Jak słodko... te jego słówka. Za słodko... no, ale tak bywa jak się zakocha...
- Już próżnio powinniśmy już pójść- wzięłam torbę i zapakowałam pustą butelkę i pudełko.
- Co już.. nie możemy jeszcze posiedzieć?
- nie... nie możemy... od godziny powinnam być w domu- uśmiechałem się do siebie.
- no dobra a teraz co skodami?- zapytał Hoody pochodząc to krawędzi budynku.
- nie koniecznie- mruknęłam i popchałam go. Potem ja zrzuciłam się z wierzy...
-Co ty robisz?-wrzasną telepatycznie basior
- ja nic- uśmiechałem się do niego i rozwinęłam skrzydła. Złapałam go za łapy i w ostatniej chwili uniosłam do góry. Polecieliśmy tak na tereny watahy...
***
- Zgłupiałaś.... mogłaś mnie zabić!- machnęłam łapą
- oj tam nic się nie stało....
- Stać to się może zaraz... LUMIA!- odwróciłam się. Adresatem tych słów był... ech... Solar.
- Nie było cię w pracy... pamiętasz JESZCZE, że sprzedajesz w Magicznym Sklepie?! Jesteś tak nieodpowiedzialna by nie przyjść sobie i włóczyć się z jakimś Bisiorem?!- wychylił się za mnie.- o przepraszam przepraszam Hoodo... myślałem, że to kolejna przybłęda którą przyprowadziła Lumia...
- Cicho bądź – warknęłam.- To nie ważne...
- Nie ważne?
< Solaris?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz