Obudziła mnie moja mama - Angel. Trochę trwało zanim uświadomiłam sobie o co chodzi. Dziś był mój pierwszy dzień szkoły. Trochę głupio, bo jest początek drugiego semestru i mam OGROMNE zaległości, ale trudno. Niestety nie ma takiej możliwości żebym nie chodziła do szkoły. Pocałowałam waderę w policzek i zjadłam śniadanie. Było dość wcześnie, więc uczyłam się latać. Skończyło się tym, że zawisłam na jednej łapie. Potem upadłam z hukiem, więc musiałam poleżeć z lodem. Była ósma dziesięć, kiedy przypomniałam sobie o transmutacji. - A co, jeśli mnie nie polubią? - Rzuciłam w pośpiechu biegnąc w stronę otwartej przestrzeni. Gdzieś tam znajdowała się szkoła.
- Na pewno sobie poradzisz! - Krzyknęła za mną.
Teraz musiałam tylko znaleźć szkołę i klasę.
Pięć minut po dzwonku. Wparowałam do klasy zdyszana. To była trzecia z kolei. Tym razem odpowiednia. Nie zwracając uwagi we wpatrzonych we mnie rówieśników zaczęłam się tłumaczyć ciągle łapiąc oddech. - Przepraszam, ja... zapomniałam o szkole... Tak jakby... Nie wiem co przerabiamy... Naprawdę...
- Dobrze, usiądź - Powiedziała nauczycielka. Dopiero teraz zauważyłam, że nie ma oczu. Uznałam, że lepiej o to nie pytać. Usiadłam w pustej ławce na końcu klasy. Cały czas ktoś patrzył na mnie ukradkiem. Słyszałam ich rozmowy i było mi trochę głupio. Odezwała się nauczycielka. - Witaj. Ty jesteś Berani, prawda? - odpowiedziałam jej skinieniem głowy - Ja mam na imię Bloody. Musisz nadrobić z materiałem. Dobrze. Przejdźmy do lekcji.
- Nie mam jeszcze podręczników proszę pani...
<Jakiś szczeniak? Bloody?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz