piątek, 27 lutego 2015

Od Addagion'a

Biegłem przez pole bitwy. Z daleka widziałem naszą Livię walczącą z czarnym basiorem. Już chciałem biec jej pomóc, ale na drodze stanął mi czerwony basior. Chciał już zadać mi cios, ale sypnąłem mu piaskiem w oczy. Krzyknął i zaczął je trzeć. Przyspieszyłem tępa i pomogłem Livii. Rzuciłem się na basiora i odrzuciłem go najdalej od Livii, a on odleciał na kilka metrów dalej. ''Balei!''- krzyknęła szara i mała wadera. Podobna do naszej Białej z watahy.
Wszystko było takie podobne.
- Dzięki Add - przytuliła mnie Livia.
- Nie ma za co! Bądź bardziej ostrożna  odwróciłem się, na mnie biegł czerwony wilk. Skrzywiłem się i szybko uderzyłem drania kosą(Zuko). Leżał na ziemi, jakieś wilki go otoczyły i zabrały do szpitala. Główny alfa wrogiej watahy leżał w szpitalu. A teraz ja, pobiegłem szukać innych ofiar. Przeskoczyłem kałużę krwi, chłopaki zniknęli mi z oczu.
- Gdzie ci debile się podziewają...- westchnąłem i zakryłem łapą twarz. Za każdym razem muszą gdzieś zniknąć!- pomyślałem.
Nagle dorwała się do mnie jakaś biała wadera- alfa WCN. 
- Nie za nudno pani na tej wojnie?!- prychnąłem.
- Akurat jest w sam raz!- zaśmiała się podle i poprawiła grzywkę.
- Aha... A może chciałabyś tak trochę ciosów kosą!?- krzyknąłem i zraniłem ją w szyję. 
Wadera padła na ziemię i krew zaczęła lecieć jej z ust. Straszny widok, ale cóż to wojna. To nie żadna herbatka z laleczkami, tylko wojna która wymaga przelanej krwi. Dałem jej jeszcze na koniec porządnego kopniaka, to już zupełnie zemdlała chyba. 
Uciekłem z zakrwawioną kosą dalej. Nie interesowało mnie nic oprócz biegających z piłą wilków i o Livię. Jest nieśmiertelna ale... Tak się o nią martwię... Jeszcze przypominała mi małą waderę z wilczej szkoły. Jednak musiałem się skupić na wojnie. Jak nie wojna to co? Klęska? Porażka? Przegrana?! Te słowa nie wchodzą w mój tok myślenia. Musimy wygrać, nawet podejmując okropną cenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz