Mój wzrok ciągle był wbity w miejsce, gdzie przed chwilą był Artemis. Wilki zebrane rozmawiały między sobą nerwowo. Stałam trochę daleko, ale dobrze widziałam co zaszło. Przecisnęłam się na przód i podbiegłam do Solarisa z pytaniem:
-Co teraz?
-Będzie wojna-odparł Alfa.
Po tych słowach powtórzył donośnym głosem, że wszyscy wojownicy i obrońcy mają być w gotowości, a pozostali bezzwłocznie udać się do jaskiń i pozostać tam. Wszyscy bez szemrania wypełnili rozkaz, ale ja jakoś nie miałam ochoty siedzieć i czekać podkulonym ogonem. Co prawda poszłam do jaskini, ale wymknęłam się z niej ostrożnie, żeby nie zauważyli mnie Tamorayn i Raven. Nie chciałam walczyć z Artemisem, bo to byłoby szaleństwo, ale chciałam chociaż dowiedzieć się co on zamierza z nami zrobić. Zanim jednak przekroczyłam próg jaskini ktoś złapał mnie za ogon. Mogłam się tego spodziewać, że Foxy nie zostawi mnie samej. Przyklękłam i szepnęłam mu:
-Nie możesz iść ze mną. To niebezpieczne...
Wtedy on tupnął i stanął obok mnie, niczym żołnierz gotowy do wymarszu. Westchnęłam i powiedziałam, że nie pozwolę mu iść. On zagwizdał i udał,że mnie nie słyszał. Chcąc, nie chcąc musiałam go wziąć ze sobą. Przemykaliśmy cicho między jaskiniami w stronę miejsca, gdzie mógł być - w stronę Lasu Widm . Gdyby nie walenie mojego serca oddech lisa wokoło panowałaby zupełna cisza. Po jakimś czasie jak już byliśmy w lesie dostrzegłam w oddali ciemną sylwetkę wilka. Zbliżaliśmy się. Pamiętałam, że nie powinno się tu wchodzić w nocy, ale miałam to w tych okolicznościach głęboko gdzieś. Wataha jest najważniejsza, pomyślałam. Wilczy cień nagle zniknął. Przystanęliśmy. Wokół nas rozległy się jakieś niezrozumiałe szepty. Po chwili coś rzuciło mną o drzewo. Nie straciłam przytomności, ale świat przez chwilę wirował jak na wietrze. Wśród tego chaosu barw dostrzegłam, że jakaś niewidzialna siła unosi w górę mojego towarzysza. Próbowałam wstać, ale coś trzymało mnie przy drzewie. Kiedy świat nabrał już kształtów dostrzegłam Artemisa. Wyglądał jak postać z koszmaru wzięta. Uśmiechał się złowieszczo ukazując ostre zęby. Foxy miotał się w powietrzu próbując uwolnić. Ścisnęłam ze złością zęby.
-Taka jesteś bojowa?-zapytał złośliwie wróg.
-Nie chcę z tobą walczyć... Co zrobisz z watahą?-rzuciłam.
-Nie twoja sprawa-burknął mierząc wzrokiem Foxy'ego.- Ale się rzuca.
-Myślę, że moja-odparłam poważnie.
-Jak taka jesteś ciekawa...-poczułam się jakby ktoś zaciskał łapę na mojej szyi pozbawiając mnie tchu.
Wtedy Foxy kompletnie mnie zaskoczył. Przybrał okropny wyraz mordki, wydał z siebie krzyk (swój znak firmowy), wydusił z siebie jakieś dziwnie dźwięki i słowo ,,NIE". Po tym odczepił sobie hak i rzucił nim w głowę Artemisa. W prawdzie nie uczyniło to mu większej szkody, ale rozkojarzył na tyle, że siła trzymająca mnie za szyję zniknęła. Zbliżył się ze złością na pysku do lisa, który ciągle zwisał w powietrzu.
-Ty mała ruda pokrako-wycedził.
Pewnie to byłby koniec mój i towarzysza, ale wtedy wyskoczył z między drzew Solaris.
<Solaris? Uratujesz nas? Możesz mnie zganić za głupotę>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz