Obudził mnie poruszanie klamki. Byłam w ciasnym schowku na szczotki. Ostatnio znalazłam kluczyk, więc specjalnie zamknęłam się od środka. Ktoś właśnie próbował otworzyć drzwi. Serce zabiło mi mocniej. Na szczęście po chwili znowu zapanowała cisza. Rozluźniłam się ucieszona, że nic się nie stało. Pomyślałam, że skoro nikogo na razie nie ma to może dałabym stąd nogę i wróciła do poszukiwań Foxy'ego. Już chciałam sięgnąć do klamki, ale usłyszałam zgrzyt zamka i drzwi się otworzyły. Popatrzyłam ze schowka na mecha-kurę, a ona na mnie. Chyba nie spodziewała się znaleźć mnie tu.
Obie byłyśmy zdziwione, ale ona nie była przerażona. Ja byłam, bo ten robot miał wytrzeszczone oczy.Zrobiłam głupi uśmiech z zębami i zamknęłam drzwi schowka i przytrzymałam klamkę. Straszliwa postać próbowała otworzyć drzwi. Z trudem udało mi się utrzymać drzwi zamknięte. Po jakimś czasie usłyszałam, że to kaczko, kurczako coś pobiegło. Pewnie po pomoc. Nie czekałam aż przyprowadzi kolegów. Wyskoczyłam ze schowka i pognałam korytarzem. Rozglądałam się w poszukiwaniu lisa. Usłyszałam nagle śpiew. Może bardziej nucenie. Brzmiało jakby ktoś po prostu sobie podśpiewywał ,,dum, dum, dum" niskim, ale czystym głosem trzymając się melodii. Zaciekawiłam się kto to. Niestety ciekawość przewyższyła mój rozsądek i poszłam za dźwiękiem. Oszołomiło mnie to, co zobaczyłam. Na jakby małej scenie z rozsuniętą fioletową kurtyną stał FOXY! W łapce trzymał kartkę i czytał teks z niej. Oczywiście nie na głos. Chciałam do niego podejść i coś powiedzieć, ale nagle z drzwi obok wyłonił się brązowy misiek z czarną muszką i małym kapelusikiem. Jak tylko mnie zobaczył zatrzymał się (jeszcze w drzwiach) i upuścił coś co akurat trzymał w łapie. Nie popatrzyłam na to bo byłam skupiona na Foxy'm. Już bym do niego podeszła i zabrała stąd, ale wtedy z innego wejścia wyszedł fioletowy królik. Ciągle nie miał oka i wlókł za sobą bezwładną jedną nogę. Jego jedna ręka ruszała się cały czas przycinając się, jakby obracał coś w dłoni. Do tego miał wgniecioną małą część głowy. Popatrzył na mnie posępnie jednym okiem. Nie czekałam a nic, tylko znowu zaczęłam uciekać. OJ! Zapomniałam powiedzieć, że wszystko wyglądało jeszcze gorzej, bo była noc. Uciekałam trochę czasu, aż dopadłam jakiegoś pokoiku. Usiadłam i zdyszana postanowiłam się trochę zastanowić co się tu dzieje... Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi małym kluczykiem. Położyłam się na zimnych kafelkach. Poczułam, że moja ręka zderzyła się z czymś. Podniosłam się i myślałam, że zaraz dostanę zawału. Siedział za mną żółty misiek bardzo podobny do tego, którego widziałam wcześniej, tyle, że miał puste czarne oczy i otwarty pysk. To już ponad moją siłę psychiczną, pomyślałam wylatując jak szalona drzwiami. Biegłam jak opętana. Nawet nie wiedziałam gdzie. Nagle się potknęłam i upadłam na ziemię. Spostrzegłam, że zaplątałam się w jakieś kable. Jakby tego było mało, to jeszcze z końca korytarza nadchodził bardzo szybko brązowy misiek. Zaczęłam gorączkowo próbować się rozplątać. NA PRÓŻNO! Misiek był już koło mnie. Pochylił się i wyciągnął w moją stronę swoje robotyczne ramiona. Osłoniłam głowę rękami i zamknęłam oczy. Po chwili spostrzegłam, że nic mi nie jest. Misiek właśnie rozplątywał moje nogi z kabli. Kiedy skończył i podniósł się zerwałam się na równe nogi i wycofałam jeszcze kilka kroków. W odległości około siedmiu metrów od robota zobaczyłam, że patrzy na mnie jakby było mu przykro. Nie gonił mnie. Stanęłam normalnie i podeszłam trzy kroki bliżej.
-Nie idziesz?-zapytał cicho. Nie brzmiał kompletnie jak robot, ale jak normalny niedźwiedź.
-Wy nie chcecie nic mi zrobić?-stanęłam jeszcze bliżej.
-Po co mielibyśmy?-przybrał już normalny wyraz twarzy.-Nie ty pierwsza tak reagujesz, jak nas zobaczysz.
-A co w tamtym pokoju robił mój mały lisek?-zmieniłam temat.
-TWÓJ?!-mój rozmówca się ożywił.-TY JESTEŚ TA ANDREA? FOXY TAK SIĘ BAŁ, ŻE BĘDZIESZ ZŁA!
-W jakim sensie TA Andrea? Tak to jest moje imię..., ale odpowiedziałbyś mi co tam Foxy robił?-byłam trochę zbita z tropu.
-Poprosiliśmy go o pomoc. Rety, gdzie moje maniery!-złapał się za głowę.-Nazywam się Freddy Fazbear-powiedział uchylając kapelusza.
-Czekaj... to twoja restauracja? Od kiedy ludzie pozwalają robotom prowadzić samodzielnie restaurację?
-To nie do końca tak...Ale teraz choć ze mną!-pokazał łapą, żebym poszła za nim. Nie byłam do końca pewna, ale to zrobiłam.
**********************
Jeszce raz uściskałam Foxy'ego. Byłam mega szczęśliwa, że nic mu nie jest. Freddy stał oparty o ścianę i kręcił uśmiechnięty głową.
-Prawdziwa matka zawsze martwi się o swoje szczenię-zaśmiał się.
Przestałam zajmować się Foxy'm i popatrzyłam zdziwiona na miśka.
-Powiedziałem coś nie tak?-zapytał.
Wtedy przez następne drzwi weszła pani mecha kurczak. Jak zobaczyła mnie, to stanęła zasłaniając sobą drzwi.
-Spokojnie Chica...-uspokoił ją Freddy-Andrea już wie, że jest OK
-Na pewno?-zapytała. Ciekawie brzmiał jej głos.
-Na mur-beton!-zapewnił.
-Miło mi poznać-podała mi rękę.
-Nazywasz się Chicka?-uśmiechnęłam się.
-Tak.
Podszedł do nas Freddy
-Słońce wstaje-oznajmił.-Pewnie jesteś zmęczona. Kolejna nie przespana noc-zachichotał.
-Ostatni dzień spędziłaś w schowku na szczotki, a pół wcześniejszego na podłodze w pokoiku, a drugie pół na materacu...-urwała Chica
-Może pójdziesz spać?-zaproponował miś.
-Może mogłabym.... A co z Foxy'm?-zapytałam.
-Spokojnie, on to chyba się nigdy nie zmęczy... A tak w ogóle to dzieci lubią piratów-na to stwierdzenie kurczaka Foxy pokazał dumnie swój hak.
-Zanim zapytasz, to się prześpij... Następnym razem wszystko ci wyjaśnimy-zapewnił Freddy i zaprowadził mnie do tego samego pokoju, w którym się obudziłam drugiej nocy.
Tym razem było tu ładnie posprzątane i był kocyk. Ułożyłam się, a Freddy poszedł do innych robotów. Jeszcze zanim zasnęłam pomyślałam nad słowami miśka. Matka? Szczenię? Nie wiedziałam o co mu chodziło. Miałam nadzieję, że nowi znajomi mojego lisa wszystko mi wyjaśnią. Następnie po zobaczeniu pierwszego promienia słońca zamknęłam oczy i zasnęłam.
I tak minął wieczór i poranek-noc trzecia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz