Obudziłem się. Daisy też. Już nie było po niej ani śladu smutków. Byłem z siebie zadowolony. Lubię pomagać. Zwłaszcza waderom. A dodatkowo ta miała w sobie coś...
-Ach-rąbnąłem się pięścią w czoło.
-Co się dzieje?
-Nic nic-wstałem.-To co? Wracasz do swojej jaskini?
-Nie wiem w sumie...-zastanowiła się.
-Może bym cię odprowadził?-zaproponowałem.
-Jeśli chcesz-uśmiechnęła się.
Poszliśmy w stronę jej jaskini. Miałem ochotę jeszcze raz puknąć się w głowę. Jaki ja jestem głupi. Nie mogę lecieć na Daisy! Ona na pewno ma już jakiegoś swojego rycerza. Pewnie i tak uważa, że coś ze mną nie tak. Na co ja w ogóle liczę? Wreszcie dotarliśmy do jej jaskini.
-Do zobaczenia-mruknąłem.
-Do widzenia.
-Jakby co, to pamiętaj, że jak masz jakiś problem to daj znać...-powiedziałem.
-Będę-zaśmiała się.
-Spotkamy się jeszcze jutro? Fajnie jest z tobą.
O ja cię! Co ja zrobiłem! Chyba na za dużo sobie pozwalam... Bałem się jak Daisy zareaguje na taką śmiałość. Odwróciła się i już otworzyła pyszczek, żeby coś powiedzieć.
<Daisy? Ktoś Shero się ... wiesz ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz