Właśnie wypełniałem zwoje i podpisywałem ważne protokoły. Sojusze, nie sojusze. Problemy między członkami watahy i inne sprawy rozpisywałem na zwojach drogiego pergaminu. Nagle do pokoju w jaskini wpadł Tamorayn.
- Solaris! Musisz to zobaczyć! - krzyknął gasząc przy tym przypadkowo moją świecę.
- Co się dzieje? - wstałem na równe nogi.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Chodź! Musisz objaśnić wszystkim wilkom alarm! - krzyknął.
Wybiegliśmy z jaskini, i weszliśmy na najwyższy punkt w pobliżu.
- PATRZ! - wskazał łapą na księżyc.
- Nie musisz mnie dołować, że go wygoniłem - westchnąłem.
- NIE O TO CHODZI! PRZYJRZYJ się! - wrzasnął.
Ponownie popatrzyłem w bladą poświatę.
- O nie... - opuściłem uszy i zjeżyłem sierść.
- TAMORAYN, GDZIE ON JEST - w napadzie strachu złapałem go szybko za futro i przyłożyłem do drzewa.
- Ja nie wiem! Nie wiem od kiedy go tam nie ma! - odrzekł, puściłem go.
- Zwołaj wszystkich na zebranie pod Wielkim Drzewem, rozporządzamy alarm najgorszego stopnia!- dodałem i pobiegłem do jaskini rodziców.
- Mamo! Tato! - powiedziałem głośno, była dziesiąta, więc nie chciałem ich budzić tak by się przestraszyli.
- Co się dzieje? - z głębi wyszedł zaspany ojciec.
- Artemis'a nie ma! On uciekł! Spójrz! - wskazałem na księżyc.
Na to przyszła mama, co z strachem patrzyła na pustą lunarną pustynię.
- On może zrobić wszystko! Zwołujesz naradę? - odezwał się po chwili.
- Tak, mamo, pójdź do jaskini Livii i Lumii. One też muszą przyjść. My z tatą szybko polecimy pod Wielkie Drzewo by szybko wszystkich powiadomić!
- Niech będzie - i zniknęła w krzakach.
***
Dotarliśmy pod Wielkie Drzewo.
<ktosiek?>
PS. Możecie napisać że Artemis (Nightwolf Moon) się pojawi, ale wtedy tylko dajcie dokończyć Solarisowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz