Siedziałam u progu jaskini wpatrując się w srebrzysty księżyc. Chłodne powietrze delikatnie gładziło moje włosy. Spojrzałam na Deatha. Spał. Rozejrzałam się dookoła. Nie chciało mi się spać. Tak naprawdę, to nic nie chciało mi się robić. Mogłam tylko leżeć i patrzeć w gwiazdy. Po dłuższej chwili rozmyślania naszła mnie chęć przebiegnięcia się po terenach. Czasami miałam po prostu ochotę odciąć się od świata. W ten sposób też postąpiłam. Wybiegłam na zewnątrz. Unosiłam się lekko nad ziemią biegnąc szybko i bez wysiłku. Po chwili wyczułam kuszącą woń zwierzyny mającą swe źródło w pobliżu wrzosowej łąki. Skierowałam się w tamtym kierunku. Widziałam zarys kilku królików. Przyczaiłam się delikatnie stąpając łapami po gruncie. Nagle coś uderzyło mnie w bok - Uważaj jak chodzisz! - Ryknęłam
- Przepraszam, ja nie chciałem...- Był to szczeniak. W jego głosie słychać było, że mu przykro. Byłam głodna, ale pogodziłam się ze spłoszeniem mojej przekąski. Oczy przyzwyczaił się do ciemności i wyraźnie widziałam zarys Miranda. Teraz nasunęło mi się inne pytanie.
- A tak w ogóle, to co ty tu robisz o tej porze?
<Mir?Na fonie źle się pisze>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz