- No to... Chodź za mną - uśmiechnąłem się i złapałem ją za łapę.
Doszliśmy do wzgórza, przy którym w dzień się sturlaliśmy w dół. Rozłożyłem kocyk i usiadłem na niego.
- No chodź... - odwróciłem się do Firnen.
Ta powoli usiadła koło mnie w pewnym odstępie. Szybko się do niej przesunąłem i otuliłem skrzydłem.
- Solaris... - zaśmiała się.
Uśmiechnąłem się i obserwowaliśmy gwiazdy. Nagle na niebie zaczęły pojawiać się fajerwerki. Piękne, większe, kolorowe, tryskające, pokazujące jakiś napis po wystrzeleniu. Różne. Potem wyczarowałem koszyk piknikowy z wieloma przysmakami. Truskawki w czekoladzie, pianki.
- Zatuczysz mnie - z jej buzi nie schodził uśmiech.
- A co jeśli powiem, że nie?- puściłem jej oczko.
Firnen mocno się zarumieniła i mnie przytuliła.
- Kocham cię -szepnąłem mnie do ucha.
Z podniecenia Firnen uścisnęła mnie mocniej.
- Ja ciebie też... - popatrzyła na mnie.
- Wcześniej cię nie dostrzegałem... Przepraszam, byłem samotny bo brakowało mi brata...
- Rozumiem cię - liznęła mnie w policzek.
- Osz ty...! - szturchnąłem ją lekko nosem w nos.
Tak spędziliśmy całą noc pod gwiazdami.
<Firniunieczek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz