- To… Było… SUPER! – krzyknęłam i zobaczyłam że potwór ryczy na drugiej stronie. Wypięłam tyłek w jego stronę, pokręciłam i zaczęłam tańczyć. – Oj, przepraszam, poniosło mnie – zarumieniłam się.
- Nie szkodzi, chodź – zaśmiał się i poszliśmy naprzód.
- Sonatan? Co z Morganem? –
- Poradzi sobie – zrobił grymas. Szliśmy tak po drugiej stronie wyspy.
- Trzeba będzie tam wrócić, chyba że zbudujemy tratwę –
- Tratwę.. – powiedział
Dziwnie się na niego popatrzyłam i poszliśmy dalej. – Hej! Co to? – podniosłam kartkę i dokładnie ją oglądnęłam z Sonatanem. – Jakaś… mapa – oglądnęłam się – Sonatan? Gdzie jesteś? –
- Tutaj! – był na palmie i jadł banany. Przewróciłam oczami.
- Weź ich trochę na później ok? –
- Okej – wziął kilka owoców i podszedł do mnie.
- Ciekawi mnie to, czemu nie mogłeś latać.. Hm.. – Nagle przed nami pokazał się jakiś basior. Był śnieżno- biały, na szyi posiadał kilka czerwonych piór, na ogonie była czaszka jakiegoś zwierzęcia a na medalionie na szyi była czaszka jakiegoś ptaka. Jego łapy zdobiła biżuteria a na jego sierści były namalowane znaki.
Patrzył się na nas. Sonatan postawił sierść i warknął.
- Nie szukam problemów – powiedział spokojnie.
- On mówi! Po naszemu! – ucieszyłam się.
- Szukasz czegoś? – spytał mój przyjaciel
- Jestem szamanem tego plemienia i myślę że mogę wam pomóc –
- Mógłbyś? – uśmiechnęłam się do basiora ciągle stojąc przy Sonatanie.
- Tak ale chcę coś w zamian – uśmiechnął się dziwnie
<Sonatan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz