- Pokazać ci niektóre tereny? Musisz mieć dużo sił by obejrzeć wszystkie. Niektóre znajdują się w bardzo odległych zakątkach - uprzedziłem.
- Nie ma sprawy, już idę - podbiegła do mnie.
- A potrafisz latać? - zapytałem. - Tak by były szybciej - dodałem po chwili.
- Tak, bez skrzydeł - przyznała.
- To taka bardziej lewitacja, nie? - wzniosłem się w powietrze.
Nie odpowiedziała, gdyż byłem już wysoko na niebie. Lecieliśmy po nim, a ja pokazywałem Moon tereny watahy.
- To jest śnieżny las - akurat przelatywaliśmy przed nim.
- Możemy odpocząć? Robię się zmęczona po dłuższych dystansach - wysapała.
- Nie ma sprawy - wleciałem w jedną małą chmurkę, po czym usiadłem na niej.
- No chodź! - krzyknąłem.
Podeszła do mnie ochoczo i usiadła na miękkim puchu chmury. Rozglądała się w dół, do tyłu. Jej uwagę przykuł chyba zamek położony na skraju śnieżnej góry. Był duży i swym dorodnym blaskiem kusił do środka.
- NIE. Nawet o tym nie myśl?! - wrzasnąłem.
- O czym? - zapytała.
- O tym, że patrzysz się na zamek z którego nikt nigdy nie wyszedł. Żywy - parsknąłem i rzuciłem grzywką.
<Moon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz