piątek, 2 stycznia 2015

Od Lutina ''Strach przesiąknięty pięknem''

Chodziłem po mrocznym lesie. Nie było w nim śniegu. Był w szarych odcieniach kolorów. Brzask słońca słabo przedostawał się przez smętne powykrzywiane gałęzie. Las był pogrążony w śnie, jak zawsze. Cienie tańczyły w jaśniejszych miejscach straszną balangę. Przechodziłem po trzeszczących gałęziach i liściach. W tym przenikliwym mroku coś zauważyłem. Jakiś promyk światła, przechodzący w mgle. Szybko tam podbiegłem. Zobaczyłem przez mgłę jakąś postać. Miała kopyta, a w pysku trzymała małą czarną latarnię. Odwróciła się. Był to koń, bardziej klacz.
Miała straszne uszy nietoperza, smocze skrzydła, czarodziejką czapkę i piękne inne detale.
- Kim jesteś? - zapytałem.
 - Magicznym Koniec - uśmiechnęła się.
- A co tu robisz?W tym lesie - zapytałem.
- Szukam swojego towarzysza. Lutin, tak? - nie przestawała się uśmiechać.
- Tak... - odrzekłem.
- Przebywam z magicznej krainy w której byłam jeszcze małą klaczką.Teraz dorosłam i moja królowa i król, jak reszcie koni kazali zejść na ziemię i szukać swojego właściciela pod tym imieniem. Ja miałam znaleźć szczeniaka z białą natapirowaną grzywą, z czarno-biało-pomarańczowym futrze z długim żmijowatym językiem i z skrzydłami które są zbudowane jako kostki - wytłumaczyła.
- To ja! - krzyknąłem.
- Od teraz mam być zawsze u twojego boku. Nie ważne czy jest dzień, czy noc zawsze ci pomogę - klacz zarżnęła.
- Nazwę cię...Darkness - rzekłem i zaśmiałem się do klaczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz