- Oo.. Dziękuję – zarumieniłam się i nagle te dzikusy wzięły mnie i zaczęli biec w głąb lasu. – Sonatan! – Po wypowiedzeniu jego imienia, wzięli również Sonatana.
- Hej! Puszczać mnie! – krzyknął ale dalej nas prowadzili w głąb lasu. Po chwili dobiegli do wielkiego obozowiska. Były tam proste namioty, stoły i inne rzeczy. Puścili nas, zrobili mi pokłon i wrócili do swoich zajęć.
- Ciekawe o co im chodzi.. – szepnęłam
- Zobacz! – podbiegł do ściany
- Hm? – podeszłam również pod ścianę, były tam malowidła naścienne – Ładne – poprawiłam fryzurę
- Przyjrzyj się – zbliżył się do ściany – Hej! To ty! –
- Co?! – błyskawicznie spojrzałam na malowidła. Był tam namalowany wilk z znakami na sierści, a reszta się mu kłaniała. Było tam więcej podobnych ale żeby je rozszyfrować byłoby trzeba znać kulturę dzikusów.
- Może myślą że te twoje łatki na sierści są święte? –
- Możliwe.. W sumie mają namalowane podobne tylko że brązowe – Naszą rozmowę przerwał krzyk młodego wilczka. Podbiegliśmy szybko, i zauważyliśmy że szczeniak ma uniesioną łapkę i piszczy z bólu.
- Musiał wejść w ognisko – powiedział
- Biedak – podeszłam do niego a reszta wilków mówiła coś po swoim języku. Delikatnie ale szybko wzięłam łapkę dziecka i drugą łapą wyczarowałam drobny szron który złagodził ból łapki szczeniaka. – Gotowe – uśmiechnęłam się. Szczeniak się ukłonił, wyszczekał coś i uciekł do mamy.
- Ładna akcja – przybiłam piątkę z Sonatanem.
- Wiesz.. lubię pomagać – uśmiechnęłam się. Gadaliśmy, za nami szedł jakiś dzikus z jedzeniem. Niechcący popchnął mnie i moje usta zetknęły się z ustami Sonatana. – Przepraszam… - wyszeptałam
<Sonatan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz