Rankiem, gdy wstałem, rozejrzałem się po katakumbach. Nic nowego. Czaszki, woda, czaszki, korytarze, cele więzienne i nic więcej. Zwyczajne katakumby ''zwyczajnego'' wilka. Wyszedłem z jaskini i jak zwykle od rana spacerowałem lasem, by odwiedzić brata i się spytać na obowiązki na dzisiaj. Idąc ścieżką rozmyślałem o moich planach jeśli chodzi o przyszłość. Musiałem coś zmienić w życiu, aby jeden dzień nie był taki sam jak drugi.
- Toy Bonnie... Wiem że tam się ukrywasz - odwróciłem się.
Bonnie szedł za mną ze swoją gitarą.
- Ehh... - szepnął animatronowym głosem.
- Dobra, chodź. Nie możesz siedzieć całe dnie w jaskini... Sam...- uśmiechnąłem się.
Bonnie dobiegł do mnie i spacerowaliśmy sobie. Nagle zza krzaków wyszła Luna.
- O witaj Luna...! Jak pierwsza noc? - zapytałem.
- Dobrze... Tylko ktoś mi przeszkadzał ciągle...- powiedziała pod nosem.
- A kto taki?
- Już nic!- podniosła nerwowo głowę.
- To dobrze...- odwróciłem się w stronę Bonnie'ego.
Patrzył się na Lunę swoimi zielonymi przerażającymi oczyma.
- Eee...Bonnie? - stanąłem przed nim by się uspokoił. Lubił straszyć ale to było przesadą.
<Luna? sorry bez weny>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz