czwartek, 26 lutego 2015

Od Sunset

Nienawidzę wojen! Czułam się koszmarnie widząc jak wszyscy są ranieni. Mam 1'6 roku, ale nie powinno mnie tutaj być. Nie nadaję się na wojowniczkę. Kupiłam sobie jeden z mieczy, żeby czuć się bezpieczniej, bo nie mam specjalnych zdolności bitewnych. Jedyny raz kiedy walczyłam to było, gdy... nie ważne. Ale i tak wtedy nie byłam sobą. Wracając do tematu, trzymałam się z dala od frontu. Nie chciałam nikogo ranić, ani być zraniona, tak poza tym uważam że mamy przewagę liczebną nad tamtą watahą. To trochę nie fair. Co prawda tamta wataha zapracowała sobie na to klonując mojego Artemisia, ale nadal sądzę, że tak nie powinno być. Pewnie myślę tak bo jestem nader skora do pomocy innym. No cóż, nic na to nie poradzę. Spojrzałam na Artemiska, który powalił jakiegoś basiora i teraz szedł w moja stronę, żeby sprawdzić czy wszystko ze mną dobrze. Jaki on kochany! Po drodze odbił kilka strzał.
-Nic ci nie jest? Czemu jesteś z tyłu?
-Bo ja nie nadaję się do walki.
-Jesteś pewna? Jeżeli chcesz, to możesz dołączyć do reszty szczeniaków.
-Chyba tak zrobię.
Nagle zobaczyłam strzałę mknącą w stronę odwróconego Artemisa. Zanim zdążył odskoczyć, złapałam ją w magię dzięki telekinezie i rzuciłam nią w łucznika. Następnie teleportowałam się obok napastnika i wbiłam w niego miecz.
-Nikt nie będzie krzywdził Artemisia!!!
Zdziwiłam się co zrobiłam i wyciągnęłam broń z wilka. Przestraszyłam się, że teraz będzie próbował się odegrać, więc odrzuciłam go telekinezą jak najdalej ode mnie. Spojrzałam się na Arta.
-Jednak sobie radzisz -krzyknął Artemis i wbiegł z powrotem w wir walki.
Popatrzyłam na mieczyk, brudny od krwi. Trochę mnie zemdliło, ale za chwilę mi przeszło. Zamachnęłam się nim, ale mi upadł. Schyliłam się, żeby go podnieść i wtedy nad głową przeleciała mi włączona piła łańcuchowa wymachiwała przez Soul. Miałam szczęście, że nią nie dostałam. Podniosłam swój miecz i pobiegłam za Soul, która trafiła jakiegoś basiora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz