piątek, 2 stycznia 2015

Od Sonatana ''Wyspa cz.2''(cd.Kaya)

- Weź...Nie jest tak źle...Gorzej by było jakbyśmy znaleźli się w kosmosie - uśmiechnąłem się.
odwróciła się i zgromiła mnie niezwykle wkurzonym spojrzeniem.
- Ach...Tak...Pomóc ci? - zapytałem.
- Sama sobie poradzę, tylko to że całe życie bierzesz jako żart - prychnęła.
- Co? Nie...Ja już taki jestem - zabrakło mi słów.
- Tak, ciągle tak paplasz non stop, i o niczym!?- warknęła.
- Nic ci nie jest? - dopytałem.
- NIC - wrzasnęła.
Nie była to prawdziwa Kaya. Nie wiedziałem co robić. Nagle jakiś wilk wleciał w krzaki z nożem w pysku. Miał czerwone oczy, ciemno-fioletowe futro z odcieniem czerni. Odciął jakiś korzeń. Na to Kaya padła na ziemię, złapała się za głowę i wstała.
- Coś się stało? - nie wiedziałem co jej odpowiedzieć.
Z krzaczorów wyszedł wilk.
- Dzień Dobry - uśmiechnął się.
Spojrzeliśmy na niego dziwnym wzrokiem.
- Przepraszam, jestem Morgan. Wylądowałem na tej wyspie przypadkowo. I...Postanowiłem tu zostać...A wy z Watahy Zorzy Polarnej? - zapytał.
- Tak - odpowiedzieliśmy chórem.
- Jak nie znacie Morgana to trudno - zaśmiał się.
- A właściwie co to było? To co właśnie przerwałeś szablą? - pokazałem na przerwany korzeń rośliny.
- To Mandragora. Roślina dzięki której kłóci wszystko w okół siebie. Osoba która jest oczarowana jej pyłem wścieka się na byle co. Ale, ja was uratowałem - zrobił wesoły uśmieszek.
- El kapitan - szepnąłem pod nosem.
- Zawdzięczam cię URATOWANIEM - na to Kaya spojrzała na mnie ironicznie.
- Nie ma za co. Jak was zwą? - dopytał.
- Kaya
- Sonatan
- Miałem na myśli damę - uśmiechnął się szarmancko.
- Och, Kaya jestem - zaśmiała się lekko.
- Miło mi - skinął dostojnie łbem.
- Co to za przychlast - pomyślałem.
- Dżungla obfituje w mnóstwo niespodzianek i nieprzyjemnych stworów. Zaprowadzę was do mojej rezydencji, że tak to ujmę - jego denny uśmieszek nie znikał z twarzy.
- Za mną! - machnął łapą.
Ze zwiszoną głową ruszyłem za Kayą, a Kaya za nim.
Zaprowadził nas do wielkich drzew. Na ich szczycie by wielgachny dom na drzewie. Zwisała z niego lina.
- Panie przodem - ukłonił się przed Kayą.
- Dziękuję - wyprężyła dumnie pierś i zaczęła wspinać się po linie.
On wszedł za nią totalnie mnie odtrącając i wkurzając do reszty.
- Wchodzisz? - spojrzał na mnie.
- Latam - prychnąłem zły.
I wzniosłem się w powietrze.
***
Byliśmy już na drzewie, co urozmaicił w piękny dom. Było tam dużo jedzenia i było bezpiecznie. Zostałem z Kayą na chwilę.
- Cóż to za milutki facet - uśmiechnęła się.
- Bardzo - powiedziałem ironicznie.
<Kaya?jakaś przygoda?>

PS. Sonatan jest zazdrosny, Ginny mi podrzuciła pomysł z Morganem co został na wyspie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz