pocałuję ją. To będzie wystarczająco jednoznaczne, później zobaczy się co będzie dalej. Tylko nie mogę zapomnieć o wisorku, który dla niej zrobiłem.
<Taravia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz