Postanowiłam gdzieś sobie wyruszyć. Miałam dość siedzenia bezczynnie w domu. W dodatku musiałam przemyśleć tę sprawę z Sazanem. To jakieś chore było! Spakowałam się i ruszyłam w kierunku lasu. Gdy dotarłam w umówione miejsce,zagwizdałam głośno. Poczułam znajomy zapach spalenizny i trzask ognia. Zza drzew wyszedł Fire. Nie mogłam się powstrzymać i przytuliłam się do niego. Ogier przez kilkanaście minut pytał czy nikt za mną nie szedł. Odpowiadałam coś w stylu:,,Tak,tak. Muszę teraz pomyśleć". Tak czasami mam. Załadowałam bagaże na grzbiet konia(sam się zgodził,ale wyraźnie mu się to nie podobało) i tak zaczęliśmy naszą podróż. Nagle przystanęłam gwałtownie. Miałam wrażenie,że ktoś na mnie patrzy. Fire zarżał przeciągle,co tylko mnie przekonało,że ktoś tu jest. Ogier dreptał nerwowo w miejscu. Widać było,że bardzo chce rzucić się na ,,szpiega",ale moje bagaże mu przeszkadzały. Wyczułam,że jest to basior. Wtedy spanikowałam. Bałam się,że to ten głupek Sazan. Ale zza drzew nie wyszedł Sazan,tylko ktoś inny. Kiedy zobaczył Fire'a cofnął się o kilka kroków. To normalne. W 99% mój koń przestraszy każdego. Ale wracając do tematu... Basior spojrzał na ogiera i zapytał:
-To twój koń?
-Ten koń cię SŁYSZY-rzucił groźnie Fire.
-Fire! Zachowuj się!-krzyknęłam.
Zerknęłam przelotnie na wilka. Trochę się zlękł. Uśmiechnęłam się,a on odwzajemnił uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz